Spis treści

    1. Antysemityzm: 1
    2. Córka: 1
    3. Duma: 1
    4. Honor: 1
    5. Interes: 1
    6. Kradzież: 1
    7. Kuszenie: 1
    8. Kłótnia: 1
    9. Mąż: 1
    10. Nauka: 1
    11. Obyczaje: 1
    12. Polityka: 1
    13. Pozycja społeczna: 1 2 3 4
    14. Praca: 1
    15. Proroctwo: 1
    16. Przemiana: 1
    17. Rosjanin: 1
    18. Seks: 1
    19. Sztuka: 1
    20. Tajemnica: 1
    21. Wychowanie: 1
    22. Żona: 1

    Uwspółcześnienia

    pisownia łączna / rozłączna: odrazu > od razu, nie wart > nie wart, nietylko > nie tylko, nie całe > niecałe, napewno > na pewno, wogóle > w ogóle, niema > nie ma; wprowadzono rozłączną pisownię cząstki -by po zaimkach, np. tybyś > ty byś, skądby > skąd by

    pisownia wielką / małą literą: żyd > Żyd, niemiec > Niemiec (i inne nacje); wprowadzono pisownię małą literą po dwukropku (Ale słuchaj: margrabina).

    pisownia joty: idjota > idiota, zorjentować > zorientować, autonomja > autonomia itp.

    pisownia poszczególnych wyrazów: bronzy > brązy, wytłomaczyć > wytłumaczyć.

    fleksja: mojem > moim, czem > czym.

    interpunkcja:

    usunięto przecinki po wyrażeniach typu „w dodatku”;

    usunięto przecinki w zestawieniach typu „chyba że”, „tylko że”;

    usunięto przecinki przed „jak” i „ niż” niewprowadzającymi zdania (Mówię ci[,] jak uczciwy człowiek; Wolę jednego gospodarza[,] niż dziesięciu);

    usunięto przecinki przed ”albo”;

    usunięto przecinki przed pauzą (np. Kto będzie bydło pasał, krowy doił, kartofle kopał [,] —);

    usunięto przecinek przed wyrażeniem porównawczym: Patrz tylko[,] jak ja;

    usunięto przecinek w wyrażeniu ”cicho[,] sza”;

    wstawiono przecinki przed „i” w wyliczeniach (np.: i mądry, i wykwalifikowany);

    wstawiono przecinki, żeby rozdzielić zdania złożone (Ma, na co zasłużył);

    wyodrębniono przecinkami wtrącenia (np. Ale skąd się, u licha, dowiedział?; A jak ma, jucha, dowody…);

    usunięto pauzę na końcu wypowiedzi (No, Francuzi, Anglicy, Niemcy. [—]);

    usunięto pauzę przed nawiasem ([—] (Jeszcze tylko ci, co byli zapisani. Jeden się nawet zrzekł))

    usunięto pauzę po dwukropku (Jeszcze: [—] „przedpotopowe pojęcia”)

    usunięto cudzysłów przy nazwie marki (Ergo)

    uzupełniono kropki na końcu zdania (np. Ale i Wyspiański niczego).

    w celu rozjaśnienia sensu wypowiedzi dwukropek w zdaniu „Bagatela: nawet nie całe pięćset” zamieniono na przecinek, a w zdaniu „No tak: z chłopcami” — na pauzę.

    Janusz KorczakBezwstydnie krótkie

    1

    a) Pisać? (szkoda czasu).

    2

    b) Czytać? (kino — kryzys książki).

    3

    c) Wydawca się krzywi (papier — druk).

    4

    d) Zresztą czytelnik sam

    5

    Bezwstydnie krótkie (nowele).


    6

    — Ależ to głupiec.

    7

    — Wiem.

    8

    — Nie ma żadnych kwalifikacji.

    9

    — Wiem.

    10

    — W dodatku niezupełnie, jakby to — no, niezupełnie pewny człowiek.

    11

    — Wiem.

    12

    — Takie odpowiedzialne stanowisko.

    13

    — A masz pan innego kandydata?

    14

    — Innego? — No przecie[1] — tak od razu — z miejsca.

    15

    — Aha: no to wiedz pan, że ze względów taktycznych, dla dobra stronnictwa, on musi tymczasem być i mądry, i wykwalifikowany, i najzupełniej pewny. — Tymczasem. Zobaczy się, co dalej.

    16

    — Chyba że tak.


    17

    — Mówię ci jak uczciwy człowiek: on niewart pomocy. Sam sobie winien. Mógł mieć. — No, ale jak się uparł, że mu nie wypada, to wybacz.

    18

    — No, ale tak go zostawić? On zawsze był przecie dziwak.

    19

    — Nie dziwak, ale dureń. Wiesz, co mi wtedy powiedział? „Ja kraść nie będę”. — Rozumiesz: wszyscy mogą, tylko nie on.

    20

    — Wiesz przecie: nigdy nie liczył się ze słowami.

    21

    — Ale ja się liczę i grosza mu nie pożyczę. Dosyć! Ma, na co zasłużył.


    22

    — Więc nie oddał?

    23

    — Lepiej jeszcze. Pożyczył znów 300 złotych.

    24

    — Idiota jesteś.

    25

    — Ależ poczekaj: jaka[2] ty w gorącej wodzie kąpana.

    26

    — No więc gadaj.

    27

    — Od razu ostro wsiadłem. A on: „czy się zapieram — jak tylko będę miał — jak będziesz w potrzebie, też pomogę”. I powiada: „napadłeś na mnie”.

    28

    — A ty?

    29

    — Mówię mu, że jak żyję, na nikogo nie napadałem, tylko żeby zwrócił. A on: „Pożycz mi jeszcze 300, to — już razem”.

    30

    — I pożyczyłeś?

    31

    — A co miałem robić? Mówił, że ma nóż na gardle.

    32

    — Idiota jesteś.

    33

    — Rzeczywiście. Ciekaw bardzo jestem, co ty byś na moim miejscu zrobiła? Miał nóż na gardle.


    34

    — Powiadam ci: boki zrywać.

    35

    — No, nie wierzę.

    36

    — Głupia jesteś. Wracam właśnie od nich.

    37

    — Ale skąd się, u licha, dowiedział?

    38

    — Ba. Kiedy dostał ostatni anonim, poleciał z nim do biura detektywów.

    39

    — Daj pokój[3], bo pęknę. Do biura detektywów? No i co?

    40

    — No nic. Powiedzieli, że tak. Więc naprzód[4] miał jego zastrzelić, potem siebie, siebie i ją, ją i siebie, a potem przebaczył.

    41

    — A ona?

    42

    — Ona mu przyrzekła, że ostatni raz.

    43

    — I uwierzył?

    44

    — Nie tylko on, ale ona, ona sama uwierzyła. I to jest najkomiczniejsze.

    45

    — Skąd wiesz?

    46

    — Mówiła mi. Wracam właśnie od nich. On zapłakany, ona zapłakana. Jak w romansie dla młodzieży.

    47

    — Co też to się dzieje na świecie.

    48

    — Pomyśl tylko: w dzisiejszych czasach… Idź do nich, przekonasz się… Warto!…


    49

    Seks— Zwyrodnienie? No dobrze. Niech sobie będzie zwyrodnienie. — Lesbijska? Dobrze. Niech będzie, jaka chce. Ale zlituj się, człowieku, ja się tylko pytam: czym? — No — czym? I jak ich dwie, to kto, jak? Musiałeś się przesłyszeć albo zażartowali z ciebie.


    50

    Kuszenie, Żona, Kradzież— To i ty kradnij.

    51

    — Nie umiem, Ewuniu. Ani ojciec, ani dziad.

    52

    — Spróbuj, Adasiu. Widzisz przecie. Czy ja wyrzucam pieniądze?

    53

    — A czyż ja mówię?

    54

    — Nie mogę końca z końcem. Życie brzydnie. Dzieciska się marnują. Spróbuj także. Dlaczego inni?

    55

    — Nie kuś mnie, kobieto… A jak jeszcze imię stracę? Pomyśl tylko: sąd — śledztwo — prokurator. — Pro-ku-ra-tor. Za nic.

    56

    — No nie. Ja tylko tak. Ślubowałam, to będę wierną[5] — choćbyś nawet tam i został do końca uczciwy. — No, uściśnij mnie. Przytul mnie przynajmniej, Adasiu. — Oooch, Boże!


    57

    Duma, Pozycja społeczna, Honor— Powiadam ci: tak spodlałem w tej naszej demokratycznej, tak do cna schamiałem, że jak mnie w tramwaju jaki obdartus albo Żyd potrąci — już nawet nie odczuwam potrzeby wyrżnięcia go w pysk. Rozumiesz: nawet potrzeby… Usunę się — i nic…


    58

    — A ty co?

    59

    — Ja? No powiedziałem jej, jak należy. Że jest żoną, matką. Do czego to podobne? Powiedziałem, że kobieta powinna się szanować. Że jeśli w rodzinie moralność już tego, to wszystko zginie. — Powiedziałem, że — bo ja tam pamiętam — do rozumu, do serca przemówiłem. Długo mówiłem.

    60

    — No, a ona?

    61

    — Powiada, że teraz taka moda, że wszystkie — kto ich tam zrozumie. Musi przecież coś wiedzieć, kiedy mówi. Teraz naprawdę trudno się dogadać. Tak się coś wszystko pokotłowało, pokiełbasiło po tych wojnach. Moda na zdradzanie. Pierwsze słyszę.


    62

    — To tak? Więc na to nasi bohaterowie krew przelewali, żebym w niemodnym kapeluszu chodziła? Na to zerwali kajdany, żeby żona urzędnika niepodległej w zeszłorocznych sukniach na pośmiewisko się wystawiała? Ty barbarzyńco, najeźdźco, ty okkupańcie[6]!


    63

    — Dlaczego wyraźnie nie powiedzą? To wolno, tego nie. Temu wolno, temu nie. Do wczoraj było wolno, od dziś nie. — Józef za to samo nic, a Karol w kozie. — Władek przed rokiem jeszcze nic, a Paweł już dziś w pace. — Franek we Lwowie nic, a Filipowi w Warszawie wytoczono sprawę. A potem się dziwią, że jest zastój. — Ludzie się boją, nie mogą się zorientować. — Nie każdy chce zaraz, żeby o nim gazety smarowały. Bo żeby choć pisać zabronili. Ale nie. Pierwszy lepszy pismak weźmie i dopiero będzie cię szkalował. A jak ma, jucha, dowody, to i sąd nie pomoże. Jakie sądy, taka to i cała… Nie darmo Niemcy — jakże to: „Polnische Bruderschaft”.


    64

    — Wiem — wszystko wiem. Ty mi kurierkową wiedzą nie zaimponujesz. — Tylko że dawniej kłanialiśmy się jednemu. Albo Niemcowi, albo Moskalowi. A teraz wszystkim: i Czech, i Moskal, i Niemiec, i Włoch, i Anglik, i Turek. Przecież nawet mamy posła w Palestynie też. — Ja bym tym parchulom posłów jeszcze opłacał. — Wolę jednego gospodarza niż dziesięciu. — Tak.

    65

    — Bój się Boga, przecież inni też.

    66

    — Kto: inni?

    67

    — No, Francuzi, Anglicy, Niemcy.

    68

    — Powiadasz, że inni? — Więc co z tego? Widocznie chcą. Widać im tak dobrze. A ja nie chcę — i basta. Basta — rozumiesz — baaaassssta!


    69

    — A czy czasem nie ona właśnie ukradła?

    70

    — Ależ sąsiedzie, co też sąsiad? Gdybyście widzieli, jak szukała. Łzy miała w oczach. — Musiałem ją uspokajać. — Mówi: „tak mi przykro, że akurat ze mną”.

    71

    — Może udawała?

    72

    — Cóż znowu. Najwyżej 20 lat — dziecko prawie. Skąd by taka przewrotność?

    73

    — Po nich wszystkiego się można spodziewać.

    74

    — Ja wiem. Ale nie ona. Tak się do mnie tuliła. „Wsią pachniesz” — mówi. — I w głowę — i w oko („w oczko”, mówi), i w twarz, i w szyję…

    75

    — Podejrzane, sąsiedzie. Przecież my już nie tacy młodzi.

    76

    — Mówiła, że młodych nie lubi, bo natrętni. Zresztą — 50 lat — to jeszcze nie tego — nie taki znów wiek!

    77

    — A ile było w portfelu?

    78

    — Bagatela, nawet nie całe pięćset.


    79

    — Sama nie wiem, jak to się stało. Zaraz na dworcu. Taki uprzejmy. Pyta się: do kogo, po co? Powiada, że trzeba być bardzo ostrożną. Aż żenująco usłużny. — Już nawet nie jak znajomy, ale — przyjaciel. — Ten kapelusz on mi właśnie doradził.

    80

    — Ale pomyśl: przecież to jednak okropne.

    81

    — Ja też mu tak powiedziałam. Bo trzeba ci wiedzieć, żem zaczęła[7] strasznie płakać, aż mnie wodą cucił. I tak właśnie mówię: „to przecież okropne”.

    82

    — A on?

    83

    — Tak się jakoś naiwnie uśmiechnął i mówi: „A cóż w tym złego, żeśmy wymienili kilka serdecznych wyrazów?”.

    84

    — Kilka — — serdecznych — — wyrazów? Dziwna doprawdy ta Warszawa. Trzeba się będzie wybrać.


    85

    Nauka, Pozycja społeczna— Dobrowolnie? — Nie. — Co to, to nie. Na kryminały dam, ale nie na szkoły. — Dosyć! — Żeby chamom do reszty we łbach poprzewracać. — Powszechne nauczanie! — A do gnoju, psi synu. — Kto będzie bydło pasał, krowy doił, kartofle kopał — profesory? — Seminaria, psiakrew: agitatorów tylko. — Widły, hyclu, nie gazetę. W pysk, nie wybory. — Ja mam do tego paskudztwa rękę przykładać? — Kryminał — i owszem, ale nie szkoły. — Na mnie możecie nie liczyć. — A ile wam tam brak jeszcze do tej waszej — szkoły?


    86

    — Mogą sobie, panie dzieju, robić, co chcą. I ludowładztwo, i żydowładztwo, nawet komuniści, owszem. — Mnie nic do tego. Mamy prezydenta, mamy ministrów, sejm. Płacą im: niech rządzą. Po mojemu głupio, ale trudno — widać tak ma być. — Ale na moich śmieciach: ja pan. I tu niech mi się nie wtrącają. Demokracja? — Dobrze. — Ale jeszcze nie u mnie. — Może ja głupi, może nie taki znów głupi. — Ale dopóki ja żyję… panie dzieju — niech oni mi swoich porządków — tu — nie — bo stracę wreszcie cierpliwość.


    87

    Kłótnia, Mąż— No już dobrze — dobrze. Zmarnowałem ci życie. Dobrze. Źle zrobiłaś, że wyszłaś za mnie. Dobrze. Jesteś nieszczęśliwa. Nie rozumiem ciebie[8]. Jestem egoista, tyran. Zgoda. — Ale musisz chyba przyznać, że zupa jest przydymiona?


    88

    — Jakże? Na wspólnika brać notorycznego złodzieja?

    89

    — Mój kochany, znam go lepiej niż ty. I mogę cię zapewnić, że nie tylko nie jest notoryczny, a właśnie[9] — wprost odwrotnie — to jest nieskazitelnie uczciwy złodziej. I właśnie takiego nam potrzeba. Nie wolno się do ludzi uprzedzać. A ty zaraz: notoryczny… Jak się chce robić interesy, nie można się bawić w grę słów… Notoryczny… Myślałby kto…


    90

    — Bo właściwie nawet nie wypada, żeby panna z dobrego domu urodziła nagle dziecko.

    91

    — Po pierwsze: nie nagle. A po drugie: po co zaraz dziecko? — W Paryżu jest doktór, który tam coś szczepi małpom i wcale dzieci nie mają. — Człowiek majętny, na stanowisku. — Dlaczego by nie miał pojechać z nią do Paryża? — A ja — będę się mogła nawet wystarać o paszport ulgowy. — Zobaczysz, że będzie dobrze.

    92

    — Boję ja się tego dobrego.


    93

    Tajemnica— Pan nie wierzysz? — I ja nie wierzyłem. — Ale są. — Wiem na pewno. — Już dawno. — Wtedy nazywali się — wolnomularze. — Tylko panie, ani słówka. Nie wolno o nich. Ani mru-mru. — Wszystko — oni. — Wojna — masoni. — Dolar — masoni. — Jakaś tam, panie, heca — masoni. Tylko, na miły Bóg, ani słowa, że ja to panu… Bo sprzątną… Uważasz pan? — Sprzątną bez pardonu. — I nikt się nie ośmieli nawet — dać znać do komisariatu. — Otrują i — cicho sza. Utopią — i sza. — Panie kochany, człowiekowi włosy dęba stają.

    94

    — Więc co robić?

    95

    — Nic. — Sza! Życie każdemu miłe.


    96

    Pozycja społeczna— Doprawdy — niesprawiedliwi jesteśmy. Że mogą się ubrać w brylanty, smacznie zjeść i siedzieć w loży — nawet tego im nie użyczyć? Toć oni, niebożęta, nic innego nie mają. — Zresztą: ich to tak jeszcze bawi.


    97

    Córka, Wychowanie, Przemiana, Praca, Obyczaje— No właśnie: wróciłam późno. Więc co? — Z chłopcami! — No tak — z chłopcami. — Dosyć tej opieki! — Bylem na czas przyszła do biura. — A mama mi może zabroni? — Jestem na posadzie. Jestem niezależna. — Może mam się kłaść do łóżka z kurami — z maszyną do pisania? Chce mnie mama wtrącić w perwersję? Dobre sobie. — — — Przestań się dąsać, matulu. — Jak będziesz grzeczna, i ciebie wprowadzę w świat.


    98

    Sztuka— Wyspiański? Owszem. Ale słuchaj: margrabina. Niewidoma córka. — I on się poświęcił. Potem ona go z takiego niebezpieczeństwa. A żebrak był spadkobiercą tego, co na galerach. — Spotkali się i dopiero zaczął ją całować. Takie piękne. — Płakałam. Śnił mi się. — Jaki szlachetny! — Bo gdyby nie (zapomniałam — jakieś takie włoskie imię), gdyby nie ten łotr, mogli się[10] jeszcze w pierwszym tomie pobrać. Tyle cierpieć: dwa tomy. — Ale i Wyspiański niczego.


    99

    — Ależ to oszustwo.

    100

    — Niech i tak będzie.

    101

    — Więc?

    102

    — Więc ideały, mój kochany, dobre dla pensjonarek. A ty jesteś przecież mężczyzną. W twoim wieku trzeba się już zacząć szanować. Nie wolno się kierować fantazjami.

    103

    — Więc mam okradać Polskę?

    104

    — A kto ją ma okradać, jeśli nie my? Wolisz może, żeby Żydzi?

    105

    — Ani my, ani oni.

    106

    — Dzieciak jesteś. Stary dzieciuch. Wstydź się.


    107

    — Powiadam mu: stać cię, to używaj. Pyta się — jak, co? Więc ja: wszystko. — Samochód — gramofon — kino — szampan — foxy[11] — jazzy[12] — czekolada — karty — troty[13] — filantropia — pijama[14] — zegar z dewizą złotą — obrazy ręczne — portrety olejne — bomboniery — bukiety — brązy — psy — kobiety. Co najdroższe! A on nie: mówi, że trzeba oszczędzać. No i leży. I gdybym go nie uprzedzał. Ale mówię: „Patrz tylko jak ja”. — No i co? — Ano nic. Ja mam, a on… Szkoda, bo dobry nawet, tylko lekkomyślny chłop. — Oszczędzał. — No i co? — A uprzedzałem — mówiłem.


    108

    Antysemityzm— Powiadasz: handel — Już myślałem nawet. — Ale patrz: przyjdzie ci Żyd i masz z nim jak równy z równym. Zacznie się z tobą targować. Powie, że drogo, że mu się nie podoba. A ty nic: przecie to klient. Musisz być dla niego uprzejmy. — No bo klient. — Zrozum tylko: nie wolno ci go wziąć za kark i na cztery wiatry. Nie wolno ci nawet tupnąć nogą i posłać do cholery. Ani: „parchu jeden”, ani „Żydzie parszywy”. Nic — kundman[15]. — Niee, to nie dla mnie. Już myślałem.


    109

    — Mylisz się, mój kochany. Wcale nie bankructwo. Nie płacę, bo nie mam. Jak będę miał, zapłacę. Bankructwo — to zupełnie co innego. — Bankrutują, proszę ja ciebie, Żydzi, bo na bankructwach zarabiają. Nie my.

    110

    — Ale ty przecież masz i nie płacisz?

    111

    — Przepraszam cię. Nie mogę w okresie ekonomicznego kryzysu zostawić siebie i rodziny bez grosza. To nie znaczy bankrutować. Nie mam na zapłacenie. To chyba wystarcza.


    112

    Interes— Wolę Żyda. Tak. Będę to głośno mówił. Niech wiedzą. Żyd zarobi, ale i mnie da. — Żyd za mądry, żeby puścić z torbą[16]. — Jeżeli oszuka, przynajmniej nawymyślam od złodziei — pijawek. — Nasz gorszy. — Okradnie, a ty milcz. — Jeszcze obrażony. — Nie wiem, czy mu za mało. Wygląda, że z łaski okradł. — Głośno będę. Kogo się mam bać? — Powiedział na dodatek, że nie mam głowy do interesów. — Ja nie, a on ma. Złodziej — szuja — mądrala. I co mu powiem: Żyd? — Nie. — Zaciśnij zęby i milcz. Ładne czasy…


    113

    Rosjanin— Wcale nie barbarzyńcy. Mieli kulturę. Pamiętasz polowanie z Francewym? Zwyczajny żandarm. A co za zakąski! Kawior łyżkami. Łosoś.

    114

    — No, nie żandarm. Pułkownik.

    115

    — Nawet, proszę cię, tylko podpułkownik. No — a żona Prykowa? Pamiętasz? Co tu gadać. — Nie było wcale tak źle. — Dopóki się w parlamenty nie zaczęli bawić. — Potem, rozumie się. — Ale w każdym razie nie to, co teraz.

    116

    — A w Rosji jak było?

    117

    — A co mnie to wtedy obchodziło? Żeby nawet ludożercy. Do nas przysyłali, co mieli najlepszego. — Rubel był rubel. Wiedziałeś, co masz. — A szaszłyk barani może zły? Daj ty mi spokój. Kultura była… A teraz?…


    118

    — Dopiero ja. — Wstaję i powiadam: „Proszę o głos”. — Uważasz: w kwestii formalnej. Musieli mi dać. Powiadam: „Panie przewodniczący, proszę poddać pod głosowanie mój wniosek”. — Od razu zrobiło się cicho. — Patrzą. — No i dopiero ja: „Proszę pod głosowanie mój wniosek, żeby przerwać dyskusję”. — Zaraz, proszę cię, głosowanie. — I przeszło. (Jeszcze tylko ci, co byli zapisani. Jeden się nawet zrzekł). — Gdyby nie ja, byliby całą noc. — Potem, proszę cię, do knajpy. — Zdrowie moje pili. — Owszem — bardzo… Nie można powiedzieć… I zarząd nawet owszem. — Nie, że mnie także, tylko w ogóle…


    119

    Pozycja społeczna— Taka scenka. — Przed kasą kolejową. — Tylko pan słuchaj. — Nic nie przesadzam. — Bilety kupują… Stoją: jakichś trzech obdartusów — młodzik — Żydówka — dopiero za nią kapitan wojsk polskich — Żyd — potem chłop, ksiądz, znów odrapaniec, za nim staruszka w żałobie i tak dalej. A milicjant stoi i pilnuje porządku. Żeby, broń Boże, nie inaczej, tylko właśnie tak. Mnie to niby nie obchodziło, bo ja przy innej kasie. Ale panie — jak w febrze. — No i co zrobić? — Nie mogę. — Wolę u siebie w domu. Wolę nie patrzeć. Żeby mnie ozłocili, więcej nie pojadę. — Brrr!


    120

    — On ma przekonania. Uważasz? Taki mleczak[17], smyk, gołowąs. Przekonania. Powiedział mi: „średniowiecze”. — Ja ci, kundlu, średniowiecze. — Uniwersytet! — Chcesz, dobrze. — Miej przekonania, kiedyś mądry. Ale ani szeląga. Precz z moich oczu! — Powiada, że trzeba szanować. — Nie on moje, tylko ja jego. — Szkoda, że kija nie miałem pod ręką. — Powiada jeszcze: „przesądy”. — Trzeba tylko było posłuchać. — Jak na wiecu. — Szkoda, że pasa nie miałem. Ja bym mu i przekonania, i średniowiecze, i przesądy. — Jeszcze: „przedpotopowe pojęcia”. — Już nie pamiętam nawet. — Ach, ty kundlu! — Nie mam syna. — Matka chce, to niech mu posyła. — Średniowiecze.


    121

    — Wczoraj mi jeszcze powiedział: „jak pana zostawiam w biurze, jestem spokojny”. No to chyba znaczy, że ma zaufanie, że nie jestem znów taki do niczego. — A dziś. — Nie wiem, co go ukąsiło. — I to źle, i to, i to. Jak na jakiego[18] parobka. — Chcę wytłumaczyć — gdzie tam — gorzej jeszcze. — Wreszcie powiada: „głupiec pan jesteś”. — Pomyślałem tylko: „gdybym był mądry, nie byłbym urzędnikiem”. — Eech, czego człowiek dla miłego chleba…


    122

    — Jak ja mogłam? Jak mogłam? Właściwie on nawet wyraźnie nie powiedział, że się ożeni. — Jeżeli kocha, powinien się ożenić. — Ale nie mówił. — A obojętny świat — tak jakby się nic nie stało. — Przechodnie chodzą po ulicy. — Tramwaje kursują. — Sklepy otwarte. — Dzieci idą do szkół. — No, a co zrobię, jeżeli nie przyjdzie? — Chyba powiem, że niegodziwiec. Ale jak mu znowu powiem, jeżeli nie przyjdzie? — Że też nie ma na całym świecie człowieka, którego się można poradzić.


    123

    Proroctwo— Słuchaj: jak ona wszystko prawdę. — Powiedziała, że nowina albo choroba. No i wiesz: Jadzia przecież. — Powiedziała, że jestem uczuciowa i wiele przecierpiałam. No wiesz: Kazik. Potem, że brunetka mi zazdrości, żebym się jej strzegła. (Antosia). Że blondyn mnie kocha — Powiedz tylko, skąd ona może tak wszystko wiedzieć?

    124

    — A o Bronku?

    125

    — Też. Trochę mniej wyraźnie, ale też. Powiedziała, że Kazik mnie oszukiwał, Józiek[19] kocha szczerze, a o Bronku — że niby owszem, ale nie tak znów bardzo: o dwie karty dopiero za Jóźkiem. — No i pomyśl: czy można nie wierzyć?


    126

    — Bezrobocie.

    127

    — Nie wierz. Kłamstwo. — Kto chce pracować — znajdzie.

    128

    — Samobójstwa.

    129

    — Kłamstwo. Symulanci — nie wierz.

    130

    — Drożyzna.

    131

    — Złoty gospodarczy się przystosuje.

    132

    — Fabryki zamykają.

    133

    — Na osiem godzin nie warto otwierać nawet. Mają rację.

    134

    — Podatki. Licytacje.

    135

    — Dla głupców. Nie jest tak źle. Nie wierz.


    136

    — Kto by się tego spodziewał?

    137

    — A ja dawno wiedziałem. — Spotyka mnie na ulicy i: „może papierosika?”. — Tknęło mnie, ale nic. A on wyjmuje Ergo. Nie, moja kochana, jak człowiek ma dzieci w szkołach, nie częstuje. — Ergo w dodatku.

    138

    — Oczy mi otworzyłeś. Teraz dopiero rozumiem. — Spotykam ją przed składem aptecznym. — Co — jak? — Musi wstąpić. — Dentosan. — I szczoteczkę do zębów.

    139

    — A widzisz. Życie nad stan. A teraz wpadli. I co?


    140

    — Po pierwsze: za wcześnie. Później — dobrze, ale nie od razu. Tymczasem autonomia. — Po drugie — nie socjaliści. — Moraczewski[20]! — Po trzecie — nie na Kijów, tylko od razu na Moskwę. Europa by pomogła. — I zgnieść! — Że Napoleon — to co? — On wtedy w jesionce, a my w kożuchach. — Nie zmarzlibyśmy. — Po czwarte — trzeba było — zamach stanu — dyktator — i za mordę!

    141

    — Mój kochany, i wielcy ludzie — błędy…

    142

    — Wielcy ludzie — błędy? No dobrze. Ale dlaczego my mamy cierpieć?


    143

    — Daj radca spokój.

    144

    Polityka— No — no. W dwadzieścia cztery godziny. — Niemcy — fora ze dwora — do faterlandu. — Żydy do Palestyny. — Litwini, Ukraińcy, cała ta zgraja — hajda — do bolszewickiego raju. — Poselstwa wszystkie i ambasady na złamanie łba[21] — owszem, z honorami — dyplomatycznie — manatki spakować — byle prędko. Zostajemy sami. Dopiero bym wtedy pogadał.

    145

    — I cóż by radca…

    146

    — Naprzód Sejm. Zaczynam od Sejmu. Po 50 na każdy zadek.

    147

    — Wszyscy?

    148

    — Co do jednego. Żadnych: prawica — lewica. Oni się tam już wszyscy zwąchali. Po 50 — i do domu — do pracy, darmozjady. — Potem związki i partie. Przywódcy — jeżeli nie byli w Sejmie, też po 50.

    149

    — Wszyscy?

    150

    — Taaak, równość! Załatwione! — Złodzieje i łapownicy — kula w łeb. Bez sądu. Na jednego naszego — ich dziesięciu.

    151

    — Kogo ich?

    152

    — Żydów, Niemców…

    153

    — Przecież ich już radca powysyłał.

    154

    — Nie. Złodzieje osobno. Majątki skonfiskować. Na skarb. Ani grosza nie podarować.

    155

    — I koniec?

    156

    — Nieee. Kabarety, kinematografy, manikury[22], dancingi, perfumerie — bo ja tam wiem co — wszystko bym pozamykał. — Potem dopiero kobiety. — Zawołałbym te wszystkie agarsony[23] — i żółte książki[24]. Tak. Albo się umyć, żadnych krótkich sukien, jedwabi, dekoltów. Albo — albo.

    157

    — A potem?

    158

    — Potem to bym już wiedział, co mam robić.

    159

    — No dobrze. A handel, przemysł?

    160

    — Aha, prawda. — Jakbym już zrobił porządek, dopiero wtedy pożyczka na inwestycje.

    161

    — A jakby nie dali?

    162

    — To nie. Bez łaski. Uruchomiłbym dopiero wszystko. Ustaliłbym kurs złotego. I wierzajcie[25] mi: dopiero wtedy zaczęliby nas szanować. Dopiero wtedy sami by prosili. Nie my do nich, a oni do nas.

    163

    — I Ameryka?

    164

    — I Ameryka. Im rynki potrzebniejsze niż nam.

    165

    — Bo ja wiem. Może radca… Ale nie w 24 godziny.

    166

    — A jak w tydzień, to źle? Przecież oni lata całe — te niedołęgi — safanduły — Grabscy[26] — Skrzyńscy[27] — lata całe — i co? Nic. — A można w tydzień. — Można!


    167

    — Myślicie, że ja już wcale? Tylko dom, dzieci, sieroty? A co się tyczy tego, to już nic? — Przepraszam. — Wiem, co się dzieje na świecie. — Widzę. — Zresztą codziennie kurierek. — Od deski do deski. — Nekrologi, wypadki, ogłoszenia — a nawet i wstępny niekiedy. — Więc wiem. — Bo nie wolno się zasklepiać. — Jestem okuran[28]. — Od deski do deski.


    168

    Mógłbym tak jeszcze długo.

    169

    Ale dosyć…

    170

    Kryzys — papier — czytelnik sam resztę w duszy dośpiewa…

    Pisałem w m.st. Warszawie. Sylwester 1925–1926 roku.

    Przypisy

    [1]

    przecie (daw.) — przecież. [przypis edytorski]

    [2]

    jaka — dziś popr.: jakaś. [przypis edytorski]

    [3]

    daj pokój — dziś popr.: daj spokój. [przypis edytorski]

    [4]

    naprzód — tu w znaczeniu: najpierw. [przypis edytorski]

    [5]

    będę wierną — dziś raczej: będę wierna. [przypis edytorski]

    [6]

    okkupańcie — zniekształcona (być może pod wpływem francuskiego occuper) forma słowa „okupant”. [przypis edytorski]

    [7]

    żem zaczęła — dziś raczej: że zaczęłam. [przypis edytorski]

    [8]

    nie rozumiem ciebie — dziś popr.: nie rozumiem cię. [przypis edytorski]

    [9]

    nie tylko nie jest notoryczny, a właśnie — dziś popr.: ale właśnie. [przypis edytorski]

    [10]

    gdyby nie ten łotr, mogli się — dziś popr.: mogliby się. [przypis edytorski]

    [11]

    fox, foks (daw.) — tu: fokstrot. [przypis edytorski]

    [12]

    jazzy — dziś: jazz. [przypis edytorski]

    [13]

    troty — niejasne; być może jest to druga część słowa „fokstroty”. [przypis edytorski]

    [14]

    pijama — dziś: piżama. [przypis edytorski]

    [15]

    kundman (daw.) — klient. [przypis edytorski]

    [16]

    puścić z torbą — dziś popr.: z torbami. [przypis edytorski]

    [17]

    mleczak — tu: młodzik. [przypis edytorski]

    [18]

    jakiego — dziś popr.: jakiegoś. [przypis edytorski]

    [19]

    Józiek — dziś. popr.: Józek. [przypis edytorski]

    [20]

    Moraczewski, Jędrzej (1870–1944) — działacz socjalistyczny, premier Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej (który m.in. przyznał prawo wyborcze kobietom), w latach 1919–1930 poseł na sejm. [przypis edytorski]

    [21]

    na złamanie łba — dziś: na złamanie karku. [przypis edytorski]

    [22]

    manikury — dziś popr.: manicure, manikiur. [przypis edytorski]

    [23]

    agarsony — prawdopodob. od fr. la garçonne: chłopczyca. [przypis edytorski]

    [24]

    żółta książka — tu: książeczka zdrowia dla prostytutki, forma rejestracji i kontroli pracownic seksualnych. [przypis edytorski]

    [25]

    wierzajcie (daw.) — wierzcie. [przypis edytorski]

    [26]

    Grabscy — prawdopodobnie chodzi tu o Władysława Grabskiego (1874–1938), wielokrotnego premiera i ministra skarbu w Polsce międzywojennej, autora reformy walutowej, choć w ówczesnym życiu politycznym brał udział również Stanisław Grabski (1871–1949), działacz socjalistyczny, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego (wycofał się po przewrocie majowym). [przypis edytorski]

    [27]

    Skrzyński, Aleksander (1882–1931) — w latach dwudziestych minister spraw zagranicznych i premier; po przewrocie majowym wycofał się z życia politycznego. [przypis edytorski]

    [28]

    okuran — z fr. au courant, tu: na bieżąco. [przypis edytorski]