1Ten spokój gdy zabiera je odma lub mocznica
Ich wilgotne do końca oczy zamiast mowy Los
krótki intensywny Pełen opowieści które potem
snujemy przez lata w ich zastępstwie Ach jaka
5to była łagodność Jakie zrozumienie Dzieciaki
na Twoim grzbiecie i nigdy najmniejszego
protestu żadnego warknięcia Szkoła tolerancji
dla niejednego z rodziców Wspólne lata jak w
starym dobrym małżeństwie A potem wszystko
10nagle Bez należytego pożegnania Wreszcie ostatnie
dotyki (sierść jeszcze wilgotna i prężna)
Chcielibyśmy wierzyć w istnienie Twej duszy
oraz w te łąki po których podobno ganiacie
swobodne I w nas jacy niegdyś też tam przyjdą
15Wyłonimy się zza łagodnego wzgórza w trawie po
kolana Czekając uklęknąwszy aż przybiegniecie
jak zwykle merdając ogonami i domagając się
pieszczot a także obowiązkowego ciasteczka Bo tak
długo nas nie było A przecież pamiętałyście co wieczór
20zwracając pyski ku zachodzącemu słońcu Z niemym
pytaniem: co ich powstrzymuje?