Jarosław KlejnockiElegia na śmierć szczegółów. Wiersze wybraneHybris
IV. Antynirwana
1Marcinowi
»Tak, przyznaję się. Omotał mnie wicher,
ten posłaniec chaosu. Tak, zdaję sobie
sprawę z własnej winy. Ale miłość nie
5zna granic. Jest jak tsunami. Łamie zapory.
Są jednak dni, gdy jestem niemal pewien, że
stałem się igrzyskiem demonów. Wtedy
pochylam głowę i dotykam piersi zaciśniętą
w pięść dłonią.
10Ale przecież piękno i dobro nie mogą być
dziełem ciemności. Na takie kuszenie nawet
On, Pan Błędu, Wielki Psuj, nie zyskałby
pozwolenia od Tego, który zgodził się na
próbę Hioba. Każdemu, bowiem, według
15możliwości jego. Chyba że mieli rację
Ariusz i Mani. Wtedy biada. Wtedy nie
ma ucieczki, ni usprawiedliwienia.
Jednak nie. To wszystko miało cel i otom
jest u celu. Wciąż w drodze do Damaszku,
20ale na rozstajach. Więc ulegam. Prowadź
mnie zatem, prowadź, zaranna gwiazdo. Daj
mi wytchnienie, górski potoku. Na tej drodze,
pełnej kamieni, potykam się. Ale czyż nie lepszy
wędrowiec od tego, który poniechał? Ufam, bo
25tylko to mi pozostało. Ocal mnie.*