Bożena Keff Nie jest gotowy Snajper (Poemat bez dedykacji) 1. Rano twoje mieszkanie jest gładkie i przewiane na wylot jak trupia czaszka. Okna bez zasłon, białe ściany, czarne kaloryfery na skrzynce od mleka nóż — jego czubek drażni suche powietrze. Miasto jest agresywne i bezwładne. Tłok w autobusach, na ulicach pustawo. Kawiarnie, kina, teatry o tej porze wykluczone. Fabryki nadal chcą jednej setnej tego, czym jesteśmy i prawie wszystkich sił. Kiedy wychodzisz do pracy, jest szarawa. Stoisz chwilę przed lustrem jako oficer c. k. armii: trochę tej śmierciopodobnej ironii, dystans, a jednak, co tu gadać: guziki, szabla, czako za którym stoi cesarstwo! I te oczy — piękne w których wszystko odbija się zrozumiane. Kiedy o tobie myślę wydaje mi się że siedzimy oparci o siebie plecami: blisko, rozlegle; patrzymy w przeciwne strony. Idziesz najdłuższą ulicą miasta; nad tobą wampirzy pazur skończoności. Piętrowo zbudowany świat który trzeba trzymać w garści więc trzymasz i on też nie puszcza. 2. Byliśmy na piwie, ty, ja i jeszcze kilka osób; w lustrze nad barem odbijała się zatłoczona ulica (godziny szczytu), każdy (młody) przechodzień jest możliwością jak otwarty, nieznany tunel. Pojawia się, jest, znika; przeczuwam, widzę, tracę — to wszystko działa jak środek pobudzający. — Do czego? — pyta ta dziewczyna. — Do czego? — powtarzasz — nie wiem, chciałbym zagrać Stawrogina. — Kochany — i nachyla się do ciebie trochę — ty za bardzo musujesz, szczęka kwadratowa, owszem, ale podgardle Erosa. Będziesz miał to, co ludzie mają; i wypijesz, ale za swoje, i czego jej oczy nie widzą, tego sercu nie żal, i choć lepszy, ale masz gorzej! Sam sobie wypłacisz a synka nazwiesz Nicolas! Z domu zadzwonił do niej. — Teraz właśnie cię kocham — powiedziała tak jakoś grzecznie, że miałoby się ochotę przejść w twardych butach po szkle, niech pryska, trzeszczy, pęka. Och, uwyraźnić się, odbić! Od czego? Od kogo! Poustawiał szachy żeby zagrać ze sobą myśląc jednocześnie: nie warto, nie ma demona, nie ma mocy z którą można by zagrać o wszystko, jestem sam. Sam samotnie idąc pod górę osuwającego się lodowca. Byle się ruszało. Wziął proszek od bólu głowy, zaparzył sobie kawy, włączył radio, chórek śpiewał: *Jego rachunki są jakby nie jego* *chociaż się zgadzają* *cele które ma na muszce* *zostaną strącone* *wypłaci sobie sprawiedliwie* *ale niemożliwie* *ale niemożliwie.* 3. Kiedyś, opowiadałeś, poszedłeś odwiedzić dziecko sąsiadki, które nie jest w porządku z głową. Matka dziewczynki czekała na ciebie, czytając w kuchni książkę. Mała była w brzydkich granatowych spodniach i szarym sweterku. Przyniosłeś jej książkę z obrazkami, wzięła ją i schowała do łóżka, pod kołdrę. Bawiliście się budując wieżę z klocków. Wspaniale; jest dzika i bezbronna jak goły nerw wypuszczony w świat. Pije ciebie, tonie — ale nie przepada. Żyje w nieukojonym i bezkarnym strachu, zapada we wszystko ale zostaje w sobie. Jest doskonała, skończona na zewnątrz niej jest dalej ona, a w niej dalej świat. — Może pan zostanie jeszcze? — pyta jej matka, kiedy mała leży już w łóżku. Stoi w drzwiach kuchni, za nią odrzucająca, zmartwiała przestrzeń mieszkania. I tak co wieczór ciągle, bez zmiany. 4. Śniło ci się że siedzisz na blacie długiego stołu w jakiejś kuchni w starej czynszowej kamienicy. Na zewnątrz i wewnątrz to samo ciemne, przygnębiające światło. Jest zmierzch, okno wychodzi na podwórze-studnię. Niżej, w przeciwległej części domu, ktoś stary (nie widać: kobieta czy mężczyzna) siedząc przy parapecie pije łyżeczką herbatę. Wyżej niebieskie światło telewizora w pustym ciemnym pokoju. Naprzeciw w drzwiach między kuchnią a nieoświetlonym korytarzem rozmawiają, oparte o framugi drzwi, starsza kobieta i młoda Cyganka w różowej połyskującej spódnicy. Ale za nimi nie ma korytarza. Widzisz to nagle: tam nic nie ma. Wszystko jednowymiarowe: ten dom, podwórze, ludzie. I czujesz, jakby ktoś obcy, spoza snu zaznaczył gwoździem to miejsce, w którym jesteś. To ukłucie przebija tak mocno że twoje życie stanęło w tobie, dławiąc. Z jakimiś zanikającymi strzępkami myśli, obrazów: matka, ojciec, ona i tamta, i znajomi, jakiś lęk jakaś zapomniana satysfakcja — to wszystko z gorzkim smakiem, w gorączce, w zdrętwiałym ciele trzeba się ruszyć spieszyć działać — ale nie poruszyło cię. Jest źle i czujesz płytką rozpacz w której nie sposób się zanurzyć, przebić stwardniałej powierzchni. Ani płakać, ani zawyć. I pojmujesz nagle że to już wieczność że to już po śmierci. 5. Zabłysnął niebieski ekran telewizora — co widzę?! Na dachu wieżowca pod chłodnym rozpędzonym niebem leży snajper. Zamknięty w wewnętrznym kręgu skupienia i ciszy. W wizjerze układa się przestrzeń, obraz nachodzi na rzeczy, oddech uspokaja ciało. Organiczny karabin Superego Lux jest świetliście bliski, od czarnej oksydowanej lufy przez ciemne wnętrze do chłodnej, przylegającej kolby — i tam gdzie twój palec leży leciutko zagięty we wklęśnięciu spustu; wszystko gotowe. A on kładzie głowę w zagięciu łokcia, zamyka oczy; lepiej by było teraz być młodym, umierającym dowódcą: spieczone wargi, skrwawione bandaże; otoczony milczeniem żołnierzy, wśród ostatnich strzałów, rozwiewającego się dymu szuka spojrzeniem swojego zastępcy, silnego jak byk, wrażliwego jak nawiedzone dziecko. — Więc ostatecznie, czy chcesz — pytam go — żebym ten fragmentaryczny, być może, poemat dedykowała tobie? — Nie — powiedziałeś — tylko bez dedykacji. 1975–1980 ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/keff-snajper-poemat-bez-dedykacji. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Bożena Keff, Nie jest gotowy, OPEN Wydawnictwo Naukowe i Literackie, Warszawa 2000. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł, Jan Szejko.