Spis treści

      Bożena KeffNie jest gotowyShow poezji koreańskiej

      1

      (Zasypiam na podłodze, na dywanie, przede mną stoi mały przenośny telewizor. Przez półsen dociera do mnie zapowiedź: zaraz będzie show poezji koreańskiej. Chcę to zobaczyć, otwieram oczy).

      2

      Partyzanci schodzą z gór. Prowadzi ich, skacząc po kamykach, młoda kobieta z długimi, zupełnie białymi włosami.

      3

      W mieście marszałek robi przegląd swoich wojsk: ma twardą szczękę i lisio-boczne spojrzenie. Widziany z góry, jest jedyną poruszającą się postacią pomiędzy nieruchomymi szeregami.

      4

      Przestronne, pustawe miasto — to stolica. Niedaleko rezydencji marszałka urządzono ogromny targ.

      5

      To z okazji zawieszenia broni pomiędzy siłami marszałka a partyzantami białowłosej księżniczki, która już jako dziecko została uznana za symbol oporu i sprawiedliwości. Jest święto, dzień wytchnienia. Od wszystkiego.

      6

      Na placu stoją setki budek i kramów. Przyjechali ludzie ze wszystkich stron kraju, można dostać owoce i jarzyny z południa i z zajętej przez partyzantów północy. Można kupić ryby, ubrania, tkaniny. Z kociołków na kółkach sprzedawcy nalewają do miseczek ostrej, gorącej zupy z wodorostami.

      7

      Szczupły student, który kupił tłustego karpia, mówi poprawiając na nosie okulary:

      Jakiś lżejszy jest dziś uchwyt życia
      — zupa rybna na kolację — owszem
      ale potem
      oko ugotowane
      kiedy po niebie płynie księżyc…
      8

      Wymienia karpia na dynię i woreczek fasoli i znika między ludźmi.

      9

      Koło masarza staje starszy mężczyzna. Ma twardą szczękę, lisio-boczne spojrzenie i prosi:

      Daj mi kawałek kiełbasy. Jestem emerytem
      i nie stać mnie na taki wydatek. O, tłuszcz,
      tkanka — to wspomaga podniesienie ducha.
      10

      Masarz daje mu pęto kiełbasy i emeryt odgryzając po kawałku odjeżdża, gwiżdżąc jak lokomotywa.

      11

      Między straganami z koszami, matami i wyplatanymi meblami przemyka młoda dziewczyna o zupełnie białych włosach i czarnych brwiach, ukośnych jak piorun. Dostrzegła wreszcie niebieską kurę, której wszędzie szukała. Wyciąga pieniądze z kieszeni szarych, luźnych spodni i bez pytania daje sprzedawczyni, która patrzy na nią ze zrozumieniem i mówi:

      To przestwór nie-udomowiony.
      12

      Księżniczka przysiada na wolnym skrawku trawy obok i wkłada kurze do gardła czarną oliwkę. Przygląda się temu dziewczynka, która, podobnie jak księżniczka, nosi szare wypchane spodnie, a do nich bluzeczkę w niebieskie groszki.

      13

      Księżniczka wyjaśnia jej:

      Opuszczam
      swoją i waszą udrękę
      i dwudopływową Biblię, królową rzek polskich.
      Niech i dla mnie
      otworzy swoje bramy Imigration OJJice!
      Dorosłam już i chcę jeszcze
      pożyć i umrzeć
      osobiście.
      14

      Kura rośnie i rośnie. Jest już wyższa niż człowiek, wystaje ponad budki. Księżniczka jej dosiada, a kura podskakuje i rozkłada wielkie błękitne skrzydła. Nikt nie zwraca na to uwagi, nikt niczego nie dostrzega oprócz marszałka-lokomotywy-emeryta, który nadjeżdża krzycząc:

      A ja, twój stary ojciec? Czy się odważysz
      opuścić mnie w biedzie i w starości?
      15

      Księżniczka na to nic.

      16

      Marszałek usiłuje złapać kurę za skrzydło i krzyczy dalej:

      Czy nie żal ci twoich partyzantów
      czy ten kraj już cię nie chwyta za serce?
      17

      Księżniczka odpowiada, pochylając się z wysokiego grzbietu kury:

      Mam serce zdarte od wrzasku.
      18

      Kura odbija się od ziemi i startuje. Z początku leci jak przeciążony balon, opadając gwałtownie i tracąc równowagę, ale potem unosi się coraz wyżej i swobodniej.

      19

      Zaczyna się ściemniać. Wczesne popołudnie przemienia się gwałtownie w burzowy wieczór. Zrywa się wiatr, ludzie zwijają kramy, pakują towar. Błyska, a nad placem zawisają granatowe chmury.

      20

      Na tarasie swojej rezydencji stoi marszałek-lokomotywa-emeryt i patrzy w niebo, czekając kiedy pioruny i gwałtowny deszcz zawrócą z drogi księżniczkę. Ale kury nie widać. Już nie wróci. To przestwór nie-udomowiony.

      21

      Marszałek-lokomotywa-emeryt oparty o balustradę tarasu rzuca za księżniczką przekleństwo w stronę głębokiego i błyskającego nieba:

      Lawo płynna! Obyś
      nigdzie
      nie mogła ostygnąć ni skrzepnąć!

      1975