Keff, Bożena Czwarta panna Brönte Kozioł, Paweł Kopeć, Aleksandra Choromańska, Paulina Szejko, Jan Fundacja Nowoczesna Polska Współczesność Liryka Wiersz Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/keff-czwarta-panna-bronte Bożena Keff, Nie jest gotowy, OPEN Wydawnictwo Naukowe i Literackie, Warszawa 2000. Licencja Wolnej Sztuki 1.3 http://artlibre.org/licence/lal/pl/ xml text text 2017-07-26 pol https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5783.jpg Dripping, dion gillard@Flickr, CC BY 2.0 http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5783 Bożena Keff Nie jest gotowy Czwarta panna Brönte Kiedy wracam z plaży do tego domu na wzgórzu/ gdzie wynajmuję pokój, więc kiedy/ idę lasem pod górę, tak mnie niepokoi szybkość/ z jaką wszystko ciemnieje, że przyspieszam, żeby ją wyprzedzić/ i wtedy też ona czwarta panna Brönte (czwarta z tych piszących)/ coraz szybciej wspina się na wrzosowisko; tak gwałtownie/ się ściemnia, serce jej się tłucze z obawy/ że ją wchłonie ta równomiernie kładąca się szarość, zatopi bez śladu/ w garści trzyma brzeg mokrej od rosy sukni i płóciennej halki ---/ aż staje przed domem z jasnego kamienia, w oknach zbawcze światło/ nie wie, że tam mieszka młody wydawca z Yorkshire; O, tak, on mówi, wydam, wszystko wydam; ona się przy nim czuje/ jakby się wydostała z gmatwaniny kosmicznych i ludzkich/ przypadków, on --- jak odnaleziony;/ spędzają trzy oniemiałe dni, a potem latami/ żyją w radosnym zdziwieniu; Drzewa zamknęły za nimi gałęzie i zostali w lesie/ mieszkają w szałasie z psem, który nie szczeka, żeby nie zakłócać ciszy/ gdy dwa nasłuchiwania słyszą się nawzajem; przyjaciółko, mówi,/ w dzień i w nocy płyń pod płonącym żaglem; przyjacielu, powiada,/ w dzień i w nocy oczekuj mnie, płynę --- W wiele lat później od dawna samotna panna Brönte/ autorka powieści oraz poematów/ zza okna restauracji, w której je pizzę z pieczarkami/ obserwuje ulicę Londynu; tyle powozów, spieszą gdzieś posłańcy/ uwija się gazeciarz, blask gazowych latarni/ miękko odbija od matowego półmroku wieczoru, na piętrach/ okna przyćmione jak chińskie lampiony, jeszcze wyżej/ niebo --- zaskakująco jasne ponad mrokami ulicy; odwieczna/ pora niepokoju oswojona w mieście ---/ a jednak od razu dostrzega go, widzi/ jak się wyłania spomiędzy żywych, z powietrza, z ruchu:/ całkowicie nieobecny, jakby z najgłębszego/ bezwładu tego świata, z dna; nie było nic wspólnego między nim/ a tym dniem z jego wczesnojesienną pogodą/ z zacisznymi bladożółtymi sferami tworzonymi przez światło i liście/ i sucho-gorzkim, odrobinę mglistym zapachem/ nic wspólnego z nocą, kiedy się jej śni;/ --- Dla ciebie przebyłem oceany czasu --- powiedziałby/ z uwagą patrząc ponad kobaltowym szkłem okularów/ które filtrują światło żywych; Tristan, duch wspólnika;/ o, jakie ubóstwo, jaka nędza, nie jest nawet upiorem/ niczego nie przebył, nie ma go, nie może/ nie jest panem swojego nieistnienia/ odwrotnie odwrotnie; i kiedy drzewa zamknęły za nią gałęzie i została w lesie/ bez latarń, które dają blask dojścia tej porze odejścia,/ panna Brönte rzuciła się przed siebie, biegła i biegła drąc suknię/ okrzaki; tak szybko się ściemnia i serce jej się tłucze/ ta równo kładąca się ciemność wchłonie ją, zatopi ---/ aż dobiegła do murowanego domu, zbawcze światło w oknie/ nie wie, że tam mieszka dobra kobieta, podobnie jak ona pisarka/ pani Eliza Orzeszko. Drzwi się za nimi zamknęły i spędziły trzy wspaniałe dni/ panna Brönte opowiedziała starszej (to znaczy: młodszej) pisarce/ że nie rozumie, dlaczego stan idealny także ulega/ entropii, logika uczy inaczej, a potem rodzą się upiory (albo tylko duchy)/ które się jednak kocha. --- To wszystko z nadmiaru --- powiada pani Eliza./ --- Raczej z niedomiaru --- mówi panna Brönte --- z niedostatku wyobraźni/ stwórcy, natury albo ewolucji niedostosowanych w ogóle/ do umysłu człowieka./ W swoim towarzystwie odnajdują spokój/ i pewne duchowo-zmysłowe doznania, o których napiszą za sto lat/ mniej więcej. Obie tworzą, wieczorami wychodzą nad rzekę patrzeć/ jak za jej trzecim zakrętem ginie słońce, dla obu ojczyste./ --- Chcę zostać ---/ mówi panna Brönte. --- Chcę być z tobą, Elizo. --- Niestety, przyjaciółko/ --- powiada pani Orzeszko i gładzi jej ciemne loki (czy mówiłam,/ że ma ciemne loki? ) --- to słońce, na które patrzymy/ zaszło jakieś sto lat temu i ja także jestem już miniona./ Cóż tu pomoże rozpacz, wobec faktów/ można sobie rozpaczać; idzie jednak o to, że ona/ nie rozumie w ogóle, jak jest możliwa przeszłość, w zasadzie nie wierzy/ w istnienie ludzi żyjących dawniej niż przed narodzeniem/ jej własnych rodziców, dalej pustka ---/ nie w sensie faktów, bo to/ da się pojąć, ale aktualności, trwania; bo jak jest możliwy/ 16 sierpnia sprzed stu lat, nie sam dzień, ale jego/ aktualność? Tamten wschód słońca, światło na kołdrze Elizy/ jej woda w misce, ucisk jej gorsetu i świeżo wyprasowana bielizna/ pachnąca gorącym metalem żelazka, popołudniowy ból/ głowy, przyjemność pisania, ciągnięcia liter/ po gładkim papierze, taki ruch ręki przy w, a taki przy e,/ a nie fakt polegający na tym, co jest zapisane;/ jak to jest możliwe gdzie to jest jak znika ---/ --- Czy jestem upiorem --- pyta panna Brönte --- czy sama nawiedzam/ przestrzenie własnej wieczności, jak duch;/ ciągle przebywam oceany czasu/ ale z nich się nie można przedostać/ na jakiś ląd --- Z okna pokoju widzę teraz morze, oddycha spokojnie/ nad nim całe miasto obłoków: granaty grafity wrzosy róże żółcie/ i wielka pręga słońca po wodzie;/ jest 17 sierpnia 2010, na imię mam Marta/ i aktualnie jest jeszcze niedziela --- wrzesień 1998 Podziękowania dla Josepha Bediera, autora Tristana i Izoldy, oraz dla Francisa Forda Coppoli, reżysera filmu Dracula wg Brama Stokera.