Horacy Ars poetica List do Pizonów tłum. Marceli Motty Gdyby nam malarz chciał ludzką głowę na końskim osadzić karku i upstrzyć różnymi pióry, tak zewsząd zebrane członki spajając, ażeby śliczna u góry niewiasta szpetnie u dołu się czarnym ryby ogonem kończyła, czyż moglibyście, ten obraz widząc, od śmiechu się wstrzymać? Wierzcie, Pizony! Do tego nader podobnym obrazu będzie to dzieło, którego będą się marne pomysły, jak sny chorych, tak tworzyć, żadna iż postać mieć własnej głowy ni nogi nie będzie. Wszakże poeta i malarz równe od wieków miał prawo puszczać się zgoła na wszystko; wiem i przyznając tę wolność, chciałbym z niej także korzystać, lecz nie w tym stopniu, by łączyć skromne ze srogim, by spajać ptaki z wężami pospołem, albo z tygrysem jagniątko. Nieraz w poważnych, na wielkość zakrawających utworach szmat purpurowy zobaczysz jeden i drugi przyszyty, aby z daleka już świecił; otóż ci gaik lub ołtarz Diany opiszą, lub kręty strumień po miłych spieszący niwach, lub Renu szerokie nurty i tęczę deszczową;… ślicznie!… lecz wcale nie w swoim miejscu!… A może potrafisz cyprys przedstawić?… I na cóż, jeśli malujesz biedaka, co z rozbitego okrętu goły wypłynął!… Amforęś zaczął, a czemu, z bieżącym kołem, podnosi się garnek? Wreszcie we wszystkim przynajmniej jedność, prostota niech będzie. Zwodzą nas, wieszczów najczęściej (ojcze i ojca takiego godni synowie!) pozory prawdy. Ot, ciemnym się staję, chcąc być zwięzłym; szukając lekkiej ogłady, wnet tracę siły i zapał; nadętym będzie, kto szczytnym być pragnął, nazbyt ostrożny po ziemi pełza, lękając się burzy, a kto rozrzutnie w swym dziele rozmaitością szafuje, ten tam w lesie delfina, w morzu odyńca dorobi. Błędu się strzegąc, wpadamy w wadę, gdy nie ma poczucia sztuki. W bliskości Emila szkoły jest rzeźbiarz, jedyny do wyrabiania paznokci z spiżu i włosów cieniutkich, lecz mu się żaden nie uda posąg; całości utworzyć bowiem nie umie. Ot, takim, gdybym miał zamiar coś zrobić, być nie chciałbym, jak nie chcę nosa krzywego, chociażby czarne me oczy i czarne włosy uwagę zwracały… Wy, pisarze, obierzcie przedmiot, któremu sprostają siły wasze; co barki dźwigną, a czego nie mogą, pilnie rozważcie! Kto przedmiot obrał do sił swych stosowny, tego wymowa i jasny rzeczy porządek nie zdradzą; to też zaiste zaletą będzie i wdziękiem porządku, żeby już teraz powiedział wszystko, co teraz ma mówić, wiele zaś rzeczy na później schował, a teraz opuścił, w jednym się kochał, a drugim gardził poeta, co wiersze swe zapowiada. Ostrożnie, przy tym subtelnie, twe słowa łącząc, potrafisz wybornie nieraz przemówić, gdy zręcznym już przestarzałe wyrazy związkiem odświeżysz. Gdyć przyjdzie, może potrafisz wyrazy starym Cetegom nieznane stworzyć, a czyniąc to skromnie, wszelką w tym wolność uzyskasz. Znajdą przyjęcie wyrazy nowe i świeżo ukute, jeśli w niewielkiej ilości z greckich je źródeł dobędziesz. Czemuż co Stacjusz i Plautus czynić mógł, teraz by w wierszach Wirgil i Warius nie mogli? Jeśli choć trochę bym zyskać zdołał, to czemu zazdroszczą wszyscy, a Kato i Ennius mogli, bogacąc ojczysty język, nadawać przedmiotom nowe nazwiska. I było wolno i będzie przeć' zawsze naznaczone dzisiejszym piętnem wyrazy nam tworzyć. Jako przy schyłku gdy roku liście zmieniają się w lasach, stare spadają, tak giną rody wiekowych wyrazów, świeżo powstałe, jak młodzież, kwitną i pełne są siły. My i wszystko, co nasze, śmierci ulegniem… czy Neptun w ląd wpuszczony (królewskie dzieło!) od wiatrów północnych chroni okręty, czy bagno z dawna niepłodne już słucha wioseł i żywi sąsiednie miasta, i ciężki pług dźwiga, czy tam potoki musiały zmienić bieg zgubny dla żniwa, gdy im wskazano kierunek lepszy, te dzieła zaginą; czyżby więc słowa pozostać miały w zaszczytach i łaskach wiecznie? Odrodzi się mnóstwo tych, co zginęły, a zginą te, co teraz w poszanie, jeśli tak zechce ów zwyczaj, który rozstrzyga i sądzi, prawa nadając językom… Czyny i królów i wodzów, przy tym i wojny żałobne w jakich to rytmach opiewać można, pokazał nam Homer. Skargi ujęto najpierwej w wiersze nierówno spojone, potem miłosne pragnienia, które do celu dobiegły, kto zaś tam pierwszy w świat puścił skromną elegię, to sprzeczka w świecie uczonym i żaden wyrok dotychczas nie zapadł. W szale Archiloch właściwym sobie uzbroił się jambem; sztuka komiczna z poważną wzięła tragedią tę miarę odpowiednią rozmowie, wrzaski ludowe mogącą przemóc, stworzoną, by jasno osób działanie przedstawić… Fletniom pozwala Muza bogów i boskich potomków, i zapaśników zwycięstwa, konia, co w walce był pierwszy, troski młodzieńców opiewać oraz swobodę przy winie… Na cóż mnie zowią poetą, jeśli nie zdołam, nie umiem naznaczonej zachować dziełom odmiany i barwy? Czemu, niż uczyć się, wolę z wstydu głupiego nic nie znać?… Przedmiot komiczny się nie da w wierszach tragicznych przedstawić, również Tyesta oburza się uczta, wierszem gdy godnym gawędki, niemal komedii, ktoś zacznie ją opowiadać na scenie. Niech przyzwoicie wybrana każda rzecz w miejscu swym będzie! Wszak i komedia czasami głosem poważnym przemawia i namiętnymi wyrazy sierdzi się Chremes zgniewany, często też w mowie potocznej Telef i Peleus się skarżą w naszych tragediach, gdy nędzny jeden i drugi wygnaniec słowa nadęte porzuca oraz łokciowe wyrazy, jeśli skargami swoimi serca słuchaczy chce wzruszyć. Nie dość, iż piękność odznacza dzieła poety, gdyż miłym jeszcze być musi i serca wodzić słuchaczy, gdzie zechce. Jak ze śmiejącym się śmieją ludzie, tak płaczą z płaczącym; jeśli chcesz jednak, bym płakał, musisz twą boleść objawić, wtedy dopiero mnie dotkną twoje nieszczęścia, Telefie albo Peleusie! A jeśli powiesz niezręcznie, co prawić wieszcz ci rozkazał, to usnę albo się śmieję… Strapionym smutne przystoją wyrazy, groźby zaś szumne zgniewanym, żarty przystoją wesołym, słowa poważne surowym, naprzód nam bowiem natura duszę do wszelkiej sposobi losu naszego postaci, bawi lub pędzi do gniewu, ciężkim lub smutkiem nas dręcząc, prawie do ziemi przygniata, za pośrednictwem języka wreszcie uczucia wyjawia. Gdy z stanowiskiem mówiących słowa ich będą niezgodne, to i piechota, i jazda rzymska wybuchnie wnet śmiechem. Przecież różnica niemała, bóg czy bohater rozprawia, czy dojrzały już starzec, młodzik lub w wiosny gorączce, czy pracowita mameczka, czyli też pani dostojna, taki, co pólko uprawia, albo wędrowny sprzedawacz, czyli w Asyrii, czy w Kolchis, w Tebach, czy w Argos zrodzony. W tym lub podania się trzymaj, lub też stosownie wymyślaj! Jeśli przypadkiem słynnego znowu przedstawiasz Achilla, dzielnym niech będzie, gniewliwym, nieubłaganym, porywczym, twierdząc, iż nie ma dlań prawa, wszystko iż broni podlega; dziką i srogą Medea będzie, a Ino płaczliwą, zdradnym Iksjon, Orestes smutnym, wylękłą zaś Io!… Coś nowego jeżeli scenie powierzasz i śmiałeś nową osobę wymyślić, taką niech będzie do końca, jaką wystąpi z początku, zgodną ze sobą we wszystkim. Wspólne nam wszystkim pojęcia trudno wyrażać odrębnie, lepiej więc, że nam tragedię z pieśni iliackich utworzysz, niżbyś miał pierwszy wprowadzić przedmiot nieznany, nietknięty. Własność, choć wspólna, wyłącznie twoją się stanie, gdy w kołach zbyt pospolitych, otwartych wszystkim, nie będziesz się kręcił, ani, zbyt wiernie tłumacząc, słowa oddawał dosłownie gdy, naśladując, nie wpadniesz w obręb tak ciasny, iż z niego wstyd by ci albo plan dzieła nie dał już nogi wyciągnąć. Ty zaś nie zacznij, jak zaczął kiedyś ów pisarz cykliczny: «Losy Priama opiewać będę i wojnę przesławną!» Tak rozdziawionej cóż gęby potem godnego nam powie? Wszakże ta góra w porodzie myszkę maleńką ulęże. Ileż to lepiej rozpoczął ten, co dorzecznym jest zawsze: «Męża opiewaj mi, Muzo, który po Troi zdobyciu błądząc, niemało narodów widział zwyczaje i grody». Ten z błyskawicy nam dymu nie chce pokazać, lecz z dymu światło, by potem uroku pełne przedstawić nam cuda, Antifata i Scyllę, razem z Cyklopem Charybdę. Zgonem Melagra nie zacznie przecież powrotu Diomeda, ani też wojny trojańskiej od podwójnego tam jaja; zawsze do końca się śpiesząc, w środek wypadków, jakoby znane mu były, porywa swego słuchacza, opuszcza to, o czym sądzi, że w pięknym świetle wystawić się nie da, tak zaś nam zmyśla, tak prawdę z fałszem zespolić potrafi, że się początek ze środkiem, środek zaś z końcem wżdy zgodzą… Czego ja sobie wraz z ludem życzę, posłuchaj (gdy pragniesz, by do spuszczenia zasłony widze z oklaskiem czekali, siedząc, dopóki im śpiewak: «Wy zaś klaskajcie!» nie powie), musisz, ot, wieku każdego poznać i oddać obyczaj, zmienne natury i lata ludzi stosownie przedstawić. Chłopiec, co biegle już mówić umie i pewną po ziemi nogą już stąpa, najchętniej z rówieśnikami się bawiąc, zły bez powodu, wnet dobry, w każdej godzinie jest inny. Młodzian bez brody, gdy wreszcie pozbył się swego ochmistrza, w psach się i koniach, w ogrzanych słońcem równinach rozkocha; nagiąć go, jakby był z wosku, można do złego; z hardością słucha napomnień, swą korzyść pozna nierychło, pieniądze trwoni, a butny i chciwy, prędko porzuca, co lubił. Wiek zaś i umysł dojrzały, dążność zmieniwszy, dostatków szuka i związków korzystnych, żądzy zaszczytów hołduje, strzeże się takich postępków, które by wkrótce chciał zmienić. Starca zaś trapi ze wszech stron mnóstwo przykrości, gdyż albo zbiera, lecz zbiorów swych użyć biedak się boi lub nie chce, albo lękliwie, ozięble czynić zwykł wszystko, co robi; lubi odkładać, daleką nieraz się cieszyć nadzieją; teraz nieczynny, w przyszłości żyje, wybredny i gderacz, chwaląc zaś dawne swe czasy, młodszych poprawia i karci. Przybywające nam lata wiele dobrego przynoszą, ustępując, niejedną z sobą przyjemność zabiorą; abyś wyrostka więc starcem, starca nie zrobił młodzieńcem, tego się trzymaj, co z wiekiem w związku i jemu właściwe… Rzecz się na scenie odbywa albo się tylko opowie; mniejsze na duszę wrażenie czyni, co uchem dochodzi, niż to, co wiernym się oczom naszym przedstawia i na co sami widzowie się patrzą. Tego zaś, co się w ukryciu tylko dziać może, na scenę nie chciej wprowadzać; niejedno z oczu usuniesz, co potem świadek wymowny opowie. Niechaj Medea swych dzieci wobec słuchaczy nie dławi; Zbrodzień niech Atreus publicznie jelit bratanka nie warzy, niechaj się Prokne nie zmienia w ptaka, ni Kadmus w gadzinę; wszystko, co tak nam przedstawisz, wzbudzi niewiarę, nienawiść… W pięciu niech aktach twa sztuka będzie, ni krótsza, ni dłuższa, na publiczności żądanie jeśli ją mają powtarzać; nie wprowadzaj nam boga, chyba że węzeł dramatu godzien takiego rozjemcy; niech się też czwarta osoba mieszać do rozmów nie stara. Chóry twe czynną i męża godną niech rolę zajmują, między aktami śpiewając to jedynie, co w związku ze sztuką i pomóc jej może; zacnym sprzyjając, życzliwe dając im rady, niech zbytnim gniewem porwanych wstrzymują, koją wzburzenie namiętnych, skromną niech biesiad zastawę chwalą, zbawienną zaś wielbiąc wżdy sprawiedliwość i prawa, pokój przy bramach otwartych, wszelkich tajemnic niech strzegą, bogów błagają i proszą, by utrapionym wróciło szczęście, przed dumnym uciekło… Nie tak jak teraz, oprawna w mosiądz i trąby rywalka, fletnia, lecz cienka i prosta, dziurek niewiele mająca, nutę umiała podawać, chórom przygrywać skutecznie i swym brzmieniem napełniać niezbyt zapchane siedzenia, ludem nielicznym zajęte; wtenczas on bowiem był szczupły, cnych obyczajów, oszczędny, pełen skromności i wstydu. Lecz gdy zwycięski swe pola począł rozszerzać, a miasta rozleglejszym otaczać murem i w czasach świątecznych, za dnia już pijąc, bezkarnie bogu stróżowi dogadzać, wtedy i rytmy, i tony więcej swywoli przybrały. Jakże by bowiem ów nieuk wiejski po pracy był jeszcze rozum zachował, z mieszczaństwem zmieszan w teatrze, on prostak, siedząc przy panach? Tak starej sztuce rozpusty i ruchu dodał i, z chórem obchodząc, włóczył swą szatę po scenach fletnik, a lutnia poważna liczbę swych tonów zwiększyła… Chórów wymowa w pośpiechu dużo niezwykłych wyrażeń wniosła; w swych zdaniach szukając bacznie pożytku, zgadując przyszłość, tak samo jest ciemną, wieszczych jak Delfów proroctwa… Ten, co się kozła lichego wierszem tragicznym dobijał, wkrótce też leśnych Satyrów nago na scenę wprowadził i, nie ujmując powadze sztuki, na szorstkie się puszczał żarty, bo musiał nowością widzów przyciągać i bawić, którzy, odbywszy ofiarę, przyszli swywolni i spici. Tak jednakże słuchaczom trzeba zalecić szyderczych i gadatliwych Satyrów, rzeczy poważne z żartami tak połączyć, by żaden bożek i żaden bohater, który się wprzódy odznaczył swoją purpurą i złotem, nie powędrował do podłych karczem nędznymi przemowy, albo też, ziemi się strzegąc, w próżni i chmurach nie bujał… Rzecz to tragedii niegodna bredzić płochymi wierszyki; jak matrona, gdy tańczyć w dzień uroczysty jej przyjdzie, tak i tragedia poniekąd wstydzi się bratać z swywolną zgrają Satyrów. Nie tylko zawsze właściwych i prostych chciałbym się trzymać wyrażeń, gdybym Satyrów przedstawiał, ani bym pragnął tragicznej barwy tak całkiem zaniechać, iżbyś różnicy nie dojrzał, Dawus czy prawi i śmiała Pithias, co zgarnia tysiączek, za nos ścisnąwszy Simona, czyli też ochmistrz i sługa boskiej dzieciny, Silenus. Z samych bym znanych wyrazów wiersze me złożył, tak iżbyś myśląc, że każdy to zrobi, próżno się pocił i biedził, gdybyś spróbował; tak wielkie szyku i związku znaczenie, tyle przez układ nabiorą wdzięku znajome wyrazy. Strzec się powinni, mym zdaniem, z lasów zwołani Faunowie, aby, jak hołysz, co miejskie rynki za młodu wycierał, nie cedzili, żaczkując zbytnio, gładzonych wierszyków, ani zelżywym i brudnym ciągle pluskali językiem; zgorszy się bowiem rycerstwo, zgorszą bogaci i szlachta i spokojnego tam sądu u nich, ni wieńca nie znajdzie to, czym bawi się motłoch, groszek, orzeszki jedzący… Długa gdy zgłoska po krótkiej stoi, nazywa się jambem; miara to szybka, skąd także nazwę jambicznych trójmiarom dano, gdyż one w swych stopach, równych od pierwszej do szóstej, przycisk sześćkrotnie wznawiają. Lecz nie tak dawno, jak mniemam, aby poważniej i wolniej nieco do uszu dochodził, w obręb praw swoich poważne wciągnął spondeje usłuszny i cierpliwy jambus, zgodnie im jednak z drugiego, ani z czwartego nie znijdzie miejsca. Też rzadko zajmuje spondej te miejsca w Akcjusa świetnych trójmiarach, lecz wiersze, które nam Ennius z niezwykłym rzuca ciężarem na scenę, gnębi on szpetnym zarzutem albo niedbalstwa, lub nadto wielkich pośpiechów, lub wreszcie nieobeznania się z sztuką. Ale nie każdy poczuje wiersze złym dźwiękiem grzeszące, często w tej sprawie niegodnie rzymskim przebaczasz poetom; przeto więc błądzić i pisać miałbym swywolnie, lub sądząc, moje iż biedy świat cały widzi, wystrzegać się tylko, abym się nie zwiódł w tej myśli, że mi już wszystko wybaczą? Winym w ten sposób uniknął, alem pochwały niegodzien… Wy zaś i we dnie, i w nocy wzory helleńskie badajcie! Przecież to wasi przodkowie Plauta i rytmy, i słony dowcip chwalili, cierpliwie nazbyt i jedno i drugie wielbiąc, lecz głupio, jak sądzę, jeślim ja zdolny wraz z wami od rzetelnych dowcipów gburne wybryki odróżniać, oraz i brzmienia poprawne uchem i palcem naznaczać… Mówią, że przedtem nieznany rodzaj tragicznej Kameny Tespis wynalazł i sztuki swoje na wozach obwoził, które śpiewano i grano, zasmarowawszy policzki lagrem; ozdobne zaś po nim maski i płaszcze wymyślił Eschil i scenę na deskach niezbyt wzniesionych umieścił, chodzić w wysokich trzewikach, gadać wspaniale nauczył… Wkrótce za nimi też przyszła stara komedia, zyskując poklask niemały; jej wolność jednak w rozpustę i gwałty skoro popadła, trza było prawem ją skrócić; to prawo przeszło, a chóry zamilkły, szkodzić haniebnie nie mogąc… Sił swych we wszystkim doświadczyć nasi pragnęli poeci; zaszczyt to dla nich niemały, greckie iż ślady porzucić i narodowe przedmioty śmieli na scenie przedstawić, bądź to tragedie, bądź także pisząc ludowe rozrywki. Lacjum też byłoby niemniej wielkim przewagą języka, jak jest i męstwem i bronią, gdyby każdemu z poetów nie przykrzyło się gładzić wierszy cierpliwie i długo. Wy więc, Pompila potomki! dzieła nie chwalcie, którego w karby nie wzięły i długa praca, i liczne poprawki, nie okrzesawszy dziesięćkroć, aż do zupełnej ogłady… Zapał wrodzony Demokryt zowie szczęśliwszym od sztuki pełnej mozołu i trzeźwych wieszczów z Parnasu wyklucza; przeto niemała poetów zgraja paznokcie i brodę zwykła zapuszczać, ustronia szukać i łaźni unikać, wartość i tytuł poety bowiem uzyska, kto nigdy głowy, której by wyleczyć trzy Anticyry nie mogły, nie powierzył golarni cnego Licyna. O, głupiec ze mnie, że w czasie wiosennym żółć mą przeczyszczam corocznie! Nikt by zaiste piękniejszych wierszy nie pisał, lecz nie mam takich zdolności, osełki spełniać więc będę zadanie, która, choć sama nie siecze, kosę wyostrzyć potrafi. Sam nic nie pisząc, poetów służby, urzędu wyuczę, skarby gdzie znajdą, co wieszczów żywi i kształci, co mogą, czego nie mogą i dokąd talent lub obłęd zawiedzie… Myśleć porządnie jest źródłem oraz zasadą dobrego zawdy pisania, to dzieła z szkoły Sokrata ci wskażą. Treść gdy obmyślisz, wyrazy same nastręczą się przez się Kto się nauczył, co winien swojej Ojczyźnie, przyjaźni, jak tam rodzica, jak brata trzeba miłować, jak gościa, jaką senator i jaką sędzia powinność wziął na się, jakie zadanie jest wodza w wojnie, potrafi zapewne co odpowiednim jest, nadać każdej osobie. Na wzory obyczajów ze życia wzięte powinien się biegły naśladowca zapatrzeć, zacne z nich głosy dobywać. Nieraz przez piękne ustępy, trafne zwyczajów oddanie, dramat bez wdzięku, bez sztuki, wreszcie bez wszelkiej wartości, bardziej zabawi publiczność, lepiej uwagę jej zajmie, niźli ubogie w swej treści wiersze i dźwięczne gadulstwo… Grekom, co chwały jedynie byli chciwymi, Kamena dała i zdolność wrodzoną, świetnie też brzmiącą wymowę; rzymska zaś uczy się młodzież w długich rachunkach grosiwo dzielić na setne ułamki. Niechaj, na przykład, Albina synek odpowie: «od piątki jeśli dwunastkę odciągniesz, cóż się zostanie?… no, mówże przecie!… Ot, trojak… Wybornie! ty już majątku nie stracisz!… Dodaj część jedną, cóż będzie? Szóstka!… Lecz skoro na sercu rdza ta osiędzie i troska o chudobę, czy można jeszcze spodziewać się wierszy godnych, by olej cedrowy w pudłach z cyprysu je wiecznił?… Albo pożytek chcą przynieść, albo zabawić poeci, lub jednocześnie przyjemność złączyć z pożytkiem dla życia. Dając naukę, bądź krótkim, aby chętliwe umysły, prędko pojąwszy twe słowa, wiernie zachować je mogły. Pierś gdy się nasza przepełni, zbytek z niej zawdy wyciecze. Coś dla zabawy wymyślił, prawdzie najbliższym niech będzie, niech zaś nie żąda twa bajka, abym jej całkiem uwierzył, niech nie wyciąga żywego chłopca z kałdunu upiora… Co bez pożytku, to zawsze sotnie starszyzny potępią, młodzież rycerska w swej bucie sztuką poważną pogardzi, wszystkie zaś głosy pozyska, łącząc przyjemność z pożytkiem, kto czytelnika nie tylko bawi, lecz oraz poucza. Taka to książka zbogaci Sosjów i przejdzie za morze i wsławionego pisarza życie wiekami przedłuży… Są jednakże i błędy, którym przebaczyć pragnąłbym, bo i struna nie zawsze zabrzmi, jak palce by chciały, tonu gdyś żądał niskiego, często się ozwie wysokim, a nie zawsze też strzelec z łuku tam trafi, gdzie grozi. Lecz gdy niemało piękności w wierszu jaśnieje, nieliczne plamki, co pośpiech uronił, których też ludzka się ustrzec przeć nieudolność nie może, wcale mnie razić nie będą. Cóż stąd?… Ot, słuchaj! jak godzien kary jest pismak, co, mimo przestróg, w tych samych ci zawsze błądzi wyrazach, jak wyśmian będzie lutnista, tą samą struną wżdy brzęcząc fałszywie, tak, kto się często opuści, Cheril w mych oczach wierutny! Śmieję i dziwię się, jeśli dwakroć lub trzykroć coś dobrze powie, a gorszy mnie niemniej Homer gdy zaśnie poczciwiec; wszakże, przy dłuższej iż pracy sen nas zaskoczy, to nie dziw!… Ma z obrazami poezja wiele wspólnego; niektóre z bliska cię ujmą, gdy inne robią wrażenie z daleka; w cieniu na jeden, na drugi w świetle wpatrywać się trzeba, przenikliwości bystrego aby się znawcy nie uląkł; ten się podoba raz tylko, tamten ilekroć nań spojrzysz… O, ty starszy z cnych braci! chociaż ojcowskie nauki i rozsądek ci własny prawdę wskazują, te słowa schowaj w pamięci! Są rzeczy, w których przeciętnym i znośnym środkiem jest zawsze ustąpić. Prawnik i rzecznik w sądowych sprawach pomierny, choć nie ma przecie tej świetnej wymowy, jak Messala, ni tyle umie co Aulus Kascellius, bez wartości jednakże nie jest; poetom ni bóstwa być miernymi nie dadzą, ani księgarnie, ni ludzie. Jak, wśród rozkosznej biesiady, dźwięki niesfornej muzyki, mak słodzony sardyńskim miodem i stęchłe olejki niesmak sprawiają, bo mogła uczta też bez nich się obyć, tak i poezje stworzone na to, by krzepić umysły, gdy się cokolwiek ze szczytu zwichną, spadają aż na dół. Kto na szermierce się nie zna, Marsa niech pole omija; kto się nie uczył grać w piłkę, w krąga, lub obręcz, ten nie gra, by zeń liczne się widzów koła nie śmiały bezkarnie, wiersze zaś, choć nie potrafi, każdy tam kuje bezczelnie. Czemuż by nie miał? Wszak wolny, z wolnych rodziców, z majątku swego do jazdy policzon, mąż zeń bez skazy w swym życiu! Ty zaś, ni mówić, ni pisać, wbrew twej zdolności nie będziesz; znam ja twój sposób myślenia, znam twój rozsądek, lecz jeślić zdarzy się kiedyś coś pisać, sędzia niech Mecjus to najpierw słyszy i ojciec i Flakkus, niechaj rękopis w skrzyneczce do dziewiątego się roku kurczy! Wszak skreślić ci wolno, czegoś nie wydał; na powrót, coś raz wygłosił, nie wróci!… Wieszczek ów Orfej, pośrednik bogów, przeć ludzi żyjących w lasach od mordów i sprośnej strawy powstrzymał; dla tego głoszą, że lwice i wściekłe umiał łagodzić tygrysy; wszakże Amfion, jak mówią, twórca tebańskiej warowni, skały, gdzie zechciał, tam wodził brzmieniem swej lutni żółwiowej i pochlebnymi prośbami. Mędrców to kiedyś rzecz była od publicznych odróżniać sprawy prywatne, od świeckich święte, niesforne ukracać śluby, dać prawa małżonkom, miasta budować, na taflach prawa wyrzynać drewnianych. Stąd też spłynęły na boskich wieszczów zaszczyty i chwała, oraz na pieśni. A po nich Homer przesławny i Tyrtej męskie do bojów marsowych serca zaostrzać umieli swymi wierszami; wyrocznie w wierszach składano i pieśnią mędrzec wskazywał koleje życia prawego; po łaską królów sięgały pieryjskie rytmy, a wreszcie igrzyska wynaleziono, ten koniec prac uciążliwych; więc wstydzić pewno nie będziesz się Muzy lutnią władnącej i boga śpiewów?… Czy zdolność, czy sztuka wiersz doskonałym uczyni, nieraz pytano; ja nie wiem, co by, bez żyły obfitej, sama usilność zdołała, albo też zdolność bez pracy! tak to z nich jedno pomocy szuka drugiego w przyjaznym spisku… Kto pragnie w gonitwach do pożądanej dobiegnąć mety, ten z młodu się ćwiczył, pocił i marznął i znosił trudów niemało, miłostką gardził i winem, a fletnik, który w pytyjskich wystąpi szrankach, pod mistrzem się groźnym pierwej wyuczył. Nie dosyć ręczyć: «przecudne układam pieśni; parszywiec, kto za mną! Wstyd by mi było na końcu zostać i wyznać, iż tego, czegom nie uczył się, nie wiem!…» Jak ów woźny, co ściąga gawiedź na sprzedaż publiczną, tak też poeta, co znaczny pieniądz na lichwie i wielkie dobra posiada, nadzieją zysku przywabia pochlebców, jeśli zaś tłuste półmiski zręcznie zastawiać potrafi i za chudym pachołkiem ręczyć, pieniacza wywikłać z sprawy złowrogiej, to dziwić się będę, gdy, w czepku urodzon, od fałszywych przyjaciół zdoła prawdziwych rozpoznać. Ty zaś, czy komu co dałeś, czyli też masz go obdarzyć, nie chciej pełnego radości ciągnąć, by słuchał twych wierszy; krzyczeć on będzie: «Prześlicznie! jak to wybornie! jak trafnie!», a przy innym zaś miejscu zblednie, z życzliwej źrenicy łzy uroni, podskoczy, tupać ci będzie nogami. Jak te najęte na pogrzeb płaczki i beczą, i prawią, dręcząc się więcej niż krewni szczerze zmartwieni, tak więcej od rzetelnego ci chwalcy wrzasku narobi szydercą. Otóż, podobno bogacze trapią rzęsistym kielichem, winem wciąż męcząc, jeżeli kogoś wybadać zapragną, czy przyjaźni ich godzien; pisząc więc wiersze, pamiętaj, abyć nie zwiodły zamiary w lisiej kryjące się skórze. Gdy mu cośkolwiek czytano, mawiał Kwinktilius: «Braciszku! to mi tu popraw i tamto!» Jeśliś powiedział: «Nie umiem, trzykroć się darmo kusiłem!» kazał ci jednak przekreślać i na kowadle przerabiać źle utoczone wierszyki. Gdy zaś wolałeś twych błędów bronić, niż wiersze przerabiać, słówka już więcej nie tracąc, rady nie marnił daremnej, czemu byś nie miał się kochać w sobie i w swoich wierszydłach, sam, bez rywala!… Roztropny znawca i biegły nagani wiersze niezręczne lub twarde, w poprzek ci czarnym nakreśli znakiem zbyt szorstkie, zmaże ozdoby zbyt szumne, każe ci jaśniej wyrazić wszystko, co trudno zrozumieć, wyraz dwuznaczny potępi, wytknie, co zmienić potrzeba; będzie to drugi Aristarch; pewno nie powie: «i po cóż martwić przyjaciół fraszkami!» Ale te fraszki w istotną biedę wprowadzą, gdyć krzywo przyjmie i wydrwi publiczność. Jak przed człowiekiem, którego trapią żółtaczka, lub brzydka świerzba, lub szały świąteczne, albo też Diana w swym gniewie, tak przed szalonym poetą człowiek rozsądny ucieka, ani go nie tknie; niebaczni idą z nim, żaczki go dręczą. Gdy się on włóczy z zadartą głową do góry, puchając wiersze, jeśli gdzie wpadnie w studnię, lub jamę, jak ptasznik kosy po lasach wabiący, może bez końca: «ratujcie!» wrzeszczeć, «o bracia!», bo żaden z dziury go dobyć nie zechce. Jeślibyś jednak z pomocą spieszył i spuszczał powrozy, «skąd wiesz, czyli umyślnie w studnię nie wskoczył i nie chcąc wcale ratunku?» zawołam na cię i wieszcza Sycylii zgon ci przytoczę. Ot, przecie, pragnąc za boga uchodzić, z zimnym rozmysłem Empedokl rzucił się w Etny płomienie. Niech tam poetom dozwolą sprzątnąć się z świata, gdy zechcą; od samowolnej ratować śmierci, toż samo, co zabić! Nieraz on puszczał się na to; choćbyś go wyrwał, nie będzie przecież jak inni, lecz zawsze goni za śmiercią rozgłośną. Czemuż więc wiersze on kuje?… Tego nie wiemy; być może, ojca iż popiół splugawił mokrzem, że zgwałcił, niecnota, znaki piorunu złowrogie. Wariat zaiste i jako niedźwiedź, gdy kraty swej klatki zdoła połamać, rozpędza z nieuczonymi uczonych, głosząc swe wiersze zawzięcie, kogo zaś schwyci, nie puści więcej, zabije czytaniem, jak nie popuszcza pijawka skóry, aż krwią się nasyci! ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/list-do-pizonow. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Horatius Flaccus, Quintus (65-8 a. C.), Horacego ody, epody, satyry i listy, tłum. Motty, Marceli (1818-1898), Poznań 1896 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć-Gryz, Wojciech Kotwica, Marcin Koziej, Paweł Kozioł, Marta Niedziałkowska.