Paul Heyse Sabinki Tragedia w pięciu aktach tłum. nieznany, Kazimierz Kaszewski ISBN 978-83-288-2311-2 OSOBY: * Romulus, król Rzymu. * Ankus, jego przyjaciel. * Talassjusz, Rzymianin. * Pinarius, kapłan etruski. * Tytus Tacjusz, król Sabinów. * Hersylia, jego córka. * Tullia, jego córka. * Marcja, Sabinka. * Chłopiec, syn Pinariusa. * Rzymianie, Sabinowie i Sabinki. / Scena odbywa się na szczycie wzgórza kapitolińskiego, które w głębi zamknięte jest wysokim, prostym murem. Po lewej stronie sceny stoi otworem brama o prostych drzwiach zamykanych na rygle; przez otwór bramy widok na płaszczyznę tyberyjską i pomniejsze pagórki. Wewnątrz grodu, z przodu, na prawo stoi dom Romulusa, jednopiętrowy, bez żadnych ozdób, słomą kryty. Drzwi na kilkustopniowym podniesieniu wychodzą na plac, w pośrodku którego stoi czworokątny prosty ołtarz, również na podniesieniu. Wielkie kamienie ciosowe leżą nieregularnie na prawo i na lewo, jako siedzenia dla obradujących. Naprzeciwko domu, na lewo, grupa wysokich sosen i świątynia w rozpoczętej budowie. / AKT PIERWSZY SCENA I / Pinarius, ślepy, siedzi na przodzie sceny przed świątynią, na jednym z ciosanych głazów. Syn jego mały stoi w otwartej bramie i patrzy w dół na równinę. / CHŁOPIEC Przestali się mocować. Ankus znowu Już po raz trzeci górą. Stanął sobie Tak, ręce założywszy; a przeciwnik To ledwie że się biedak z ziemi dźwiga… Pomiędzy tłum się powlókł! No, ten pewno, Do domu jak powróci, to nie bardzo O naszym dzisiaj święcie się rozgada! Tymczasem Ankus pobiegł… a, do Tybru… Rękami czerpie wodę; twarz i głowę Z kurzu i potu zmywa… Teraz wraca… Odgarnął sobie włosy; idzie z wolna… O pięknie bo wygląda! Jak bóg wojny! Wszyscy mu wiwat krzyczą, że zwycięzca. Być takim mocnym, ach — i takim pięknym! Dokoła żeby wszystko tak wołało I biegło na spotkanie! Wszak i tu już W czasie pochodu z rana, na ulicach Na niego każdy patrzał; każdy pytał: A kto to ten przystojny? Kiedy inni Wciąż z gośćmi kuryjskimi rozprawiali I ten i ów się chlubił z swych popisów; — To on przez cały czas z królewną obcą, Z tą młodszą — nieodstępnie. To się śmieją, To się spierają z sobą. Sam widziałem, Dziewczęta zazdrościły aż królewnie, A jemu znów mężczyźni zazdrościli. Ankus jak dziecko śmiał się. — Teraz wszystkich Zwyciężył jak bohater! PINARIUS Prosta dusza! Co błyszczy, to mu dobre; choćby to był Wężowych oczu połysk. Pójdź no, chłopcze! Pójdź, mój kochany chłopcze; coś ci powiem. CHŁOPIEC / wychylając się za bramę / Kiedy teraz najpiękniej: — konie, konie! Dziesięć bialutkich takich, dziesięć karych! Aż wszyscy z miejsc powstali: takie śliczne. Mój ojcze, czy też u nich, u Sabinów, Są w Kurach takie konie, jak tu w Rzymie? Ach! żebym ja był duży, też bym jechał. PINARIUS Podziękuj wszystkim bogom, żeś jest dzieckiem, Żeś z dala tam od złego, co się spełnia. CHŁOPIEC Od złego? Jak to, ojcze? Przecież święto Dla boga się odprawia. Przecież tylu Sąsiadów, co nas przedtem znać nie chcieli, Na obchód do nas przyszło. Jakżeż mówisz, Że złem jest, gdzie nienawiść się uśmierza. PINARIUS Nienawiść się zapala! Lecz ty tego, Mój synu, nie przeczuwasz. CHŁOPIEC Jeśli takie Masz złe przeczucia, ojcze, to uchodźmy. PINARIUS Ach, ślepy, dokąd pójdę! Trzeba było Od Rzymian ujść, gdy gród nasz zdobywali! O czemuż, zamiast skryć się, czemuż biegłem Wśród dymów i płomieni do ołtarza, By wynieść bóstwa posąg! Czemu płomień Wypalił tylko oczy, a samego Nie zniszczył razem z drogą mi świątynią! Jesteśmy teraz łupem tego ludu, Co nie dba o świętości, co z nich szydzi. CHŁOPIEC Znak dają! Teraz — teraz — polecieli! Toż pędzą! ach jak pędzą! grzywy w górę! Jak gdyby sam Neptunus ich poganiał! U jeźdźców włosy na wiatr! Ach, że ja też Z daleka stać tu muszę! PINARIUS Zapomnijcie O bogach! gardźcie nimi! Bogi milczą; Ich piorun mówić będzie. CHŁOPIEC Gdybyś widział, Jak pięknie się kurzawa w słońcu złoci! Po drugi raz znów lecą. Przed wszystkimi Ankusa biały ogier. A sam jeździec To jakby był przykuty; głowa prosto! Zwyciężył! znów zwyciężył! Wspiął się ogier; Różowym nozdrzem parska, zarżał dumnie; Zwycięstwem też się pyszni! Stają wszyscy… A konie jak spotniały! Aż z nich dymi Biaława od rzecznego chłodu para. Ach ojcze, gdybyś widział! Zsiedli teraz I wodzą swe rumaki w parach, stępa, Wzdłuż siedzeń. PINARIUS / wstając / Odwróć oczy, moje dziecko, I nie patrz na to dłużej i nic nie mów; Bo źle jest przypatrywać się zdrożności, Nie mogąc jej zaradzić. CHŁOPIEC Co to! Co to! Co oni robią, ojcze? PINARIUS / wznosząc głowę / O odwróćcie Oblicze wasze, bogi, co strzeżecie Pokoju i praw świętych gościnności I pory uroczystej! CHŁOPIEC Z ław ściągają Dziewice! Każdy z naszych jedną chwyta, Porywa, sadza na koń i sam skacze! I pędzą z miejsca żywo! — Czy to żartem? Te krzyczą; goście grożą aż pięściami… Wrzask, bójka! Co to będzie? PINARIUS Zaprosili Na święto, aby zgwałcić i znieważyć. CHŁOPIEC I miecze! Czyż to wolno na igrzyskach Być z bronią? PINARIUS Zdradzić wolno! Wszystko wolno! CHŁOPIEC A goście są bez broni. To haniebnie! Porwawszy biednym matkom córki z objęć, Wywijać gołą szablą przed oczyma! I wciąż tak robią wszyscy! Coraz inni Rzucają się na zdobycz za tamtymi! Tutaj na górę dążą; każdy swoją Chwyciwszy, ciągnie, wlecze tu do bramy. O! widzę: to Talassjusz, a tuż za nim… Czyż można tak zwycięstwo chlubne plamić! I Ankus! — Gdzież to, ojcze, król się podział? Król nie dałby im broić. PINARIUS Jest ich królem Dlatego, że ich zbrodniom przewodniczy. CHŁOPIEC / biegnąc śpiesznie od bramy na przód sceny / Już idą, zaraz wejdą. Słyszysz krzyki? Ach ojcze, aż drżę cały. Krew się we mnie Gotuje z bólu, z wstydu! Uciekajmy! PINARIUS Słyszycie, nieśmiertelni? Ach ocalcież To dziecię, co się wzdryga na ohydę, Ocalcie je od kary, jaka spadnie! O chciałbym! Władza króla mnie tu trzyma. Odprowadź mnie przynajmniej gdzie na stronę, Aż burza ta ucichnie. CHŁOPIEC Idźmy, idźmy! / Odprowadza starego na prawo. W tejże chwili wpada młodzież w otwartą bramę; każdy ciągnie za sobą opierającą się dziewczynę. / SCENA II 1-SZY RZYMIANIN / sadzając swoję brankę na jednym z kamieni / No, toś już w Rzymie! 1-SZA SABINKA Niedługo i w grobie! 2-GA SABINKA Bracia, ratujcie! 2-GI RZYMIANIN Dajże pokój sobie, Duszko ty moja; ten hałas płaczliwy Wszak to nie z serca. 2-GA SABINKA Zbójco niegodziwy! Tam matka płacze i ciebie przeklina! 2-GI RZYMIANIN Góra wysoka! poczciwa babina Zejść nie podoła. 2-GA SABINKA Usłyszcie me jęki, Bracia! ratujcie! Matko! 3-CI RZYMIANIN / wnosi dziewczynę na ręku / Bogom dzięki! 1-SZY RZYMIANIN Na Herkulesa! Widzę, przyjacielu, Najmniejsząś wybrał zdobycz spośród wielu! 3-CIA SABINKA Bodajeś zginął! 3-CI RZYMIANIN / huśtając ją na rękach / Hop! Nic się nie boję, Twoje przekleństwa, jak i ciałko twoje, Leciuchne pewno. Śmiejcie się! Co do mnie Wiem, że choć mała, lecz kocha ogromnie. Ot jak mi ząbki zapuściła w ramię — Z wielkiej miłości! No, to się przełamie! Spocznij tymczasem; zmięknie twarda dusza. / Talassjusz wchodzi, prowadząc Marcję. / 2-RZYMIANIN Jest i Talassjusz! 1-SZY RZYMIANIN Ha, zuch z Talassjusza! TALASSJUSZ / do Marcji / Teraześ moja, nie ma na to rady! MARCJA / wraz z innymi dziewicami coraz to na scenę wnoszonymi / Ratujcie! Zbawcie! Obrońcie od zdrady, Od zbójców! TALASSJUSZ Dosyć już z tymi krzykami! Obroną waszą my jesteśmy sami, Nikt inny w świecie. W nas wasze zbawienie, Z nami zyszczecie własny dom i mienie I synków dzielnych. MARCJA Precz z oczu, zuchwały! 1-SZA SABINKA Bodaj te mury w gruz się rozsypały Na głowy wasze! TALASSJUSZ Ciszej bądźcie, ciszej, Moje najmilsze! Nikt was tu nie słyszy. A w nas niebawem pociechę znajdziecie. Przestańcież jęczeć. 2-GI RZYMIANIN / wyglądając / To i Ankus przecie! INNI RZYMIANIE Wiwat! SCENA III / Ankus wchodzi i prowadzi Tullię, przytrzymując w prawej dłoni obie jej ręce, a lewą objąwszy jej ramiona. Hersylia tuż za nimi sama przestępuje przez bramę. / MARCJA Królewny obie! Ach, sromota! ANKUS Czy są już wszyscy? — Więc zamykać wrota! Zobacz, Talassjusz? TALASSJUSZ Winszuję, mój Anku! Walnieś się spisał — ty, bogów kochanku! Aż dwie? ANKUS Za jednym zachodem, mój bracie! Tę jam ułowił, tę w przydatku macie. Poszła, jak kokosz, kiedy jej spod skrzydła Pisklę zabiorą. TULLIA Poczwaro obrzydła! Puść moje ciało; bo duszy nie spęta Twa przemoc nigdy. ANKUS Nie szarp się; rączęta Sobie odgnieciesz. Do Talassjusza I cóż ty na taką Utarczkę? TALASSJUSZ / śmiejąc się / Walna! ANKUS Dość nudna; wszelako! Oręż nierówny: bo tu z paznokciami, Zębami, łzami… TULLIA Kłamiesz! z mymi łzami? Czym ja płakała? widziałeś? ANKUS Po trosze; Z gniewu, koteczko. / Sadza ją na schodkach Romulusowego domu. / HERSYLIA / występując / Jeszcze raz cię proszę, Błagam; uwolnij moją siostrę młodą! Przyszłam tu sama, a choć jej urodą Nie dorównywam, lecz zdrowie i siła Do pracy lepsze. Będę ci służyła Jak niewolnica na wszystko gotowa; Lecz puść to dziecko. TULLIA Siostro, ani słowa! To poniżenie i marna ofiara! Dla *takich* wzgarda, wzgarda, tak — i kara! HERSYLIA Nie zważaj na nią; mnie słuchaj, młodzianie! I jam w królewskim wychowana stanie, Nie prosić zwykłam, ale rozkazywać; Nie wiem, jak niższych błaganiem zjednywać; Umiałam tylko o łaski rodzica Prośby zanosić; — ale z mego lica Snadnie mą boleść wyczytać możecie I trwogę serca… Miałeś matkę przecie? ANKUS A jużci miałem; ale cóż mi potem! Nigdym jej nie znał. HERSYLIA Więc ojca… ANKUS O! o tym Lepiej nic nie mów; na takie wezwanie Najpewniej żadna łaska się nie stanie. Żebyś go znała!… Ho, moja wygrana, Żem w czas spod tego wyrwał się tyrana! Nie taki ze mnie będzie ojciec ostry — Mogę zaręczyć — dla synów twej siostry. TULLIA Głupiec bezwstydny! HERSYLIA Ach! ANKUS Gadajcie sobie! Jakem was przywiódł, tak i trzymam obie. Do Hersylii Gdybyś nie poszła sama, to bym wtedy Musiał cię zabrać na konia od biedy, Ażeby święcie uiścić się w słowie, Com dał królowi — że i ciebie złowię. Ba! kiedym waszych sześciu brał na siebie, Toć z dwojgiem dziewcząt umiałbym w potrzebie Dać sobie radę. HERSYLIA O bogi, o bogi! TULLIA Siostro jedyna! cios wspólny, choć srogi; Umrzemy razem! ANKUS Ho, wróżko skrzydlata! Sięgasz, jak widzę, w dalekie gdzieś lata, Gdy obie, długie spędziwszy tu życie, Wśród rzymskich wnuków ten świat opuścicie; Wszak tak? TULLIA Nie, nie tak, szyderco bezczelny! O dzisiaj myślę; dziś ten dzień śmiertelny, Co nas pochłonie. ANKUS Wybornie się składa! Słyszysz, Talassjusz, co ona powiada? Szyderca ze mnie; a tom właśnie dla niej W sam raz na męża, jak jeleń dla łani. Ot, mury miasta na świadki tu stawię; Jeszcze z nich echo nie wywiało prawie Jej głośnych śmiechów dzisiejszego ranku, Jak sobie z Rzymu drwiła bez ustanku. TALASSJUSZ Tak, wciąż szydziła. ANKUS Wychwalała niby, Że jakoś nazbyt porządne siedziby Dla takiej zgrai. Udaje Tullię „To coś niesłychane: Wilki stawiają domy murowane! Może smakują w pieczonym mięsiwie?” To znów cysternę wytyka złośliwie Paluszkiem: „Proszę, czy to jest pieczara Owa, gdzie niegdyś ta wilczyca stara, Wasza mateczka, dawała wam wymię?” Tak to panienka w naszym młodym Rzymie Z wszystkiego sobie robiła żarciki. We mnie utknęły te ostre przytyki. Teraz je strząsam. — Obracając się do Tullii Twoje własne strzały — Tak, harda lubciu — na ciebie zleciały. TALASSJUSZ Milczy, bo czuje sprawiedliwość czystą. ANKUS Nie sprawiedliwość, łaskę oczywistą. Gdyśmy do Kurów — przypominasz sobie — Żon przyszli szukać w uczciwym sposobie, Jak to nas dumnie przyjął król ich stary! Jak sucho nasze odrzucił ofiary! A te szczebiotki, ot właśnie te same, To jeszcze wyszły za nami, za bramę I nuż dogryzać: „Bajka osobliwa! Że się też córek królewskich zachciéwa Rabusiom takim. Wszak na zaludnienie Gniazda tam swego dali w nim schronienie Łotrom i zbiegom z wszystkich końców ziemi; To niechże będą równie uprzejmemi Dla równych kobiet; niech tylko ogłoszą Na całe Lacjum; niech tylko zaproszą… To wnet złodziejki wszystkie, nierządnice Zlecą się do nich! Będą śliczne pary.” TALASSJUSZ No, teraześ im oddał podług miary! ANKUS Milczałem wówczas; a za zniewag tyle Przyrzekłem sobie na tę właśnie chwilę Odwet odłożyć. — Lecz gdzie się podziała Uraza słuszna i zawziętość cała! Jakąż czynimy im tu sprawiedliwość? Gdzie kara za ich pychę i złośliwość? Patrzcie, o bogi! na przykład jedyny Najczystszej łaski! Oto te dziewczyny, Które nas lżyły! My zamiast nawzajem Obelgą płacić, za mąż je wydajem; Siebie, latyńską młodzież wyborową, Ofiarujemy; za każde złe słowo Dajemy całus!… TULLIA Przechwałki kłamliwe Próżnego głupca! MARCJA O! są bogi mściwe, Zdradę i podstęp karzące surowie! Są jeszcze nasi bracia i ojcowie Niezwyciężeni dotąd! TULLIA A jeżeli Nikt nam pomocy rychłej nie udzieli, To się potrafim wyzwolić i same, Śmierć przekładając nad honoru plamę. Do Ankusa O, trzymaj silniej! tylko siła może Tu mnie zatrzymać! I nigdy nie złożę Mej dłoni w twojej z własnej dobrej woli! Was dotąd jeszcze wzgarda owa boli, Jakiej w sabińskiej doznaliście ziemi? Dziś dowodzicie czynami własnemi, Żeście stokrotnej wzgardy warci byli; O bohatery! W uroczystej chwili Święta pokoju zgotowany skrycie Rozbój wykonać!… Ale zobaczycie, Że to zarzewie, któreście porwali Z ognisk sąsiadów, ono wam popali Dachy i ściany, i na wasze głowy Runie wam w gruzach cały gród wasz nowy Prędzej, niż powstał! ANKUS No! nim się to ziści, Toć zawsze tyle odniesiem korzyści. Że się pogrzejem. — Lecz mógłby też wrócić I król nasz dotąd; żeby przecie skrócić Tę pieśń weselną, którą pewnie raczy Ma luba jutro zaśpiewać inaczej. TULLIA Niech przyjdzie! niech go nie miną te słowa, Przekleństwa moje! — Wszystkiem mu gotowa W oczy powtórzyć! Obracając się do innych branek Lecz czemuż z was żadnej, Z was, ofiar tylu tej zdrady szkaradnej, Głosu nie słychać? Już się poddajecie Ciche, potulne?… Niema ryba przecie Chwycona wędką rzuca się i miota; A was nie boli gwałt ani sromota? I ty, Hersylia! czyż gniew wolnej duszy Tak się już prędko w twojej piersi głuszy? Lecz nie; masz słuszność! bo ci nikczemnicy Nie są godnymi głośnych skarg dziewicy, Ale pogardy milczeniem wymownej I — w nocnym mroku zagłady bezsłownej! PIERWSZY RZYMIANIN / koło bramy stojący / Król, król powraca! Na górę już wchodzi. DRUGI RZYMIANIN Z nim reszta naszych; zastęp dzielnej młodzi, Co nas zasłaniał w przytrudnym odwrocie, Sami nie mają nic! ANKUS To jeszcze krocie Dziewcząt w sąsiedztwie; więc w stosownej porze Im się też wzajem do swatów pomoże. SCENA IV / Romulus wchodzi z oddziałem zbrojnych. / RZYMIANIE Niech żyje król nasz! ROMULUS / wychodząc naprzód / Założyć ryglami Bramę natychmiast! Do Ankusa A, z dwiema brankami? Słowaś dotrzymał! ANKUS Tak królu; zwycięstwo! I górą nasi! TULLIA O chlubne zwycięstwo! Ty, królu zbójców! Ty i wszyscy twoi Niech… HERSYLIA / przerywając / Pozwól, siostro; mnie mówić przystoi. Do Romulusa Ty jesteś królem: więc słuchaj! To dziecię Mnie, mnie wydarto. Matka w pierwszym lecie Ją odumarła; jam ją wychowała, A ten mi wydarł! — Niech ta rzesza cała Zaświadczy zaraz… Zapytaj i jego: Niech powie, czylim do grodu waszego Nie sama przyszła, ofiarując siebie W zamian za siostrę. Królu, błagam ciebie; Każ mu, niech zaraz Tullię oswobodzi. Ona się z jarzmem nigdy nie pogodzi! Ona wprzód umrze! Ja, ja znam już życie I jego troski: jeśli ją puścicie, Za łaskę taką, niewoli surowej Poddam się chętnie; — lecz w razie odmowy — Wiedz o tym: — żadnej z nas mieć nie będziecie! Więc mów. ANKUS / do Romulusa / A dobrze; powiedz jej raz przecie! Bo moje słowa jakby niesłyszane. Uprzędła sobie sama tę zamianę; Jam się nie wdawał w żadne obietnice. ROMULUS / do Sabinek / Jesteście branki — wy, wszystkie dziewice! Żadna już ziemi nie ujrzy rodzinnej! Lecz nie w niewoli, nie; — we czci powinnej U naszych ognisk zasiądziecie z nami. Gwałt wam zadano; prawda! Ale sami Winni tu wasi niebaczni ojcowie. Kiedyśmy w zgodnej szukali umowie Pokrewnych związków, jak dobrzy sąsiedzi, Dano nam suchą wzgardę w odpowiedzi. Więc lepszy podstęp niźli słowo bratnie! Bóg was zaślepił i wpadliście w matnię. Bóg też uświęci zrządzenie łaskawe. Wołać kapłana, niechaj kończy sprawę; Niech przez stosowne modły i ofiary Połączy ślubem wszystkie młode pary. SCENA V / Wchodzi Pinarius, prowadzony przez chłopca niosącego pochodnię i naczynie ofiarne. / ROMULUS Więc do ołtarza! TULLIA / w czasie, gdy chłopiec roznieca ogień na ołtarzu / Czy myślicie może Błogosławieństwo nawet ukraść boże? Jakimż obrządkiem uświęci się godnie Zelżenie święta przez ohydną zbrodnię? Do Pinariusa Chcesz chyba bluźnić, kapłanie niewierny, Chcesz zwiększyć zgrozę igraszki mizernej, Do której zniżasz twój urząd. PINARIUS Bo muszę! Ciężkie przeczucie uciska mi duszę. ROMULUS Niechaj się starość w złych przeczuciach gubi; A Rzym jest młody; młodość działać lubi. Czyń, co ci każą. PINARIUS Słucham. Losy mściwe Padną na wasze głowy nieszczęśliwe A nie na moję. Do chłopca Chłopcze, podaj czarę! Chłopiec podaje Wam, wielkie bogi, czynię tę ofiarę! Tobie, Jowiszu! / Słychać uderzenia w bramę / ANKUS / idąc ku bramie / Co tam za pukanie? TULLIA Bogów mściciele — na wasze skaranie — Już idą! Pokazuje na ołtarze Od tych bluźnierczych płomieni Wasz gród zbójecki w popiół się zamieni! ROMULUS / stając obok Hersylii, nie ruszając się z miejsca, głowę tylko odwraca / Któż znów taki? TYTUS TACJUSZ / z zewnątrz / Otwórzcie! Król stoi — Sam sobie herold — u waszych podwoi. HERSYLIA / do siebie / Ojciec! ANKUS Nie trzeba starcowi otwierać! Ma nam tu próżno swym jękiem doskwierać! TULLIA / z oburzeniem / Król i mąż taki! ROMULUS Ale powiedz z góry, Tacjuszu, po co chcesz wejść w nasze mury? TACJUSZ / za bramą / Otwórzcie! ROMULUS Są tu twoje córki obie. Oszczędź daremnych rozmów — nam i sobie! TACJUSZ Otwórzcie! ROMULUS No, to puśćcie! SCENA VI / Otwierają bramę. Wchodzi Tacjusz ze sługą, powolnym i poważnym krokiem; postawa wyniosła. / HERSYLIA Ojciec drogi! / Chce biec ku niemu, lecz ją zatrzymują. / TULLIA Jeśli nas kochasz, ojcze, żadnej trwogi O nas tu nie miej! Jesteśmy gotowe Umrzeć, tak, umrzeć wprzód, nim schylić głowę Przed rabusiami. Próżnymi wyrazy Nie pomścisz dzieci i własnej obrazy! Nie proś — to hańba; słowa nie pomogą! Idź i powracaj z mieczem i pożogą! TACJUSZ / do Romulusa / Więc taka u was królewska jest władza, Że swój najpierwszy obowiązek zdradza Bezwstydnym prawa narodów zdeptaniem! ROMULUS Najpierwszym króla musi być staraniem Swój lud zachować. A ludu każdego Najpierwsze prawo — to własny byt jego. Któż temu winien, że aż tylko siłą Ten byt zapewniać potrzeba nam było — Kosztem waszego? TACJUSZ Nie my. ROMULUS Wszak nie dalej Jak miesiąc temu, przed tobąśmy stali W twym dworcu, w Kurach, jak ty dziś przed nami. Więc troskliwymi trapiąc się myślami, Co je ma wspólne król z najprostszym z ludzi, By mieć na jutro, nad czym dziś się trudzi, Mówiłem wówczas z otwartością całą, Bez zamniemania tak, jako przystało Młodszemu wiekiem — mówiłem ci o tém, Co już od dawna wieści bystrym lotem Rozniosły wszędzie, że albańskich zbiegów Garstka ochocza u tej rzeki brzegów Dogodne sobie znalazłszy siedziby, Pól żyzność, zwierza obfitość i ryby I wolną przestrzeń do morza samego, Chce sił swych młodych i szczęścia nowego Spróbować w pracy, walce i swobodzie; Że żwawo idzie wszystko w naszym grodzie, Tylko niestety, na budowę domu, Co go dziedziczyć nie będzie już komu, Daremny większy zachód i robota, Niż dla jednego zdało się żywota! Bo gdy ten żywot samotny ustanie, Wicher i burza wejdą w posiadanie Pustego domu; w powolnym niszczeniu Odrywać będą kamień po kamieniu, I gruz po gruzie — i wszystko zmarnieje; A ręka czasu niebawem rozwieje I pamięć człeka, co składał te ściany, I w państwie zmarłych cień jego nieznany Błąkać się będzie. Jam ci wszystko szczerze Przekładał wówczas, prosząc o przymierze I wolność małżeństw. Odpowiedzią były Szyderstwa tylko. ANKUS Które w gruncie kryły Trwogę i zawiść. Bo tutaj zuch w zucha I naród wolny i zgodnego ducha, A u was co tam? Stare oto zrzędy, I partie drą się, a niewola wszędy. Za to też macie przezorność nie lada; Ażeby kiedyś ta nowa osada Was nie przerosła, żeby nie rzuciły Za czasem cienia na wasz wierzch pochyły Te bujne pędy — więc im wzrost ukrócić, Odżywcze źródła z pobliża odwrócić!… A tu tymczasem źródła powpadały W nasze łożysko. TACJUSZ Młokosie zuchwały! Z twym królem mówię, nie z tobą, w tej chwili; I po tom przyszedł, byście tu czynili Sprawę przede mną, nie zaś ja przed wami. A żeśmy waszych sojuszów nie chcieli, Większa w tym pewno słuszność, aniżeli W brzydkiej swej pysze dopatrzeć umiecie. Spójrzcie po sobie — to może wam przecie Wstyd coś dopowie. — Ktoście wy? — Hołota! Same wymiotki szumowin i błota Z całego Lacjum; grzech i bojaźń kary — To wasza jedność! / Szemranie między Rzymianami / ANKUS Milcz, wariacie stary! Bo cię nauczym! ROMULUS Ankus! ani słowa! A ty się miarkuj, królu! Twoja mowa I niedorzeczna, i nieostrożna. Hołota teraz? A wszak było można Na nasze tutaj przybywać obchody; Z nami do mety puszczać się w zawody? TACJUSZ Przewrotny! więc ty masz jeszcze sumienie Nam wypominać zgubne zapomnienie, By wstyd ufności podle oszukanej Rozjątrzył ranę zniewagi zadanej, Że się nam zdało, iż pod strażą proga Waszego staniem, że własnego boga We własnych przecież siedzibach uczcicie, Że wam już zresztą łotrowskie to życie Może się przykrzy? — O zgubny obłędzie! Kiedyż to sytym wilk drapieżny będzie! Kiedyż Rzymianin zdrajcą być przestanie? I nie dziw! Czyjeż to tu panowanie? Wszak bratobójcy! ANKUS Ha, przez wszystkie bogi! Tośmy go po to puścili w te progi, By obelg słuchać od głupca siwego! Wypchnąć, wyrzucić! RZYMIANIE / ruszają się / Wypchnąć! ROMULUS Precz od niego! Nie tykać posła! A owszem, niech sobie Folgę uczyni w bezsilnej żałobie; Niech lży! Toż jego usta nie skłamały; Zabiłem brata — jawnie i w dzień biały, Za jawną winę, za gorszącą wzgardę Dla mnie, dla Rzymu, za skakanie harde Przez niskie wonczas mury tej osady. I tak bogdajby nie uszedł zagłady Każdy, ktokolwiek grozić się odważy Siedzibie naszej, albo ją znieważy! Pomnij, Tacjuszu, i powiedz to swoim. RZYMIANIE / tłumnie / Wszyscy przy Rzymie i przy wodzu stoim! ANKUS A mur tymczasem rósł; — patrz, kto masz oczy, Czy go szyderca lub wróg dziś przeskoczy. HERSYLIA / do ojca / Nie maszli środka? — nie dla nas, lecz dla niej? Wskazuje na Tullię. Ojcze! ją tylko wyrwij z tej otchłani. TULLIA Idź i powracaj! powracaj, mój ojcze! Zniszczyć to gniazdo, to plemię rozbójcze. Z ogniem i mieczem wracaj. Nas nie złamie Gwałt ich i przemoc. TACJUSZ Ja iść, ja me ramię Uzbrajać mieczem zemsty? — Nadaremnie! Głos, wzrok twój siłę rozbroiły we mnie. Ja cię zostawić na pastwę ich zbrodni? O Tullio! dziecię ty moje! / Wyciąga ku niej ręce. / ANKUS / odpychając / Precz od niej! Ona jest moją! Gniewy twe ni szlochy Nie wydrą jej z rąk moich. TACJUSZ Chłopcze płochy! Zbójco bezczelny! Do Romulusa Ale ty, ty, królu, Ty ojcowskiego ulituj się bólu. Z tobą, nie z nimi mówię. Ty tu władniesz; Ty z siewu musisz zgadnąć plon i zgadniesz! Ciebie nie złudzi głos przechwałki pustej; Nie zwiedzie tryumf gwałtu i rozpusty. Ty wiesz, że cały mój naród mąż w męża Na słowo moje stanie do oręża. Ile serc mężów, braci, synów, ojców, Tylu mścicieli wywoła gwałt zbójców. Sił swych i naszych tyś dobrze świadomy. Zginiesz — a w przyszłych wiekach imię Romy Będzie oznaczać tylko zbrodnię, zdradę, I kaźń ich słuszną: — hańbę i zagładę. Patrz! widzisz tłumy — dziś jeszcze bezbronnych, Lecz gdy sam jeden wrócę… ROMULUS Dość słów płonnych, Gdy nie masz innych. TACJUSZ / kończąc / Gdy sam jeden wrócę Ze świtem jutra — ku świata nauce, Ku przerażeniu równych wam zbrodniarzy, Nie tylko ludzie, lecz bogi z ołtarzy, Strażnicy wiary, gościny, pokoju, Zstąpią i przyjdą, by nas wieść do boju, By pomścić na was swoje prawa boże. Aż gruzy murów waszych pług zaorze, Aż zawalony trupami waszemi Tyber się cofnie i z tej sprosnej ziemi Zmyje krew waszą i wstyd krzywdy naszej. ANKUS Bezsilny starcze! O! nie nas ustraszy Czcza groźba twoja! — Białym by twym włosom Mądrzej przystało ukorzyć się losom. I gdyś wpadł w sidła, których już nie starga Słaba dłoń twoja, po co próżna skarga? Mądry ten tylko, kto rzecz, jak jest, bierze. Bierz, co się stało, za żart! lub gdy szczerze Chcesz mówić z nami, toć i my wzajemnie Powiemy tobie, że nie nadaremnie Dziewice wasze mężów w nas dostały. Wnuki pogodzą was z nami. TACJUSZ Zuchwały! W obliczu starca i ojca, któremu Wydarłeś więcej niż życie, śmiesz jemu Urągać jeszcze urąganiem, które Obraża równie bogów i naturę! Lecz tak! jam słaby; tak! czuję, że próżno Grożę, by zmiękczyć zuchwałość bezbożną. Wstręt zbrodni waszej i boleść tej chwili Więcej niż starość ku ziemi mnie chyli. do Romulusa A więc cię błagam, o królu! miej litość! Oddaj mi dziecię! — Wiesz, że mam obfitość Skarbów; bierz wszystkie! Bierz państw mych połowę! Tyś mnie zwyciężył bez miecza; ja głowę Schylam przed tobą; — niechże się twa władza Nie wzdyma w pychę, w gwałt się nie przeradza. Lud cię mój błaga przez mię; czyż nie dosyć Tryumfu dla cię? TULLIA Ojcze! przestań prosić! ROMULUS Królu, wiesz dobrze, że co chcesz ode mnie Stać się nie może. Nie trwoń więc daremnie Gróźb twych i błagań. Nasze są dziewice I oto kapłan, co wnet ich prawice Zwiąże z naszymi; gwałt ślubem uświęci. Ty idź do swoich — i wedle ich chęci Czyń twą powinność, jak my swoją czynim. Skarb, cośmy wzięli, jest naszym, i przy nim Dostoim kroku; lub jeśli nas bogi Skarać zań zechcą, umrzemy bez trwogi. Ale ty pomnij, że każdy cios, który Godzić w nas będzie, trafi w wasze córy, Małżonki nasze. — Idź zdrowo! albowiem Com miał rzec, rzekłem. TACJUSZ Ha! toż i ja powiem Słowo ostatnie; ale nie do ciebie, Nie do twej hordy! — do bogów na niebie, I do tych dziewic. — Sabińskie dziewice! Oto ja, król wasz, podnoszę prawicę I wzywam pomsty i przekleństwa bogów Na każdą, która pokocha swych wrogów; Na każdą, która ich żoną być rada! Biada jej samej i jej dziecku biada! Jeśli to zbrodni i rozpusty plemię Ma, na wstyd niebu, przyjść i skalać ziemię, Niech, gdy krew ojca pomści matki sromu, W hańbie i wzgardzie, od domu do domu, Z piętnem na czole zbrodniczego rodu, Błąka się, żebrząc i umiera z głodu. Przekleństwo żonom Rzymian! HERSYLIA Wielkie bogi! TULLIA Przekleństwo żonom Rzymian! ROMULUS / do kapłana / Czas jest drogi; Kapłanie! dokończ obrządku ofiary! PINARIUS / wchodząc na stopnie ołtarza / O wy, niebiańscy! wy na te poziome Świata z wysoka patrzący obszary, Wy, piastujący młodocianą Romę, Pobłogosławcie młodociane pary! A niech łask waszych zasilone zdrojem, W wielkie, potężne rozrodzą się plemię, Kwitną miłością, szczęściem i pokojem. Wylewając wino z czary A jak to wino rozlewam na ziemię, Tak niech pod mieczem krew zbrodnia wypływa, Co gwałtem, zdradą, skrycie czy widomie Śmiałby te święte rozrywać ogniwa. Pokój Rzymianom! wzrost i chwała Romie! TACJUSZ / odwracając się w progu / Przekleństwo żonom Rzymian! ROMULUS Chwała Romie! AKT DRUGI SCENA I / Taż sama dekoracja. Wieczór. / / Hersylia, siedzi na jednym z kamieni przed domem Romulusa, z którego drzwi na pół otwartych widać odbłysk ogniska. Ankus wchodzi z lewej strony. / ANKUS Czy mąż twój w domu jest, Sabinko? HERSYLIA / nie patrząc nań / Kogo Szukasz, człowieku? Jam niczyją żoną. ANKUS Gdzież tedy król jest, piękna narzeczono? HERSYLIA Król Tytus Tacjusz ruszył z ludem drogą Do Kurów, zemsta skąd idzie straszliwa. ANKUS Tęż samą piosnkę o sto kroków śpiéwa Mój młody ptaszek w klatce. Ale mniejsza! Jam myślał żeś ty, Hersylio, baczniejsza Niż twoja siostra. HERSYLIA Siostra moja? Bogi!… Tyś Ankus?… ANKUS Szwagier twój, małżonek drogiej Siostry, druh męża; — tego jako żywo Dość, byś mi dała odpowiedź życzliwą, Gdzie jest Romulus. — Za długo już pono Zostawiam żonę samą. HERSYLIA Ona żoną Twoją nie będzie nigdy. Nieszczęśliwy, Nie śmiej się! Jutro gorycząć się stanie Ten śmiech. ANKUS Gdy duch twój widzi przyszłe dziwy, Przecześ do Rzymu przyszła na wezwanie, Przecz nie ostrzegła swoich? HERSYLIA Nadaremnie Je ostrzegałam, bo śmiały się ze mnie, Jak ty, i jęczą, jak ty będziesz srodze. Ej, Rzymianinie! wierzaj mej przestrodze, Najmniejszym względem nie łudź się od dziecka, Które porwała twoja dłoń zdradziecka. W jej główce wola święci się dojrzała, Ona drwi z ciebie; — jaka śmierć, nie pyta, Ma ją wyzwolić. ANKUS Niejedna kobieta Tym się chełpiła, jednak nie przestała Kobietą być. HERSYLIA Lecz być kobietą ona I nie zaczęła. Walczy śród jej łona Dziewica z dzieckiem, a młodzieńcze dreszcze Z chłopięcą butą. Ty jej nie znasz jeszcze. ANKUS Jest wszakże bóg, co walki te łagodzi. HERSYLIA Prawda, lecz jeśli jako bóg przychodzi. Przemoc zaś płoszy bogi, które rade Są na weselną uczęszczać biesiadę. Patrz, ja ostrzegam ciebie, mego wroga, Lecz w tym nienawiść nie jest mi podnietą, Bo mi ma Tullia bardziej jeszcze droga Niż ta nienawiść. Powiadam ci przeto: Nigdy nie widział jasny dzień istoty, Którą by bardziej ukochały bogi, Nigdy bogatszej w szczęście i przymioty, Nigdy gniew bogów nie zawrzał tak srogi, Jak zawrze, gdy ktoś postąpi zuchwale Z tą ich pieszczotką. Lecz po cóż ją chwalę? Oko twe błysło ludzkości promieniem; Nie! ty nie skalasz dzikim postąpieniem Młodości swojej; nie rozetrzesz przecie Na proch uszczknionej perły! ANKUS Za nic w świecie! Znam ja jej wartość. Choćby mi sądzono Z paszczy potworów wydrzeć ją, lub z grona Zaciętych wrogów — byłaby mi żoną; Bo najpiękniejsza na ziemi jest ona, Jak najsilniejszym ja jestem na ziemi. Eh! wstyd się puszyć słowy chełpliwemi! Lecz ty mnie zmuszasz porównywać miary Wartości jej i mojej. Lichy, stary, Tchórz — ja bym nie śmiał ubiegać się o nią, Która młodością jest, wdziękiem i wonią. A jakiż młodzian tam, w waszej krainie Godniejszym mężem byłby tej dziewczynie Niźli ja?… Wskaż mi, proszę, jego imię. W igrzysku nie był on — przeczyć daremno — Wasi najlepsi ulegli przede mną, A ja przed jednym tylko królem w Rzymie. HERSYLIA A chociaż ty byś był jako syn boży, Na skrzydłach uniósł ją i śród przestworzy Trzymał w złocistym uwięzioną dworze, Nigdy nie stłumisz gniewu wolnej duszy. I prędzej skruszy ostrą skałę morze, Niż się w niej miłość ku tobie poruszy. ANKUS Kruszyć nie myślę. Im silniejsza fala, Tym ciszej wszystkie zawady obala I krok za krokiem ima skałę ostrą, Więc troskę z głowy wybij sobie, siostro; Idzie tam król, a twój małżonek. HERSYLIA / do siebie / Biada! Próżne me słowa i wszystko przepada! SCENA II / Romulus wchodzi z prawej strony. Hersylia siada znów nieruchomo na kamieniu. Ankus zwraca się do króla. / ROMULUS Tak późno, Anku? ANKUS Zda się dosyć wcześnie, Jak na noc, której nie spędzimy we śnie. Księżyc, ten godów kaganiec wspaniały, Ledwie zaświtał na górach. Gród cały W ruchu. ROMULUS Widziałem. Samem obszedł góry I straż zaciągnął na obronne mury. Lecz ty dlaczegoś nie w domu, po trudzie? ANKUS Mnie tu przysłali do ciebie… ROMULUS Kto? ANKUS Ludzie, Których pytałem, gdzie wino stoczone; Bo chciałbym przecież uczcić moją żonę Czarą za zdrowie. Ale, jako żywo! Wieść ta, mój bracie, byłażby prawdziwą, Żeś ty, nim jeszcze igrzyska zawrzały, Kazał tajemnie wywieść zapas cały Nad Tybr, a wszystkie naczynia i miary Wylać do rzeki! Ja nie dałem wiary, To niepodobna; zaprzeczyłem z góry; Tyś nie powinien, nie mogłeś; ty, który… ROMULUS Mogłem, gdym zrobił! ANKUS To żart, na Bachusa! Albo też… ROMULUS Albo?… ANKUS Niedobra pokusa, Nieznośna… ROMULUS Sprawić przez życzliwość bratnią, By ta noc dla was nie była ostatnią? ANKUS Czemu ostatnią? Głupstwo! ROMULUS Bracie miły, W sprawie tam żaden z nas nie był podpiły, Niechże i skutki na czczo nas zastaną. ANKUS Kto na czczo myśli zostać, temu miano… Lecz po cóż ja się daremnie unoszę? Wziąłeś nas, przyznaj, na figiel po trosze, By lud nie uniósł się w zbytnim weselu I nie zapomniał. Ależ, przyjacielu, Zrób też coś gwoli roztropności ludu: Niechaj biesiada uwieńczy moc trudu. ROMULUS Biesiadę winno poprzedzić zwycięstwo… Nie dziś. ANKUS Co słyszę? Czyż niebezpieczeństwo Tak oddalone duszę ci zachmurza? Mnie przez to raźniej drga serce, że burza Może mi wszystkie rozerwać rozkosze, A ty… ROMULUS A ja się dawno nie unoszę Radością własną ani własnym bólem, Bo jestem królem. ANKUS Lepiej ci nie być, niż zapomnieć przeto Być bohaterem!… Z jakimż przed kobietą Staniemy czołem? Już słyszę ich drwiny. Toż lada biedak na cześć swej dziewczyny — Złego, dobrego — przecież się postara, Ażeby w domu była wina czara; A my, to niby w więzieniu zamknięci; Każdy swej żonie dzban wody poświęci. ROMULUS Ty, widzę, płoniesz dosyć, choć bez wina. ANKUS Ze wstydu płonę. Cóż za czcza przyczyna! Obawa wrogów… Miną dnie i noce, Nim przed tym grodem broń ich zamigoce. I czyż podobna, byśmy do tej chwili Jakiegoś święta tu nie urządzili? A choćby było i ostatnim — mniejsza! Im w dniu weselszym, tym śmierć jest piękniejsza. ROMULUS Jedną znam tylko piękną śmierć dla męża: Kiedy orężny ginie od oręża. Lecz byłby sławnej godny skon pamięci, Gdybyśmy nocą, opili, snem zdjęci Legli — a krewnych obce nasze żony Naprowadzają na tłum niestrzeżony I… ANKUS Nędzny postrach! Schodziłeś gród cały, Czyż jęki, żale słyszeć ci się dały? Czyż dzieciąt kilka, u których łza łatwa, Łatwiejszy uśmiech, tak ci myśli gmatwa? Oneż by miały?… Ojczyzna kobiecie Tam, gdzie znalazła męża. To ci przecie Wiedzieć należy, iż mnie ciężko boli, Że ty tu wszystko według jednej woli Swojej stanowisz, wzbraniasz, każdej chwili, Jakbyśmy wszyscy nieletnimi byli. Lud się na pasku daje wodzić tobie; Zgoda. Ja, nigdy! Tego ja nie zrobię! Bądź, jak chcesz, królem, tego nie uczynię! Myśmy się wolno zeszli w tej krainie, By być wolnymi; a tu naszą szyję Z dnia na dzień krwawiej twoje jarzmo ryje. Toż, na Plutona! ta rzecz mi obrzydła. Do ojcowskiego wolę wrócić bydła, Do Alby, niż tu cierpieć pod obuchem Człowieka, com go mienił swoim druhem. ROMULUS / po krótkiej pauzie, jeszcze się powstrzymując / Więc idź, szaleńcze, prędzej; ja ci radzę: Nie czekaj, aż ci dam uczuć mą władzę Mieczem sędziego. ANKUS I u mnie miecz w dłoni, I towarzysze moi nie bez broni. ROMULUS Ha! bunt otwarty. — Bądź ustami śmiało Wszystkich tych, którym właściwym się zdało Szemrać i stawiać opór porządkowi, Jaki roztropność w grodzie tym stanowi. Zagarnij władzę; wszak ona przystoi Młodości twojej i krewkości twojej? Tym bardziej, iż tyś najbliższy tyrana, I tyś istota przezeń ukochana. Szalej! Istotnie, ten przymus jest srogi, Niegodny ciebie. Dlaczegoś mi drogi? Bo przypominasz zabitego brata! Lecz braciom moim zła dola u świata; Oni mi giną! A, przez wielkie bogi! Tego mi starczy. Choćby konać w męce, Już ja drugiego brata nie poświęcę. Ankus milczy; Romulus po krótkim przestanku mówi dalej. Idź, Anku, z Rzymu i uprowadź bracię, Toż cały stoi świat otworem dla cię. Kto ma dość siły i woli po temu, Znajdzie powolne duchy. Czemuż, czemu Remus nie wyszedł, nim zginął przeze mnie! Teraz ty znowu… ale to daremnie; Idź stąd, idź! folgi ja nie dam pokusie! / Odwraca się. / ANKUS Jak możesz tak mnie ranić, Romulusie? ROMULUS Jest mi tak, jakbym z własnej głowy oko Wydrzeć i rzucić miał w studnię głęboką. Jednak ty tego chcesz z takim zapałem… ANKUS Rozstać się z tobą?… Nie chcę, nie myślałem! ROMULUS Choćbyś i nie chciał, losy nie ominą. ANKUS Wyrwij mi język; on wszystkiemu winą! Och! to niesforne, dziecinne gadanie Tego szczebiota; nie uważaj na nie. Rozstać się z tobą! Lecz to by znaczyło Od pnia żywego liść odedrzeć siłą, By pozbawiony rodzimej zieleni Usechł i zmarniał pod wiatrem jesieni. Przebacz, najdroższy! i bądź mi cierpliwy Za nas obudwóch. Jam jest niegodziwy, Że, by pragnienie stłumić, zdjęty szałem, Ciebie i siebie razem zapomniałem. ROMULUS Anku! ANKUS Już się nie gniewasz. Zamiast wina Dobroć mnie twoja orzeźwiać zaczyna. Przebacz! Me serce, zdobyczą kochanki Radosne, ślepo skoczyło za szranki. ROMULUS / podając mu rękę / A moje było ciężkie i ściśnione, Więc zapomnijmy. ANKUS A teraz ja żonę Muszę nawiedzić. W domu ją zamknąłem. Twoja tu siedzi, a z ponurym czołem, Spiżowy posąg. Tęgiego płomienia Trzeba, aby ją stopić. Do widzenia, Mój przyjacielu! A w uprzejmym słowie Od ciebie siostrę, Hersylio, pozdrowię. HERSYLIA / w najwyższym wzruszeniu / Jeśli swe życie kochasz, Rzymianinie, Pamiętaj na to, com ci powiedziała! ANKUS Wieszczko! Kto na śmierć kocha się w dziewczynie, Jak ja, to życie — rzecz mu nader mała. Przyjm dobrej nocy, Romulu, życzenia; Jutroć zobaczym. ROMULUS Jutro! Do widzenia. / Ankus odchodzi. / SCENA III / Hersylia, Romulus. / HERSYLIA Ankus! Odchodzi. Zatrata go czeka! Przebóg! Przywołaj, och! tego człowieka! Daremnie!… Zniknął. Skała się zapada… I dziecię moje przytłucze mi! Biada! ROMULUS / nie patrząc na nią / Hersylio! Milczenie. Wejdź w dom. Już zapadły cienie. Siądź przy ognisku. Jest mięso jelenie, Owoce w domu i kawałek chleba. Posil się nieco. HERSYLIA Nic mi nie potrzeba. ROMULUS To uściel sobie w mym domu łożysko, A zanim uśniesz, zgaś proszę ognisko I spocznij po dniu, co cię znużył srodze. HERSYLIA Ja tu spać będę. ROMULUS Na to się nie zgodzę. Och! ty mnie nie znasz. Wejdź tam, uściel łoże I śpij; ja nogą nie stanę w komorze. Ta wilcza skóra, co mi za płaszcz służy, Nieraz mi łożem bywała w podróży, Śród przykrej nocy. Tę sobie rozścielę I tu na stopniach noc przepędzę sam. HERSYLIA Ten dom jest twoim, ja nie stąpię tam; Dopóki dom ten nie legnie w popiele, Tu pozostanę. ROMULUS Czyń, jak chcesz, dziewico! Żonąś Romula, nie zaś niewolnicą. HERSYLIA Jestem Sabinką! ROMULUS Tyś córą Tacjusza. Wbrew przerażeniu wzniosła twoja dusza, Co promieniała ku mnie z twego czoła, Gdym cię chciał prośbą z rodzinnego koła Zabrać — wszak nie zastygła. Do tej duszy Ja się odzywam. HERSYLIA Lecz jej nie poruszy Prośba ni groźba. Porzuć mowę, która Nic wobec czynu twojego nie wskóra. Jakąż nadzieją jesteś ożywiony? Moją jest jedna: umrzeć — niezhańbioną. ROMULUS Moją byłaby hańba mojej żony. Zimno potrząsasz głową?… W twoje łono Nie zstąpi głos pokoju. Choćby bóg Z wyroku głosem zstąpił na ten próg, Ty w rozdrażnieniu wstrząsnęłabyś głową I nie słuchała, gdyby jego słowo Nie brzmiało zemstą. HERSYLIA Zgadłeś. Więc daremnie Wszczynasz rozmowę. Oddal się ode mnie. ROMULUS / zbliżając się do niej / Hersylio! HERSYLIA / z mocą / Z dala! nie tknij ręki mojej. Klątwa ojcowska między nami stoi. ROMULUS Bóg, co mu służy nad klątwą opieka, Z jej wykonaniem nie kwapi się wcale. Gdy człek za człekiem w rozognienia szale Rzuci pochodnię klątwy, to bóg czeka, Aż gdzie na drodze łagodniejsze tchnienie Przytłumi zgubne pochodni płomienie; Aby, nim wyrok na winnym się ziści, Powstrzymać w życiu pożar nienawiści. Gdym czyn zamierzył srogi, wtedy głucho, Z dala ta klątwa już mi brzmiała w ucho; Jednak *musiałem* spełnić. W tej potrzebie Na ciebie-m liczył — najwięcej na ciebie. HERSYLIA Więc taką tobie zdałam się nikczemną, Żeś aż polegał na pomocy mojej? ROMULUS Natura w ciebie wlała niedaremno Ducha miłości. Tobie też przystoi Pojednać ludy. HERSYLIA Nigdy, Rzymianinie! Myśmy ofiary, nie pojednawczynie. ROMULUS Rozważ wszelako, czyliż się nie godzi Pojednać tego, co niepojednane; Jadem niechęci zaogniając ranę, Was równo z nami do śmierci przywodzi. Gdy zemsta przyjdzie, to zniesie i was, Jako Rzymianki. Więc uratowane — Wdowami Rzymian gdy będziecie w czas. HERSYLIA O, nie! Wdowcami *was* ona zastanie. A gdy się znajdzie jaka niegodziwa, Co rzymską żoną pozostanie żywa, Jej lud ją strąci, jako obcą nam. ROMULUS Nielitościwa! HERSYLIA Któż miał litość tam, Gdym ja z rozpaczą za siostrą błagała? Gdy kurcz wykręcał matek naszych ciała? Kto, gdy ojcowie bezbronni w tej chwili, O miecze rzymskie próżno pięść krwawili?… Ja duchem na wiatru fali Słyszę z oddali Jęk moich; słyszę młodzieży zgrzytanie, Którym bohdanki porwali Rzymianie. Słyszę… i mnież to poruszy, Co mi Rzymianin czule szepcze w uszy? ROMULUS / po chwili / Ty kochasz siostrę; lecz się na to zgódź! Tak ci nienawiść nie mroczy pojęcia, Byś nie wiedziała, że na całą młódź, Nigdzie rodzicom za mąż dla dziewczęcia Ani pomyśleć świetniejszego zięcia. Nie nam się chwalić; niech między narody Sam się nad Tybrem chwali nasz gród młody. I wy, przybywszy do nas na igrzyska, Ciekawie wszystko oglądając z bliska, Cośmy w tak prędkiej dokonali chwili, Wszystkoście przecież otwarcie chwalili. Bogate pole zdumieniem was zdjęło, Na barkach góry miasto lśni wspaniale; I na gród nowy, świątynia ku chwale Bogów, to także nie ostatnie dzieło. A teraz dom ten, Hersylio, — dom, który Zwiedziłaś z ojcem! To mieszkanie… ono Miłym się tobie wydało, choć mury Broń tylko zdobi, a w rogu sierp z broną. Jak ci się zdaje, gdybyś tak po latach Mogła rzec sobie: — Ja jestem przyczyną, Że to domostwo nie legło ruiną, Że w winie ogród stoi, w róży kwiatach, A dwór w radości. Jam to strzegła bogi Tego ogniska, zżęła pokój błogi Na siewie gniewu, co zszedł bezpotomnie. Więc gdy w przyszłości o założycielu Rzymu ktoś wspomni, to wspomni i o mnie! HERSYLIA / wahająco / A gdybym tego próbowała celu, Wydarła z duszy ziarno nienawiści, To czyż się wolność siostry mej uiści? Powiedz. ROMULUS Hersylio!… HERSYLIA Nie. Wiedziałam wprzód. A więc wy tylko bez wstydu i miary Żądacie *od nas* ofiar na ofiary. Cóż mi stąd, czy tam zakwitnie wasz gród? Wyście z szyderstwem życia mego kwiecie W proch rozszarpali. Dziecię moje, dziecię! / Twarz zakrywa rękami. / ROMULUS Płaczesz! HERSYLIA Nie płaczę. Zostaw tu mnie biedną! Niech się los spełni. ROMULUS Czemuż o to jedno Prosisz mnie, czemu o to mianowicie, Co niepodobne? On za własne życie Nie odda Tullii, ni za pojednanie. Bo, jako zwycięstw chwalebne wawrzyny, Przed jego myślą drga postać dziewczyny Od pierwszej chwili, kiedy spojrzał na nią; I on, póki żyw, z nią się nie rozstanie. Jeżeli przecież własna twa swoboda Do pojednania rękę twoję poda, To odejdź wolna. Nie myślałem wcale Przymusem równać losów naszych szale, Bo szczęścia tobie ja nie mogę dać. Ciężar krwi bratniej na mej głowie snadź Zaległ na zawsze. Miałem ja nadzieję, Że życie z tobą, mile ogrzewane Przyjaźni tchnieniem, przeszłość tę rozwieje; Lecz trudna rada; gdy tak być nie może, Odejdź! HERSYLIA Gdzie siostra, tam i ja zostanę. ROMULUS Jak chcesz. Idzie w głąb i otwiera drzwi. Po raz ostatni proszę; po co Zostajesz zewnątrz? Prześpij się w komorze, Uciec nie myślisz, a prócz tego nocą Mury i rygle strzegą miasto nasze… Jak chcesz. Ja z tobą nie idę przemocą. Płaszcz ci zostawiam; sam ognisko zgaszę. Idzie do ołtarza i gasi ognisko. Niechaj twój umysł duch oświeci jasny, Jak masz postąpić dla korzyści własnej. Teraz dobranoc, dobranoc ci, żono! / Porzuciwszy płaszcz na stopniach, żywo odchodzi do domu i zamyka drzwi. / SCENA IV HERSYLIA / sama wciąż siedząc na kamieniu / I ja żyć mogę! Czyż mnie, przygnębioną, Jak grom niebieski nie zabije dzika Myśl, że się ona tam z śmiercią potyka? O! podła śmierci! czyż nie śmiesz na moje Targnąć się życie? Przyjdź! ja się nie boję, Bom przecierpiała więcej niż twe męki. Przyjdź! Jestem sama, bez niczyjej ręki, Sponiewierana. Łatwo zmożesz mnie. Zrywa się z kamienia. Nie! Ja nie mogę umrzeć; jeszcze nie! Jakżeby pójść mi ze świata, gdy tam Zostaje to, co najdroższego mam? Pójdziemy razem. Albo nie; wprzód ona, A ja, gdy spełnię już powinność swą, Gdy sprawca zbrodni z mojej ręki skona, Gdy zniszczę tego, który zniszczył ją. Cicho! Nie onaż o ratunek woła? Gdzie jesteś, siostro? Ciemna noc dokoła. Czyż mi bóg twego więzienia nie wskaże? Tymi rękami każde drzwi wyważę, Zerwę twe pęta, zbrodniarza uduszę, Wskaż mi dom tylko. Ja go znaleźć muszę; Z domu do domu, gdzie powiodą nogi, Pójdę! Głośniejsze serca mego bicie Wskaże mi wrota, co więżą me życie. SCENA V / Hersylia żywo zwraca się na lewo. W tej chwili spoza sosen występuje Tullia z krótkim mieczem w ręku. / TULLIA Hersylio! HERSYLIA Siostro! Tyżeś to? na bogi! Powiedz, lub cień twój pyta? Jaka siła Mnie tu wstrzymuje? TULLIA / z wolna idąc ku przodowi / Tak! jam to sprawiła. HERSYLIA Żyjesz… tyś wolna? I jak to być może? On ciebie zwolnił? TULLIA Zwolniła mnie moc, Przed którą wszystkie pękają obroże. HERSYLIA O bogi! TULLIA Cicho! nie budź ich w tę noc; Bo oni spali. Czuwały demony, Gdy się to stało, i na wszystkie strony Zachichotały śmiechem. HERSYLIA Coś zrobiła? TULLIA Czy to ja? Nie wiem. Lecz patrzaj, to siła Tego żelaza; tak, jemu to dzięki. Więc też je teraz ciągle z sobą noszę I czuję, jakby wrosło mi do ręki. HERSYLIA O! siostro… Ankus… TULLIA Nie wołaj go, proszę; A nużby przyszedł, by me wznowić męki! Czyż niepodobna, by raz jeszcze wstał Z miejsca, gdzie leży? Gdyby wrócić miał, Jakim sposobem uniknę rąk jego? Uchodźmy, siostro, póki jeszcze czas! HERSYLIA Uchodzić? Mury dokoła nas strzegą. TULLIA / ściskając miecz / Mam klucz. Mniej twarde żelazo i głaz, Jak serce, które ta dłoń rozszarpała. HERSYLIA Ty drżysz, chwiejesz się… usiądź, moje dziecię, I powiedz wszystko. TULLIA Powiedziałam przecie. Ty raczej powiedz mi, jak wyszłaś cała. W tym domu cicho, tak cicho, jak tam, Skąd ja przybywam. HERSYLIA Tu spoczywa sam Król tego grodu. TULLIA Tak! A tam spoczywa Drugi i łoże jego purpurowe; A wszak purpura to królom pod głowę! HERSYLIA / schylając się nad nią / O, dziecię moje! TULLIA Czyż to nie prawdziwa Postać królewska, piękna i wspaniała? Zbyt on wyniosły, bym gardzić nim miała, Przecież wzgardziłam, prawda? HERSYLIA Rzuć ten miecz. TULLIA On także wołał, bym rzuciła, lecz Zwieść mnie nie zdołał. Ostrożny to ptak, Jam ostrożniejsza; przejrzałam młodzieńca. Brał mnie za dziecko; więc dobrze mu tak! HERSYLIA Ach! ty zabiłaś ludu ulubieńca! Gdzież cię ukryję, by cię jutro rano, Przebóg! za niego nie kamienowano! TULLIA On ulubieniec! Tak, w tym jego chwała; Wie o tym. Śmiał się, gdym mu powiedziała, Że nienawistnym jest mi, jako wróg. Nie wierzy, by ktoś nienawidzieć mógł Wszechulubieńca Rzymian. HERSYLIA Zaślepiony! Tyle ostrzeżeń, tyle próśb z mej strony. TULLIA Ja zasię o nic nie prosiłam wroga, W zakątku domu jego ja u proga Zasiadłam cicho, wręcz umrzeć gotowa, I takie tylko wyrzekłam doń słowa: Że żyły sobie przegryzę zębami, Gdy mnie dotknięciem ręka jego splami. Lecz na me słowa, ten zbrodniarz bez sromu Rozśmiał się, wyszedł i zamknął mnie w domu. Spojrzę przed siebie. Pustka na wsze strony, Tylko ognisko i wianek zwieszony Nad pościeliskiem. Zadrżałam. Oczyma Śledzę, czy w domu broni jakiej nie ma. Gdzie tam! W podłodze, w ścianach — ni kamyka; Polankę drewna oko me spotyka. Coś pod popiołem nareszcie mi błyska. Zrywam się i w mig staję u ogniska. Wyobraź sobie — to żelaza kawał Ostrzem spod prochu i węgli wystawał; Była to stara broń i zardzewiała, Co do zarzewia tam posługiwała. O! to ta sama. Patrz, siostro, ta sama! Rdza zeszła; gorsza przylgła do niej plama. HERSYLIA On usiłował odjąć ci tę broń? TULLIA Nie. Kiedy wrócił, miałam dosyć sił, Bo już nie sama. Druh ten przy mnie był, A tak go mocno ściskała ma dłoń, Zdumiony rabuś szepcze do mnie, mami; Ja go nie słyszę; rzuca spojrzeniami, Które padają ogniem na mą skroń, To znów żartuje i grozi, i chce mnie Rozłączyć z druhem, ale nadaremnie. Zbliża się — czuję; zadrżałam w tej chwili Mocniej, miecz ręka ściska rozpaczliwa. On mi do czoła twarz zdradziecką chyli, Oddech ust jego skronie me opływa, A głos szepczący, niewymownie miły, Jakąś truciznę zapuszcza w me żyły. Włosy na głowie dębem mi powstały. Głuchym zawrotem — noc, życie, świat cały, Wiercą po mózgu, zmysły się zaćmiły. A on wciąż mówi — co? nie pytaj mnie. To było niby, jak kiedy kto chce Rzucić się w morze, a śmierć go tam nęci Cichym wołaniem, szmerami lubemi, Do straty czucia, do straty pamięci, Aż go zdradliwie oderwie od ziemi, I póty wabne wyciąga ramiona, Aż on w wilgotnym jej uścisku skona. Wtem nagle, przebóg! czuję na mej skroni Ust jego całus, dłoń jego na dłoni. Chciał mi przytomność i broń mą zarazem Wydrzeć ten rabuś; — ale nadaremno. Bo jakby ziemia zadrżała pode mną, Jam się ocknęła i pchnęłam żelazem. On jęknął, upadł i jak zdrój obficie Trysło na pościel zeń czerwone życie! / Zakrywa twarz ręką. / HERSYLIA Okropność! TULLIA / żywo powstając / Po cóż siedzieć i daremno Żaleć nad wrogiem, co z mej ręki legł? Ja chcę się cieszyć — i ty ciesz się ze mną; Zemsta wstrzymała klątw ojcowskich bieg. Bolejąco Och! och! HERSYLIA Co ci jest? TULLIA Zrzucam smutku kwef. Przebacz tę słabość, boć to pierwsza krew Z mej ręki… młodej. Lecz fali jej siła Już z miłosierdzia duszę mą obmyła; Teraz ja będę sroga, zatwardziała, Toż bym ja jutro ze wstydu skonała, Gdyby się żaden mąż nie zbudził tu, Tylko ten, którego snu Ja pilnowałam. Chodź, siostro kochana! Ode drzwi do drzwi obejdziem koleje, Spojrzym, azali zemsta gdzie nie mdleje; To ją pokrzepim. — Nie czekajmy rana; Pójdź — towarzystwo dobre; z każdej strony Przy nas, za nami — demony. Te nam pomogą. — Król twój śpi, wszak tak Mówiłaś?… Dobrze; rozumiem twój znak! Oni tam wszyscy w krainie styksowej Znów się zobaczą, nie zbraknie nikogo, I będą w cieniu budować Rzym nowy. Pójdźmy już, pójdźmy! Postępuje kilka kroków w głąb i ucieka nagle z powrotem, głośno wołając: Stój! Nie chodź tą drogą… Ona za wąska na troje. Patrz tam! To on, on idzie, uśmiecha się nam. Brońże mnie odeń, przyjacielu krwawy. Wyciąga miecz ku obronie. Odstąp, niegodny! Czy znów dla zabawy Chcesz mnie całować? Znów szepczesz te słowa, Od których moja zawraca się głowa; Znów szmer, co klątwę ojcowską oniemia, Na których chwieje się w posadach ziemia! Mnie ty nie zmożesz; precz od mego łona! Strzeż się! Sabinka jestem — obrażona, A tyś Rzymianin… różne nasze losy… Przebóg! Co to jest? Chwyta mnie za włosy, Bierze w objęcia… czuję na mej skroni Oddech ust jego, czuję dłoń na dłoni… Bogowie, ludzie! Ja go się tak boję!… Ratujcie mnie, ratujcie!… Wybiega na prawo. HERSYLIA / za nią / Dziecię moje! AKT TRZECI / Wczesny ranek. Dekoracja taż sama. / SCENA I ROMULUS / sam, wychodząc z domu / Czy to las płonie, czy dnia świeci gwiazda?… Świta… Już sowa uciekła do gniazda, Ćma pod liść sunie; tylko troska żywa, Z potomstwa nocy jedna niezmorzona Snem, czuwa po dniu. Gdzież to moja żona? Hersylio!… Nikt się żywy nie odzywa. W nocy, zda mi się — to nie było we śnie — Ona za siostrą wołała boleśnie. Biedna!… Jam z sercem walkę musiał zwieść, Ażeby nie wstać pociechę jej nieść; Lecz nie żałuję. Wszystko powiedziane Jest między nami; a wreszcie czyż zbawić Mogą nas słowa? Dech ust świeżą ranę Rozdrażnia; ona musi się wykrwawić. — Bywaj! Hersylio… Gdzież się ona chowa? Snadź pod ołtarzem poszła szukać schrony, Jakby męskiego nie dość było słowa! Zwraca się na prawo i spostrzega Talassjusza. Talassjusz! czyś gdzie nie spotkał mej żony? SCENA II / Romulus. Talassjusz nadchodzi z prawej strony, pomięszany. / TALASSJUSZ O! Romulusie, nie pytaj mnie o nię! ROMULUS Co zaszło? Zgrozą cała ci twarz płonie. Mów, na Hadesa! czy widziałeś ją? TALASSJUSZ / wskazując na ziemię / Co zaszło, przebóg! zapisano tam. Chcesz, to bez zgrozy odczytaj to sam! ROMULUS Krew? TALASSJUSZ Droga mordu wyznaczona krwią, A krople śladem wpaliły się w skały. Zobacz. Przeklęty to czyn! ROMULUS Moja żona? Czyżby jej własne ręce śmierć zadały?… TALASSJUSZ O! gdyby krew ta z sabińskiego łona Się wytoczyła, krew twojej Hersylii, Jako przypuszczasz, tożby mnie w tej chwili Dech się nie zaparł bezwładnie w gardzieli. Tym krwawym kroplom nie byłoby trzeba Niemym świadectwem wołać stąd do nieba. Ja sam bym wołał, aż by wszyscy drżeli. ROMULUS Pójdź precz, gaduło! lub powiedz, jeżeli Masz co powiedzieć. Cóżem ja, niewiasta, Że dla mnie w czułość język twój obrasta? Lecz co, o imię żebrać będę? Ścieżka Mi tajemnicy wydać nie omieszka. / Zwraca się na lewo do wyjścia. / TALASSJUSZ / zatrzymując go / Nie idź tą ścieżką. Przerażenia brzemię, Jakkolwiek silnyś, rzuci cię o ziemię. Kochałeś tego, z kogo ta krew ciecze. ROMULUS Ankus?!… Ty kłamiesz, ty kłamiesz, człowiecze!… Ten łotr śmie jeszcze potwierdzać. TALASSJUSZ O! królu, Bądźże człowiekiem. Wbrew strasznego bólu Krwi tej zaprzeczyć nie mogę. ROMULUS Ja przeczę. To być nie może… nie powinno… nie… Ja chyba marzę. O! przeklęty śnie! Nieczemu też to w ciągu nocy całej Dziwne postaci przy mnie zasiadały!… TALASSJUSZ Królu mój!… ROMULUS / po pauzie / Mówże mi wszystko. TALASSJUSZ Niestety. Wszystkom rzekł. Ankus zabity jak gromem. ROMULUS A któż go zabił? TALASSJUSZ Kto? Wasze kobiety. Pomiędzy twoim i Ankusa domem Wlokły się mordu stopy zakrwawione. ROMULUS On więc zabity? zbójczyniami one! Spogląda na ziemię. Tak; krew ofiary oznaczyła drogę. Widzę, a jednak uwierzyć nie mogę! Ja się za kłamstwo pomszczę na mym wzroku. Pójdę, zawołam, dotknę jego boku, A gdy nie wstanie, ha! to już daremno; Ankus mój umarł. Chodź do niego ze mną! TALASSJUSZ Idź sam. Nie mogę znieść tego widoku. Co za śmierć! Z ręki niewiasty. Jak żmija, Gdy z wolna, cicho, śpiącego pastucha Chyłkiem napada i w ciało się wpija! Idę po czatach w spokojności ducha, Po ślicznej nocy zbliżeniem poranka Uradowany i do domu Anka Podchodzę. Drzwi tam stoją półotworem. A schody krwistym zalepły jeziorem. Po ciele zgrozy przebiegły mi dreszcze, Nogi przyrosły; głosem tedy radzę Naprzód i wołam: — Anku! czyś żyw jeszcze?… Milczy. — Drzwi mieczem do reszty odsadzę, Wszedłem, a za mną dzień szary po drodze Zajrzał i pobladł, gdy pobojowisko Zbrodni tej postrzegł. Ja podchodzę blisko: Przez pół na łożu, przez pół na podłodze Spoczywa Ankus, dłonią ciśnie usta Czerwone rany; ale rana pusta, Milcząca była. Dawno ona z ciała Zagadkę życia już wypowiedziała! ROMULUS / siadając na jednym z kamieni / Znowu dla grodu więc ofiara, który Co mi najdroższe chwyta w swoje mury! To drugi i ostatnim będzie. — Król, Sam pozostanę odtąd. TALASSJUSZ Uśmierz ból, Bo lud się zbliża, sądzić tobie czas! ROMULUS Sądzić… mą żonę! TALASSJUSZ Ja wybiegłem wraz Z przybytku zgrozy, budzę w mieście całem Co jeno żyje i opowiedziałem Zgorszonym tłumom tę straszną przygodę. Z progów słuchały, drżąc, niewiasty młode; U kolan mężów zawodziły chór Łaski żebrzący dla królewskich cór; Lecz odepchnięte; i myśmy tej chwili Za zbójczyniami w miasto się puścili. Były w świątyni. Tam młodsza siostrzyca Z błędnemi oczy siedziała, a przy niej Stała Hersylia, istnie jak orlica Broniąca płodu. Chociaż to w świątyni, Lud byłby pewnie rozszarpał je obie. Lecz wdał się kapłan i do twego zdania Płonących zemstą odwołać się skłania. Jam ruszył naprzód to obwieścić tobie, Bo nikt z tą wieścią nie śmiał iść na dobie Przed twe oblicze. Czy słyszysz wołania? Okrzyk ludu za sceną na prawo. Śmierć! śmierć zbójczyniom! ROMULUS / podnosząc się / Bogi, wielkie bogi! Jak ją ratować, czym zasłonić? TALASSJUSZ / z mocą / Niczym! SCENA III / Z prawej strony gromadnie wkraczają Rzymianie; w pośrodku nich Hersylia i Tullia. Przodem, między ludem kapłan Pinarius, którego chłopiec prowadzi za rękę. Romulus stoi zupełnie osobno na lewo z twarzą zakrytą rękami; za nim Talassjusz. / LUD Śmierć! śmierć zbójczyniom! zemsta! PINARIUS O! dniu srogi! Gdzie król? CHŁOPIEC Tu, ojcze, przed twoim obliczem. LUD Zemsta! PINARIUS Romulu! spraw, aby te szały Winę na winę gromadzić przestały! Zemsty wołacie: azaż wam niejasno, Żeście ją winą wywołali własną? Onać się przecie spełniła tej nocy. Błagać wam raczej bogów z całej mocy, By poprzestali na jednej obiacie, Choć w zbrodni wszyscy równy udział macie. 1-SZY RZYMIANIN Broni zbójczynie!… 2-GI RZYMIANIN A nas tu o zbrodnię Oskarża! 3-CI RZYMIANIN Anka krew na jego głowę! PINARIUS Na tych, co wczoraj złamali niegodnie Prawo gościnne, prawo pokojowe!… 1-SZY RZYMIANIN Ślepcze zgrzybiały! za to wyzywanie Niech ci na zawsze kołem język stanie! PINARIUS Lżysz mą ślepotę! A czyż wy nie wiecie Że sprawiedliwość ślepą jest też przecie? Bądź trupia bladość lica Ankowego, Bądź kwiat młodości na dziewiczej twarzy — Ślepego ciemnie od stronności strzegą; On tylko winę i pokutę waży. Wszak tu król stoi i słów moich słucha I nie zaprzecza mojej słusznej mowie; Bo zbyt widocznie tknęli go bogowie, Których wyroki wydarły mu druha. Ja milknę; teraz niech on sąd wypowie. Jego jest władza, wykonać ją może; Moją — bezwładność i przestrogi boże. TALASSJUSZ O, dwujęzyczny! Ty grozisz bogami, Błogosławieństwa których sam nad nami Wzywałeś wczoraj. PINARIUS Boście mnie zgwałcili, Bo jestem słaby, więzień wasz. Lecz czyli Wy też i niebian tak gwałcić myślicie, Których jest silne a swobodne życie? Jam błogosławił próżno wam, Rzymianie, Duch mój przeczuwał, że tak się nie stanie; Duch mnie nie zawiódł. To daremne rzeczy, Aby bóg *wojny* *spokój* miał na pieczy, A *ten* bóg tylko u was ma uznanie. ROMULUS Dosyć, mądrości bezrdzenna! Te zwady, Te twoje wróżby mroczne a zawiłe, Tumanią umysł, wątlą ludu siłę. Kto cię powołał do sądu i rady? Jest — ty jej nie znasz — najwyższa bogini, *Konieczność*!… która błogim nam uczyni To, co poczęła. Przed nią, gdy zawoła, Ludzie i bogi uchylają czoła. Ta utrzymuje budowę wspaniałą Nieba i ziemi i utrzyma cało Ten Rzym w przyszłości. — Ja król — jej kapłanem! To wiedz i odejdź! Kapłan i chłopiec odchodzą. Teraz ty, drużyno: Stoisz tu z czołem jak chmura wezbranem Zarzewiem zemsty. — Mówcież, kto przyczyną… Niech o niewinną głowę się nie otrze Grom kaźni. Kogóż oskarżacie? 1-SZY RZYMIANIN Młodszę! Ten miecz trzymała, gdy ją pochwycono, I z rąk jej ledwie wydarła go siła. ROMULUS Ty, Tullio? TULLIA Ja mu rozszarpałam łono. HERSYLIA / spokojnie / Nie wierzcie! Zgroza umysł jej przyćmiła. Nie dziw! Tak cicho życie jej płynęło… Z gorączki bierze na siebie to dzieło! Bo gdyśmy nocą szły, za nami krwawy Cień zabitego kroczył Rzymianina, Że aż w szał jakiś popadła dziewczyna I miecz ten w rękę chwyciła z obawy. A jak się gwoli chorym dzieciom czyni, Tak i ja broń tę zostawiłam przy niej. Moim czyn, moim; wasz gniew mnie nie straszy; Z chlubą go głoszę w obecności waszej. TULLIA Dlaczego, siostro, szczędząc moje życie, Ukrywasz prawdę, która na mym czole Wyryta stoi? HERSYLIA Na czole! Słyszycie? Czyż to nie szał? Niewinność i niedolę, Nie mord na czole masz, o biedne dziecię! Przy domu waszym stanęłam — toż przecie Przypomnij sobie — wołam cię, podchodzę, Ty z objęć jego wydarłaś się wraz, Zawisłaś na mnie i jęknąwszy srodze, „Ratuj mnie!” rzekłaś. — On wpadł między nas I w ślepym gniewie szarpnąwszy się, razem Przebity na wskróś tym właśnie żelazem, Które dobyte jam w ręku trzymała, I na posłanie zawlókł się zaledwie. A myśmy w progu czekały obiedwie, Póki duch z jego nie ustąpił ciała. Przypomnij, nie przecz! Tyś wprawdzie pragnęła Zemsty, ale ja dokonałam dzieła. TULLIA / z wolna potrząsając głową / Powiedz mi, siostro, gdzie trafiła broń, Którą, jak mówisz, wymierzyłaś doń? W piersi, czy w szyję? Co? Milczeniem swem Nie stwierdzasz prawdy: ja jedna ją wiem. Zaledwie wprawdzie jam na jego ciało Podniosła oczy, kiedy to się stało, Ale wiem dobrze, i palec ten sam Krwawego widma, co wciąż z nami kroczy, Wskazuje ranę; a choć zamknę oczy, Widzę ją ciągle, oto tam… o! tam… LUD To ona. Śmierć jej, śmierć! HERSYLIA Sprawiedliwości, Królu! Niech innych pozór czynu złości, Lecz prawy sędzia, ty, w obliczu gminu Nie dasz się uwieść pozorami czynu. Gdyby — choć bajką, co mówi zbłąkana — Z jej nawet ręki ten cios padł w młodziana, To ze słusznością czyliż zgodnym będzie, Za czyn istotny ukarać narzędzie, Co ślepym zemsty stało się obuchem? Bom ja tę rękę uzbroiła duchem, Jam na was wstępnym uderzyła bojem, Wina jest moją, zwycięstwo jest moim. Ona?… Toż wy jej przypatrzcie się przecie; Toć od igraszek oderwane dziecię, Rozswawolony z gniazdka ptaszek młody, Co pierwszym lotem próbuje swobody; I wy o czyn ten obwiniać ją chcecie? Spojrzyjcie na mnie i na nią, a snadnie Mścicielkę gwałtu każdy z was odgadnie! ROMULUS Próżno, Hersylio, miłość twa nas łudzi. HERSYLIA Czy tak? Wśród jakich znajdujęż się ludzi? Prawda; mym sędzią ten, co przez kapłana Sprawił, bym żoną była mu przyznana… Sędziego musi być niewinną żona. Och! biedna Tullio, więc jesteś zgubiona! A twoję siostrę nie wiem jaka siła Występków, zbrodni gdyby obarczyła, Ona bezkarnie będzie uwolnioną, Bo jest sędziego ukochaną żoną. ROMULUS Czyż jesteś żoną?… Milczysz, spuszczasz oczy; Daremnie. HERSYLIA Kędyż to srogość nie zboczy! O! z samolubstwem fałszu połączony! Że nie zyskałeś jeszcze we mnie żony, Więc chcesz przejednać, oszczędzając skrycie; Aleś się zawiódł, bo nie dbam o życie. Sprawiedliwości ja żądam, Rzymianie, Tej, choć od wrogów niech się zadość stanie! TALASSJUSZ Będziesz ją miała, wyłożę ci krótko; Jeśli do zbrodni stałaś się pobudką Tej młodej Furii, zadość się uczyni Tobie, gdy śmierć jej ujrzysz. 1-SZY RZYMIANIN Śmierć zbójczyni! 2-GI RZYMIANIN Ukamienować! 3-CI RZYMIANIN Zrzucić ją ze skał! HERSYLIA Co słyszę! Toż to głodnych wilków wycie! Ludzie! czyliż was nie wstydzi ten szał? Słabej dziecinie by odebrać życie, Gromada rwie się, szamocze i krzyczy, Jakby bóg wojny do walnej zdobyczy Krew wam zagrzewał. Wielkie, sławne dzieło I niesłychane na dziejowej karcie! Chytrze wziąć dziewczę i potem otwarcie Na śmierć wystawić! Stu mężów stanęło W tej zacnej sprawie. A jaka jej wina? Że w pojedynku zmogła Rzymianina, Co niezmożonym sądził się. — Nareszcie Stwierdźcie, że kupą silniejsi jesteście Niż pojedynkiem; niech zginie dziewczyna, Której odwaga i nadludzka siła Pewnie by przez was była ubóstwioną, Gdyby krwi żądza was nie znikczemniła. Lecz młode zwłoki gdy na stosie spłoną, To zwalcie na nią tę Romę i sami Też się zagrzebcie pod jej zwaliskami. TALASSJUSZ / ironicznie / A cóż, Rzymianie? Coście stąd wysnuli? Zbójczynię Anka ocalić wypada, Bo gdy go pomścim, to nam będzie biada. Królu, wyrokuj bezkarność!… LUD Śmierć Tullii! HERSYLIA Wstrzymajcie wyrok! Jam nie chciała przecie Gniewać was, ale boleść… pojmujecie… Przebaczcie mękę, która się bezmyślnie Burzy w mej duszy i na usta ciśnie. Patrzcie! ja klękam przed wami na ziemi, Córa Tacjusza, dumna i znękana, Tu, przed wrogami pada na kolana; Jesteście silni, bądźcie wspaniałemi. Ja wam jak dziewka służyć-em gotowa, A czcić jak bogi. TULLIA Siostro! HERSYLIA Nie powstanę, Póki nie rzekną przebaczenia słowa. Zostawcie dziecię moje ukochane. Czyż jedna łaska w Rzymie jest tak drogą, Że się stu ludzi nań zdobyć nie mogą? Wyście pod bronią, my porozbrajane; Wyście gród dumny, my dusze ubogie; Wyście zabrali wszystko, co nam drogie: Ojczyznę, wolność, dumę; jedno życie Nam pozostało i toż wytrącicie? A zemście waszej gdy zadość się stanie, Czy przez to zmarły wasz zmartwychpowstanie? Sądzicież, jako córy naszej ziemi Do zgody z wami będą łatwiejszemi, Kiedy krew Tullii ręce wasze zbroczy? Nie patrzcie na nią tak srogiemi oczy! Co uczyniła, stało się jedynie W mroku umysłu, w nieszczęścia godzinie. A wy, przytomni, szczęśni, na swój dzień Jasny, — śmiertelny chcecież rzucić cień? Nie! nie możecie; lub jeśli musicie, Oto jest moje u nóg waszych życie; Topcie w mej piersi mieczów, ile chcecie, Tylko mi moje zachowajcie dziecię! ROMULUS Powstań, Hersylio!… TALASSJUSZ / podchodząc do niego, z cicha / Miej niezłomne zdanie. LUD Wyrokuj, królu! ROMULUS Słuchajcie, Rzymianie! 1-SZY RZYMIANIN Ona podstępem zabiła go… 2-GI RZYMIANIN We śnie… HERSYLIA Uklęknij siostro! Pomnij, jak boleśnie Ojciec tam jęczy. TULLIA A żem jego córą, Chcę umrzeć prosto, czoło moje górą! ROMULUS / wychodząc z zamyślenia / Powstań, Sabinko! Daremne twe łkania. Proch, w którym klęczysz, krwią szlachetną lśni, I żadna łaska nie zatrze tej krwi. Rzymianie!… LUD Słuchać królewskiego zdania! ROMULUS Na jutro rano bitwa naznaczona, Nim się rozpocznie i zanim noc skona, Mężnego zwłoki ziemią przysypiecie. Dotąd zbójczyni ma siedzieć w więzieniu, A gdy stos z rana zaświeci w płomieniu, Topór ofiarny, zmarłemu w obiecie, Zuchwałe czoło dziewicy uderzy. Lecz biada ręce, która się zamierzy Przedwcześnie na nią! Ten, kto to uczyni, To jakby kradzież popełnił w świątyni, Bezwarunkowo spłaci śmiercią swą. Gdy dzień zaświta, zejdziem się pospołu I zamiast wina zalejemy krwią Resztki płomienia na stosie popiołu, Co skryje Anka. Zabójczyni ciało Niepogrzebione w popiele zostanie, By w wirze bitwy w ćwierci popadało. Teraz ją weźcie. Takie moje zdanie. / Lud odprowadza Tullię. / HERSYLIA / przeciskając się przez tłum / Nie rozłączycie mnie z siostrą! TALASSJUSZ / chwytając ją za ramię / Nie szalej! Idź stąd, nieszczęsna, ani kroku dalej! HERSYLIA Pójdę do wieży za nią. TALASSJUSZ / odpychając / Ani kroku! HERSYLIA Puśćcie mnie! Ja chcę umrzeć przy jej boku! Stoisz i patrzysz na tę moję mękę, O! Romulusie, i usuwasz rękę. Dowód, jak silne jest twoje kochanie, Któreś ty dla mnie udawał, tyranie! ROMULUS / smutno na nią spoglądając / Hersylio, tam twój dom! Do Talassjusza Talassjusz! zważ, By uwięzionej względną była straż. Ja do Ankusa — sam — na pożegnanie. / Wychodzą wszyscy prócz Hersylii. / SCENA IV HERSYLIA / sama po długim milczeniu / Czy są bogowie? Alboli to naszej Twór wyobraźni, który tylko straszy, Pomóc niezdolny? Nie, tego co boli Nie widzą, krzyków nie słyszą niedoli. Mogąż na klęski patrzeć mego rodu I gromem tego nie roztrzaskać grodu, Wraz z jej więzieniem!… Czym sama w tym mieście? Podziemni! coście tak wierną tej nocy Byli jej strażą i dodali mocy Do wykonania czynu, — gdzież jesteście? Wstańcie, podziemni! niech wasza mi siła Ocalić młodą kapłankę pomoże, Która czci waszej tak się zasłużyła. Ona — to dziecię rozkoszne i hoże; We mnie, co jestem starszą i ponurą, Ileż sprężystsze znajdziecie narzędzie Zamiarów waszych! Hej! podziemni, górą! Rada niech waszą, a czyn moim będzie… Jak to?… Już radę szepczą wasze usta?… Ja mam?… tak, dobrze… chata stoi pusta… A gdybym wzięła głownię z jej ogniska… Dach kryty słomą, chata drugiej bliska, I tak szeregiem… Tu brama, z tej strony Wolny ciąg górą, płomień ożywiony Z dachu na dachy udzieli się słomie I będzie koniec tej słomianej Romie. A gdy na niebie łuna zaczerwieni, Jak Furia zemsty łuną po pożarze Spłynę do wieży i poduszę straże, I dziecko moje wyrwę zśród płomieni. Cicho!… myśl zbiorę… Tak, dopiero rano Pod nóż ofiarny ma być powołaną; Więc mam czas jeszcze doczekać do nocy, Aż katy zasną. Dobrze. Mocy! Mocy! / Patrzy przed siebie w ziemię. / SCENA V / Hersylia, Marcja. / / Marcja przychodzi z głębi na prawo, idzie śpiesznymi krokami, ale zwalnia je za spojrzeniem na twarz Hersylii. / MARCJA Hersylio! HERSYLIA / nie słuchając / Gdyby zaś oni mnie mieli Wraz z moją Tullią zniszczyć w pogorzeli, Przynajmniej światu to będzie wiadomo, Że dwie Sabinki nie dały się, Romo! Zgładzić wraz z klątwą i hańbą u czoła. MARCJA Hersylio, Marcja jestem… HERSYLIA Kto mnie woła? Ty śmiesz się zbliżać? Precz stąd, niegodziwa! Przeżyłaś hańbę, klątwa od cię wieje. MARCJA Posłuchaj… HERSYLIA Chcesz mi wygadać swe dzieje, Że cię Rzymianin pochlebstwem zjednywa, — To wstyd Sabince; — że ciebie nie gniecie Żelazo kajdan, — wstyd wolnej kobiecie. Ale nie wierzę, byś w bezwstydzie swym Mnie tu go przyszła doradzać za godło; Cokolwiek z ciebie dziś uczynił Rzym, Kochałyśmy się, nim zostałaś podłą. MARCJA Jam nie liczyła na twą dobrą wolę I nic nie powiem. Cokolwiek bym chciała Rzec, by oczyścić siebie i swą dolę, Byłoby próżnym. Serce twe — to skała, Żadnych ust skarga do niej nie dosięga. HERSYLIA Więc po coś przyszła? Odejdź sobie tam, Skąd przyszłaś. MARCJA O, nie! Zmusza mnie przysięga Stanąć przed tobą. HERSYLIA Przysięga? MARCJA Ja szłam Jeszcze przede dniem, wszystko było we śnie, Szłam, aby wody zaczerpnąć we dzbanek, Dołem ku rzece… HERSYLIA To cię, widzę, wcześnie Do służebnictwa zapędził kochanek. MARCJA Na skraju lasu stanęłam u brzega, Kędy wysoka trzcina się rozlega, A z boku czysta zatoka krysztali; Zdjęłam dzban z głowy, by zaczerpnąć fali, Gdy wtem pięść jakaś w ramię mnie uderzy. Zwracam się z trwogą. Aż młodzian wyskoczy Z trzciny i straszno spogląda mi w oczy; Dobytym nożem na mnie się zamierzy I rzecze: — „Cicho, bo śmierć!” — HERSYLIA Tego chłopca Poznałaś pewnie? MARCJA Nie byłam mu obca. Niestety! HERSYLIA Kassjusz, który od pół roku Zaręczon tobie. MARCJA Wstrząsnęły mną dreszcze, Gdym nań spojrzała. HERSYLIA I ty mogłaś jeszcze Patrzeć nań? Także daleko był z boku Nurt, by cię ustrzegł od tego widoku? MARCJA Dobrze by było, gdyby moje ciało W tej chwili nurtem do morza zdążało! Ale on, mówiąc, trzymał mnie co siła; — „Wracaj do miasta, król mnie tu posyła, Bogowie zemsty drogę mą chronili. Wracaj i powiedz natychmiast Hersylii, Że nocą w lesie staniemy, a ona Otwarcia miasta pod północ dokona. Trudnym to pono nie będzie jej wcale, Gdy się królowi dostała w udziale, Który śpi w domu, co najbliższy bramie. Na znak pochodnię zaświeci w załamie. My w bój otwarty poczynać nie radzi Z tymi zdrajcami; podstęp nas wprowadzi, I wszystkich śpiących wyrżniemy pokotem.” HERSYLIA Wysłuchaliście mnie, podziemni! MARCJA Potem Kazał przysięgać, że więcej nikomu Nie wspomnę o tym, wróciwszy do domu, Prócz ciebie jednej. HERSYLIA Przysięga niedroga Z ust, co ścierpiały pocałunek wroga; Możesz wykrzyczeć to po całym mieście; Gacha ocalić powinność nareszcie. MARCJA Pastwisz się srogo, niepomna zgryzoty. Nie sądź, by we mnie zamilkł głos tęsknoty Na jego widok i mowę. Jam długo Stała jak wryta nad zarosłą strugą, Śród której trzciny młodziana zakryły. A gród rozpięty na tym wzgórzu nagiem Olbrzymim wydał mi się sarkofagiem; Powrót do domu — zejściem do mogiły. A jednak — powiedz, żem nikczemna dusza, Gardź mną, nazywaj kobietą bez sromu — Wyznam, że kiedym wróciła do domu, Czułam, żem w domu; a gdym Talassjusza Spotkała… HERSYLIA To on? Twój małżonek czuły, Kat; — jego słowa wciąż na Tullię szczuły. Jak prędkoż związek z hańbą, nieszczęśliwa! Wszystko, co drogie nam było, rozrywa! MARCJA Bogowie związek ten w opiekę wzięli. HERSYLIA Szczególniej Tullii z Ankusem wesele. MARCJA Serce me szczerze boleść twoją dzieli. HERSYLIA A ja dziś z tobą nic a nic nie dzielę. MARCJA Ah! jakąż noc ta nienawiść roznieci! HERSYLIA Ja tak chcę. Moja pochodnia zaświeci I mnie, i moim. MARCJA Nie, nie, to jest zdrada! Tej ci, Hersylio, jąć się nie wypada. Pomnij na przyszłość: że na starsze lata Ty stać się możesz postrachem dla świata. Snując się sama od strzechy do strzechy, Cień rzucać będziesz na ludzkie uciechy. Własny swój naród okryjesz żałobą, Że dzieci będą uciekać przed tobą, A starce pośród rodzinnego miasta, Trzęsąc głowami, rzekną: „ta niewiasta Wielkiego zemsty dokonała dzieła, Ale czci broniąc, cześć nam też odjęła”. HERSYLIA Tobie też o czci rozprawiać przystoi! A jak ty zwiesz to, czym Rzymianie twoi Się odznaczyli? MARCJA Och! to już się stało, Nie cofną tego nawet siły boże I żadna zemsta nic tu nie pomoże. HERSYLIA Stało się przez pół; tego im za mało. Największa zgroza ma w tę noc dopiero Na głowie dziecka zasrożeć siekierą. Lecz, szczęściem, temu ja zapobiec mogę, A same bogi wskazały mi drogę. MARCJA Idź nią, lecz wybierz sobie cel godziwy. Tak, ku niej chętnie i mój duch się skłania. Otwórz tę bramę braci niecierpliwej, Lecz nie dla mordu, nie; — dla pojednania. Pójdź w noc do lasu, tam z drzewa oliwy Ułam gałązkę, a sprowadź w te mury Ojca i braci, ale po dniu, który Chlubą dwóch ludów na wieki zostanie, Jeśli użyjesz siły, co się mieści, Z bogów zrządzenia, w naturze niewieściej. HERSYLIA Przestań! czczym słowem twoje pojednanie Tam, gdzie dwa ludy taka dzieli zbrodnia. Ogłoś przed nocą, choć ci zakazano, I nim zabłyśnie zemsty mej pochodnia, Że tu niewiasta jest nieprzejednaną. Lecz spytaj serca: — kiedy zdradzisz braci, Czy grom przekleństwa głowę twą ominie, Krzywoprzysięstwo czy ojczyznę da ci, Czyś ty żyć godna, kiedy Tullia zginie! MARCJA Więc rzecz skończona, Hersylio? HERSYLIA Skończona. MARCJA Idźże za radą swojego demona, Ja pójdę za tym, co mi serce radzi. Ci, których twoja pochodnia sprowadzi, Mogą nie szczędzić twojego oręża. U progu chaty, cicho, nad snem męża Ja czuwać będę; na niego wzniesiony Miecz musi wprzódy wytoczyć krew żony. / Odchodzi szybko. / HERSYLIA Nie wyzywałam losu; lecz na słowo Jego wyzwania ja jestem gotową! / Zasłona spada. / AKT CZWARTY / Wieczór w miarę zachodzącego słońca, światło księżycowe oblewa scenę. / SCENA I HERSYLIA / siedzi na stopniach ołtarza / Klucze od twierdzy odebrać mu we śnie, A gdy się zbudzi, pchnąć go własną bronią… Lecz gdy nie zbudzi?… To i tak! Za wcześnie Mógłby się ocknąć ze snu, gdy zadzwonią Wrzeciądze bramy… Wtedy, cóż uczynię?… Wszystko przepadło, moja Tullia zginie!… Snu, choć godzinę!… Snu!… Czemuż nie chcecie, Myśli me, spocząć? Obmyślaneż przecie Wszystko tak pięknie! sto razy na dobie, Jak pieśń piastunki wtórzyłam to sobie, By do snu serca ukołysać żale… Nie, Marcjo! Czyn ten nie hańbi mnie wcale! Czyż ja nie muszę oddać mu się sama, By własnym wstydem odkupić me dziecię? I cóż mi jeszcze znaczy cześć!… A przecie — Nim się dla moich otworzy ta brama — Gdyby jednego ocalić w tym tłumie! Bo on jest dumny, — a więc przejść go w dumie Byłoby ulgą sercu. Rzec: — Daremnie Większym, wspanialszym ty chcesz być ode mnie; Nie, ty nie umrzesz, gdy ja będę żyć; Dałeś mi wolność — ja ci daję — idź! Precz ze słabością, co udaje postać Wielkości ducha! Ja silną chcę zostać. Wszak on to sprawił, że moję kochaną Nie zaraz w szale wściekłym rozszarpano; Odwlekł dreszcz śmierci. — Dość łaski, jeżeli Za jednym ciosem pośród cieniów stanie. Idzie już spocząć. Dajcie mu, niebianie, Ten sen, któryście oczom mym odjęli! SCENA II / Romulus i Talassjusz wchodzą z prawej strony. — Hersylia. / ROMULUS Żadnego śladu, mówisz? Ani chwili Ja nie wątpiłem, że pomoc omyli. Oj! Albalonga!… Im może i chce się, Abyśmy karki skręcili w tym lesie, Przeto nas swoją pomocą łudzili. Oj! Albalonga!… Kto ją pozna, kto? TALASSJUSZ Wszedłem aż na szczyt. Niebo zaszło mgłą; Chmury niesforną z gór zstąpiły zgrają I skryły drogę, którą przybyć mają. ROMULUS Nie bój się; przyjdą, kiedy koniec będzie, I kto zwycięży, w tego staną rzędzie, By dzielić tryumf a zdobycz. Ostrożna Ta Albalonga. — Brzydko. TALASSJUSZ Bez niej można Obejść się. ROMULUS Słusznie. Rzym nie dziecko przecie. Na każdym kroku co mu za niewola Wciąż się oglądać, jak za matką dziecię? O wrogach także nie ma wieści z pola… Mniejsza. Choć oni pod noc w lesie staną, Przecież, znużeni, nie poczną aż rano. Idź, Talassjuszu, spocznij! Krótka noc. Mówisz, że wszyscy już się zgromadzili? TALASSJUSZ Nie ma nikogo za miastem w tej chwili, Na rynku ludu tam spoczywa moc. Śpią pod tarczami: żeglarze, rolniki, Każdy lekkiego snu, jak zwierz dziki. I stos wysoki gotów, jak przystało, Na którym spłonie przyjaciela ciało. ROMULUS Dobrze. TALASSJUSZ Romulu! oblicze twe blade, Usta posiłku przyjmować nie rade, Widzę to dobrze, kryjesz się daremnie. ROMULUS Kto ci pozwolił wpatrywać się we mnie? To niebezpiecznie, tego ci nie radzę; To rzecz śmiertelna. Dopóki mam władzę, Nie troszcz się o mnie. Jeśli ci żyć miło, To zamknij oczy, żal by mi cię było; Idź na spoczynek; dobranoc! TALASSJUSZ Romulu! ROMULUS / silniej, spostrzegając w tej chwili Hersylię / Dosyć! / Talassjusz wychodzi. / SCENA III / Romulus, Hersylia. / ROMULUS Sabinko! HERSYLIA / zbierając siły z wysileniem. / Czego żądasz, królu? ROMULUS Kiedy skonają dnia ostatnie blaski, Ujrzysz, Hersylio, swoję siostrę młodą; Wierni mi ludzie tutaj ją przywiodą Zwolnioną z więzów. HERSYLIA Oszczędź mi swej łaski. Martwy głaz falom zamknięty jest mniej, Niż ja wybiegom wspaniałości twej. Próżno; nienawiść niech pośród nas stoi; Zawdzięczać nie chcę nic względności twojej! ROMULUS Ja wcale twej się przyjaźni nie łaszę! HERSYLIA Więc ci rozkoszą są boleści nasze; Łzy, przy rozstaniu co trysną spod powiek, Karmią ci będą… ROMULUS Nigdy gorzej człowiek Nie był osądzon; lecz i to nie boli Już duszy mojej. — Wierz, nie wierz — do woli; Lecz serce moje ni żyłką nie drgnęło Za tobą, kiedym zniszczyć własne dzieło Zamierzył; wyrok ów, co ludu szałem Zmuszon pozornie na Tullię wydałem. HERSYLIA Co słyszę! Tullia?… ROMULUS Wolna. Krwią słabego Splamić gród rzymski niech mnie bogi strzegą! A gdy ofiary zbraknie nam do stosu, Rzeknę im to, co w pierwszej burzy ducha Byłoby tylko próżnym brzmieniem głosu. Lud wreszcie ciszej słów moich wysłucha W przedświcie wielkiej boju tajemnicy. Sami się wzdrygną na tę śmierć dziewicy I godniej we czci zmarłego dostoją. HERSYLIA / po pauzie / Królu! na wdzięczność jeśliś liczył moją, Toś się omylił. Choćbyś miał niezłomne Chęci świadczyć mi dobro, nie zapomnę, Że to jest łaska; a nic nie naprawi Już dokonanych przez ciebie bezprawi. ROMULUS Ja nie liczyłem na nic; w żadnej cenie Mam czy to wdzięczność, czy to zapomnienie; I nic naprawiać nie chcę jako żywo; A tylko wstrzymać chcę rzecz niegodziwą. I ty, Hersylio, pójdziesz z siostrą swą I wszystkie nici, które żywot błogi Miały nam upleść razem, niech się rwą, Ja sam je targam… Jesteś wolną! HERSYLIA / do siebie / Bogi! ROMULUS Choćbyś mnie nawet mniej nienawidziła, Czuję, że czyn nasz gorzki owoc zsyła. Na drzewie losu dojrzewa on nam; Lecz ja, bez skargi, chcę go zerwać sam. Prawo gościnne pogwałcone zdradnie Będzie pomszczone; lecz ciężar pokuty Na jedną głowę króla tylko spadnie. Dom mój stać będzie ze szczęścia wyzuty, Już mnie rozkosze jego nie zachwycą, Przy mym ognisku miły gość nie siędzie, Nie żona ogień w nim rozniecać będzie; Sam z moją myślą… Śmiejesz się, dziewico? HERSYLIA Ja? ROMULUS Tak, masz słuszność. Kto dziś zgadnąć może, Gdzie w noc jutrzejszą głowę moję złożę! Lecz co ja mówię!… / Idzie w głąb sceny i kluczem odmyka bramę, na rozcież ją otwierając. / HERSYLIA / do siebie / Och! w oczach mi ciemno… To straszny człowiek! Co się dzieje ze mną? Ratujcie odeń mnie, sabińskie bogi! Zasłoń mnie przed nim, o klątwo ojcowa! ROMULUS / wracając / Otworem stoją już wolności drogi, Wracaj do domu, Sabinko; bądź zdrowa! Byłaś mi drogą, och! byłaś mi drogą, Jak słowa ludzkie wyrazić nie mogą; Dziś i ta miłość głęboka a szczera, Jak wszystko drogie, już we mnie zamiera. Gdy się stos Anka zsypie w prochu chmurę, Zgasną i we mnie te płomienie, które Tyś roznieciła… Tullię widzę młodą; Nie chcę jej spotkać. Niech będzie gotowa Spełnić mą wolę… Hersylio, bądź zdrowa! / Śpiesznie odchodzi na lewo. / SCENA IV / Hersylia, Tullia. / / Z głębi na prawo wychodzi Tullia z przewodnikiem, który ją pozostawia i znika. / TULLIA Czyż to już ranek? Czy mnie na śmierć wiodą? Gdzie stos? A człowiek gdzieś zniknął w tej chwili… HERSYLIA / wybiegając naprzeciw niej / Siostro! TULLIA I ciebie też tu sprowadzili Gwoli mej śmierci? O! jakżeż czynicie Gorzkim, Rzymianie, zgon mój i jej życie! HERSYLIA Nie mów o śmierci! Ty wyjdziesz stąd żywa. TULLIA Ja? HERSYLIA Pójdziesz wolna, gdzie cię serce wzywa. Tę bramę widzisz? Król otworzył sam. Nie zwlekaj! Może zdjąć go żal, lub inni Nie w porę jacy nadejdą uczynni; Śpiesz! Cudem mało otwiera się bram. Ratuj się, ratuj!… Nie czekaj zarania! TULLIA Alboż ja jestem do uratowania? HERSYLIA I ja też z tobą pójdę, siostro droga; Bo i mnie razem on z tobą wygania. Och! jak mnie boli ta wspaniałość wroga, Powiem ci, kiedy wolności powietrze Ożywczym tchnieniem skronie nasze przetrze. Mnie tak ugięło to jarzmo tyrana, Że mimo dumy, mimo zgrozy w duszy, Mało nie padłam przed nim na kolana. Czyż człowiek, który więzy nasze kruszy, Tym samym dla nas w boga się przemienia, By nas tym silniej przykuć do więzienia? Nie ociągaj się, siostro; czas nam w drogę! / Pociąga za sobą Tullię kilka kroków ku bramie. / TULLIA / zatrzymując się nagle / Idź sobie sama; ja stąd pójść nie mogę! HERSYLIA Co tobie, Tullio? Drżysz! Jeśliś zmęczona, O biedne dziecię, wezmę cię w ramiona. TULLIA Zmęczona, mówisz? Tak, ale daremnie Ciężar, co męczy, chciałabyś zdjąć ze mnie, I nikt na świecie tego nie dokona. HERSYLIA Ty marzysz, Tullio; bredzisz w jakimś szale, A niebezpieczeństw czyż nie czujesz wcale? TULLIA Czyż i na ziemi ten szlak jest marzeniem? Przypatrz się, powiedz, czy poznajesz go? Każda z tych kropli rośnie mi strumieniem, Słyszę, jak głucho tam szumią i rwą. Przebóg! już w potok dziki się spieniły! Ja go przestąpić nie mam, nie mam siły. HERSYLIA Ratujcie chory jej umysł, niebianie! Zostaw za sobą, co się nie odstanie, Przed siebie patrzaj, za przyszłością idź, O, droga moja! TULLIA Przyszłością mam żyć? Ja nie mam żadnej, co by nie dzieliła Tego widoku. HERSYLIA Jeślić siostra miła, Zmóż grozę, która tłumi wolność twą, I nie odpychaj względnej bogów ręki, Którzy chcą, abyś żyła. TULLIA Czyliż chcą? Nie są tak straszni. Zlitują się męki, Która mnie pali. A ty czy wiesz, ile Już przecierpiałam przez tę krótką chwilę? Wszak to dopiero jedna noc i dzień, Jak za mną chodzi ten straszliwy cień? A mnie, jak gdybym tysiące lat, zda się, Tysiące śmierci przeżyła w tym czasie. Przyszłości dla mnie nie ma za tą bramą, Jak nie ma końca mej okropnej męce; Jak dziś, tak zawsze czuć będę toż samo: Usta na skroni, rękę w jego ręce. HERSYLIA Przebóg! to miłość. TULLIA Jak wy to zowiecie? Lecz ja pamiętam, że to wróg mój przecie; Że jego ramię, jak mnie dotknąć śmiało, Gdy żył, tak teraz obejmuje całą Niemiłosiernie; — że mnie najzuchwalej Oderwał od tych, którzy mnie kochali. HERSYLIA Niech więc nienawiść z tobą go rozdzieli. TULLIA Nienawiść? Kiedyż on już po wsze czasy Blady, skrwawiony zasnął na pościeli, A wszystkie bóstwa młodości i krasy Stanęły kołem przy jego pogrzebie, I płacz zawodząc, spoglądają łzawie. One mnie, słyszysz? wołają do siebie. Z więzów mnie moich zwolniły łaskawie, By ten dom smutny nawiedzić cichaczem, Siąść przy nim, usta ucałować, zaczem Wezmą go z domu, żar czoła i skroni Ostudzić chłodem jego martwej dłoni. Ty mnie nie wstrzymuj i nie mów mi wcale O klątwie ojca. Bo czegóż ja życzę? Żoną, kochanką nie chcę mu być; ale Raz jeszcze spojrzeć na jego oblicze I potem czekać ofiarnego losu. Krew tylko moja z ogniem jego stosu Wezmą tu, siostro, śluby tajemnicze. Idź, powiedz ojcu, że on w złą godzinę Rzucił przekleństwo na biedną dziewczynę, Przekleństwo jego zgubiło ją. HERSYLIA Biadaż Jego starości, skoro tak powiadasz! Osierocony ze szczęścia i dziatek Zmarnieje. TULLIA Alboż mu na dni ostatek Ty nie zostajesz? Wszak ty nie masz prawa Pożądać śmierci. Przy tobie nie stawa, Nie goni ciebie cień z okropną raną, Twą własną ręką żywemu zadaną! HERSYLIA / odwrócona, biorąc ją za rękę / Tullio! ty nie wiesz, co mówisz. Ja też!… TULLIA Co słyszę, siostro!… Czyż Romulus?… HERSYLIA Gdzież Zdołam się schronić! Z bliska czy z daleka Za mną też chodzi cień tego człowieka, Co złamał dumę i nienawiść mą; A że mnie z więzów niewoli wyzwala, Tym bardziej w jarzmie trzymać będzie z dala. TULLIA / po niejakim namyśle / Ale on żyje, nie zabiłaś go. Dłoń, co cię ima, krwią się nie rumieni: Głos nie z podziemia, który cię przyzywa; A pocałunek… HERSYLIA Cicho, nieszczęśliwa! Myśmy na zawsze dziś z nim rozłączeni. Och! ale przed nim, z bliska czy z oddali, Twoja mnie tylko obecność ocali, Jeżeli ze mną w jedną pójdziesz drogę. W twej obecności ja zwyciężyć mogę Ten lęk, co na wskroś duszę mą przenika, I z drogi mojej zepchnąć gwałtownika. Pójdź! TULLIA Nie uciekaj próżno od miłości; Ona cię dogna. Idź przeciw niej, siostro, Z poddaniem. Ona śmiertelnie się złości Na serce, które poczyna z nią ostro, Krew mu wysysa. Straszna ta bogini Wszak berłu swemu uległymi czyni Wszystkie dziewice? Przypłaciłam srodze, Żem chciała opór stawić na jej drodze. HERSYLIA / do siebie / Co te dziecięce usta mówią?… Tak! Czy niebo przez nie daje mi swój znak, Tłumacząc duszy mej zagadkę? TULLIA Idź, Nie zwlekaj, siostro! Gdyby on mógł żyć, Poszłabym z tobą, by rzec do rodzica, Czego by żadna nie śmiała dziewica: — Oddaj mnie jemu. — Pokój zmącił nam?… Miłość go mąci. — Podszedł?… Takiż sam Jest tryb miłości. — Drwił z królewskiej krwi?… Ej! właśnież miłość z najsilniejszych drwi I najwolniejszych: z miecza i korony. Teraz zwycięzca leży zwyciężony; Lecz hymn tryumfu stał się dla mnie wyciem, Chwałę zwycięstwa płacić muszę życiem. HERSYLIA Więc mam cię tu zostawić? TULLIA Taki los! HERSYLIA Niechże się spełni. Jeśliby czyj głos Zdołał do życia powrócić cię zdrową, To chyba już błagalne ojca słowo, Jego na pomoc wezwę. Niedaleko, Bliżej, jak sądzisz. Tam w lesie, za rzeką, Stoją już nasi. Udręczenia lotem Pobiegnę ku nim i stanę z powrotem. A gdy mnie ojciec spyta: — Za pokojem Przez toż obstajesz, że już sercem twojem Zawładnął wróg i rabuś?… Czyż ucieknę, Oczy w ziemię spuściwszy? — Nie! ja rzeknę Z dumą: On taki dobry i wspaniały, Jakiego oczy moje nie widziały. SCENA V / Romulus, Talassjusz, Marcja, Hersylia, Tullia. / / Romulus, Talassjusz, Marcja nadchodzą śpiesznie z lewej strony. Marcja daremnie usiłuje powstrzymać Talassjusza, który z dobytym mieczem wpada na scenę. Hersylia obejmuje Tullię i żywo pociąga ją w cień. / TULLIA Ktoś idzie! Chroń się! HERSYLIA Bogi! czyżby los Wszystko nam zwichnął? TULLIA Siostro! HERSYLIA Hamuj głos! TULLIA Ach! TALASSJUSZ Gdzie zdrajczyni? Zginie z ręki mojej! Jak to! Ta brama już otworem stoi? MARCJA Uratowana! Och, góra rozpaczy Spadła mi z serca! TALASSJUSZ Romulu! Co znaczy?… Klucz od tej bramy jest na straży twojej, A gród otwarty, bez żadnej obrony… Czy jej sabińskie pomogły demony? ROMULUS Król Rzymu. TALASSJUSZ Ty? ROMULUS Ja. Siostrze i jej samej Gwoli ucieczki uchyliłem bramy. MARCJA Królu, jak bogu, niech ci będą dzięki! Jakież ja walki odbyłam i męki, Zanim mężowskiej obecności siła Wahaniom moim koniec położyła. Lubo przysięgą związana z mojemi, Przed mężem ciężkie zerwałam milczenie… Jeszczeż te serca ja *mojemi* mienię, Co mi w rodzinnej pozostały ziemi? Wszak całym światem jest mi dom, dziś drogi, Którego drżąca przechodziłam progi? Jednak… TALASSJUSZ Milcz! bo cię oskarża to słowo! Gdyby cię nawet wdową uczyniono, Czyż ślub nasz kłamstwem był? Czyż moją żoną Mniej byłaś przeto, żeś została wdową? Ale przekleństwo i kara niech spada Na tę, co męża tak zdradliwie… TULLIA Biada! HERSYLIA Ciszej, o! dziecię. TALASSJUSZ Co się tam szamoce? Co wzdycha w cieniu? ROMULUS Wiekuiste moce! To one! MARCJA Królu! TALASSJUSZ Kto? Te siostry krwawe? Pójdźcie do piekieł! / Dobywa miecz. / MARCJA Królu! ty ich sprawę W opiekę przyjmij; tyś je zwolnił! TALASSJUSZ / odpychając ją / Precz! MARCJA / zasłaniając / Ratuj je, królu! TALASSJUSZ Nie! pod miecz, pod miecz! ROMULUS / stając między nimi / Odstąp, Talassjusz; król tu jest. TALASSJUSZ / na stronie / Niestety! ROMULUS Wyjdźcie, Sabinki! TULLIA / cicho / Bogi! HERSYLIA / na stronie / Ledwiem żywa. ROMULUS Powiedz ty, jak cię mam nazwać, straszliwa! Prawdęż mówiły słowa tej kobiety, Żeś ty podstępem i mnie, i lud cały Wytępić chciała śród sennego miasta! Czy też jej usta kłamią? HERSYLIA Nie skłamały, Zupełną prawdę mówi ta niewiasta. MARCJA O nie, ty tego nie chciałaś uczynić; Rozpacz o Tullię… TULLIA / do Hersylii / Co! on śmie cię winić? Zuchwały! Niechże dowie się ode mnie Tego, coś ty mi wyznała… HERSYLIA / cicho / Daremnie! TULLIA / podobnież / To cię oczyści. HERSYLIA / podobnież / Nic to nie pomoże: Kłamstwem mu prawda zabrzmi w takiej porze. TULLIA / głośno / Słuchaj mnie, królu! ROMULUS Pomagać nie pora. Gotowość twoja na nic się nie przyda, Ty, młoda żmijo. Jesteś, widzę, skora Do kłamstwa, jak i do mordu. Ohyda!… TULLIA Mylisz się! HERSYLIA / do Tullii / Przestań! Nic się tu nie zmieni; Ja ci mówiłam, żeśmy rozłączeni! ROMULUS Czcigodna paro, bliźni fałszu płodzie, Zgrozą wykarmion! Ciesz się nieskończenie, Że w piersiach nosisz miasto serc kamienie! Cóż was rozrzewni, kamień ten przebodzie? Czy są tak wielkie człowiecze niedole? Tak! Chyba pójść wam na to rzezi pole, Któreście chciały sprawić tak gorliwie, Spojrzeć na usta, co do was życzliwie Się odzywały, jak nieme i blade Całują ziemię zakrwawioną. Rade, Szczęśliwe myślą, która was natchnęła, Krzyknęłybyście: To są nasze dzieła! MARCJA / przybiegając do Hersylii / Przestań, Romulu! Zabijesz swą żonę! ROMULUS Serce jej dobrze jest opancerzone; Nienawiść dla mnie wszak ją zabezpiecza! Precz z moich oczu! TALASSJUSZ / rzucając się z mieczem na Hersylię / Ty!… ROMULUS / wstrzymując go / Nie kalaj miecza! Idź zbudzić śpiących. Jako z gór płomienie Spadniem na wrogów, roznosząc zniszczenie; Nim się spostrzegą, staną w krwi i dymie. Chcieli cię uśpić w bezecnej pokusie, Ha!… snem śmiertelnym; a więc zbudź się, Rzymie! Precz ciemność! światło naprzód! / Talassjusz odchodzi / HERSYLIA / z gwałtownym wysileniem / Romulusie! ROMULUS Czy tych skał echo wzywa mnie z daleka? Czy marmur nęci, bym skostniał na głaz W objęciach jego? Bogi! błagam was, Nie taką śmiercią, niech śmiercią człowieka Umrę śród ludzi! / Wychodzi za Talassjuszem. Hersylia, chwiejąc się, pada na ręce Tullii. / HERSYLIA Ach! ginę z rozpaczy! MARCJA / padając u nóg jej / Czy mi przebaczysz? HERSYLIA Miłość cię tłumaczy. AKT PIĄTY SCENA I / Ranek świta. Brama otwarta. W miarę postępu akcji scena rozwidnia się. / / Pinarius śpiesznie wychodzi z prawej strony, za nim chłopiec. / PINARIUS Dalej stąd, synu, dalej! Brama bliska; Czuję powietrze, co się tu przeciska. Więc uciekajmy! CHŁOPIEC Uciekać! Gdzie, po co? Zewnątrz się biją. Gdzie spojrzeć za mury, I beczka by się nie stoczyła z góry Przez ciżbę mordu, co począł się nocą. Co za noc! Jakiż dzień się z niej wychyli? I pocóżeśmy wyszli ze świątyni, Gdzieśmy przynajmniej bezpiecznymi byli! PINARIUS Nie! Chram bez boga bezpiecznym nie czyni, A bogi wyszły, złorzecząc tej chwili. I tylko Jędze gospodarzą strachem, Sowimi skrzydły warkocząc nad dachem, Który ma runąć. Uciekajmy! CHŁOPIEC Po co? Jak się wychylim, na śmierć nas zdruzgocą. Całe podole, jak zajrzeć daleko, Roi się bojem, — pod lasem, nad rzeką. Żeśmy bezbronni, nic nam nie pomoże. Jak gradem całe ściemniało przestworze; Tu świszczą strzały, tam pociski grzmocą, Tu kamień warczy wyrzucony procą. PINARIUS Co mi śmierć! Bylem ten bezbożny gród Rychlej opuścił. CHŁOPIEC Mogąż bezbożnemi Być martwe mury? Przecież męski lud Wyległ na pole. Kiedyś legł na ziemi I zadrzemałeś, jam poszedł do miasta. Pusto. Gdzie spojrzę przez otwarte drzwi, Tam przy ognisku sabińska niewiasta Samotna siedzi i ociera łzy. Psy, co jedyną zostały obroną, Liżą ich ręce opadłe na łono. Biedneż niewiasty! Tak młode a smutne. Cóż? Gdy mężowie walczą tam z ich braćmi, Kto bądź zwycięży — losy to okrutne — Łza po poległym kirem oko zaćmi. PINARIUS Czemuż ni jednej nie było tak śmiałej, Jak córka króla?… Dziś by nie płakały. CHŁOPIEC Jeszczem coś widział… Szedłem koło domu Biednego Anka. Wprawdzie go na mary Złożyli, ale nie było go komu Pilnować nocą. Spojrzę przez świt szary Ode drzwi: w głowach siedziała dziewica I nad umarłym pochyliła lica. Tullia!… krzyknąłem. Ona na to słowo Spojrzała martwo i dała znak głową, Bym nie przeszkadzał. Jakaś tajemnica!… Aż mnie dreszcz przeszedł. PINARIUS Spojrzyj no ku bramie, Co to za hałas? CHŁOPIEC / wyglądając / Ho! nasz szyk się łamie… Nie… znów stanęli; dotrzymują kroku. Król przed szeregiem prowadzi na wroga… Zwarli się… dzielnie!… Już z połowa stoku Oswobodzona… Droga aż do góry Stoi otwarta. PINARIUS Tak? otwarta stoi? Więc, pod mym gniewem, prowadź mnie za mury! A gdybyś ojca w bezbożności swojej Nie chciał wywieść za ten gród złowrogi, To sam omackiem pójdę szukać drogi. CHŁOPIEC Za późno, ojcze. Czy mnie wzrok nie mami? Górą znów jakaś wre ciżba straszliwa. Ktoś ze świeżymi nadciąga hufcami, A włos mu siwy po szyi opływa: To Tytus Tacjusz. Jakby mu ubyło Lat, istny młodzian postawą i siłą; Jakże znać po nim bohatera-króla! A teraz… prosto pędzi na Romula. W promieniach słońca błysnęły dwa miecze… Zmieszany hufiec rusza na porzecze Rozdzielić królów… PINARIUS A ja próżno pięście Ściskam i czekam… na co? CHŁOPIEC Ot, nieszczęście! Rzym do wstecznego zmuszony pochodu. Woła na zewnątrz. Tu! tędy! Brama otwarta! ROMULUS / za sceną / Do grodu! Zaniechać bitwy! TACJUSZ / za sceną / Do szturmu, Sabiny! CHŁOPIEC / odstępując od bramy / Ojcze! Rzym wkrótce pójdzie w gruzy. Biada! PINARIUS Słuszny gniew bogów niechaj prędzej spada; Niech miejsce zgrozy zalegną ruiny! SCENA II / Talassjusz ukazuje się w bramie. Widać zewnątrz grupy, które walcząc, pną się po stoku ku górze. Rzymianie bronią się, cofając, Pinarius siada na lewo. Chłopiec stoi obok niego z miną głębokiego współudziału. / TALASSJUSZ / stojąc na progu, woła na zewnątrz / Ręka na rękę, towarzysze, śmiało! Tarczą o piersi przeć ich, co sił stało, I spychać w przepaść. Tak!… Już się zachwiali, Już lecą na dół. Towarzysze, dalej! Do miasta bieżcie, chrońcie się za mury. Tędy, Romulu! Śpieszcie, nim zgłuszone Upadkiem tłumy wdrapią się do góry! Niechaj szturmują, my znajdziem obronę! Rzymianie cisną się przez bramę, ranni, niektórzy upadając. Zabitych wynoszą. Na prawo i na lewo rozchodzą się do miasta. A teraz spocząć i obwiązać rany. 1-SZY RZYMIANIN Niech krwawią; trudu Sabinom ubędzie. TALASSJUSZ Co tobie ulgi wrogów mieć na względzie? Wstydź się, Sekstusie, coś taki stroskany? Każdą krwi naszej kroplę u tej bramy My im za ciężkie żelazo sprzedamy. Dalej na mury, w kim dech jeszcze! Śmiało! 2-GI RZYMIANIN Próżno! TALASSJUSZ Gdzie wasze męstwo się podziało? Cóż stąd, że chwilę zatrzymano nas? Tocieśmy trzykroć wpierali ich w las I czoło z czołem całą noc walczyli. Czegóż tak głowę zwieszać w jednej chwili, Jakby po hańbie? Na jednego wilka To zbyt morderczo puszczać psów po kilka. Ale niech jeno podejdą do góry, Oj złamią zęby o te dzielne mury! 3-CI RZYMIANIN / pomagając nieść zabitego / Nasi najlepsi zalegli na ziemi! TALASSJUSZ Wstydź się, Flawiuszu! Jakże najlepszemi Możesz tych mienić, co w tak ciężkiej chwili Rzym opuścili? Czyż ja nie żyję? Czyż wy nie żyjecie? I czyż nie żyje Romulus, choć niemy I głuchy, milcząc, nieprzyjaciół miecie? Ej! Rzym nie zginął, kiedy my żyjemy! Dalej na mury! Co który zabity, To go stojący wprowadzić na szczyty, Aby wróg z pola myślał, że kamienie Rodzą nam coraz nowe pokolenie! Rannych do domów!… Lecz cóż to król zwleka? RZYMIANIE / ostatni wkraczający / Nadchodzi! TALASSJUSZ Niech mu przebaczą bogowie, Że tak na oślep narażał swe zdrowie. A co my znaczym bez tego człowieka? SCENA III / Talassjusz i kilku Rzymian; — Pinarius i chłopiec; — Romulus ranny w rękę i w biodro ukazuje się, zwracając oczy ku bramie. / TALASSJUSZ Cześć Romulowi! RZYMIANIE / gromowym okrzykiem / Cześć królowi, cześć! ROMULUS / wchodząc / Zamykać bramę! Potem kamień znieść Ze wszystkich domostw. Złożyć go na mury, I gdy podejdą, miotać na nich z góry. Kiedy nie mamy dosyć silnej dłoni By bronić Rzymu, niechaj Rzym nas broni! TALASSJUSZ Siądź na kamieniu, spocznij, boś znękany, I pozwól, że ci obwiążemy rany. ROMULUS Dajcie mi pokój! Alboż tu nie świecą Krople krwi Anka? Niech się zmiesza z moją! Rzymianie sadzają go na kamieniu i porywają ramię do opatrunku. Gdyby tylko było ciszej nieco Tu, w głowie. — Jak tam w polu rzeczy stoją? 2-GI RZYMIANIN Szczególna! ROMULUS Cóż to? 2-GI RZYMIANIN Cofają się wrogi. Taran ściągnięty prawie na pół drogi Zwraca się w prawo. O! zwietrzyli snać Najsłabsze miejsce i stamtąd chcą brać. TALASSJUSZ Przekleństwo! Widać rozejrzeli z bliska Wszystko, gdy przyszli do nas na igrzyska. ROMULUS / do tych, co go opatrują / Kiedyż tam koniec? Śpieszcie! Jam już zdrowy. Idź, Talassjuszu; ja za tobą wraz. Trzeba w świątyni zamknąć białogłowy; Sabinki myślą, jak by zdradzić nas. One gotowe, niby to z pustoty, Gdy wyruszycie na zewnętrzny bój, Zajść was i weprzeć na braci swych groty. Ruszaj na mury, Talassjuszu mój! Talassjusz odchodzi. Kto przy ołtarzu siedzi tam? Pinary! Że też mi zawsze na drodze ten stary! Ha! jeśli bywasz mocą swego ducha Na radzie niebian; jeśli ci wiadomo, Co sobie Parki szepczą tam do ucha: Powiedz, wielebny, jak się stanie z Romą? PINARIUS Jak zasłużyła, tak się też z nią stanie. ROMULUS A też zasługi ważyć kto ma władzę? PINARIUS Jowisz je waży na rzetelnej wadze. ROMULUS Której wahadłem tyś jest? PINARIUS Rzekłeś, panie! ROMULUS Tak ja myślałem. — Wielka mu stąd chwała, Że się ta waga dla niego nie zdała, — On waży innych. Dla takiej zalety, Wepchnąć gadułę pomiędzy kobiety! Wstaje. Co będzie z Rzymem, miecz mi powie mój Lepiej, niż wróżba starości… Na bój! Wy towarzysze, pilnujcie mi wrót. Kto idzie? / Nadchodzi zbrojny. / ZBROJNY Królu, czy słyszysz ten grzmot? Rąk secinami w powietrzu miotana Wali w te mury głowa ich tarana. Co zastęp spędzim, to znów idzie nowy. ROMULUS A czyż to wasze nie mocniejsze głowy? Dobrze! niech wrogów wywścieka się szał; Gdy się mur zwali, wzniesiem go z ich ciał. / Wchodzi drugi zbrojny. / DRUGI ZBROJNY Koniec Rzymowi! Mur pękł do połowy. ROMULUS Czyż to, nędzniku, Rzymem jest ten głaz? Niechaj mur pęka, byle stało was! Jak nie miał pęknąć, gdy w dziele poczętem Krew bratnia strasznym była mu cementem? Choćbyśmy wznieśli go pod same chmury, Pękłby tak samo, bo nad tymi mury Duch pomsty trzyma wciąż płomienną żerdź W niszczącej dłoni. Więc na bój, na śmierć! / Romulus biegnie na lewo. Talassjusz, wkraczający z oddziałem Rzymian, wstrzymuje go. / SCENA IV / Poprzedzający, Talassjusz z Rzymianami. / TALASSJUSZ Stój! stój! ratunek już nie w mocy twojej. ROMULUS Więc i tyś stchórzył! zdrajco! TALASSJUSZ Kto ustoi, Gdy rozszalałe zerwie morze tamę I wtargnie? Drugą tam otwórzcie bramę I chrońcie się na pola. Że zaś rady Moje tchórzliwe nie są, ani zdradne, Dowiodę, tu zostając, by gromady Wrogów wstrzymywać, dopóki nie padnę. ROMULUS Czy już do tego doszło? A więc, kto Ze wszystkich, co się Rzymianami zwą, Ma chęć ucieczki, otwarta mu droga!… Nikt się nie rusza. Ani jednego?… Więc Rzymianom cześć! Żałobę Rzymu godnie będziem nieść. Górą miecz! Razem, przed ołtarzem boga, W ognisku grodu czekać będziem wroga. TALASSJUSZ Już wkracza! SCENA V / Poprzedzający, Tytus Tacjusz i Sabinowie, ostatnich Rzymian pędząc przed sobą. / TACJUSZ / z dobytą bronią / Gdzie król? Gdzie tu król się chowa? Gdzie jest Romulus? Moją jego głowa! ROMULUS / który stoi przyparty aż podle swego domu / Tu, starcze; ale bądź lepiej z ostrożna. Już cię na polu raz z nim rozdzielili, Lecz tu za ciasno, minąć się nie można, I jam już wreszcie syt tej krotochwili. TACJUSZ Znów byś słowami rozbroić mnie chciał, Niegodny! Kiedym bezbronny tu stał, Ty śmiechem plwając na mój siwy włos, Niemiłosierny zadałeś mi cios W samą rdzeń życia. Ja chcę nie dla chwały Zmierzyć się z tobą. Jako dąb omszały Gruchocze tego, co mu ściął korzenie, Tak ja zgruchoczę ciebie! TALASSJUSZ / do swoich / Hej, baczenie! SABINOWIE / następując, wściekłym okrzykiem / Śmierć! śmierć wam, zdrajcy! TACJUSZ / do swoich / Odstąpcie! ja sam Do jego życia tylko prawo mam. On, co najdroższe, porwał mi zdradziecko; Kto mi go zabić wzbroni? SCENA VI / Poprzedzający, Hersylia. / HERSYLIA / wychodząc z domu / Twoje dziecko, Ojcze! TACJUSZ Hersylia! Czy to chwila snu? HERSYLIA / wchodzi w koło przez rozstępujących się Rzymian i Sabinów / Zabij go, ojcze, jeśli zdołasz, tu, Na progu tego domu; mocą swą Przytułkiem wdowim dla mnie uczyń go. Patrz! On miecz spuszcza, on bronią nie miota Przeciwko starcom i niewiastom mdłym; Wielkość i zacność tarczą mu żywota. Ale gdy go zabijesz, w domu twym Tarcza ta jako trofej nie postoi. TACJUSZ Czy śnię, czy to są słowa córki mojej? ROMULUS Córkę swą słyszysz, lecz nie moją żonę. Cóż było wspólnym między nią i mną? Nie bądź kłamliwie pociągnion w mą stronę; Prócz twoich, inne jeszcze ręce są Godzące na me życie. TACJUSZ Co za ciemnie! Kuglarskim trybem chceszli wmówić we mnie, Że mi ją jeszcze córką mą odsyłasz, Córką Tacjuszów? Jak to, nie zdradziłaż Bogów mścicieli rodzinnego miasta I klątw ojcowskich? ROMULUS Nie, starcze; *niewiasta*, Z niewieścim sercem uczyniła to; Ale ty córkę wychowałeś swą Na posąg z głazu. Toż ona gotowa Była mordowi otworzyć tę bramę. HERSYLIA Słuchajcie, proszę. I niech bogi same, Co ból mój znają, mnie użyczą słowa, Wam wiary w prawdę. Romulu! z rozpaczy, Miałam cię ślepo poświęcić tej nocy. Ocalić Tullię czyż mogłam inaczej? Zatem tłumiłam w duszy z całej mocy Iskry uczucia, któreś zatlił we mnie; Walczyłam długo, walczyłam daremnie. Wtem ty przyszedłeś… Ojcze, ojcze drogi! On przyszedł do mnie, by wolności progi I mnie, i siostrze odsłonić tajemnie. Co wtedy padło na mnie, nie wiem sama. Kogoż podobne czyny nie rozbroją? Gdy się przede mną otwarła ta brama, Uczułam w sercu, żem na wieki twoja. Czemuż mi jakieś słówko nie wybiegło Z wieścią ku tobie? Byłoby ostrzegło Od wiela złego. I ci by nie stali Przeciwko sobie, w gniewie zatwardziali. Tak, ojcze drogi, na me łzy gorące Byłoby weszło litości twej słońce, Ty byś przebaczył. Myśl szybsza od stopy Już mnie za rzymskie przeniosła przekopy, Ale za późno. Bogowie rozkuli Już Jędze zemsty; nie było obrony. ROMULUS Hersylio! HERSYLIA Gdybyś był posłuchał Tullii! Lecz ci ból duszę zamknął z każdej strony; Tyś mnie odrzucił. TACJUSZ Wróg wkrótce człowieka Odrzuca, który swoich się wyrzeka. HERSYLIA Jak to? Za mężem swym idąc niewiasta, Wszak musi zrzec się ojczystego miasta. A oto mąż mój przed ludźmi i bogi. Ja tu przy tobie klęcząc, ojcze drogi, Świadczę przed niebem przysiężnymi słowy, Że jeśli klątwy, która mnie tak boli, Nie zdejmiesz dzisiaj z mej nieszczęsnej głowy; To ja ją nosić będę z dobrej woli. Mężem mi inny nie będzie mężczyzna Prócz niego, inną nie będzie ojczyzna Prócz tych rumowisk; ani inną strawa, Prócz tej, co życie goryczą napawa. Teraz, gdym tobie duszę mą odkryła, Zabij go, ojcze, jeśli twoja siła! ROMULUS Hersylio! TACJUSZ Nędzna! Czyż sądzisz, że twojej Hańby świadomość ramię me rozbroi? Ty stoisz przy nim, więc upadnij z nim! Precz z mojej drogi, Rzymianko! Na świecie Jeszcze mi jedno pozostało dziecię, Które mi porwał ten zdradziecki Rzym. Gdzie moja Tullia? Ta powita słodziej Ojca, co jako mściciel tu przychodzi. / Kiedy Tacjusz znowu z dobytym mieczem rzuca się na Romulusa, za sceną z lewej strony rozbrzmiewa śpiew Sabinek, cichy i żałosny. / SABINKI Matko żywota! Przez śmierci wrota Do twego łona Wszelka stworzona, Ziemio! powraca istota. TACJUSZ / opuszczając miecz / Co słyszę? Toż to nasza pieśń domowa, Sabińska nuta! HERSYLIA / wstając z przerażeniem / Biednaż moja głowa! Czemużem Tullię puściła od siebie! Nieszczęsna! chciała sama przy pogrzebie Kochanka zostać. Co znaczy ten śpiew? / Postępuje krokiem w głąb sceny. / TACJUSZ Czy chcą w mej piersi ukołysać gniew Niewieście sztuki te rzewnymi głosy? Ha! zobaczymy. SCENA VII / Z lewej strony występują Sabinki, niosąc mary, na których spoczywa Ankus, białą draperią okryty. Na czele orszaku Tullia. Mary stawiają u stopni ołtarza; jednocześnie umilka śpiew. Wszyscy mężczyźni cofają się. Romulus, Hersylia, Talassjusz i Rzymianie na prawo, ku domowi, naprzeciwko Sabinów. Tacjusz, sam, zupełnie na przodzie sceny, na lewo. Pinarius z Chłopcem za ołtarzem. / TACJUSZ Ziemio i niebiosy! Toż to jest… moja córka? Jakżeż cała Wiosna jej lica zwiędła i zwątlała Śród jednej burzy! A ci głupcy przecie O pojednaniu mówią. Biedne dziecię! Chce podbiec ku niej. Ona podnosi rękę, powstrzymując. Jak to! Czyż ty już nie poznajesz mnie? Cóż tak na ojca patrzysz nieprzytomnie? Otwórz ramiona, aby serce twe, Bijąc przy moim, powiedziało do mnie: Tak; to ja, ojcze, ostatnie z twych dzieci, Taż sama Tullia, choć mnie boleść szpeci. Kto tam spoczywa? Na czyim pogrzebie Płaczem zawodzi moja Tullia dumna W tym gnieździe zbrodni?… Ach! to ten, co ciebie Z rąk moich porwał! O! przeklęta trumna! Odstąp mi od niej, pójdź w moje ramiona! TULLIA Ojcze! przy mężu winna zostać żona. Rzuć broń! Śmierć ludzi do pokoju wzywa. Rzuć tę broń! TACJUSZ / spuszczając miecz na ziemię / Kto cię pomścił, nieszczęśliwa, Na tym człowieku? TULLIA Ja sama. TACJUSZ O! dziecię; Jedyna moja pociecho na świecie, Ty, moja dumo! TULLIA Duma się przeszywa Sama swym żądłem. Pozwól mi się samej Usprawiedliwić, nim się pożegnamy. Śród męskiej walki jam dotąd milczała, Bom była dzieckiem. Dziś jestem dojrzała Do śmierci bólem jednej tylko nocy; Więc wytłumaczyć czuję dosyć mocy Królom i ludom to, co za mą sprawą Na piersiach Anka napisane krwawo. TACJUSZ Nie mów o śmierci, wychodź z tego Rzymu, Spojrzyj na siwą mą głowę znękaną I żyj. TULLIA Ten zmarły wziął mi życie. Ty mu Go nie odbierzesz; bo tobie nie dano Takich sił, jakie ta miłość ma w sobie, Z zaświatowego co wabi ukrycia. Cóż ty mi możesz dać godnego życia, Gdy ten, którego ukochałam, w grobie? Ręka, co ścięła śliczny cedr na górze, W ogrodach świata możeż zrywać róże, By wić girlandy? Usta, co tak błogo Całują trupa, czyż poić się mogą Winem rozkoszy ze światowej czary? TACJUSZ Nieszczęsne dziecię! Odepchnij te mary; Uczuj się, swoim upadłszy na łono, Nowokochaną, nowoożywioną! TULLIA Kochasz mnie, ojcze? TACJUSZ Możeszli, pieszczoto, Ojca i swoich zapytywać o to? TULLIA Więc się do twojej odwołam miłości Raz jeszcze. W urnie, która jego kości Złączy z moimi, niech się pokój ziści. Zamknij w niej popiół swojej nienawiści; A gdy pochodnia pogrzebowa zgaśnie, Niech się z nią razem krwawe skończą waśnie. TACJUSZ Jak możesz tego wymagać ode mnie, Gdy serce coraz w nowym bólu pęka Na widok tego, co nieszczęścia ręka Zrobiła z tobą. Daremnie, daremnie! Nie miej nadziei. TULLIA Ojcze mój łaskawy, Nie chciej utrudniać tej ostatniej sprawy, Jaką mi życie za powinność wkłada. Patrzaj, tu stoi Sabinek gromada, Które przyniosły przed obliczność twoją Zwłoki mojego małżonka; tam stoją Ich znów mężowie; ziemi tej granice Już im ojczyzną. Jako niewolnice Tylko, jak obce, oderwane siłą Od tego, co im tu najdroższe było, Możesz na powrót zawieźć je do Kurów; Duch ich wciąż będzie tęsknić do tych murów I nad grobami mężów się unosić. Nie, wierz mi, ojcze, złego było dosyć; Wiemy to wszyscy. Ale dwie ofiary Uśmierzą niebian sprawiedliwy gniew. Krew bohatera i dziewicy krew W święto pokoju niech z pokutnej czary Na cześć ich spłynie. Wzywam was, mocarze Kurów i Rzymu, stańcie w zgodnej parze! Podajcie sobie ręce i będziecie Razem nieść ciężar, co was obu gniecie. Co tobie w Anku umarło, Romulu, Ja, com zabiła, wiem po własnym bólu. A tobie, ojcze, córka przez to ginie, Że ukochała ciebie tak serdecznie, Iż, by z twą klątwą nie postąpić sprzecznie, Zrzekła się szczęścia. Przebacz tej dziewczynie I zdejm z nas klątwę, bym w cieniów krainie Spotkawszy Anka, mogła żyć z nim razem. TACJUSZ Czemuż nie padłem pod wrogów żelazem! Gdy mnie krew własna okrywa żałobą, Krew własna zdradza! ROMULUS / występując / Ja klękam przed tobą W proch, nie przed królem, lecz przed ojcem padam, Całą dostojność tego grodu składam. Ja jużem myślał nie przeżyć tej chwili, Aż ona błogo nade mną jaśnieje I drogą czyni mi życia nadzieję. Jakeśmy niegdyś w Kurach cię prosili, Tak prosim znowu, ja i naród mój, O rękę waszych córek. TALASSJUSZ / do Tullii / Biedne dziecię! ROMULUS A że nam wzgarda nie należy przecie, Dowodem dla was całonocny bój. Czekam! / Tacjusz milczy. / HERSYLIA Milczenie twe, ojcze, uśmierca. Wszak widzisz w prochu dumnego człowieka, I czemuż jeszcze *twoja* duma zwleka? TULLIA Podnieś go, ojcze; podnieś wszystkie serca! TACJUSZ Cóż to? Mych siwych wojowników mur Ociera oczy? Sabińscy ojcowie, Nie odrzucacież od siebie swych cór? NAJSTARSZY Z SABINÓW / po porozumieniu z innymi / Milczym, bo twoja klątwa na ich głowie: Zdejm — błogosławim. TACJUSZ Wstań człowieku, który Zdołałeś odjąć mi serce mej córy, A słowo klątwy, którem rzekł, niebianie! Zatopcie w morza najgłębsze otchłanie I przyciśnijcie je ciężarem skały, By go demony odtąd nie dostały. Błogosławieństwo spuśćcie na ten gród, Niech się dwa ludy w jeden złączą lud, Z dwóch królów jeden niech powstanie król! A teraz, dzieci, zrzućcie z serca ból; Tu na me piersi! Żyj mi, Tullio miła, I ciesz się zgodą, którąś ty sprawiła. TULLIA Dzięki ci, ojcze; ale już nie wstanie, Kto umarł. Słyszę stąd Anka wołanie: Głos jego smutny, co do mnie dolata, Zagłusza echa wesołego świata, Zagłusza, ojcze, otuchy twej słowa. HERSYLIA Zostań nam, Tullio; zostań nam! TULLIA Bądź zdrowa! Kochasz!… wiesz, czemu odchodzę w tę drogę. Bądź z nim szczęśliwą! HERSYLIA Bez ciebie czyż mogę? TULLIA I Ankus odszedł od brata. Ja ciebie Jemu zostawiam po Anka pogrzebie. Żegnam cię, ojcze! Żegnam was, narody Bratnie! O, miłaż śmierć w jutrzence zgody! Nie płaczcie po mnie! Choć droga daleka, Ale mnie na niej przyjaciel mój czeka. Powiem mu wszystko. HERSYLIA Zabierasz mi duszę! TACJUSZ Dziecię! nie możesz… nie powinnaś!… TULLIA Muszę! PINARIUS / występując przed ołtarzem, z rękami w górę podniesionymi / Przyjmcie ofiarę, bóstwa przejednane! Gniew swój wszelako wstrzymajcie nade mną, Choć droga losu była dla mnie ciemną. Jedna tu miłość utworzyła zmianę; Zagadkę waszej rozwiązując woli, Starła przekleństwa ojcowskiego ślady, Zaprowadziła jedność w miejsce zwady, Błogosławieństwo na miejsce niedoli. Przedmowa do wydania źródłowego z 1879 r. Paweł Heyse, żyjący dotąd znakomity nowelista niemiecki, urodził się w Berlinie roku 1830; synem był zasłużonego językoznawcy R.M.L. Heysego; pod przewodnictwem Boeckha i Lachmanna odbył porządne studia filologiczne; podróżując kilkakrotnie po Włoszech i pilnie zajmując się językiem i literaturą narodów romańskich, wybornie się przygotował do swej poetycznej działalności. W roku 1854 udał się do Monachium, gdzie należąc do kółka poetyckiego, otaczającego króla Maksymiliana, otrzymał pensję od rządu bawarskiego. Ale gdy przyjaciel jego Emanuel Geibel, niepospolity liryk, wskutek sympatyj swoich dla dążności króla pruskiego Wilhelma (dzisiaj cesarza) postradał pensję, Heyse, który podzielał jego przekonania, zrzekł się także i swojej. Mając byt zapewniony, żyje spokojnie i szczęśliwie dla natchnień swej Muzy. Heyse próbował sił swoich w różnych rodzajach poezji. Rozpoczął swój zawód od powieści poetycznych: Bracia (1851) i Urika (1852) i od tego czasu aż do dziś dnia utworzył cały szereg tego rodzaju utworów, zebranych razem w roku 1870 pod ogólnym napisem: Nowele wierszem (Novellen in Versen). Znajdują się tu powieści ze wszystkich niemal krajów i epok, zarówno całkiem oryginalnie pomyślane, jak i przetworzone z innych nowelistów, a mianowicie z Boccaccia. Heyse jest mistrzem w wersyfikacji; różnorodne gatunki wiersza, nie wyłączając nawet najtrudniejszych, traktuje z taką swobodą i wykończeniem, że w podziw wprowadza. Od heksametru, którym napisał obszerny poemat w dziewięciu pieśniach pt. Thekla (1859) aż do tercyny, która zachwyca nas w Salamandrze przejście niełatwe, a jednak dla Heysego trudności nie przedstawiło. Co do treści, to najmniej udatne są nowele z życia artystycznego: Michel Angelo, Rafael; lepsze o wiele są obrazki z krajobrazów i obyczajów włoskich w Sielankach sorrenckich; do najpiękniejszych zaś należy Salamandra, w której mamy dzieje krótkotrwałej miłości owianej tchem poetyckim, tudzież Dziecię cudowne (Das Feenkind), poemacik zarówno serdeczny w ustępach poważnych, jak zajmujący — w humorystycznych. Na polu dramatyki wystąpił Heyse najprzód z Meleagrem i Sabinkami (1857), a gdy ta właśnie sztuka otrzymała nagrodę konkursową w Monachium, rzucił się z zapałem do twórczości scenicznej: pisał komedie (Elżbieta Karolina 1860), a zwłaszcza tragedie: Maria Maroni 1864, Hadrian, Kolberg, Bogini rozumu 1869; dramat jego pt. Hans Lange (1864) zyskał nawet wielkie powodzenie w teatrach. Zbiór prac jego dramaturgicznych wychodzi tomami od r. 1865 pt. Dramatische Dichtungen. Najświetniej atoli zabłysnął Heyse w noweli prozą. Tu okazał się on prawdziwym wirtuozem, umiejącym najróżnorodniejsze temata z najbardziej odmiennych epok przedstawiać w mistrzowskim nieraz malowidle. Siły wprawdzie nie posiada, ale płodność fantazji jego, wdzięk i swoboda czarują czytelnika. Nowele Heysego mają charakter podmiotowy; stąd postaci w nich występujące, jakkolwiek poprawne pod względem rysunku i czyste pod względem kolorytu, nie stają przecież przed nami w prawdziwie plastycznych kształtach. Brak ten wynagradza wysoko rozwinięte poczucie estetyczne i nadzwyczaj subtelne cieniowanie namiętności ludzkich. Przygody miłosne, w których zmysłowość zostaje zawsze uduchowniona sposobem traktowania, są przeważnym motywem noweli Heysego. Żaden cel moralny, społeczny lub polityczny nie zamąca w nich wrażenia czysto estetycznego, ale też równocześnie nie nadaje mu głębi myślowej. Niepodobna tu wyliczać nawet ważniejszych utworów, których jest wielka ilość; nie ma bowiem pomiędzy nimi odznaczających się różnic; dosyć wspomnieć, że do dziś mamy już *dwanaście* zbiorów noweli Heysego, z których niejeden kilkakrotnie przedrukowano. Ostatni zbiór ma datę roku 1879 (Berlin, str. 381) i mieści w sobie cztery nowele: Rzecz sama w sobie, Dwóch więźniów, Córka Jego Ekscellencji, Beppe. Heysego zaliczają krytycy niemieccy do tak zwanego „kierunku akademickiego”, dla którego styl wykwintny, piękne grupowanie i zaokrąglenie kompozycji są główną rzeczą w utworach sztuki. Chcielibyśmy zapoznać czytelników naszych z tym kierunkiem, mającym w Niemczech wielką liczbę zwolenników, za pośrednictwem tak świetnego stylisty, a zarazem tak ulubionego nowelisty, jak Heyse. W tym celu każdy z 3 głównych rodzajów twórczości jego zamierzamy dać poznać w stosownie dobranych kreacjach. Rozpoczynamy od tragedii Sabinki w przekładzie Kazimierza Kaszewskiego. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/heyse-sabinki. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Paweł Heyse, Wybór pism, t. I, Sabinki. Traedya w pięciu aktach, tłum. Kazimierz Kaszewski. nakł. i druk S. Lewentala, Warszawa 1879. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Wydano z finansowym wsparciem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Eine Publikation im Rahmen des Projektes Wolne Lektury. Herausgegeben mit finanzieller Unterstützung der Stiftung für deutsch-polnische Zusammenarbeit. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Anna Kowalska, Dorota Kowalska. ISBN-978-83-288-2311-2