Jacob i Wilhelm Grimm Paluszek tłum. Marceli Tarnowski ISBN 978-83-288-2282-5 Żył sobie kiedyś biedny chłop. Pewnego wieczoru, kiedy podsycał ogień na kominie, powiedział do żony, która siedziała przy kołowrotku i przędła: — Jaka to szkoda, że nie mamy dzieci! U nas jest tak smutno i cicho, a u innych tak gwarno i wesoło. — Prawda — odparła żona wzdychając — gdybyśmy mieli chociaż jedno, nawet tak maleńkie jak paluszek, byłabym szczęśliwa. Na pewno kochalibyśmy je z całego serca. I stało się, że po kilku miesiącach urodziło się im dziecko, które wyglądało jak wszystkie dzieci, ale było nie większe od palca. Rodzice zaś rzekli: — Stało się tak, jak sobie życzyliśmy, więc kochajmy to nasze maleństwo — i nazwali je Paluszkiem. Chociaż nie brakło mu jedzenia ani picia, dziecko nie rosło wcale i było ciągle tak małe, jak w chwili urodzenia. Paluszek był jednak mądrym i sprytnym dzieckiem i wszystko, do czego się tylko zabrał, udawało mu się znakomicie. Pewnego dnia chłop wybierał się do lasu po drewno, a wychodząc z chałupy rzekł do siebie: — Dobrze by było, gdyby ktoś później przyjechał z wozem i pomógł mi zabrać drewno do domu. — Ojcze — zawołał Paluszek — ja ci pomogę i przyjadę z wozem, zaufaj mi, zobaczysz, że w samą porę będę w lesie. Chłop roześmiał się i rzekł: — Ależ to niemożliwe. Jesteś taki malutki, że nie możesz powozić koniem. — To nic, ojcze, niech tylko matka zaprzęgnie, a ja usiądę w uchu konia i będę mu mówił, jak ma iść. — No — rzekł ojciec — możemy spróbować. Kiedy nadeszła oznaczona pora, matka zaprzęgła konie do wozu i wsadziła Paluszka do ucha jednego z nich, a malec wołał, jak konie mają iść. — Hejta, wiśta, hola, wio! Szło to bardzo składnie i wóz zajechał prostą drogą do lasu. W chwili, kiedy konie skręcały za róg, a malec zawołał: — Hejta, hejta! — przechodzili właśnie tamtędy dwaj nieznajomi i zdumieli się bardzo. — Cóż to może znaczyć? — rzekł jeden. — Wóz jedzie, słychać głos woźnicy, a jego samego nie widać. — To nieczysta sprawa — odparł drugi — pójdźmy za wozem i zobaczmy, gdzie się zatrzyma. Ale wóz wjechał w głąb lasu, prosto do miejsca, gdzie drwal rąbał drzewo. Kiedy Paluszek ujrzał ojca, zawołał: — Widzisz, ojcze, przyjechałem. Teraz wyjmij mnie tylko z kryjówki. Ojciec ujął konia jedną ręką, drugą zaś wydobył mu z ucha Paluszka, który wesoło skoczył zaraz na trawkę i usiadł na źdźble. Kiedy dwaj nieznajomi to ujrzeli, zdumienie ich nie miało granic. Wówczas jeden z nich rzekł do drugiego. — Ten malec może nam przynieść majątek, jeśli będziemy go pokazywali w wielkim mieście za pieniądze. Kupmy go. Podeszli więc do chłopa i rzekli: — Sprzedajcie nam tego malca, będzie mu u nas dobrze. — Nie — odparł ojciec — to moje najdroższe dziecię, nie oddam go za skarby świata. Ale Paluszek słysząc tę rozmowę wdrapał się po fałdach ubrania ojca, stanął mu na ramieniu i szepnął do ucha: — Sprzedajcie mnie, ojcze, niedługo do ciebie powrócę. Gdy to ojciec usłyszał, zgodził się sprzedać go za dużą sumę pieniędzy. — Gdzie chcesz siedzieć? — zapytali nieznajomi Paluszka. — Posadźcie mnie na kapeluszu — odparł malec — będę sobie mógł spacerować, oglądać okolicę, no, i nie spadnę stamtąd. Nieznajomi spełnili jego życzenie, a gdy Paluszek pożegnał się z ojcem, ruszyli w drogę. Kiedy zapadł zmrok, malec zawołał nagle: — Zdejmijcie mnie na chwilę, muszę koniecznie zejść! — Zostań na górze — odparł ten, na czyjej głowie chłopiec siedział — nie krępuj się, ptaszki też nieraz upiększyły mi tak kapelusz. — Nie — odparł Paluszek — już ja wiem, co wypada. Zdejmijcie mnie natychmiast! Musieli więc nieznajomi zdjąć Paluszka z kapelusza i postawić na ziemi, w tej chwili jednak malec skoczył do mysiej dziury i zawołał stamtąd: — Do widzenia, moi panowie, ruszajcie do domu beze mnie! — i roześmiał się głośno. Na próżno biegali dokoła mysiej dziury, rozgrzebując ją laskami; Paluszek znikał im ciągle z oczu, a że było już ciemno, musieli ze złością i z pustą kiesą ruszyć z powrotem do domu. Kiedy Paluszek spostrzegł, że nieznajomi oddalili się, wyszedł ze swej nory. — Niebezpiecznie jest chodzić w ciemnościach po polu — pomyślał — łatwo można skręcić kark i połamać nogi. Na szczęście znalazł muszlę ślimaka. — Bogu dzięki — rzekł — mam teraz gdzie przenocować! — i wszedł do muszli. Po pewnym czasie, gdy chciał się właśnie ułożyć do snu, usłyszał, jak dwaj ludzie przechodzili obok jego schronienia, a jeden z nich rzekł: — Co więc zrobimy, aby zabrać bogatemu proboszczowi złoto i srebro? — Ja ci poradzę! — zawołał Paluszek. — Co to było? — rzekł złodziej przerażony — słyszałem jakiś głos. Stanęli obaj i poczęli nasłuchiwać, Paluszek zaś rzekł znowu: — Weźcie mnie z sobą, ja wam dopomogę. — A gdzie jesteś? — Szukajcie na ziemi i uważajcie, skąd dochodzi głos — odparł malec. Po długim szukaniu złodzieje znaleźli go wreszcie i podnieśli do góry. — Więc to ty, smyku, chcesz nam dopomóc! — zawołali. — Naturalnie — odparł Paluszek — wśliznę się do pokoju proboszcza i podam wam stamtąd wszystko, czego zapragniecie. — Dobrze — odparli złodzieje — zobaczymy, co potrafisz. Kiedy przybyli na plebanię, Paluszek wśliznął się do pokoju i zawołał jak mógł najgłośniej: — Co chcecie wziąć z tego pokoju? Złodzieje przerazili się i rzekli: — Cicho, bo ktoś się obudzi. Ale Paluszek udał, że ich nie zrozumiał, i krzyknął jeszcze głośniej. — Co wam podać? Co chcecie wziąć z tego pokoju? Usłyszała to kucharka i poczęła nasłuchiwać. Ale złodzieje uciekli już kawałek drogi, wreszcie jednak nabrali odwagi i rzekli: — Ten smyk droczy się z nami! Wrócili więc pod okno i szepnęli: — No, dość tych żartów, teraz podaj nam coś. Paluszek zaś zawołał jeszcze raz jak mógł najgłośniej: — Dam wam wszystko, czego chcecie, wyciągnijcie tylko ręce. Usłyszała to nasłuchująca kucharka, zerwała się więc z łóżka i podeszła do drzwi. Złodzieje zaś uciekli, jakby ich sam diabeł gonił. Służąca zapaliła świecę, ale na próżno szukała kogokolwiek w pokoju, gdyż Paluszek zdążył już wymknąć się do sieni, a stamtąd do stodoły. Położyła się więc z powrotem do łóżka, sądząc, że śniła z otwartymi oczyma. Paluszek zaś wdrapał się po źdźbłach na stóg siana, aby się tam przespać, a rano wrócić do rodziców. Ale czekał go inny los! Tak, na świecie zdarzają się różne nieszczęścia. O świcie kucharka weszła do stodoły, chwyciła naręcz siana wraz ze śpiącym Paluszkiem i zaniosła krowom. Paluszek spał tak mocno, że nie czuł nic i obudził się dopiero w pysku krowy, która żuła go razem z sianem. — O Boże! — zawołał — jestem chyba w młynie! — ale wnet spostrzegł, gdzie się znajduje. Musiał dobrze uważać, aby się nie dostać między zęby i nie ulec zmiażdżeniu. Wreszcie znalazł się żywy i cały w żołądku. — Zapomniano porobić okna w tej izdebce — pomyślał malec — ani słońca tu nie ma, ani lampy. W ogóle nowe mieszkanie nie podobało mu się, a najgorsze było to, że przez drzwi wejściowe napływały coraz nowe ilości siana i Paluszkowi było coraz ciaśniej. Zawołał więc w trwodze: — Nie dawajcie mi więcej siana! Nie dawajcie mi więcej siana! Służąca doiła właśnie krowę, a gdy usłyszała znowu ten głos, który słyszała już w nocy, i znowu nikogo nie było widać, przeraziła się tak bardzo, że spadła ze stołka i rozlała mleko. W trwodze pobiegła do swego pana i zawołała: — O Boże, księże proboszczu, krowa mówi! — Oszalałaś — odparł proboszcz, ale poszedł do obory, aby sprawdzić słowa kucharki. Zaledwie jednak przestąpił próg obory, usłyszał głos: — Nie dawajcie mi więcej siana! Nie dawajcie mi więcej siana! Proboszcz przeraził się bardzo, a sądząc, że to zły duch wstąpił w krowę, kazał ją natychmiast zabić. Rzeźnik zabił krowę, a żołądek, w którym znajdował się Paluszek, wyrzucił do śmietnika. Z wielkim trudem torował sobie nasz zuch drogę do wolności, zaledwie jednak udało mu się wytknąć głowę, spotkało go nowe nieszczęście. Właśnie przebiegał tamtędy zgłodniały wilk i połknął za jednym zamachem żołądek wraz z Paluszkiem. Ale malec nie stracił odwagi i zawołał: — Drogi wilku, wiem o wyśmienicie zaopatrzonej spiżarni! — Gdzie? — zapytał wilk. — W tym a tym domu — (i opisał mu dokładnie dom swego ojca) — jeśli zakradniesz się tam przez ściek, znajdziesz pod dostatkiem ciasta, słoniny i kiełbasy. Wilk nie dał sobie tego dwa razy powtarzać, zakradł się w nocy przez ściek do spiżarni i do syta najadł się kiełbas i szynek. Ale gdy chciał już wracać tą samą drogą, okazało się, że był teraz za gruby i nie mógł się przedostać przez otwór. Na to tylko czekał Paluszek i począł w żołądku wilka wyć, krzyczeć, wołać, ile sił. — Będziesz ty cicho — rzekł wilk — pobudzisz ludzi. — To i cóż — odparł malec — ty się najadłeś do syta, to i ja się chcę poweselić! — i począł na nowo krzyczeć ze wszystkich sił. Wreszcie obudził tym krzykiem ojca i matkę, którzy nadbiegli do spiżarni i zajrzeli przez szparę. A kiedy ujrzeli wilka, wrócili do izby, ojciec po siekierę, a matka po kosę. — Stań za mną — rzekł chłop do żony — jeżeli nie padnie on od mego uderzenia, to ty przetniesz go kosą. Gdy Paluszek usłyszał głos ojca, zawołał: — Drogi ojcze, jestem tu, siedzę w brzuchu wilka! Ojciec ucieszył się bardzo i rzekł: — Dzięki Bogu, odnaleźliśmy nasze dziecię! — i kazał żonie odłożyć kosę, aby nie uczyniła krzywdy Paluszkowi. Potem za jednym zamachem odrąbał wilkowi głowę, dobył nożyczek, rozciął mu brzuch i wyciągnął stamtąd malca. — Ach — rzekł ojciec — tak się o ciebie martwiliśmy! — Tak, ojcze — odparł Paluszek — wielu przygód zaznałem na świecie. Dzięki Bogu, że znowu oddycham świeżym powietrzem! — A gdzież to byłeś? — Ach, ojcze, byłem w mysiej dziurze, i w żołądku krowy, i w brzuchu wilka. A teraz już pozostanę przy was, kochani rodzice. — My zaś nie sprzedamy cię za żadne skarby świata! — odparli rodzice, całując serdecznie swe odzyskane dziecię. Po czym nakarmili go, napoili i przebrali w nowe ubranie, gdyż stare zniszczyło się podczas wędrówek i przygód. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/paluszek. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Hans Christian Andersen, Jacob i Wilhelm Grimm, Baśnie domowe. Najpiękniejsze baśnie Hansa Christiana Andersena i braci Grimm, Wydawnictwo E. Jarmołkiewicz. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Dorota Kowalska, Maciej Rajski, Weronika Trzeciak. Publikację wsparli i wsparły: Kłoka i Kiciak, tomamisz, Mateusz Lewicki, sroczka, Marta, brjon, empatka, Matylda, Anonim, Jakub Pustelnik, Buszacz. ISBN-978-83-288-2282-5