Aleksander Fredro Damy i huzary Komedia w trzech aktach, prozą ISBN 978-83-288-7345-2 Pochlebstwo ma w sobie osobliwy przysmak, chociaż je kto rzekomo odrzuca, przecież ono smakuje. And. Max. Fredro. OSOBY: * MAJOR pułku huzarów, na urlopie * ROTMISTRZ pułku huzarów, na urlopie * EDMUND, PORUCZNIK pułku huzarów, na urlopie * KAPELAN pułku huzarów, na urlopie * PANI ORGONOWA, siostra Majora, jedna starsza i grubsza od drugiej * PANI DYNDALSKA, siostra Majora, jedna starsza i grubsza od drugiej * PANNA ANIELA, siostra Majora, jedna starsza i grubsza od drugiej * ZOFIA, córka Pani Orgonowej * JÓZIA, służąca * ZUZIA, służąca * FRUZIA, służąca * GRZEGORZ, stary huzar * REMBO, stary huzar Scena w domu MAJORA, na wsi. AKT I / Duży pokój. Czworo drzwi bocznych, dwoje w głębi. Na środku stół z mapami; stolik po prawej stronie, na którym gra w szachy, przy nim w głębi krzesła. W głębi broń różna; dzidy, cel, głowy tureckie do karuzelu służące, itd. / SCENA I / Major, Rotmistrz, Kapelan, Porucznik, Rembo. / / Major na środku, ogląda strzelbę. Po lewej Porucznik nabija. Po prawej Rotmistrz, oparty na strzelbie, patrzy na szachy. Przy nim siedzi kapelan zatrudniony strzelbą; W głębi Rembo. Wszyscy w spencerach, ubrani na polowanie, w wojskowych czapeczkach. / MAJOR Czy tylko pewnie? Bo to czasem… REMBO Nie śmiałbym przecie zwodzić pana Majora. Niech zaraz zginę, jeślim nie widział na własne oczy kozła i dwóch saren. Wszystkie trzy wyszły razem do bydła, w ciemną dolinę, jak ten kąt, ta struga… Oto jak ta wielka łoza, gdzie ksiądz Kapelan prześlepił zająca… Aż tu obces kundys jeden i drugi: „Huf, huf!”. Ech, panie! Jak nie pójdą sarny moje! Strach, aż się ziemia trzęsła! Przez Garb, Wielką Banię, ponad Bartkowy potok… MAJOR Ho, ho, ho! Sarny dotychczas na drugim końcu świata. REMBO Zlękły bo się fur idących gościńcem i hajże łąkami nazad w jasieninę. MAJOR Nam więc drogę od kopców zastąpić wypada. REMBO Ja z dębniaków cicho psy podpuszczę, a każda na strzelbę jak na rożen wpadnie. MAJOR Dalej panowie! I na urlopie nie dam wam próżnować. KAPELAN Zaraz, zaraz. PORUCZNIK Ja dogonię. MAJOR / Biorąc lulkę ze środkowego stołu i kiwając głową, do Remba. / Zawołaj Grzesia. / Rembo odchodzi. / ROTMISTRZ / Do Kapelana, patrząc na szachy. / Wygram, jeśli wieżę cofnę. KAPELAN Wątpię. ROTMISTRZ Załóż się. KAPELAN Dobrze. ROTMISTRZ Nikt tu nam nie ruszy, za powrotem przekonam i talarka schowam. SCENA II / Ciż sami i Grzegorz, stary huzar z ogromnymi wąsami. / MAJOR Tylem razy, mój Grzesiu, już cię o to prosił, abyś kładł wszystko na swoim miejscu. Po co tu na mapach lulkę zostawiasz? Tam w szafce ma swój numer. Nienawidzę nieporządku. Oddaje lulkę i zdmuchuje mapę.. Otóż, otóż, nie mówiłem? Plama… I ta baszta… À propos, a klucznica? GRZEGORZ Kłusem wywieziona. / Odchodzi. / KAPELAN Bogu dzięki. ROTMISTRZ Ostatnia więc białogłowa usunięta z naszego domu. Będzie raz przecie cicho i spokojnie. MAJOR Okropnie gadała. PORUCZNIK Bo stara, bo stara. MAJOR O ho, ho, panie Poruczniku, wiem, na co pan zakrawasz, ale nic z tego. Wolę huk moździerzy niż kobiece świergotanie. Nic z tego. I pokażę, że i żołnierz potrafi domem rządzić bez kobiety. PORUCZNIK Piękny rząd! KAPELAN Dobry, dobry. ROTMISTRZ Wyśmienity. MAJOR Wyśmienity. PORUCZNIK Czy zawszeście go panowie wyśmienitym znajdowali? Czy zawsze przykre było kobiece świergotanie? / Długie milczenie. / MAJOR Chodźmy na polowanie. REMBO / Wbiegając. / Goście jadą! MAJOR Któryś z kolegów. REMBO Gdzie tam! Kilka pojazdów! Największa parada. / Odchodzi, oficerowie jeden po drugim zbliżają się powoli do okna. / MAJOR Dla Boga! Landara. PORUCZNIK I kocz. ROTMISTRZ I bryka. PORUCZNIK / Z ukontentowaniem. / Ach! Damy! MAJOR, ROTMISTRZ / Odskakując na środek pokoju. / Damy! PORUCZNIK / Rachując. / Jedna, dwie, trzy… MAJOR, ROTMISTRZ / Z żałością spoglądają na siebie. / Trzy! PORUCZNIK Cztery, pięć… MAJOR / Jak wprzódy. / Pięć! ROTMISTRZ / Podobnież. / Pięć! PORUCZNIK Jeszcze jedna… MAJOR, ROTMISTRZ / Razem. / Sześć! PORUCZNIK Jeszcze jedna. MAJOR, ROTMISTRZ / Razem. / Siedem! Siedem! KAPELAN / Wstając. / Siedem! / Zatykając uszy, znowu siada i tak, oparty o stół, do końca sceny zostaje. / PORUCZNIK Co widzę! / Wybiega. / ROTMISTRZ / Zbliżając się nieśmiało do okna. / Cóż to za baby! Co za gmachy! Co za graty! MAJOR / Zbliżając się do okna. / Ach, to siostry moje. ROTMISTRZ Przepraszam cię… MAJOR Nie masz za co, znam ja je dobrze. Chodzi po pokoju coraz prędzej. Siostry, damy, przyjąć je wypada… Grzesiu, mundur! Mój mundur, Grzesiu! Czy diabli nadali… Grzesiu, mundur! Grzegorz z mundurem chodzi za nim. Rad im być muszę… Mój mundur, Grzesiu! Mój mundur! Cieszyć się trzeba czy diabli nadali! GRZEGORZ Niech pan mundur włoży. / Po lewej stronie sceny Major wdziewa mundur przez zapomnienie na swój ubiór. Postrzegłszy się, chce zdjąć, i ściąga razem rękaw spencera. Nie może ręki wyrwać, gdy wchodzi Pani Dyndalska z dwoma pieskami na ręku, za nią Józia, kosz w ręku ze szczeniętami i kilka pudełek. Przy Majorze dalej w głębi stoi Rotmistrz, za nim Kapelan. Grzegorz z mundurem wychodzi. / SCENA III / Major, Rotmistrz, Kapelan. / / Następnie. / / Pani Dyndalska, Józia, Panna Aniela, Zuzia, Pani Orgonowa, Zofia, Fruzia, Porucznik, Rembo. / DYNDALSKA Jak się masz, panie bracie? Do Józi. Ostrożnie, gawronie! Nie upuść szczeniąt. MAJOR / Zmieszany. / Witam, witam. DYNDALSKA / Do Józi. / Czegóż trzymasz? Połóż! / Do Majora. / Jakże się miewasz? / Do Józi. / Czemuż nie na stole? Jakież to głupie dziewczę! / Józia kładzie wszystko na szachach i wychodzi. Dyndalska siada. Aniela wchodzi, za nią Zuzia z dwiema klatkami — w jednej sroka, w drugiej wiewiórka — i z różnymi gratami. / ANIELA Wieki już, braciszku, jakeśmy się widzieli. / Do Zuzi. / Postawże klatki, czego będziesz stała? MAJOR Witam, witam. ANIELA / Do Zuzi. / Gdzie, gdzie, gdzie! Ślepa! Cóż to, stołu nie masz? / Zuzia stawia klatki na mapach i odchodzi. Poruszenie Majora. Rotmistrz go za suknię wstrzymuje. / MAJOR / Cicho do Rotmistrza. / Mapy. ROTMISTRZ / Do Majora. / Pst! / Major stara się pokryć nieukontentowanie i spogląda czasem na mapy. Słychać hałas i krzyk kobiet za sceną. / REMBO / Za sceną. / Nie rusz; a harap! A fe! A zasię! ORGONOWA / Tyłem wchodząc i trzepiąc rękoma. / Zasię! Zasię, bo zemdleję. Rembo za nią wchodzi, trzymając kota nad głową, którego we drzwiach Orgonowa odbiera. Biedny Filunio! Moja duszka droga! Jak się trzęsie! Biedny Filunio! Jak też możesz, panie bracie, trzymać takie obrzydłe psiska? Jakimiś kajdankami podcięły mi nogi i tylko co nie rozdarły lubego Filunia. REMBO To na sforze Zagraj z Pisklą jak kota zwietrzyły, hajże po kocie! Obces na jejmość! A Grzmocisz i Popraw… / Wychodzi na znak Majora. / ORGONOWA Fi, co za nazwiska! Przebrzydłe kundysy… Ledwie dyszę… Całam w pocie. / Siada przy Dyndalskiej i Anieli. Za Orgonową weszła Zofia z Porucznikiem, niosącym klatkę z kanarkiem, którą zawieszają w głębi, rozmawiając po cichu. W ciągu tej sceny dziewczęta powynosiły kota i pieski. / SCENA IV / Orgonowa, Dyndalska, Aniela. Siedzą w rzędzie po prawej. Po lewej stronie, naprzeciwko, stoją Major, Rotmistrz i Kapelan. W głębi Zofia i Porucznik. / MAJOR Witam, witam panie siostry w moim domu i bardzo przepraszam kota za niegościnność Piskli i niecnoty Zagraja. ORGONOWA Patrz, panie bracie, moja córka. Zofia się zbliża i kłania. Owa Zosiunia mała… Ani byś ją poznał pewnie… Wyrosła, wyładniała, nieprawdaż? Za jej wychowanie nie powstydzę się także. W pierwszej stolicy świata mogłaby bezpiecznie rozmawiać i to nie jednym językiem. KAPELAN / Na stronie. / Nie jednym! Okropnie! ORGONOWA Miała i guwernantkę, madame znakomitą, i na wyższych naukach w mieście pół roku strawiła. ANIELA Talenta gdy rozwinie… DYNDALSKA Ach, Anielko luba, co też nie wygadujesz! Już je rozwinęła. Czyliż nie śpiewa całego Rossiniego tak, że każdy słuchać musi? Czyż nie tańcuje tak, że nigdy taktu nie chybi? Czyż nie maluje tak, że jej kwiatek wszystkich zwodził i że pan sędzia, chcąc powąchać, nosem go zmazał? ANIELA To pan referendarz. DYNDALSKA Ależ pan sędzia, mój aniołku! ORGONOWA Cicho, cicho Dyndalsiu. Nie trzeba jej w oczy chwalić, ona sama pokaże, co umie. ANIELA / Do Majora. / Jakże ci się podoba? DYNDALSKA / Szturchając ją łokciem. / Coż to za pytanie! ANIELA Nie dasz mi mówić, kochana siostruniu. DYNDALSKA Bo mówisz bez sensu, moja duszko. ORGONOWA Cicho, cicho siostruniu. Do Majora. Któż są ci panowie? MAJOR Rotmistrz Sławomir. W szkołach jeszcze przyjaźń nas złączyła. Razem wdzieliśmy mundur, razem go nosili i razem może w jednej złożym go mogile. Nasz poczciwy Kapelan, także dawny towarzysz, prawdziwy przyjaciel ludzi — wiele robi, mało mówi, naśladować go należy. To mój Edmund, już wam po części znany z mojego listu. W jednej nieszczęsnej utarczce, kiedy każdy o sobie tylko myślał, a ja raniony pod ubitym leżałem koniem, on mnie szukał, postrzegł, zebrał kilku walecznych, natarł na nieprzyjaciół i osłonił własnymi piersiami. Cofał się, nacierał, znowu się cofał i znowu nacierał, aż póki naszych wzrastająca liczba zwycięstwa nam nie wróciła. Tam to mnie, mnie broniąc, odebrał tę kresę przez skronie, która więcej warta niż dziesięć wieńców. / Ściska go z rozczuleniem. / ZOFIA / Mimowolnie. / Ach, to pięknie być odważnym! / Spuszcza oczy na bystre spojrzenie matki i ciotek. / ORGONOWA Dobrze, dość tego, teraz do interesu. Chcę pomówić z tobą, panie bracie, zatem pozwolą panowie… / Oficerowie odchodzą i Zofia wychodzi do swego pokoju na znak Orgonowej. / SCENA V / Orgonowa, Dyndalska, Aniela, Major. / ORGONOWA W jednym zwięzłym słowie wszystko ci opowiem. Nie lubię niepotrzebnej przemowy, bo kto ma rozum, ławo pojmie i zrozumie, gdy mu jasno rzecz przełożę. Zatem bez przemowy; lepiej w krótkości powiedzieć, o co chodzi, a potem dać przyczyny i dowody. Nareszcie, takem mocno oczytana, tylem żyła w wielkim świecie, tyle mam roztropności i przenikliwości, że się w zdaniu nigdy nie mylę i chyba szalona głowa sprzeciwić mi się może. Przystępując więc do rzeczy, powiem, że powziąwszy wiadomość, żeś na urlopie i żeś do wsi swojej przyjechał, zaraz zgadłam, że wojskową służbą znudzony, chcesz ją porzucić i na wsi osiąść. Myśl chwalebna, ale do tego potrzeba… DYNDALSKA / Prędko. / Pozwól, kochana siostruniu, niech ci przerwę. Gdy się kogo chce przekonać, nie zawsze najkrótsza mowa najlepszą mową bywa. Trzeba najprzód dać przyczyny, co do czego nas nakłania, potem rzecz wyłuszczyć, a na końcu dać dowody na poparcie swego zdania. Lecz nim do zamiaru przystąpię, wypada uczynić rzut oka na poprzednicze zdarzenia i obecne położenie. A że to rzecz wielkiej wagi, na rozdziały ją podzielę, w których panu bratu dowiodę Licząc na palcach., że dotychczas źle miał w głowie, że ponosi wielkie straty, że wojskowość nic niewarta, że na wsi osiąść rzecz najlepsza, że rozumnie radzę… ANIELA Lepiej, duszko moja, napisz dzieło o tym, a teraz pozwól, niech najprostszą drogą zbliżę się do celu. ORGONOWA Gadajcie, o! Gadajcie, gdy tak bardzo gadać lubicie. Gadajcie, bardzo proszę. Ja nic nie powiem, ja nic nie wiem. Ja nic nie umiem. Gadajcie, łaskę mi zrobicie. DYNDALSKA O, i owszem, ja będę milczała. Niech kochana siostra rozprawia, gdy jej tak przykra chwila milczenia. Albo ją może wyręczy wymowna Anielka. ANIELA Ach, gdzieżbym ja się śmiała porównać w wymowie z kochanymi siostrzyczkami. Słuchać będę rozdziałów lub drugiej przemowy bez przemowy. ORGONOWA Proszę mówić, bardzo proszę. DYNDALSKA Bez ceremonii, bardzo proszę. ANIELA Mówcie, mówcie, bardzo proszę. ORGONOWA, DYNDALSKA, ANIELA Bardzo proszę. ORGONOWA / Idąc ku drzwiom. / Nie przeszkadzam. DYNDALSKA / Podobnież. / Zostawiam. ANIELA / Podobnież. / Odchodzę. ORGONOWA, DYNDALSKA, ANIELA / Kłaniając się po kilka razy od drzwi. / Mówcie, mówcie, proszę, bardzo proszę… / Wychodzą. / SCENA VI / Major, Rotmistrz, Kapelan, Porucznik. / / Następnie wchodzą zamyśleni i stają przy Majorze, który od początku przeszłej sceny nieporuszenie na środku stoi. Rotmistrz i Porucznik w mundurach, Kapelan w surducie. / ROTMISTRZ / Po krótkim milczeniu. / Cóż tam słychać? KAPELAN Zaprzęgać nie każą? PORUCZNIK Jakimże rozkazem zaszczyciły nas damy? MAJOR Ra ra ra ra ra ra, rozumiecie? ROTMISTRZ Któż to zrozumie? MAJOR I ja nie zrozumiałem, w uszach mi tylko dzwoni. ROTMISTRZ Jednak… MAJOR Nic nie wiem. PORUCZNIK Przecie… MAJOR Nic, nic u kata! Gdy jedna mówi, druga jej zazdrości, jedna od drugiej mędrszą się mniema. Tak, chociaż wszystko zawsze w jednym słowie, gadaninie końca nie ma, a o co rzecz idzie, mądry, kto zgadnie. Jednak, czy się dowiemy czy nie, wypada przyjąć je godnie. Połączmy nasze starania. Nieszczęście tylko, że nikogo nie mamy takiego w domu, co by umiał damy przyjąć. PORUCZNIK Aha: źle, kobiet nie ma. KAPELAN Nie ma gderać komu. ROTMISTRZ Szkoda w samej rzeczy, żeśmy się ostatniej pozbyli. MAJOR Hej! Grzesiu! Rembo! Zaraz wszystko będzie. / Rembo i Grzegorz wchodzą. / / Do Remba. / Niech Kutasiński na łysego wsiądzie i dalej w pogoń za klucznicą. A jak ją dojdzie, niech baba nie trzepie, nie rozprawia i czym prędzej na łysego wsiada. KAPELAN Nie uchodzi, nie uchodzi. PORUCZNIK / Śmiejąc się, do Remba. / I niech tęgim kłusem wraca. KAPELAN Ale nie uchodzi. MAJOR Ale czemu? Czyż nie kłusują nasze markietanki? Do Remba. Zresztą jak zechce, niech zrobi. Byle mi Patrząc na zegarek. na jedenastą klucznicę przystawił. Marsz! Jedno już jest. / Rembo odchodzi. / ROTMISTRZ Wszystko to jeszcze fraszka, ale obiad, obiad to sęk. Bo nie zwódźmy się umiejętnością Kordesza. Słynie on wprawdzie w obozie jako najlepszy kucharz, ale cóż umie dobrze zrobić, mówiąc między nami: huzarską pieczeń i pieczeń huzarską. KAPELAN Nie uchodzi, nie uchodzi. ROTMISTRZ Dla dam innych przysmaczków, innych łakoci potrzeba. Trzeba jakiejś na stół ozdoby, coś pięknego, coś lekkiego. MAJOR Wiem, wiem, czego trzeba. Wszystko to Grześ zrobi. Bywał po różnych miastach, po różnych dworach, widział różne kuchnie. Grześ, Grześ zrobi ciasta. GRZEGORZ Ale… MAJOR A ty, mój Edmundzie, zatrudnisz się, z łaski swojej, szykiem potraw. Bo to, słyszę, teraz rzecz wielkiej wagi: czy ryba po mięsie czy mięso po rybie. A Grześ, chłopak nie w ciemię bity, zrobi, choć czego nie umie. GRZEGORZ Ale… MAJOR Ale zrobisz ciasta. GRZEGORZ Ale ja, panie Majorze, dalibóg nie umiem. MAJOR Zrobisz; ja każę i basta. Jest więc i drugie. Dobrze nam się wiedzie. ROTMISTRZ Trzeba by jeszcze przy stole jakiej rozrywki damom. MAJOR Muzyczki? Co mówicie? ROTMISTRZ Zapewne, czego by trzeba! Ale skąd? MAJOR Skąd? Grześ i Rembo trąbią doskonale. KAPELAN Nie uchodzi, nie uchodzi. MAJOR O, daj no pokój, Kapelanie. Wszystko nie uchodzi. PORUCZNIK Ale zmiłuj się, Majorze, wszystkie do jednej wystraszysz z własnego domu. MAJOR Czym, czym u diabła? Nie trąbią że walca doskonale? Niech im tylko czasem Kapelan w takt głową kiwnie, a zobaczycie, jak wytrąbią gładko. Ale co za myśl nagle mi przychodzi! Wybornie, przedziwnie! Ty, ty, Rotmistrzu, musisz się tym zająć. Każ postawić pod oknami jadalnego pokoju… Postawić… Wiesz co? Zgadnij! Moździerzyk nabity… Jak krzykną: „Wiwat damy!”, rym z moździerza! KAPELAN O, na honor, nie uchodzi. / Wstaje. / PORUCZNIK / Wstając. / To żadnym sposobem być nie może. To nie z żołnierzami sprawa. MAJOR / Wstając. / Ale już proszę… PORUCZNIK Uważ przecie, że to kobiety. MAJOR Jest i kaznodzieja! Brawo, brawo, kobiety… Nie wiedziałem. Co to u diabła, że ci panowie młodzi myślą, że starzy nigdy młodymi nie byli. Jak wy teraz żyjecie, myśmy żyli dawniej… A może i lepiej, i tężej, kiedy o to chodzi. Proszę! Hm! Oni tylko wiedzą, jak się z damami obchodzić. I jam całe życie nie rąbał, i jam się bawił z damami i zawszem dogodził! Zatem gadaj nie gadaj, ja z moździerza wystrzelę. ROTMISTRZ Można bezpiecznie, bo choć się trochę popłoszą, to zapewne z przestrachu złych skutków nie będzie! MAJOR Tak jest, złych skutków nie będzie! ROTMISTRZ A zabawić trzeba. MAJOR A zabawić trzeba. Do Grzegorza. Moździerz pod oknem postawić. Marsz! Ale, ale, proszę cię, mój Grzesiu, jak będziesz trąbił, nie dmij też tak mocno, zwłaszcza w drugiej części. Na tej odbitej nucie zawsze tak ci w trąbie wrzaśnie, że aż słuchać niemiło. Lekko… A patrzeć na Kapelana. / Grzegorz odchodzi. Fruzia wchodzi, dygając na obie strony; tylko Porucznik jej się odkłonił. Kapelan odwraca się i odchodzi. / SCENA VII / Major, Rotmistrz, Porucznik, Fruzia. / FRUZIA Moja pani się kłania Dygając. i prosi pana do siebie. MAJOR Kogo? Porucznika? FRUZIA Nie, pana Majora. / Dygając. / MAJOR Czemuż na niego patrzysz, kiedy mówisz do mnie? Po krókim milczeniu. Idź, powiedz twojej pani, że wieczorem służyć jej będę moimi uszami. Tylko proszę, abyśmy sam na sam byli. Teraz nie mam czasu. / Fruzia dyga i odchodzi. / SCENA VIII / Major, Rotmistrz, Porucznik. / ROTMISTRZ Na co odwlekać? Wcześniej, później trochę, zawsze cię to czeka. MAJOR Ach, mój kochany, dobrze i dzień cały. ROTMISTRZ Ale taką rzeczą ich odjazd nieprędko nastąpi. MAJOR Prawda i to. Odbyć potrzeba tę nieszczęsną rozmowę. Ach, wy sobie nie wystawiacie, co to za rzecz straszna. SCENA IX / Ciż sami, Fruzia. / Fruzia / Dygając. / Moja pani teraz, nie wieczorem, chce mówić z panem i zaraz tu przyjdzie. MAJOR Twoja pani, jak widzę, nie lubi powtarzać rozkazów. FRUZIA O, i bardzo nie lubi! ROTMISTRZ / Do Porucznika. / Dla nas tu, widzę, dzisiaj miejsca nie ma. Chodźmy przejść się trochę albo jedźmy konno… MAJOR Nie zostawiajcie że mnie samego! Idźcie do ogrodu, bądźcie w odwodzie. / Odchodzą. Krótka scena niema. Major nie chce uważać Fruzi, która wdzięczy się z trzpiotostwa. Odwraca się, pokręca wąsy, nuci. Jednak mimowolnie jak spojrzy, zaraz się odwraca, spotkawszy jej oczy. Nareszcie Fruzia na znak wchodzącej Orgonowej wychodzi. / SCENA X / Major, Orgonowa. / ORGONOWA Jesteśmy sami. MAJOR Tak, jesteśmy sami. ORGONOWA W czterech słowach rzecz skończę. MAJOR Tego mi trzeba. ORGONOWA Sama mówić będę. MAJOR Tak, sama jedna. ORGONOWA Usiądźmy. Siadają. Z początku zaczynając… MAJOR A od końca nie można by zacząć? ORGONOWA Cóż to za myśl dzika. MAJOR Bardzo roztropna, bo pamiętam, com się dowiedział z przeszłej rozmowy, i jeśli teraz podobnie… ORGONOWA Jakim ty się, braciszku, z wiekiem gadułą zrobiłeś. MAJOR Milczę. ORGONOWA Do słowa przyjść nie mogę. MAJOR Słucham. ORGONOWA Ponieważ chcesz służbę porzucić… MAJOR Ale ja nie chcę służby porzucać. ORGONOWA Na co to kryć? MAJOR Szczerze mówię. ORGONOWA Na wsi chcesz osiąść. MAJOR Ani myślę. ORGONOWA Tylko nie sprzeczaj się ze mną, bo nigdy nie skończę. MAJOR Słucham więc. ORGONOWA Bardzo robisz rozumnie, ale trzeba… Trzeba, trzeba, krótko mówiąc, abyś się ożenił. Major / Zrywając się. / Czyś waćpani szalona? ORGONOWA Grzecznie, nie ma co mówić. MAJOR / Siadając. / Chciałem powiedzieć: „Chyba byłbym szalony!”. ORGONOWA Dlaczego? MAJOR Spojrzyj na mnie, a masz odpowiedź. Mnie, w tym wieku, brać młodą żonę? Co za myśl! Co za myśl! Nigdy małżeństwa nie byłem przyjacielem, a tym bardziej teraz. W obozie posiwiały, szabla i koń to moje były kochanki. A jeślim czasem pokochał, to po huzarsku: póki dobrze, póty miłość. I ja teraz mam się w amory wdawać? Byłbym szalony, a jeszcze szaleńsza ta, co by się za mnie wybrała. ORGONOWA Ja więc dziś mówić nie będę. MAJOR Gadaj sobie waćpani na wszystkie cztery wiatry, gadaj do sądnego dnia, ale nie o moim ożenieniu. ORGONOWA Chwilę tylko cierpliwości; ożenienie ożenieniu nierówne. MAJOR / Na stronie. / Zawsze diabła warte. ORGONOWA Nie wiesz, kogo ci za żonę przeznaczam. MAJOR Nie ciekawym. ORGONOWA Moją Zosię. MAJOR To dziecię? ORGONOWA Ma lat osiemnaście. MAJOR A ja pięćdziesiąt sześć; cztery lata starszy od waćpani. ORGONOWA Bez rachuby, bardzo proszę. MAJOR Nawet podobno waćpani pięćdziesiąty trzeci. ORGONOWA Same, widzę, obelgi odnoszę za moje dobre chęci. MAJOR Za dobre chęci dziękuję, a układu nie przyjmuję. ORGONOWA Zastanów się tylko, uparty Majorze. Dziewczyna na wsi bogobojnie wychowana, cały swój los zawdzięczać ci będzie. Będzie kochała, szanowała, więcej jak ojca niż męża. A ty, otoczony dziećmi… MAJOR Trudno, trudno. ORGONOWA Będziesz błogosławił chwilę, w której zostałeś powolny moim zamiarom. Nie gardź, proszę cię, szczęściem, które ci się zdarza. MAJOR Szczęściem nie gardzę, ale szczęścia nie widzę: zatruć czyją młodość dolegliwościami wieku starego i wystawić się na pośmiewisko całego pułku huzarów. ORGONOWA Co za troska! Niech no się trafi któremukolwiek z tego całego pułku huzarów młoda, ładna, dobra dziewczyna, a zobaczysz, że co innego drugiemu radzić, a co innego samemu działać. Dlatego proszę pana brata zaprzestać wszelkich narad z tym swoim Rotmistrzem, z tym swoim Kapelanem i z tym swoim wysmukłym Porucznisiem. Każdy odradzać ci będzie, a sam, gdyby mógł, ożeniłby się trzy razy. Namyśl się więc, ale sam, bardzo proszę. / Odchodzi. / SCENA XI MAJOR Krótkie namyślenie, bardzo krótkie. Mam rozum, Bogu dzięki. Woła przez okno. Chodźcie no, koledzy! Powiem im, czemu nie mam powiedzieć? Będą się śmieli wraz ze mną. Mnie się żenić? Mnie! Dreszcz mnie przechodzi. Młoda żona! Ha, ha, ha, piękną zacząłbym kampanię. SCENA XII / Major, Rotmistrz, Kapelan, Porucznik. / MAJOR Siadajcie Siadają wkoło stołu. Dowiedziałem się nareszcie o co chodzi. Fraszka! Co powiecie… Chcą mnie ożenić. WSZYSCY Ożenić? MAJOR / Śmiejąc się. / Tylko ożenić. PORUCZNIK Z kim? MAJOR Z Zosią, moją siostrzenicą. KAPELAN Nie uchodzi, nie uchodzi. PORUCZNIK / Na stronie. / Co słyszę! Do Majora. A Major? MAJOR I możesz się pytać. ROTMISTRZ Nie chce oczywiście. MAJOR Chybabym oszalał. KAPELAN Brawo. MAJOR Ale miarkuję, że moje panie siostry nie tak łatwo odstąpią od zamiaru. PORUCZNIK Przymusić, nie przymuszą. MAJOR Zapewne. Ale chciałbym jak najmniej o tym słyszeć. ROTMISTRZ Niech gadają, a my nie słuchajmy. MAJOR Nie sposób nie słuchać. ROTMISTRZ Uprzykrzy im się nareszcie. MAJOR Co? Gadanie? Żartujesz, panie kolego. PORUCZNIK Trzeba to rozważyć. MAJOR Bylem się nie żenił. KAPELAN Nie uchodzi. ROTMISTRZ I ja tak myślę. PORUCZNIK I ja także. Ale cóż Zosia na to? MAJOR Jeszcze nie wiem. ROTMISTRZ Moje więc zdanie… SCENA XIII / Ciż sami, Orgonowa, Zofia. / ORGONOWA Cóż to? Rada wojenna. / Wszyscy wstają, milczenie. / MAJOR / Cicho do Rotmistrza przy nim stojącego. / Rotmistrzu, powiedz, proszę, że to być nie może. ROTMISTRZ / Podobnież do Kapelana. / Kapelanie, powiedz jej, co myślisz. KAPELAN / Do Rotmistrza. / Nie uchodzi, niech Major mówi. ROTMISTRZ / Do Majora. / Powiedz, że nie chcesz. MAJOR Uradziliśmy… ORGONOWA Pewnie nic dobrego. Milczenie. Biorąc na stronę Majora. Zostańmy się sami. MAJOR Dziękuję, tego nie potrzeba. ORGONOWA Panowie pozwolą… Kłania się, oficerowie odchodzą. No Majorze, teraz możesz z Zosią… MAJOR Ależ, pani siostro… ORGONOWA Zostawiam was sam na sam. MAJOR Ale… Zatrzymaj się… Później… ORGONOWA Trzeba skończyć. Zosiu, słuchaj… MAJOR / Idąc ku drzwiom. / Pozwól… Zaraz… Krew z nosa… ORGONOWA Ale wrócisz? MAJOR Wrócę, wrócę. / Odchodzi. / SCENA XIV / Orgonowa, Zofia. / ORGONOWA Proszę sobie z głowy wybić wszystkie romanse, jakieś tylko kiedykolwiek słyszała albo może przypadkiem i czytała. Dla losu, nie dla miłości idzie się za mąż. Twój wuj jest człowiek uczciwy, ma dobrą wieś, która pewnie w inne wpadnie ręce, jeśli się z tobą nie ożeni. ZOFIA Ależ, kochana matko, mam nadto dobre o nim mniemanie, abym mogła myśleć, że mnie zechce mimo mojej woli. ORGONOWA Jak to: „mimo woli”? Czyż masz waćpanna inną jak matki wolę? ZOFIA Wypełnić ją mogę, ale mieć tę samą trudno sercu rozkazać. ORGONOWA Tylko nic o sercu. ZOFIA Nareszcie, może on nie zechce dla siebie samego. ORGONOWA Zechce, jak ty zechcesz. Znam go dobrze, nieraz mi już ustąpił dlatego tylko, aby się nie sprzeczać. ZOFIA Dlaczegoż, kochana matko, koniecznie pragniesz tego małżeństwa? ORGONOWA Dla twojego szczęścia. ZOFIA Ale jeśli to będzie moim nieszczęściem? ORGONOWA Nadtoś jeszcze młoda, byś to nadal rozpoznać mogła. Matka za córkę stanowić powinna. ZOFIA Jestem jednak w stanie poznać, że jego wiek z moim wcale niestosowny. ORGONOWA Jak się ząbki przecierają! Kto by się spodziewał… Wiek niestosowny! Młodzik jaki, trzpiot, byłby waćpannie dogodniejszy? ZOFIA Ten, co by mi się podobał, byłby najdogodniejszy. ORGONOWA Dość tego… Więcej ani słowa… Nie pójdziesz za Majora, to wiesz, co cię czeka. ZOFIA Ach, kochana matko, cóż ja ci przewiniłam. / Płacze. / ORGONOWA Słuchaj, Zosiu, ja cię kocham, szczerze twego szczęścia pragnę. Nie bądź więc dzieckiem, nie opuszczaj losu, który ci się zdarza. Mój brat jest charakteru łagodnego, ulegającego, żona z nim zrobi, co zechce. Tylko nie trzeba tracić odwagi, jeśli zrazu znajdą się trudności. Każdy mąż z początku o tym tylko myśli, aby nie dać się zawojować. Sroży się, puszy, rozkazuje, wszystko na swoim postawić musi, pan, pan samowładny, pierwszych tygodni. Ale tylko cierpliwości, tylko cierpliwości. Zmorduje go, sprzykrzy mu się ciągła walka i ciągła straż siebie samego. A żona rozumna co sobie raz ułoży, nigdy odstąpić nie powinna. I jedną zawsze drogą, krok po kroku stawiając, powoli, powoli, ale niechybnie dojdzie do celu, a tym jest: być panią w domu Z pokorą, a pana uznawać. Zostawiam cię; bądź rozsądna, bądź posłuszna matce, a dobrze wyjdziesz. Major tu zaraz będzie, staraj mu się podobać Głaszcząc ją pod brodą i pamiętaj, że na tym twoim zamęściu polega szczęście twojej matki. / Odchodzi. / SCENA XV / Zofia, później Porucznik. / ZOFIA / Po krótkim myśleniu. / Myślę, myślę i pewnie nic dobrego nie wymyślę. Matce oprzeć się trudno; szczęścia wyrzec się trzeba. Ach, Edmundzie! Edmundzie! Nic nie będzie z naszej miłości. PORUCZNIK / Który się był zatrzymał w głębi. / Skądże ta smutna wróżba? ZOFIA Dobrze, żeś nadszedł. Radź czym prędzej… Zmiłuj się… Radź, co robić, bo zginiemy oboje. PORUCZNIK Zginiemy? A to dlaczego? ZOFIA Czyż nie wiesz, że jest wolą mojej matki, abym poszła za Majora? PORUCZNIK I cóż stąd? ZOFIA Edmundzie, cóż to za pytanie? Miałożby twoje oświadczenie przed chwilą nie być szczere? Miałożby mnie zawieść serce moje? PORUCZNIK Ani jedno, ani drugie. Matka chce wydać cię za Majora, a ja właśnie z jego oświadczeniem przychodzę, że bardzo cię kocha i właśnie dlatego, że kocha, żenić się z tobą nie myśli i nie chce. ZOFIA To jeszcze nie koniec. PORUCZNIK Droga Zofio! Miejmy nadzieję, chciejmy ją mieć. Od chwili jak cię tu zoczyłem, jakieś niewymowne przeczucie szczęścia duszę moją napełnia. Ciebie tu spotykam, ciebie, którą od tak dawna na próżno szukałem. ZOFIA I mego ojca wszystkie starania były daremne. Nie mógł się nawet dowiedzieć, z którego pułku byli żołnierze, na których czele wyrwałeś go śmierci, a mnie najokropniejszemu nieszczęściu. W ostatniej życia godzinie wspominał cię z wdzięcznością i mnie ją przekazał w jedynej spuściźnie. PORUCZNIK Więcej niż wdzięczność, zyskałem miłość twoją. ZOFIA Najszczerszą i najświętszą, bo uprawnioną ostatnią wolą ojca. PORUCZNIK Innych praw nie roszczę. ZOFIA A mogęż zapomnieć… PORUCZNIK Kochana Zofio! Wierz mi… Moja czynność wychodzącym z niebezpieczeństwa zdała się dziełem anioła. Ale, w rzeczy, ledwie warto ją wspomnieć. Żałowałem tylko, że zbliżający się nieprzyjaciel nie dozwolił mi zabezpieczyć dalszej waszej podróży i że w tym zamieszaniu żadnej a żadnej, nawet o waszym nazwisku, nie powziąłem wiadomości. ZOFIA Mój ojciec w podróży został przymuszony nagłą słabością zatrzymać się dni kilka w domku jednego leśniczego. W trzy dni po przechodzie naszego wojska stanęło we wsi kilkuset różnej broni żołnierzy. Rabunek zaczął się wkrótce i do tego stopnia doszedł wściekłości, że podpalano domy bez żadnej przyczyny. Odciągnięta od ojca, widziałam już zajmujący się dach, gdy głos twój słuch mój uderzył. Zdało mi się zaraz wtenczas, że słyszę głos znajomy. I potem, ile razy cię wspominałam, zawsze jak dawną znajomość. Serce moje twoim było, nim się jeszcze zbliżyłeś do niego. PORUCZNIK Jak ja, tak i każdy oficer byłby cię ojcu powrócił i kazał pożar ugasić. Szczęście więc tylko moje, że mnie się to trafiło. Patrz, Zofio, wstążka, którą upuściłaś. Od tego czasu nie zeszła z serca mego; nie wiedząc gdzie, kto jesteś, jej wierny byłem. ZOFIA Z osobna, widzę, Bóg przyjął przysięgi nasze. Ale, Edmundzie, moja matka nic o tym nie wie. Nieszczęściem rodzice moi nie żyli z sobą od lat dziesięciu i dość byłoby powiedzieć, że to było wolą męża, aby ją nieprzebłaganą na zawsze uczynić. PORUCZNIK Nic więc jej jeszcze o tym nie mówmy. ZOFIA Zwierz się Majorowi, wezwijmy jego pomocy. PORUCZNIK Mógłbym ufać jego pomocy, gdyby tylko nie w tej mierze. Jest niezwyciężonym nieprzyjacielem małżeństwa i choćby mi nie przeszkadzał, straciłbym pewnie jego przyjaźń, może i szacunek. ZOFIA Nieszczęsne uprzedzenia! PORUCZNIK Z drugiej strony jestem pewny, że moim rywalem nie będzie. Raz, że się mniej boi całego szwadronu nieprzyjacielskiego niż jednej żony. A po wtóre, że nadto szlachetnie myśli, aby chciał być sprawcą czyjegokolwiek nieszczęścia. ZOFIA Ale wiedz jeszcze o tym, że jeżeli nie pójdę za niego, Smętosz, obrzydły człowiek, głupi, brudny, stary lichwiarz, moją rękę ma otrzymać. PORUCZNIK Czy podobne, aby matka… ZOFIA Podług niej, majątek szczęściem, a do tego, mówiąc między nami, jest trochę uparta. PORUCZNIK To źle, bardzo źle. / Myśli. / ZOFIA Jednak kochających, mówią, Bóg nie opuszcza. Może matka zmiękczy się prośbami naszymi. PORUCZNIK / Po krótkim milczeniu. / Nie, na niepewne losu nie stawiajmy. ZOFIA Cóż robić? PORUCZNIK / Po krótkim milczeniu. / Przykra rzecz udawać, zwłaszcza z przyjaciółmi. Ale ich uprzedzenia, często nierozsądne, uprawniają poniekąd niewinne oszukaństwo. Trzeba więc, abyś oświadczyła Majorowi, że chcesz pójść za niego. ZOFIA Dla Boga! To pójdę. PORUCZNIK Tego się nie lękaj, ja ręczę. Twoja matka, widząc cię przychylną zamiarowi swojemu, nie straci nadziei przywieść go do skutku i odpowie Smętoszowi, a Major, coraz bardziej przynaglony, przyjmie łatwo ostrożnie podsuniętą myśl: mną wyręczyć siebie. ZOFIA Ach, to by dobrze było. PORUCZNIK Staraj mu się jednak podobać. Bo zakochać się nie zakocha, a dobrze będzie, jak pojmie, dlaczego ja kocham. ZOFIA Mam więc… PORUCZNIK Być matce powolna i Majorowi przyjazna. ZOFIA Jesteś jednak pewny, że nie zechce… PORUCZNIK Ach, tak pewny jestem jak ty mojej, a ja twojej miłości. ZOFIA Jakikolwiek skutek otrzymamy, Edmundzie, serce Zofii twoim do śmierci. PORUCZNIK / Całując ją w rękę. / Już samo to zapewnienie jest moim szczęściem. Ale idź, uwiadom matkę o odpowiedzi Majora i postępuj sobie stosownie do naszego układu. Miłość i nadzieja niech naszym hasłem będzie. ZOFIA Do zgonu. AKT II / Ten sam pokój. Zamiast broni pootwierane pudełka ze stroikami, zamiast szachów — zwierciadło. Na tureckiej głowie czepeczek, na celu suknia. Mapy i klatki sprzątnięte. Słychać za sceną trąbienie, a potem mocny wystrzał. / SCENA I / Fruzia, potem Józia, Zuzia. / FRUZIA / Wybiegając. / Józiu, Józiu! Zuziu! Józiu, Zuziu! JÓZIA / Wbiegając. / Czego? ZUZIA / Wbiegając. / Cóż tam? FRUZIA / Biegając po pokoju. / Panie się zlękły, panie chcą zemdleć. ZUZIA / Ku drzwiom biegnąc. / Dla Boga! JÓZIA / Ku drzwiom. / Może zemdlały? FRUZIA / Wybiegając. / Nie ma gdzie! Nie ma gdzie! SCENA II / Major prowadzi Panią Orgonową, całkiem na nim wspartą, powoli do jej pokoju. Przy niej Zosia, za nią Fruzia. Poczekawszy, Rotmistrz prowadzi podobnież Panią Dyndalską z Józią. Przechodzą do swojego pokoju. Poczekawszy, Porucznik podobnież pannę Anielę. Grzegorz z drugiej strony, trąba w ręku, i przy drzwiach zostaje. Kapelan na końcu wchodzi z zawiązaną serwetą, staje w środku na przodzie sceny i tak nieporuszenie stoi do jej końca. / / Słychać w pokojach. / Wody! Wody! Wody! / Grzegorz wybiega i wkrótce wraca; w jednej ręce trąba, w drugiej konewka ogrodowa. / FRUZIA / We drzwiach. / Wody! / Grzegorz ku niej biegnie. / JÓZIA / We drzwiach. / Wody! / Grzegorz ku niej biegnie. / ZUZIA / We drzwiach. / Wody! Prędzej! / Grzegorz wybiega za nią. / / Dziewczęta i Porucznik przebiegają scenę w różnym kierunku z flaszeczkami, szklankami itd. / SCENA III / Major, Rotmistrz, Kapelan, Grzegorz. / / Kapelan zawsze w swoim miejscu z założonymi rękoma. Grzegorz, zadyszany, w głębi. / MAJOR / Ocierając czoło. / Kto by się spodziewał! ROTMISTRZ / Podobnież. / Któż to mógł przewidzieć! MAJOR Nie trzeba było stawiać pod samym oknem. ROTMISTRZ Wystrzał był za mocny. MAJOR W samej rzeczy, że mocny. Któż nabijał? ROTMISTRZ Grześ. MAJOR Pewnie dałeś więcej prochu? GRZEGORZ Troszeczkę, troszeczkę tylko, panie Majorze. MAJOR / Chodząc. / Troszeczkę! U niego to nic nie znaczy! Troszeczkę! Otóż masz, co to troszeczkę narobiło. ROTMISTRZ / Chodząc. / Nie byłyby się tak polękły. MAJOR / Chodząc. / Tak, nareszcie może byłaby jedna zemdlała. ROTMISTRZ / Chodząc. / Tak, jedna, a niech i dwie. MAJOR / Chodząc. / Tak, niech i dwie. Ale trzy! ROTMISTRZ Trzy od razu! MAJOR Trzy, trzy od razu! KAPELAN Posłać po doktora… Krew im puścić. ROTMISTRZ Nim przyjedzie… MAJOR Lepiej niech im Grześ krew puści. KAPELAN Nie uchodzi, nie uchodzi. GRZEGORZ / Stojąc prosto przed Majorem. / Panie Majorze, podejmuję się. KAPELAN Nie można. MAJOR Ale kiedy umie… Sam widziałem… Puszczał raz mojemu trębaczowi, jak go koń uderzył… Prawda, że nie do razu, ale jednak… SCENA IV / Ciż sami i Porucznik. / PORUCZNIK Przecie nasze damy przyszły do siebie. Pani Orgonowa ma jeszcze tylko spazmatyczne ziewanie… Pani Dyndalska lekką kolkę… A panna Aniela cokolwiek dreszczy. GRZEGORZ Pan Major nie każe? MAJOR Już nie potrzeba. / Grzegorz odchodzi. / PORUCZNIK Wszystko ustanie po chwili spoczynku. MAJOR Bogu dzięki. ROTMISTRZ Chodźmy na obiad. FRUZIA / Wchodzi, dygając przed Majorem. / Moja pani prosi pana, abyś pan kazał, aby konie w stajni nie hałasowały. Bardzo tupią i kichają, a to szkodzi nerwom mojej pani. / Odchodzi. / / Oficerowie spoglądają na siebie w milczeniu. / ROTMISTRSZ Nerwom szkodzi. MAJOR Koniom kazać, aby nie hałasowały. Grzesiu! Grzegorz wchodzi, Rotmistrz i Major chodzą. Konie ze stajni wyprowadzić. GRZEGORZ Dokąd? MAJOR Dokąd chcesz… Niech koczują. / Grzegorz odchodzi, Józia wchodzi. / JÓZIA / Dygając przed Majorem. / Moja pani prosi, aby pan kazał powynosić z domu wszystkie armaty, fuzje i pałasze, bo się lęka nowego przypadku i spać nie może. / Józia odchodzi, chwila milczenia. / ROTMISTRZ Armaty powynosić. MAJOR I pałasze. Grzesiu! Grzegorz wchodzi. Broń zebrać i na strych wynieść. / Grzegorz odchodzi, Zuzia wchodzi. / ZUZIA / Dygając przed Majorem. / Moja pani prosi, abyś pan kazał zakadzić pod oknami, bo proch bardzo śmierdzi, z czego dreszcz się powiększa. / Odchodzi, chwila milczenia. / MAJOR Grzesiu! ROTMISTRZ Czegoż chcesz? / Grzegorz wchodzi. / MAJOR Kazać zakadzić. ROTMISTRZ Na dworze? KAPELAN Bądźcie zdrowi. MAJOR Dokąd? KAPELAN Jadę. ROTMISTRZ Odstępujesz nas? KAPELAN Nie wytrzymam. ROTMISTRZ A, to i ja pojadę. MAJOR A, to weźcież i mnie z sobą. PORUCZNIK Ale, moi panowie, jakże chcecie same damy zostawić? MAJOR One sobie tu poradzą. PORUCZNIK Ale one was nie puszczą. MAJOR Cicho! Ciszej. Trzeba w sekrecie odjechać. ROTMISTRZ / Cicho. / Trzeba uciec w sekrecie. KAPELAN Uciekajmy. MAJOR / Do Grzegorza cicho. / Kulbaczcie konie. PORUCZNIK Majorze, Rotmistrzu! MAJOR Pst… Zbierzmy się… ROTMISTRZ I w nogi. / Odchodzą na palcach do swoich pokojów. / PORUCZNIK / Sam. / A to pięknie! Jechać nie mogę… Sam nie zostanę… Co tu robić? Trzeba przeszkodzić tej ucieczce. Gdybym mógł… / Idzie ku drzwiom Zofii, powoli otwiera. Na jego znak Zofia wychodzi. / SCENA V / Porucznik, Zofia. / PORUCZNIK Zofio, źle się dzieje. ZOFIA Cóż takiego? PORUCZNIK Major, Rotmistrz i Kapelan, przestraszeni tym, co się stało, a bojąc się jeszcze bardziej, co ich nadal czeka, ułożyli ucieczkę. ZOFIA Jak to? Chcą odjechać? PORUCZNIK Tak jest, tajemnie. Idź, powiedz to matce. Tylko nie mów, że wiesz ode mnie. Ja także z nimi muszę się wybierać. ZOFIA Cóż pomoże moja matka? PORUCZNIK Już ona sobie poradzi, tylko idź i powiedz. / Odchodzą w przeciwne strony. / / Major, Rotmistrz i Kapelan wychodzą bardzo ostrożnie i na palcach powoli postępują; mantelzaczki pod pachą, przy pałaszach. Dają sobie znak, aby być cicho, a zszedłszy się na środku, wychodzą, oglądając się i powoli. / / Fruzia, a potem Józia i Zuzia przebiegają ze drzwi do drzwi jak w scenie drugiej. / SCENA VI / Orgonowa, Dyndalska, Aniela, Fruzia, Józia, Zuzia. / / Wybiegają ze swoich pokojów; za każdą służąca, kończąca ją ubierać. Stają bez tchu na przodzie sceny w koło, tuż koło siebie. Żadna przemówić nie może. / / Chwila milczenia. / DYNDALSKA / Odetchnąwszy. / Chcą uciekać! ANIELA Uciekać! ORGONOWA …ciekać! DYNDALSKA Nie puszczać! ORGONOWA Biegaj, Dyndalsiu! DYNDALSKA Skocz, Anielko! ANIELA / Do dziewcząt. / Biegajcie! ORGONOWA Czekajcie!… Proście… Major niech tu przyjdzie… Nie odstępujcie go i kroku… Biegajcie! SCENA VII / Orgonowa, Dyndalska, Aniela. / / Siadają. / ORGONOWA Rzecz niesłychana! ANIELA Nie do uwierzenia. DYNDALSKA Sprawka panów doradców. ORGONOWA Nie inaczej, sam by nie śmiał. DYNDALSKA Panu Rotmistrzowi wszystko nie na rękę. ORGONOWA I Kapelanowi. ANIELA Albo i Porucznikowi. ORGONOWA Ten nic nie znaczy. ANIELA Nie wierz temu, siostruniu. ORGONOWA Już ja ci ręczę. On ani pomoże, ani zaszkodzi. Jest czy go nie ma, wszystko jedno. Ale ci starzy, ci starzy, jak zaczną ruszać wąsiskami, to by w ogień wlazł jeden za drugim. DYNDALSKA Póki będą ze sobą, póty próżne nasze starania. My gadamy, gadamy, a pan kolega kiwnie głową i jużci po wszystkim. ORGONOWA Rotmistrz najstraszniejszy. ANIELA Kiedy tak… Poświęcę się dla waszego dobra: pójdę za niego. DYNDALSKA Ależ on ma rozum, kochany aniołku. ANIELA A dowcip waćpani. ORGONOWA Niech się stara mu podobać… Albo go podbije, albo go wystraszy. Zatem zawsze dobrze. ANIELA Chcę wam służyć mimo waszych urągań i zobaczycie, że swego dokażę. ORGONOWA Majora rozczulać. DYNDALSKA Nie dać mu odetchnąć. ORGONOWA Ani momentu. Jak go zmęczymy, to na wszystko przystanie. Ja go znam dobrze. DYNDALSKA Kapelana z obydwoma poróżnić. ORGONOWA Ile możności mu dokuczać. DYNDALSKA Zręcznie słówko wsunięte najlepszych często poróżni przyjaciół. ORGONOWA Już ja to biorę na siebie. Na waszym świadectwie polegam. ANIELA Otóż i Major. SCENA VIII / Orgonowa, Dyndalska, Aniela, Major i dziewczęta. / / Fruzia wchodzi poważnie, za nią Major, za nim Józia i Zuzia; stają przy drzwiach, chichotając się między sobą. Chwila milczenia. Na znak Orgonowej dziewczęta odchodzą. / ORGONOWA Witamy z podróży. / Major się kłania. / DYNDALSKA / Po krótkim milczeniu. / Gdzież się pan brat wybierał? MAJOR Chciałem konia przejechać. ORGONOWA Konia przejechać? MAJOR Konia przejechać. ORGONOWA Tak, mały spacer zrobić? MAJOR Mały spacer zrobić. ORGONOWA I wrócić? MAJOR / Z westchnieniem. / I wrócić. ORGONOWA Prędko? MAJOR Tak… To jest… Nie wiem… Bo to… ORGONOWA Na co to udawać? Lepiej prawdę powiedzieć. MAJOR Dobrze waćpani mówisz. Nie umiem i nie chcę udawać. / Wstają. / ORGONOWA Chciałeś od nas więc odjechać? MAJOR Chciałem. ORGONOWA Same zostawić? MAJOR Same zostawić. ORGONOWA Tajemnie? MAJOR Bez pożegnania. ORGONOWA Do tego stopnia posunąłeś niegrzeczność. MAJOR Mylisz się waćpani, to nie była niegrzeczność. ORGONOWA Tylko uprzejmość. MAJOR Nie inaczej. ORGONOWA W nowym wcale sposobie: od gości w domu odjeżdżać. MAJOR Myślałem, że im beze mnie lepiej będzie. Nie umiem, przyznam się, dam przyjmować, i przy najlepszej chęci mógłbym nabroić z niewiadomości wiele złego. Już raz z mojej winy dostałyście mdłości. Któż ręczy, że nie pomrzecie, jak was jeszcze lepiej uczcić zechcę? Mógłżem zgadnąć, że konie powiększają spazmy, proch dreszcz, a pałasze kolki? I mogęż wiedzieć, czego wam trzeba, a czego nie trzeba? ORGONOWA Wszystko byś wiedział, gdybyś był kontent z naszego przybycia. Ale, niestety! Siostry kochające cię… Siostry dawno cię niewidzące… DYNDALSKA Utęsknione brata uściskać… ORGONOWA Mimo wszelkich trudności, wybierają się do ciebie… DYNDALSKA W najniegodziwszą drogę… ANIELA Ugrzęzłyśmy dwa razy. MAJOR / Z westchnieniem na stronie. / Ach, któż was wyciągnął na moją biedę? ORGONOWA Przyjeżdżają zająć się twoim szczęściem… DYNDALSKA Troskliwe o twoje dobro… ORGONOWA I tak je przyjmujesz? ANIELA Chcesz porzucać. ORGONOWA Uciekasz od nich. DYNDALSKA Bez względu na ich słabe zdrowie… ORGONOWA Nerwy nadwerężone. DYNDALSKA Takaż to miłość braterska! ORGONOWA Taka wdzięczność! Ach, to boli! / Zaczyna płakać. / MAJOR Ale, moja pani siostro… DYNDALSKA Niewdzięczność. I od brata! / Zaczyna płakać. / MAJOR / Do Dyndalskiej. / Ale, pani siostro… ANIELA Odpycha serca nasze! / Zaczyna płakać. / MAJOR Ale, moja panno siostro… ORGONOWA Bądźże tu uczynna. Ach! Ach! DYNDALSKA Ach! Ach! ANIELA Ach! Ach! DYNDALSKA / Rzucając się na krzesło. / Kolki! ANIELA / Podobnież. / Słabo mi. ORGONOWA / Podobnież. / Spazmy! MAJOR Tylko nie mdlejcie, dla Boga! Milczenie. Mdleją, co tu robić? Hej! Jest tam kto? Wody! Wódki! Octu! Czy pogłuchli… Grzesiu! Grzesiu! Wracając się ku nim. Mdleją, co robić? Grzesiu, wystrzel z moździerza! / Zrywają się wszystkie. / ORGONOWA Nie wystrzel, nie wystrzel! DYNDALSKA Dla Boga! Nie wystrzel. ANIELA Już mi trochę lepiej. MAJOR Moje panie siostry, gadajcie, róbcie co chcecie, tylko nie mdlejcie. Bo do wszystkich diabłów… ANIELA Ach, fi! Co za brzydkie słowo! MAJOR Widzisz waćpanna, że ani dam przyjmować, ani z nimi umiem rozmawiać. Jednak co każecie, wypełnię, prócz jednego: ożenienia. Tym służyć nie mogę. / Dyndalska i Aniela, którym Orgonowa szepnęła, wychodzą do jej pokoju. / SCENA IX / Orgonowa, Major. / ORGONOWA Któż waćpana do ożenienia zmusić może? Kto waćpana ciągnie do ołtarza? Wszak wszystko od twojej woli zależy i tylko uprzejmości trochę od ciebie żądamy. Bądź z nami dni kilka. Wierz, że szczerze radzimy. Nie słuchaj kolegów i staraj się poznać Zosię. MAJOR Na co to się wszystko przyda? ORGONOWA Przynajmniej jedno słowo przemów do niej. Dlaczegoż tak niemiłosiernie gardzisz tym biednym dziecięciem! Płaczu biedaczka utulić nie może. MAJOR Znowu płacz. A to wszyscy… ORGONOWA Otóż i ona… Zofia przychodzi. Zostawiam was sam na sam. Spodziewam się, że się sobie podobacie. Do Majora na stronie. Miej wzgląd na jej młodość. Do Zofii na stronie. Bądź rozsądna, o twój los idzie. SCENA X / Major, Zofia. / / Chwila milczenia. / MAJOR Mościa panno… ZOFIA Kochany wuju. MAJOR / Łagodniej. / Moja panienko. ZOFIA Co każesz? MAJOR / Łagodniej. / Moja Zosiu. ZOFIA Słucham. MAJOR / Na stronie. / Diabli nadali taką sprawę! Do Zofii. Zapewne… Bez wątpienia… Oczywiście… Wiesz to… Ten… To jest, zamiar twojej matki względem… Względem… ZOFIA Wiem. MAJOR Cóż ty na to? ZOFIA Ja, nic. MAJOR Mów szczerze. ZOFIA Szczerze mówię. Na stronie. Pierwsze kłamstwo. MAJOR Więc nic? ZOFIA Nic. MAJOR / Na stronie. / Rzecz dziwna! Do Zofii. Jednak cię to trochę martwi? ZOFIA Bynajmniej. MAJOR Widzę z oczów. ZOFIA Mylisz się waćpan dobrodziej. MAJOR Mylę się? Na stronie. Rzecz dziwna! Jak to tej biedaczce powiedzieć: „Ja ciebie nie chcę”? Czy diabli nadali! Do Zofii po krótkim myśleniu. Moja panienko, chciałbym, abyśmy się mogli zrozumieć. ZOFIA I ja tego jedynie pragnę. MAJOR Dla dobra nas obojga. ZOFIA / Na stronie. / Ach, Edmundzie, Edmundzie, jakże trudną mi dałeś rolę! MAJOR Twój los szczerze mnie zajmuje. ZOFIA / Na stronie. / I ja go muszę zwodzić! MAJOR Powiedz mi więc: chcesz iść za mąż? ZOFIA Tak jest. MAJOR Za mnie? ZOFIA / Po krótkim wahaniu się, cicho. / Tak jest. MAJOR To niedobrze. ZOFIA Dlaczego? MAJOR Dlaczego? ZOFIA Tak jest, dlaczego niedobrze? MAJOR Zdaje mi się, że waćpanna możesz to łatwo zmiarkować. ZOFIA Wcale nie. MAJOR Przynajmniej dobrego nic nie widzisz? ZOFIA I owszem. MAJOR I owszem? Na stronie. Rzecz dziwna! Do Zofii. Mnie się zdaje, że nie byłabyś szczęśliwa. ZOFIA Od niego to zależeć będzie. MAJOR Ach, nie tylko od mojej woli zależeć będzie, ale i od wielu, wielu okoliczności. ZOFIA Te trudno przewidzieć. MAJOR Po części, moja panienko, po części. Nigdy nie zgłębiałem, co stanowi istotne szczęście w małżeństwie. Mniemam jednak, że dwie osoby dobierać się powinny jak para koni: równy chód, równy zwrot, równy ogień. Wtedy dobrze się jedzie, a mniej się morduje. Ale kiedy jeden bystry, a drugi leniwy, ten miękki, tamten twardousty, ten ciągnie, tamten skacze, to diabła warto! Prawda, panienko? Powiedzże mi teraz waćpanna, jakbyśmy się pobrali, do której pary koni będziemy podobni? Do pierwszej czy do drugiej? Podobność do drugiej: waćpanna byś biegła, ja się już potykam; waćpanna byś skakała, ja już pokaszluję. Śmiej się, śmiej. Lepiej śmiać się, niż głupstwo zrobić. ZOFIA Nie myśl, ale porównanie rozśmieszyło mnie trochę. MAJOR Więc bez porównania. Waćpanna młoda, lubisz bawić się. I dobrze, że lubisz, bo to na to pora. Potrzebujesz zatem męża, co by się także lubił bawić; co by cię woził na spacery, uczty, bale, do teatrów, co by po nocy na piszczałce przygrywał gdzieś tam nad strumykiem, gdzieś tam przy księżycu, jak to tam w waszych romansach opisują. A ja, moja panienko, nie do tego. W dzień służbą zajęty, wieczór fajkę palę, a w nocy chrapię, aż się okna trzęsą. ZOFIA Czyliż tylko uciech i rozrywek w małżeństwie upatrywać trzeba? Jestże młodość wieczna, abyśmy zapominali o późniejszym wieku? Za nic że liczyć uczciwość, łagodność, stałość charakteru tego, z którym mamy przebyć jak wiosnę, tak i zimę życia naszego? Męskimi tylko cnotami mężczyźni zyskać mogą nasze serca. Dobra sława męża jest także sławą żony, a jednostajna spokojność jest podług mnie istotnym szczęściem. MAJOR Bardzo rozsądnie. Bardzo, bardzo rozsądnie. Z tym wszystkim mój wiek… ZOFIA Wiek doświadczenia. MAJOR Niektóre dolegliwości… ZOFIA Któż bez nich? MAJOR Moje wady… ZOFIA Któż ich nie ma? MAJOR Ja sam czuję, że można być grzeczniejszym, przyjemniejszym w towarzystwie. Trudno mi się będzie odmienić, nie umiem w bawełnę owijać. ZOFIA Dowodzi otwartości. MAJOR Przykra czasem bywa ta żołnierska otwartość. ZOFIA I owszem. MAJOR I owszem? Na stronie Rzecz dziwna! Dziewczyna młoda, ładna a rozsądna… Rzecz dziwna! Do Zofii. Ale, moja panienko, nie mówiąc o tobie, wiele bardzo idzie za mąż dla zyskania wolności… Wolności… Rozumiesz waćpanna, jak ja to rozumiem? Jeślim więc na męża nie stworzony, to tym więcej nie na takiego, co by cierpiał pewne figle. ZOFIA Zbytecznej wolności, wolności bez granic nie pragnę, ale i niewoli w małżeństwie nie spodziewam się znaleźć. Wzajemne we wszystkim obowiązki rządzić powinny. MAJOR Bardzo rozsądnie. Na stronie. I chce pójść za mnie… Rzecz dziwna! Do Zofii. Z tym wszystkim… Ja myślę… Że potrzeba by… ZOFIA / Śmiejąc się. / Wyraźnie, wyraźnie, kochany wuju. MAJOR / Na stronie. / Rozsądna!… Chce pójść za mnie, żal mi ją zmartwić. Do Zofii. Bo widzisz moja Zosiu, że… ZOFIA Na co przyczyn szukać? Nie znasz mnie jeszcze waćpan dobrodziej… To dosyć… Ale mnie poznać możesz… Zostawmy więc czasowi, a mam nadzieję zyskać na tym. MAJOR Nietrudno ci to będzie, moja Zosiu. ZOFIA Czy tak? MAJOR / Zbliżając się. / Z tymi oczkami. ZOFIA O! Nie o tym mowa. MAJOR Z tą buzią. ZOFIA O, bardzo proszę. MAJOR / Biorąc ją za rękę. / Z tą rączką. ZOFIA Panie Majorze! MAJOR / Obejmując ją. / Z tym kształtem, z tymi… ZOFIA Dla Boga, co to jest? MAJOR Ja się sam dziwię. ZOFIA Spodziewam się. MAJOR Wszystkiego się spodziewaj. ZOFIA / Wyrywając się. / Ach, tego nadto! MAJOR Jeszcze mało! / Zofia wybiega do swojego pokoju. / SCENA XI MAJOR / Prostując się. / Ech! Ech, że mi teraz uszła! Chodzi, prostując się. Odmłodniałem, odmłodniałem… Dalibóg czuję, że odmłodniałem… I nie dziw; luba dziewczyna, ładna dziewczyna, rozsądna, gwałtem chce iść za mnie! Gdybym się ożenił? Niech się, co chce, dzieje… Nie, to nie, niech się nie dzieje, co chce… Ale ja… Tylko, że to… Bo znowu, z drugiej strony… Ale jednak… Nareszcie w przypadku… A diabła tam, źle! Co tu robić? SCENA XII / Major, Dyndalska. / DYNDALSKA No, panie bracie, jakże stoją interesa? MAJOR Różnie, różnie. DYNDALSKA Zosia zmieszana, waćpan zamyślony. Dobry znak. MAJOR Znak nie zły, to prawda. DYNDALSKA Jakże ci się podobała? MAJOR Ładna dziewczyna, nie ma co mówić. DYNDALSKA A widzisz. MAJOR Miła. DYNDALSKA A widzisz. MAJOR Dobra. DYNDALSKA A widzisz. MAJOR Rozsądna. DYNDALSKA Nie mówiłam? MAJOR Bardzo rozsądna. DYNDALSKA To wszyscy wiedzą. MAJOR Gwałtem chce iść za mnie. DYNDALSKA Gwałtem. MAJOR To nie źle. DYNDALSKA Bardzo dobrze. MAJOR Ale z drugiej strony… DYNDALSKA Nie ma drugiej strony… Podobała ci się? MAJOR Podobać się, podobała. DYNDALSKA Więc się żeń. MAJOR Żeń się. Łatwo mówić. DYNDALSKA Cóż ci przeszkadza? MAJOR Co przeszkadza? DYNDALSKA Na przykład? MAJOR Zgadnij waćpani. DYNDALSKA Nie chcę zgadywać. MAJOR Lat pięćdziesiąt sześć. DYNDALSKA Fraszki. MAJOR Jej lat osiemnaście. DYNDALSKA Fraszki. MAJOR Złe stąd skutki. DYNDALSKA Fraszki. MAJOR A, diabła tam fraszki! DYNDALSKA Kobiety prędko się starzeją. MAJOR No, to prawda. DYNDALSKA Zosia ma lat osiemnaście? MAJOR Osiemnaście. DYNDALSKA Za dziesięć lat będzie miała dwadzieścia osiem. MAJOR To prawda. DYNDALSKA Za piętnaście: trzydzieści trzy. MAJOR Prawda. DYNDALSKA I już po młodości. MAJOR I to prawda. DYNDALSKA Cóż za wielka różnica między wami? MAJOR A jużci! DYNDALSKA Żadnej. MAJOR Jest, jest, nie ma co mówić. DYNDALSKA Bardzo mało. A potem waćpan nie masz pięćdziesięciu sześciu lat. MAJOR A mam, mam. DYNDALSKA Ale nie masz. MAJOR Przecież muszę wiedzieć. DYNDALSKA Ale ja mówię, że nie masz. MAJOR Mylisz się, mylisz. DYNDALSKA Ale nie mylę. MAJOR Mam metrykę. DYNDALSKA Nic nie znaczy. Aniela ma czterdziesty, a ja czterdziesty drugi skończę. Pani Orgonowa zacznie czterdziesty szósty, a waćpan o cztery lata starszy, więc masz rok pięćdziesiąty. Rzecz jasna. MAJOR Chyba myłka w metryce. DYNDALSKA Pewnie. MAJOR No, pięćdziesiąt to co innego. DYNDALSKA A potem powiedz mi, czy nigdy ci się nie trafiało widzieć szczęśliwego małżeństwa, a nierównego wieku. MAJOR I owszem. Właśnie niedawno pan prezes Rodosław ożenił się z młodą osobą. DYNDALSKA I kontent? MAJOR Kontent. DYNDALSKA Szczęśliwy? MAJOR Szczęśliwy… Tylko mówią, że jego własny sekretarz… DYNDALSKA Sekretarz, sekretarz… Ale ty nie masz sekretarza. MAJOR I to prawda. A! A! Pan Fontaziński od trzech lat z młodziuchną żoneczką… DYNDALSKA Żyje dobrze? MAJOR Dobrze… A diabła tam! Zapomniałem, przeszłego roku musiał się rozwieść i jeszcze za rozwód zapłacić. DYNDALSKA Ależ bo wyszukujesz przykłady… MAJOR Młody Radost, co to się dla dożywocia ożenił… DYNDALSKA Żyje szczęśliwie. MAJOR Żył dosyć szczęśliwie, tylko że wkrótce zwariował i zamknąć go musiano. DYNDALSKA Na cóż szukać daleko? Wiesz, w jakim wieku był nieboszczyk Dyndalski, kiedym szła za niego. Jednak, Bóg widzi, nie miał przyczyny narzekać na mnie. MAJOR To prawda. Ale też nieboszczyk był zawsze jak nieboszczyk. Waćpani robiłaś, coś chciała. DYNDALSKA Poczciwa dusza! Wreszcie, on tak chciał. A waćpan, jak zechcesz, to żona będzie robiła, co jemu się podoba; wszystko zależy od układu. MAJOR I to prawda… Nie ma co mówić… Wszystko od układu zależy. DYNDALSKA Pójdę więc… MAJOR Ale czekaj no… DYNDALSKA Spuść się na mnie. MAJOR Ale bo… DYNDALSKA Bądź spokojny. MAJOR Nareszcie… DYNDALSKA Rzecz skończona. MAJOR Tylko niech to jeszcze między nami zostanie. Muszę wprzódy… DYNDALSKA Z koleżkami się naradzić. MAJOR Oczywiście. DYNDALSKA Niepotrzebnie. MAJOR O, proszę… DYNDALSKA Niech i tak będzie. Na stronie. Nie traćmy czasu. / Odchodzi. / SCENA XIII MAJOR / Sam. / No, kiedy mi kto co do rozumu powie, to i ja umiem ustąpić, nie jestem uparty. Nie utrzymuję złego dlatego, aby nie przyznać, że się dotąd błądziło… Luba dziewczyna! Ale ci co powiedzą? Hm, hm, hm… Miła dziewczyna! Otóż i oni; trochę natrętni, prawdę mówiąc. SCENA XIV / Major, Rotmistrz, Kapelan, Porucznik. / MAJOR / Z przymuszonym uśmiechem. / Chcą mnie gwałtem ożenić, ale to powiadam wam, gwałtem. ROTMISTRZ One myślą, że trafiły na swego, z którym zrobią co zechcą, którego za nos będą wodzić, gdzie im się podoba. / Major marsa stawia. / PORUCZNIK Niech sobie daremnie głowy nie łamią. Ale zabawić tu z nami mogą. MAJOR Mam lat pięćdziesiąt. ROTMISTRZ / Odpowiadając Porucznikowi. / Pewnie, że mogą, bo je trudno minami wysadzić. MAJOR Rozsądna wcale dziewczyna. PORUCZNIK / Odpowiadając Rotmistrzowi. / Nawet nie należy im zupełnie odejmować nadziei dopięcia zamiaru. Niech się same powoli domyślą. MAJOR / Z przymuszonym śmiechem. / Koniecznie chce iść za mnie. ROTMISTRZ Nie dowodzi wielkiego rozsądku. MAJOR Mam lat pięćdziesiąt. PORUCZNIK / Odpowiadając Rotmistrzowi. / Kto wie, co ją zmusza. Może rozkaz matki… Może chęć stania się jej pomocną… MAJOR Gwałtem chcą mnie ożenić. KAPELAN Nie uchodzi, nie uchodzi. ROTMISTRZ Ale to każdy wie. MAJOR Bardzo rozsądna. ROTMISTRZ Co tam rozsądna, rozsądna… Jakby tu szło tylko o rozsądek. MAJOR No, prawdę mówiąc, rozsądek rzecz niemała. ROTMISTRZ Chcesz więc się żenić? MAJOR Tego jeszcze nie mówię. ROTMISTRZ Jeszcze? Ale z czasem… MAJOR Należy wszystko rozważyć… Wszystko od układu zależy… Mam lat pięćdziesiąt. PORUCZNIK / Na stronie. / Cóż to za odmiana? Truchleję, to być nie może! Do Majora. Nie żartuj sobie z nas, Majorze. Znamy cię dobrze. Rotmistrz zapala się daremnie, ja gardło moje stawię, że nigdy nie zrobisz takiego szaleństwa. MAJOR Co to szaleństwa! Szaleństwa! Proszę być grzeczniejszym, panie Poruczniku! Szaleństwa! KAPELAN Porucznik dobrze mówi. Mój Majorze, mój Majorze… MAJOR Mój Kapelanie, mój Kapelanie, gadaj prędzej albo nie gadaj wcale. ROTMISTRZ Żenisz się więc? MAJOR Żenię czy nie żenię, a szaleństwem mojej czynności nikt nazwać nie ma prawa. I kwita. KAPELAN Ale kiedy nie uchodzi… MAJOR Co mnie kto ma uczyć, co uchodzi albo nie uchodzi. KAPELAN Rób, co chcesz. / Odchodzi. / PORUCZNIK / Do Kapelana. / Zaczekaj, pójdziemy razem. Jeszcze słowo. Do Majora. I szczerze to mówisz? Bez żartów?… MAJOR Nie mam potrzeby sprawiać się przed nikim. Porucznik odchodzi z Kapelanem. Hm! Szaleństwo! Szaleństwo! Jaki do rady! SCENA XV / Major, Rotmistrz. / ROTMISTRZ Nie masz się czego gniewać. Chciałeś rady, bierzże taką, jaką dają. MAJOR Co innego rada, co innego nagana. Jeślim dotychczas miał fałszywe wyobrażenie o małżeństwie, nie widzę konieczności, abym je do śmierci zachował. Piękna to rzecz stan wojskowy, ale sprzykrzyć się z czasem może. Wolność, wolność głosim, a zawsześmy pod rozkazami. I na końcu staremu, choremu, nie ma komu i poduszki pod głowę położyć. I cóż to tak strasznego mieć miłą, lubą, dobrą, młodą osobę zawsze koło siebie, co o nas pamięta, co nas głaszcze, cacka, pieści. Cóż to tak strasznego? I dlatego, żem nie uparty, mam być szalony! Szalony? Szalony, kto inaczej myśli. Prawda? ROTMISTRZ Nieprawda. MAJOR Nieprawda? ROTMISTRZ Nieprawda. MAJOR Bądź zdrów. ROTMISTRZ Najniższy. / Major odchodzi. / SCENA XVI ROTMISTRZ Przyjechało ich trzy jak jedna; z kotami, mopsami, srokami, małpami… I jak zaczęły, tyr tyr tyr, tur tur tur, tyr tyr tyr… Z rozumnego człowieka głupiec. Jemu się żenić i żenić z dzieckiem! Kiedy już tak zachciał koniecznie, niechby sobie był poszukał co dojrzalszego… Tylko że to… Hm hm hm… / Siada. / SCENA XVII / Rotmistrz, Aniela. / ANIELA Dobrze, że tu zastaję pana. Jak też możesz być tak spokojny, będąc przyjacielem Majora? Jak możesz zezwalać na jego ożenienie? ROTMISTRZ / Po krótkim milczeniu, zadziwiony. / Nie zezwalam. ANIELA Ale nie starasz się odwieść od tego szalonego zamiaru. ROTMISTRZ Zabronić nie mogę. ANIELA Potrzeba jemu odmiany losu? Niech mi kto powie. ROTMISTRZ Zapewne, że nie. ANIELA Cóż przyjemniejszego nad stan wojskowy. ROTMISTRZ Zapewne. ANIELA Używa obecności, o przyszłość się nie troszczy. ROTMISTRZ Zapewne. ANIELA Podległy tylko swemu obowiązkowi. ROTMISTRZ Zasługa jawna, ta za mną mówi, nie potrzebuję łaski niczyjej. ANIELA Nigdy sam, nigdy opuszczony. ROTMISTRZ Zawsze w towarzystwie… ANIELA Przyjaciół doświadczonych. Bo gdzież lepiej poznać człowieka jak w trudach, biedzie, niebezpieczeństwie? ROTMISTRZ To prawda. ANIELA Tam nie popłacają wykształcone słówka. ROTMISTRZ Ho, ho! ANIELA Tam działać potrzeba. ROTMISTRZ Jak na męża przystoi. ANIELA I na dobrego żołnierza. Źle albo dobrze, ale otwarcie. ROTMISTRZ Prostą drogą i śmiało. ANIELA Nigdy się nie bać. ROTMISTRZ I samego diabła! ANIELA Ach! Pomiarkowawszy się. O tak, tak… Szczęśliwy, szczęśliwy, kto ten stan obrał. Ach, gdybym nie była kobietą, byłabym żołnierzem całe moje życie. ROTMISTRZ Proszę! Na stronie. Do rzeczy kobieta. ANIELA Raz nawet myśl mi przychodziła, ale to dawniej, ukryć płeć moją, przywdziać mundur i stanąć w szeregu huzarów. ROTMISTRZ W szeregu huzarów i ukryć… Na stronie. Rzadka kobieta. ANIELA Ale tylko w kawalerii chciałabym służyć. ROTMISTRZ W kawalerii? ANIELA Tak konie lubię. ROTMISTRZ Konie pani lubisz? ANIELA Szalenie. ROTMISTRZ To rozumu dowodzi. ANIELA Sama nawet konno jeżdżę. ROTMISTRZ Konno jeździsz? Na stronie. Co to za kobieta! ANIELA Co to za uciecha dobrego dosiąść rumaka, a jeszcze młodego, trochę dzikiego. ROTMISTRZ / Z wzrastającym zapałem. / Uczyć go prawie chodzić. ANIELA Powoli. ROTMISTRZ Cierpliwie jak z dzieckiem. ANIELA Potem żwawiej. ROTMISTRZ A ostrożnie. ANIELA Kłusować. ROTMISTRZ Niech się wyciąga. ANIELA Galopować. ROTMISTRZ W koło, w prawo, w lewo. ANIELA Spiąć ostrogą. ROTMISTRZ A to na co? ANIELA Czasem, czasem. ROTMISTRZ Ale na co? ANIELA Tak… Ale… ROTMISTRZ Chyba, że uparty. I to… ANIELA Tak. Tak, kiedy uparty. I to… ROTMISTRZ Ostrożnie. ANIELA O, ostrożnie. ROTMISTRZ Bo można znarowić. ANIELA O, można znarowić. Cały dzień siedziałabym w stajni. Tego, to tamtego, to znowu tego kazałabym przejeżdżać lub sama przejeżdżała. Co to za rozkosz! ROTMISTRZ / Na stronie. / Na honor, rzadka kobieta. ANIELA A potem wieczorem fajeczkę zapalić. ROTMISTRZ Ten smak trudno damom pojąć. ANIELA Ja kto? Alboż jedna, ja pierwsza, tytoń lubię? ROTMISTRZ Lubisz pani? ANIELA Sama palę. ROTMISTRZ Sama tytoń pali! Na stronie. Co to za kobieta! Co to za kobieta! ANIELA Tak mam odrębne gusta od całej płci mojej, żem dotąd za mąż pójść nie chciała. Ci miejscy panicze pragną, aby żona tylko się stroiła, bawiła, kręciła, trzpiotała. Nie mogą pojąć kobiety, co by lubiła życie obozowe. ROTMISTRZ Szalone głowy. ANIELA Marsze, koczowania, ruch, pracę… ROTMISTRZ Lecz czemuż pani wojskowego rączką swoją nie zaszczyciła? ANIELA Sama płocha młodzież trafiała mi się tylko. ROTMISTRZ Sama płocha młodzież? ANIELA Nikt w wieku rozsądnym. ROTMISTRZ Nikt w wieku rozsądnym? ANIELA Co by cenił mój sposób myślenia. ROTMISTRZ Być nie może! ANIELA / Dotykając jego ręki. / Serca żołnierzy z kamieni. ROTMISTRZ / Całując w rękę. / Nie zawsze. ANIELA Niewzruszone, twarde. ROTMISTRZ I lód twardy, a przecie się topi od słońca. / Całuje w rękę. / ANIELA / Niby wyrywając rękę. / Fi, Rotmistrzu. ROTMISTRZ Nic złego. ANIELA Ach, jak mi gorąco. ROTMISTRZ / Do siebie. / Co to za kobieta! ANIELA Chodźmy do ogrodu, tam chłodniej. ROTMISTRZ Może do stajni? ANIELA O, potem, później. ROTMISTRZ Może fajeczkę? ANIELA Później, później. ROTMISTRZ Idę gdzie każesz. Do siebie. Co to za kobieta! Co to za kobieta! AKT III / Tenże sam pokój, kwiatami ozdobiony. / SCENA I / Fruzia, Józia, Zuzia. / / Fruzia prasuje, Józia szyje, Zuzia przystraja czepeczek na tureckiej głowie. / FRUZIA Cóż ty, Józiu, na to? JÓZIA Na co? FRUZIA Na tych naszych panów. Jakeśmy przyjechały, jak to się patrzało, jak to się srożyło! JÓZIA Jak gdyby nas połknąć chcieli. ZUZIA Żaden dobrego słowa nie przemówił. FRUZIA A teraz jak baranki. JÓZIA Na jedwabiu możnaby prowadzić każdego. FRUZIA Dobrze moja matka mawiała, że kobiety rządzić stworzone. JÓZIA Ale czemu nie rządzą? FRUZIA Jakie ty dziecko! Alboż to jedno zło na tym świecie? ZUZIA Już ja bym tu i rządzić nie chciała. JÓZIA O, i ja nie. Mnie strach bierze, jak spotkam którego. A zwłaszcza Majora. FRUZIA Mnie się zdaje, że gdybym była najodważniejszym żołnierzem, to bym zaraz uciekła, jakbym go tylko zobaczyła. Co to za wąsy! Dla Boga! JÓZIA A Rotmistrz jeszcze straszniejszy ze swoimi miotłami. / Pokazując. / Jak jedna idzie do góry, to druga na dół. To znowu tamta na dół, a ta do góry. Aż dreszcz przechodzi. FRUZIA To prawda, że tu, między tymi wąsiskami, człowiek jak w lesie. ZUZIA Obrzydłe huzary! FRUZIA A, daj no pokój, Zuziu. Porucznik… ZUZIA A, Porucznik. JÓZIA A, Porucznik. Ten wart być pułkownikiem. FRUZIA A jaki swawolny, fe! JÓZIA Mnie się o to pytaj. ZUZIA Jakie wy szczęśliwe. Do mnie i nie zagadał. JÓZIA Ale za to pan Grzegorz… ZUZIA / Śmiejąc się. / To mój kochanek. FRUZIA / Śmiejąc się. / I mój także. JÓZIA / Śmiejąc się. / Muszę go wam odebrać. FRUZIA Pst! SCENA II / Fruzia, Józia, Zuzia, Grzegorz. / / Po krótkim milczeniu. / FRUZIA Czemuż pan Grzegorz tak smutny? GRZEGORZ Ach! FRUZIA I wzdycha. JÓZIA Pewnie się kocha. GRZEGORZ Ach! ZUZIA Szczęśliwa ta, co się podobać umiała. GRZEGORZ / Na stronie. / Która tu ładniejsza? FRUZIA Kochasz się więc waćpan? GRZEGORZ Kocham, dalibóg, kocham. FRUZIA Czemuż się nie żenisz? GRZEGORZ Myślę, dalibóg, myślę. JÓZIA Czy jeszcze co przeszkadza? GRZEGORZ Nie wiem, czy mnie zechcą. FRUZIA Któraż by nie chciała! JÓZIA Tylko że z waćpana wielki trzpiot być musi. GRZEGORZ Nie, nie, wierz mi waćpanna, że nie. FRUZIA Motylek płochy, nie ma i wątpienia. GRZEGORZ / Na stronie. / Nie rozumiem. FRUZIA / Kiwając głową. / Jaki by to był los biednej żony. GRZEGORZ Dlaczego biednej? Mojej żony los byłby najprzyjemniejszy. FRUZIA, JÓZIA, ZUZIA / Otaczając go, ironicznie przez całą scenę. / Najprzyjemniejszy. GRZEGORZ Zaraz po ślubie wróciwszy do pułku, kupiłbym jej ładnego… konika. FRUZIA, JÓZIA, ZUZIA / Klaszcząc w ręce. / Konika, ach, konika! GRZEGORZ Potem porządną, mocną… Baryłeczkę. FRUZIA, JÓZIA, ZUZIA / Jak wprzódy. / Baryłeczkę, ach, baryłeczkę! GRZEGORZ I piękny, z przykrywką, zamykany… Koszyk. FRUZIA, JÓZIA, ZUZIA Koszyk, koszyk! Ach to pięknie! To ślicznie! GRZEGORZ Miałaby trunki i żywność. A że jestem dobrze znany panom oficerom, moja żona by im tylko dostarczała. JÓZIA, ZUZIA Ach, to pięknie! To ślicznie! FRUZIA Ale, panie Grzegorzu, a w czasie wojny jak będzie? GRZEGORZ Właśnie wtenczas najlepiej. FRUZIA Ale strach! GRZEGORZ Gdzie tam strach. To jest, co może być najpiękniejszego. Proszę widzieć, kiedy szwadron huzarów na harc wyjedzie. FRUZIA Na harc, słyszycie? GRZEGORZ Pif paf, pif paf! FRUZIA, JÓZIA, ZUZIA Pif paf! GRZEGORZ Dalej piechota: brr… Brr. FRUZIA, JÓZIA, ZUZIA Brr… Brr.. GRZEGORZ Tu znowu armaty: bom… Bom… FRUZIA, JÓZIA, ZUZIA Bom… Bom… Biegając i skacząc wkoło niego. Pif paf… Brr… Brr… Bom… Bom… GRZEGORZ / Kręcąc się wkoło i patrząc za nimi. / Lube, lube dziewczęta! Teraz żałuję, że nie jestem Turkiem. FRUZIA A fe, Turek. GRZEGORZ Ja wiem, że fe! Ale tą razą dobrze by mi było, bo mógłbym się z wami trzema naraz ożenić. JÓZIA Chyba, że tak. DYNDALSKA / Zza sceny. / Józiu! JÓZIA Słucham, zaraz idę. GRZEGORZ / Zatrzymując ją. / Zaczekaj. JÓZIA Nie mogę. GRZEGORZ Trochę. JÓZIA Pani woła / Odchodzi. / ANIELA / Zza sceny. / Zuziu! ZUZIA Idę… GRZEGORZ / Zatrzymując. / Nie chodź. ZUZIA Muszę. Do zobaczenia. / Odchodzi. / SCENA III / Fruzia, Grzegorz. / GRZEGORZ Ach, panno Fruziu! Kochasz mnie waćpanna? FRUZIA Jakże kochać, kiedyś jeszcze między nami nie wybrał. GRZEGORZ Ciebie wybieram, sroczko moja. FRUZIA Pewnie? GRZEGORZ Dziś się ożenię, jeśli zechcesz. FRUZIA O, na to dość jeszcze czasu. GRZEGORZ Ale moja niecierpliwość… FRUZIA Tak mnie mocno kochasz? GRZEGORZ Więcej niż własnego mego konia. Jednak muszę ci wyznać, żem ci twój przyszły los ze mną tylko z pięknej strony wystawił. Są i niektóre… ORGONOWA / Zza sceny. / Fruziu! FRUZIA Zaraz, zaraz. GRZEGORZ / Zatrzymując ją. / Jakże będzie? FRUZIA Wszystko dobrze. GRZEGORZ Ach, Fruziu! FRUZIA Ach, Grzesiu! / Wybiega. / GRZEGORZ / Sam. / Mam, którą zechcę. Najlepiej zawsze z miejsca nacieraj! Co to myśleć, nikt jeszcze samą myślą nic nie zrobił. I Józia ładna… I Zuzia ładna… I Fruzia ładna… Najładniejsza… Ta będzie moja. SCENA IV / Rotmistrz, Grzegorz. / / Rotmistrz wchodzi, troskliwiej ubrany, nalewając perfumy z flaszeczki na chustkę. / GRZEGORZ / Nie widząc Rotmistrza. / Luba dziewczyna! ROTMISTRZ / Nie widząc Grzegorza. / Rzadka kobieta! GRZEGORZ / Usłyszawszy. / Pan Rotmistrz ją widział? ROTMISTRZ / Z uśmiechem. / Widziałem. GRZEGORZ Prawda, Panie Rotmistrzu, że jak sarenka. ROTMISTRZ Jak sarenka? Hm… Tego nie znajduję. GRZEGORZ Ciągle skacze. ROTMISTRZ Skacze? Hm… Tego nie widziałem. GRZEGORZ Nigdy stępa, zawsze kłusem. ROTMISTRZ Kłusem… Hm… A tak, chcesz powiedzieć, że konno jeździ kłusem. GRZEGORZ Konno jeździ? ROTMISTRZ Jeździ, jeździ. GRZEGORZ A do diabła, za pozwoleniem, w to mi graj. To się każdemu podoba, prawda, panie Rotmistrzu? ROTMISTRZ / Z uśmiechem. / Grześ ma rozum. GRZEGORZ Z taką się żenić. ROTMISTRZ Jaki pochlebniś. GRZEGORZ Dziś się jeszcze z nią ożenię. / Rotmistrz, odskoczywszy, wpatruje się w niego. Milczenie. / ROTMISTRZ Ty? GRZEGORZ Ja. ROTMISTRZ Ty, ty? GRZEGORZ Jużci nie pan Rotmistrz. ROTMISTRZ / W złości. / Co ty gadasz? GRZEGORZ Ja… Ja… Ja… ROTMISTRZ Z kim ty śmiesz się żenić? GRZEGORZ Z Fruzią, za pozwoleniem. ROTMISTRZ Z Fruzią? Stary gaduła! Idź precz! / Grzegorz odchodzi. / ROTMISTRZ / Sam. / Oszalał, jemu się żenić… W tym wieku! Co on sobie dobrego obiecywać może? Ale cóż się panna Aniela tak spóźnia? Może już w ogrodzie… Patrzy przez okno. Nie widać. / Podsłuchuje pod jej drzwiami. Usłyszawszy nadchodzącego, odskakuje na środek pokoju. / SCENA V / Rotmistrz, Porucznik. / PORUCZNIK Mówiłeś z Majorem? ROTMISTRZ Mówiłem… Ale… / Wzrusza ramionami. / PORUCZNIK Uparty. ROTMISTRZ Uparty, jeśli to uporem nazwać można. PORUCZNIK Kto by się był spodziewał. ROTMISTRZ Rozsądny człowiek, mój kochany, wszystkiego się spodziewa. / Coraz bardziej roztargniony, patrzy często przez okno, odpowiadając od niechcenia. / PORUCZNIK Żadnej więc nadziei, aby od zamysłu odstąpił. ROTMISTRZ Żadnej, zapewne żadnej. PORUCZNIK Wiem, wiem dobrze i jeszcze się pytam. Wprawdzie nie mogę mu radzić, ale i odradzać nie mogę. ROTMISTRZ Najlepiej. PORUCZNIK Będzie z nią szczęśliwy. ROTMISTRZ Będzie, będzie. PORUCZNIK Ja odjeżdżam… Ale wprzód wymagam od twojej przyjaźni jednej usługi. Słuchaj mnie. Przeszłej wojny… Rotmistrz, spojrzawszy w okno, nagle wybiega. Cóż to znaczy?… Nie rozumiem… Nie odkryję mu więc smutnej tajemnicy… I lepiej… Bo czymże by mógł mój nagły odjazd uniewinnić przed Majorem. Przyjaźń potępiać mnie będzie, kiedy ja dla niej wszystko poświęcam, wszystkiego się wyrzekam. SCENA VI / Porucznik, Zofia. / PORUCZNIK Ach, Zofio! ZOFIA Edmundzie, cośmy zrobili! Żadnej że już nie ma nadziei? PORUCZNIK Żadnej. ZOFIA Rozłączyć się musimy? PORUCZNIK Na zawsze. ZOFIA Odkryj mu miłość naszą. PORUCZNIK Nie mogę. Cóż za cel? Major odstąpiłby pewnie, ale będziesz że przez to moja? ZOFIA Może matka… PORUCZNIK Nie zwódźmy się, nigdy nie zezwoli. W czasie i pomocy przyjaciela pokładałem nadzieję. Wszystko mnie zawiodło. Mamże cię za sobą w nieszczęście pociągać? Różnić z rodziną? Nareszcie nie Majora, to Smętosza zostaniesz żoną. ZOFIA Okropnie. PORUCZNIK Odjeżdżam. ZOFIA Kiedy? PORUCZNIK W tej godzinie. ZOFIA Już, już tak prędko. PORUCZNIK Mamże być świadkiem… ZOFIA Nie kończ, nie kończ. Jedź, uchodź, Edmundzie! PORUCZNIK Nasza tajemnica wiecznie nią zostać dla Majora powinna. Kapelan wie tylko i ten jedzie wraz ze mną. Ten uczciwy człowiek wsparł mój chwiejący się zamiar i ustalił w drodze, której honor trzymać się każe. ZOFIA Sama więc zostanę. Znikąd ulgi, znikąd pocieszenia! PORUCZNIK Wiele, wiele cierpieć mamy! ZOFIA Może nad siły. PORUCZNIK Nie, Zofio. Siły muszą wystarczyć, gdy czyste jest źródło nieszczęścia. ZOFIA Ciebie kochając, drugiemu miłość przysięgać! PORUCZNIK Kochając mnie, i jego jak ojca kochać będziesz. Poznasz najlepszego, najszlachetniejszego człowieka. Jedyna, jedyna moja ulga, jedyne pocieszenie, że to dla niego szczęścia się wyrzekam, że on je z tobą znajdzie niezawodnie. Ach, pamiętaj, Zofio, że to ja powierzam tobie los, szczęście, spokój dni jego. Upiększaj mu każdą chwilę, a przez to i moje życie osładzać będziesz. ZOFIA / Ocierając łzy. / Ach, czemuż cię coraz więcej kochać muszę! PORUCZNIK Serca nasze razem zostaną. ZOFIA Na zawsze. PORUCZNIK Rozłączeni, oddaleni, myśli nasze szukać, spotykać się będą. Uspokój się, są jeszcze dla nas pociechy… Czyste… Lube… ZOFIA Jak uśmiech konających. / Krótkie milczenie. / PORUCZNIK Raz ostatni pewnie cię widzę. Jak już upłynie czasu wiele, jak już o mnie słyszeć nie będziecie, wspominaj mu czasem o mnie. On mnie także kochał. Powiedz mu, że dla niego wyrzekłem się więcej niż życia, bom się wyrzekł ciebie. Zofia siada, zakrywając oczy. Albo nie, nie. Nie mąć swojej i jego spokojności… Klękając i biorąc ją za rękę. Zofio, tym uściśnieniem tracę prawo do twojego serca. Zapomnij o mnie. ZOFIA Nigdy. PORUCZNIK Bądź szczęśliwa. ZOFIA Bez ciebie. PORUCZNIK Dla mnie. ZOFIA / Płacząc. / O Boże! PORUCZNIK / Całując ją w rękę. / Raz więc ostatni. ZOFIA Edmundzie! Raz ostatni… / Skłania się w jego objęcie. / / Tu wchodzi Aniela. Postrzega, wznosi ręce do góry i wybiega do swego pokoju. Po czym Porucznik i Zofia w przeciwne strony nagle odchodzą. / SCENA VII / Dziewczęta w różnym kierunku przebiegają scenę, potem wychodzą spiesznie. / / Orgonowa, Dyndalska, Aniela, dziewczęta. / / W głębi. / ORGONOWA Cóż takiego? DYNDALSKA O co idzie? ANIELA / Między nimi. / O co idzie? Co takiego? Będziecie wiedzieć. ORGONOWA Słuchamy. ANIELA Rzecz straszna! DYNDALSKA No, dalej. ANIELA Rzecz okropna! ORGONOWA Gadajże. ANIELA Niespodziewana! ORGONOWA Cóż takiego? ANIELA Co? DYNDALSKA Co? Słuchajmy. ANIELA Porucznik… ORGONOWA Cóż Porucznik? ANIELA Porucznik… Kocha się… W Zofii. ORGONOWA Ha, ha, ha, ha! DYNDALSKA Zbytnia przenikliwość. ANIELA Kiedy „przenikliwość”, kiedy „ha ha ha”, nie powiem, com widziała. ORGONOWA Coś widziała? ANIELA Na własne oczy. DYNDALSKA Cóżeś widziała? ANIELA To tylko przenikliwość. ORGONOWA Powiedz, aniołeczku. Ty, taka dobra, ty się nigdy nie gniewasz. Mój aniołeczku, prędzej. ANIELA Więc słuchajcie. DYNDALSKA Słuchamy. ANIELA Porucznik… ORGONOWA Cóż? ANIELA Porucznik… Zofię… W rękę całował. ORGONOWA, DYNDALSKA W rękę całował? ANIELA W rękę. ORGONOWA Czy być może! ANIELA To jeszcze nic. ORGONOWA Cóż takiego? DYNDALSKA Mówże prędzej. ANIELA Porucznik… ORGONOWA Cóż Porucznik? ANIELA Porucznik… Klęczał przed nią. ORGONOWA, DYNDALSKA Klęczał przed nią? ANIELA Klęczał przed nią… Tu… W tym miejscu. DYNDALSKA Co za zgroza! ANIELA To jeszcze nic. ORGONOWA Dla Boga, cóż jeszcze? ANIELA Porucznik… DYNDALSKA No, no… ANIELA Porucznik… Trzymał ją… W objęciu. DYNDALSKA Ach! ORGONOWA A Zosia? ANIELA Zosia? ORGONOWA Zosia, Zosia. ANIELA Zosia… Była… W jego objęciu. ORGONOWA Rzecz straszna! DYNDALSKA Niesłychana! / Chodzą obydwie dużym krokiem, stając przy każdym zapytaniu koło Anieli, która stoi z założonymi rękoma. / ORGONOWA Kocha się. ANIELA Kocha. DYNDALSKA W rękę całował? ANIELA Całował. ORGONOWA Klęczał przed nią? ANIELA Klęczał. DYNDALSKA Trzymał ją w obięciu. ANIELA Trzymał. ORGONOWA Fruziu! Wołaj Zosię. Nie, czekaj… Józiu! Biegaj… Czekaj… Wołajcie prędko. DYNDALSKA Józiu! Porucznika, Porucznika! ORGONOWA Nie, nie, czekaj, biegaj, biegaj, szukaj. Biegajcie, a prędko. No, jeszcze tu? FRUZIA / Razem. / Gdzie? JÓZIA Co? ZUZIA Kogo? ORGONOWA Majora, gawrony, Majora. Dziewczęta wybiegają. Rzecz straszna! Obie rzucają się zmordowane na krzesła. A ja mówiłam, ja mówiłam, że ten Porucznik niebezpieczny. Ja wiem, co to Porucznik! Ale co ja mówię, to zawsze źle… Mnie nie ma co słuchać… Mnie i gęby otworzyć nie wolno. Otóż teraz pokazało się, że ja gadać muszę. Teraz nikt mnie nie przekona. Zawsze, zawsze gadać będę. SCENA VIII / Orgonowa, Dyndalska, Aniela, Major. / ORGONOWA Panie bracie, panie bracie! Dla Boga, chodźże prędzej! Nic nie wiesz, co się dzieje. Wszystko spoczywa na naszych głowach. MAJOR Cóż się stało? ORGONOWA I jeszcze się pyta! MAJOR Ale kiedy nie wiem, muszę się spytać. ORGONOWA Ów wysmukły Poruczniś, ów przyjaciel, ów towarzysz, ów już nie wiem co… MAJOR Cóż zrobił? ORGONOWA Chciał Zosię… Słów mi nie staje. MAJOR Chciał? ORGONOWA Wykraść ją chciał, wykraść. MAJOR To być nie może. DYNDALSKA Spytaj się Anielki. ORGONOWA Na własne oczy widziała. MAJOR Co widziała? DYNDALSKA Że ją kocha, że ją w rękę całował, że klęczał przed nią, że… MAJOR To wszystko być nie może. Aniela źle widziała. ANIELA Gdybyś sam widział, może byś także nie wierzył? To człowiek na męża! MAJOR Ale jak, gdzie, kiedy? ANIELA Jak? Tak jak wszyscy. Gdzie? Tu, w tym miejscu. Kiedy? Przed kwadransem. MAJOR / Po krókim myśleniu. / Tegom się nie spodziewał. I Zosia także go kocha? ORGONOWA Zosia? Co za myśl. Gdyby kochała, już by z nim o kilka mil była. MAJOR Edmund! Edmund! Mój Edmund! Mnie zwodzić? Wolał byłby strzelić do mnie, ranić, nie tyle by bolało. ORGONOWA Taka to rada panów kolegów. DYNDALSKA Niczyja sprawka, tylko Kapelana. Gwałtem stara się przeszkodzić twemu zamiarowi. ORGONOWA Starał się nas o różnych rzeczach przekonać i wcale nieładnie wyrażał się względem ciebie. MAJOR Kapelan? Cóż mówił? ORGONOWA Prawdziwie, wstydzę się powtórzyć. DYNDALSKA Wcale nieobyczajnie się wyrażał. Niech Anielka powie. ANIELA Ja słyszałam, ale nie zrozumiałam. Wszystkiego jeszcze zrozumieć nie mogę. MAJOR Co, jak on może wiedzieć? Co jemu do tego? Jak on może zapewnić? Ale Edmund, Edmund! ORGONOWA Jeśli nam nie wierzysz, spytaj się Rotmistrza; to godny człowiek. DYNDALSKA Ten zawsze jednego zdania będzie z nami. MAJOR Bardzo wątpię. DYNDALSKA Nie masz co wątpić. Kocha się w Anieli. MAJOR Nieprawda. DYNDALSKA Grzecznie. MAJOR Chciałem powiedzieć, że to być nie może. ANIELA Ślub nasz przekona. MAJOR Co? Chce się żenić? ANIELA Nie inaczej. MAJOR Z waćpanną? ANIELA Ze mną. MAJOR Czy oszalał stary! ANIELA Tak jak i waćpan. DYNDALSKA / Na stronie do Anieli. / Zmiłuj się, ostrożnie. MAJOR Ale Edmund, Edmund! Zostawcie mnie, proszę. Grzesiu! ORGONOWA / Do sióstr, na stronie. / Idę strzec Zosi. ANIELA / Podobnież. / Ja Rotmistrza. DYNDALSKA / Podobnież. / Ja podsłuchiwać będę… ORGONOWA / Podobnież. / Albo nie, chodźmy się naradzić. Będziemy same. / Wchodzą do pokoju Dyndalskiej. / MAJOR / Do Grzegorza. / Proś do mnie pana Porucznika. / Grzegorz odchodzi. / SCENA IX MAJOR / Sam. / Żeby był do mnie przyszedł i powiedział: „Majorze, i mnie się ta dziewczyna podobała”. Działajmy przeciw sobie, ale działajmy otwarcie. Otwarcie, jak ludzie honoru; ale nie jak węże, do stu paraliżów, jak węże! Komuż, komuż teraz wierzyć? Tak go kochałem! Chciałem podzielić się majątkiem, życiem byłbym się podzielił. Ach, to boli, boli! Ale kwita z przyjaźni, kwita, paniczu. Adiutanta mi nie trzeba. SCENA X / Major, Kapelan. / MAJOR Dobrze że i waćpan przyszedłeś. KAPELAN Szukam cię także. MAJOR Coś to waćpan przed kobietami na mnie nagadał? Domyślam się co… Ale to potwarz… I co tobie w to się mieszać? Powiedziałeś dwa tysiące razy: „Nie uchodzi, nie uchodzi” i zrobiłeś swoją powinność. A ja powiadam: „Uchodzi, uchodzi i uchodzi”. I zrobię, co mi się dobre zdawać będzie. Ale tajemnie wdawać się z kobietami, plotki na mnie robić… Tego się prawdziwie nie spodziewałem… KAPELAN Ale Majorze, Majorze, co ty mówisz, co ty mówisz? MAJOR Siebie się spytaj: co ja mówił, co ja mówił? Namowy z Porucznikiem, spiski, wykradzenie… Przystoi to w stanie waćpana? Fe! Wstydź się. Gdyby dawny towarzysz mnie to powiedział, co ja teraz mówię waćpanu, to bym się na pierwszym drzewie obwiesił. Rozumiesz waćpan, obwiesiłbym się, do stu paraliżów! / Odchodzi. / KAPELAN Co się dzieje! Co się dzieje! SCENA XI / Kapelan, Orgonowa. / ORGONOWA Nie kładź palca między drzwi, palca nie przyskrzynią. Kto radę powtarza, natręt z doradcy. Złe oczy wszystko krzywo widzą. Pająk szuka jadu, ale pszczoła miodu, rozumiesz waćpan? Milczenia rzadko kto żałował, a mówności często. Proszę to pamiętać. Sługa uniżona. KAPELAN / Ukłoniwszy się nisko i tak ją oczami odprowadziwszy. / Ja mam mówności żałować. Co się dzieje! Co się dzieje! SCENA XII / Kapelan, Aniela. / ANIELA Jednego razu byłam w domu mojej przyjaciółki. Dawałam jej rady. Rady, prawdę mówiąc, które więcej moje niż jej dobro miały na celu. Poznała się w końcu na tym. Powiedziała mi, że rad nie potrzebuje i że się jej staję natrętną. Na to oświadczenie… Wiesz waćpan, com zrobiła? Kazałam zaprząc i wyjechałam… I wyjechałam. / Odchodzi za Orgonową. / KAPELAN / Jak wprzódy. / Jakie rady? Co zrobiłem? Co się dzieje! SCENA XIII / Kapelan, Dyndalska. / DYNDALSKA Cóż to, mości panie! Jakież to jego postępki? Któż to uprawnił waćpana w cudze sprawy się mieszać? Pókiż tych plotek, tych namów, tych spisków będzie? Taki to z waćpana przyjaciel? Taki doradca? Zamiast skłaniać do zgody, pokój ustalać, wzniecasz niesnaski, kłócisz brata z siostrą, siostrę z siostrą, córkę z matką, przyjaciela z przyjacielem. Waćpan tu niezgodę utrzymujesz, waćpan spiski knowasz, waćpan zdrady snujesz, waćpan pragniesz sprzeczki, kłótni, klęsk i mordów! / Odchodzi. / KAPELAN / Najniżej ukłoniwszy się, patrząc za nią, potem ocierając czoło. / Mój dobry Boże! „Klęsk i mordów”! Co ja przewiniłem? Co ja przewiniłem? SCENA XIV / Kapelan, Rotmistrz. / ROTMISTRZ / Wchodząc prędko. / Gdzie jest Major? KAPELAN Nie wiem. ROTMISTRZ Szalonym mnie nazywać! Szalonym, że się chcę żenić! KAPELAN / Ubolewając. / Jak to? I ty także? ROTMISTRZ Nie o tym mowa. Major mi uchybił… Boleśnie obraził… Przed panną Anielą nazwał starym, szalonym. KAPELAN Ale od przyjaciela… ROTMISTRZ Uraza nie zna przyjaciela. Gdzie jest Major? KAPELAN Nie wiem. ROTMISTRZ Ja wiem, że wiesz. KAPELAN Ale nie wiem. ROTMISTRZ Nie chcesz powiedzieć. KAPELAN Dalibóg, nie wiem. ROTMISTRZ Byleś przeszkodził… Byleś się sprzeciwił… Hm? Wszystko ci szkodzi, nasze szczęście solą w oku. KAPELAN Piękne szczęście! ROTMISTRZ Wiem, wiem, mówiła mi panna Aniela, coś przed nią nagadał. Ale nie dbam o to. Rady nie potrzebuję… I na złość się ożenię… Rozumiesz mnie waćpan? KAPELAN Dla Boga, słuchaj tylko… ROTMISTRZ Nic słyszeć nie potrzebuję. KAPELAN Tobie się żenić? ROTMISTRZ Mnie, mnie, mnie i tego nie zabronisz. KAPELAN Ale… ROTMISTRZ Ale sam się żenić nie możesz, to chcesz, aby nigdzie małżeństwa nie było. KAPELAN Broń Boże. Ale twój wiek. ROTMISTRZ / W złości. / Mości panie! Lat moich mi nie rachuj. Ja wiem to dosyć… Nie rachuj! To ci powiadam, do stu piorunów! / Odchodzi. / KAPELAN Co się dzieje! Dla Boga, co się dzieje! Mnie się zdaje, że oni poszaleli. SCENA XV / Kapelan, Grzegorz. / GRZEGORZ Upraszałbym jednej łaski. KAPELAN Cóż tam, poczciwy Grzegorzu? GRZEGORZ Niech się Pan za mną wstawi. KAPELAN Do kogo? GRZEGORZ Do pana Majora. KAPELAN I owszem. Względem czego? GRZEGORZ Chcę się żenić. Kapelan odskakuje od niego. Milczenie. Z Fruzią, pokojówką pani Orgonowej. Milczenie. Ładna dziewczyna. Milczenie. Kocha mnie tęgo. Milczenie. Prosiłbym więc… KAPELAN Chcesz się żenić? GRZEGORZ Choćby i dzisiaj. KAPELAN A, tego już nie mogę… Odchodząc. Niech was Bóg ma w swojej opiece. Wychodząc. Co się dzieje! Co się dzieje! GRZEGORZ / Sam. / Hm, hm, hm, nie w swoim humorze. No, odłożone niestracone… Kilka dni tu zabawią, mam dość czasu. Śmiejąc się. To się koledzy zadziwią… Nie wiedzą, co ich czeka! SCENA XVI / Grzegorz, Rembo. / REMBO Winszuję, winszuję, panie Grzegorzu! GRZEGORZ Czego? REMBO O! Niby nie wiesz! Czegóż bym winszował, jeśli nie ładnej oblubienicy. GRZEGORZ A tak… Dziękuję ci. REMBO Jak się ożenisz, będę ci winszował w imieniu całego pułku. GRZEGORZ Nie rozumiem. Bardzo mądrze gadasz. Widać, żeś syn organisty. REMBO Wszyscy cieszyć się będą. GRZEGORZ To dobrze. REMBO Co to przyjaciół będzie miał pan Grzegorz! GRZEGORZ Tyle co i teraz. REMBO Wszyscy kochać go będą. GRZEGORZ Doprawdy? REMBO Za to ręczę… A nie Grzegorza, to Grzegorzową. GRZEGORZ O, tego wcale nie chcę! REMBO Chcesz czy nie chcesz, to tak będzie. GRZEGORZ Daj no mi pokój… Nie lubię takich żartów. REMBO Przyzwyczajaj się po trochu. GRZEGORZ Szalony! Jakby to być musiało. REMBO Będzie niezawodnie. GRZEGORZ Proszę cię, dajże mi pokój. REMBO Nie dam, bo mi cię żal, że takie robisz głupstwo. GRZEGORZ Tobie zazdrość. REMBO Ale stary, stary! GRZEGORZ / Przedrzeźniając. / Ale młodziku, młodziku! REMBO Pomiarkuj… GRZEGORZ Idź do diabła! REMBO Żeń się, kiedy chcesz. Ale potem nie gniewaj się, gdy cię palcem wytykać będą. GRZEGORZ Nikt mnie wytykać nie będzie. REMBO Ja pierwszy. GRZEGORZ Kto mnie wytykać będzie, temu przytnę wąsa. REMBO Chcąc przyciąć, trzeba swego nadstawić. GRZEGORZ Choć nadstawię, bezpieczny od ciebie. REMBO Ciszej! Bo ci pokażę, że nie jest bezpieczny! GRZEGORZ Pokażesz? Chodź, chodź! Pokaż, pokaż! REMBO Jednak… GRZEGORZ Aha! Boisz się. REMBO Co? Ja się boję? Chodź! Weźmiem pałasze! GRZEGORZ Chodź, chodź! / Odchodzą do pokoju Majora. / SCENA XVII / Major, Rotmistrz. / ROTMISTRZ Jeszcze raz powtarzam, wszystko przyjmę od ciebie między swoimi, którzy wiedzą, jak sobie życzymy. Ale nic przed panną Anielą. Tego znieść nie mogę i trzeba, abyś mnie przy niej przeprosił… MAJOR Tu cię przepraszam, a przy niej nie warto… ROTMISTRZ Majorze, z większym uszanowaniem. MAJOR Moja siostra, ale tobie lepiej życzę i powiadam, że ten stary grat do niczego. ROTMISTRZ Majorze, do stu piorunów! / Grzegorz i Rembo wchodzą z pałaszami w ręku. / SCENA XVIII / Major, Rotmistrz, Grzegorz, Rembo. / GRZEGORZ Chodź, chodź, ja ci zaraz pokażę! REMBO Do ogrodu, do ogrodu! MAJOR A to co? Co to znaczy? Rembo, gadaj zaraz, co to znaczy? REMBO Kiedy pan Major każe, to powiem, jak się ma rzecz cała. Oto Grzegorz, taki jak go tu widzimy, zakochał się we Fruzi… W takim wieku… To, proszę pana Majora, trzeba być głupim. MAJOR No, no, cóż dalej? REMBO I chce się z nią żenić. Na starość żenić się… To, proszę pana Majora, trzeba być szalonym. MAJOR No, no, cóż dalej? REMBO Chciałem mu wystawić, jakiego kłopotu nabędzie. Chciałem mu powiedzieć, aby sobie przypomniał, że ile razy mąż stary, żona młoda, albo stara żona, a mąż młody, tyle razy niezgodne małżeństwo. Bo, proszę pana Majora, co młode to młode, co stare to stare; ogień pali, woda gasi. Chciałem mu powiedzieć, że jemu tak będzie, jak wszystkim dotąd było w podobnym razie. Bo on, proszę pana Majora, myśli, że dla niego inna kobieta urodziła się na żonę i że on inaczej stary jak wszyscy, co już długo żyją. Otóż zacząłem mu o tym mówić. On mnie nie chciał słuchać. Przymówiliśmy sobie i stąd przyszło do kłótni. GRZEGORZ Nie mogłem ścierpieć, jak mi powiedział, że mnie koledzy palcem wytykać będą, jak moja żona, jak… To jest… Jak… MAJOR Rozumiem. GRZEGORZ A ja wiem, żem w równym wiekiem z panem Majorem. I kiedy… MAJOR Ciszej! Zgoda! ROTMISTRZ Dlaczegoż gwałtem mu radzisz, kiedy on nie chce twojej rady? REMBO Bo mi go żal, panie Rotmistrzu; na honor, żal mi go. I wiem, że sam będzie żałował, wkrótce będzie żałował. Bo kto miał rozum do tego wieku, na długo stracić go nie może. Dotychczas był dobry żołnierz, rozsądny człowiek, każdy go lubił, szanował, a teraz takie głupstwo chce zrobić, taką śmieszność na siwą głowę ściągnąć. Mnie to przykro; raz, że mój przyjaciel, a potem, co mam stać w szeregu obok jelenia! MAJOR Ciszej! Zgoda! REMBO Niech mu pan Major także powie z łaski swojej, że kto za młodu się nie ożenił, niech się na starość nie żeni. A jeśli się żeni, to niech sobie każe głowę ogolić… MAJOR Precz! Dość tego! Zgoda! Marsz! SCENA XIX / Major, Rotmistrz. / / Chodzą czas długi, gwiżdżąc i nucąc. Potem stają, patrzą na siebie i parsknąwszy śmiechem, ściskają się wzajemnie. / ROTMISTRZ Chcieliśmy podobne głupstwo zrobić! MAJOR I mnie się tak zdaje. ROTMISTRZ Wielkie głupstwo. MAJOR Nie ma co mówić, wielkie głupstwo! ROTMISTRZ Niech go Bóg kocha, jak nam ostro prawdę wypowiedział. MAJOR Po huzarsku. ROTMISTRZ Dawnom sie tak nie czerwienił. MAJOR Pot ciekł ze mnie. ROTMISTRZ „Na długo nie może stracić rozumu”. MAJOR I prawda. ROTMISTRZ / Śmiejąc się. / „Jeleń w szeregu”. MAJOR / Śmiejąc się. / Cóż dopiero przed frontem! ROTMISTRZ Co te kobiety z nas nie zrobiły! MAJOR W jednym dniu. ROTMISTRZ Przewróciły dom cały. MAJOR I głowy nasze. ROTMISTRZ Chcieliśmy się żenić! MAJOR Na co? Po co? ROTMISTRZ Kłóciliśmy się ze sobą. MAJOR To nie na długo… / Podając mu rękę. / ROTMISTRZ Tego byłyby nadal nie dokazały Ściskając się. Jakże ciebie czuć szałwią. MAJOR A ciebie piżmem. ROTMISTRZ Panna Aniela tak mnie obdarowała. / Stawia flaszeczkę. / MAJOR Mnie Dyndalska pokropiła. SCENA XX / Major, Rotmistrz, Kapelan. / KAPELAN Moi panowie, nie wiem, co się tu dzieje… Nie chcę wiedzieć… Nie chcę i dłużej bawić. Bądźcie zdrowi… Szczęścia życzę… Bardzo życzę. MAJOR Kochany Józefie! Przebacz, zapomnij, co się działo… Zostań… Zostań… Wszystko już do porządku wróciło. ROTMISTRZ Ty, stary, i na mnie się gniewasz? KAPELAN Na żadnego, na żadnego. I cóż się tu dzieje? MAJOR Przyszliśmy do rozumu. KAPELAN Brawo. / Kładzie kapelusz. / MAJOR Kochaliśmy się, chcieliśmy się żenić. KAPELAN Nie uchodzi, nie uchodzi. MAJOR Teraz się nie kochamy i nie żenimy. KAPELAN Mądrze, mądrze. MAJOR Ale wiecie, przyjaciele, nie to, żem zbłądził na chwilę, nie to mnie boli; bo któż nie potknie się czasem. Ale czynność Edmunda, ta mi na sercu jak kamień. KAPELAN Jaka czynność? MAJOR Wiedząc, że mi się Zosia podoba, chciał ją zbałamucić, chciał ją wykraść. ROTMISTRZ To być nie może! KAPELAN Majorze, Majorze, co ty mówisz? MAJOR Tak jest, niezawodnie. ROTMISTRZ To być nie może. KAPELAN Któż ci to powiedział? MAJOR Moje siostry. KAPELAN I tyś uwierzył jak temu, żem z nimi o tobie rozmawiał. ROTMISTRZ Ja niczemu nie wierzę; na raz sztuka. MAJOR Klęczał przed nią. KAPELAN Prawda, przy pożegnaniu, polecając jej szczęście twoje. MAJOR Nie rozumiem. KAPELAN Edmund i Zofia kochali się od dawna. Zofia pewna, że jej ręki nie przyjmiesz, ulegając na pozór woli matki, chciała czas zyskać i oddalić jakiegoś znienawidzonego zalotnika. Ale jak rzeczy inny obrót wzięły, Edmund postanowił odjechać, wyrzec się miłości, nigdy już Zofii nie widzieć i, abyś nie miał na sercu jego nieszczęścia, wiecznie ci to ukrywać. Poświęcił ci więcej niż życie… MAJOR Tak, tak Edmund myślał? Ściskając gwałtownie Kapelana. Edmundzie! Kochany Edmundzie! / Wybiega. / SCENA XXI / Rotmistrz, Kapelan. Następnie Orgonowa, Dyndalska, Aniela. / ORGONOWA Cóż tu za wiwaty? ROTMISTRZ Obchodzimy powrót rozumu. DYNDALSKA / Do Kapelana. / Waćpan tu jeszcze? KAPELAN / Kłaniając się. / Tu jeszcze. ANIELA Rotmistrzu płochy, czekałam na ciebie. ROTMISTRZ Prawdziwie, bardzo żałuję, ale rozważywszy wszystko, widzę że… Że jednak… To jest… Że pomimo.. MAJOR / Za sceną. / Zosiu, Zosiu! Wchodząc i prowadząc Porucznika. Zosiu! / Zofia wchodzi. / SCENA XXII / Orgonowa, Dyndalska, Aniela, Rotmistrz, Kapelan, Major, Zofia, Porucznik. / MAJOR / Do Zofii. / Mój zastępca… Twój mąż. DYNDALSKA Cóż to jest? ANIELA Cóż to znaczy? ORGONOWA Panie bracie? MAJOR Wraz z moim majątkiem, który mu już oddawna przeznaczyłem, zastąpi mnie przy Zofii. Kapelanie, uchodzi? KAPELAN Uchodzi, uchodzi i pobłogosławię. PORUCZNIK Nie mówiłem ci, Zofio, że jak ojca będziesz go kochać musiała? ZOFIA Przyjemny obowiązek, tak zgodny z sercem. ORGONOWA Miło mi dostać zięcia, który już zyskał mój szacunek. Bądźcie szczęśliwi. DYNDALSKA I pamiętajcie o ciotkach. ANIELA / Do Rotmistrza. / Jakże będzie? ROTMISTRZ Trudno, aby co było. ANIELA Przyrzekłeś. ROTMISTRZ Nie mogę służyć. ANIELA Zdrajca! MAJOR Cicho, cicho. Niech wam dość będzie, moje damy, żeście huzarów zwyciężyły… Że musieli kapitulować i jednego oddać wam w niewolę… I to przyznajcie… Najlepszego. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/fredro-damy-i-huzary/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Aleksander Fredro, Dzieła, tom pierwszy, Nakład Gebethnera i Wolfa, Warszawa 1880. Wydawca: Fundacja Wolne Lektury Publikacja wydana w ramach biblioteki Wolne Lektury (www.wolnelektury.pl). Sfinansowano dzięki zrzutce społecznościowej czytelniczek i czytelników Wolnych Lektur. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Monika Kępska, Elżbieta Sekuła. Publikację wsparli i wsparły: Marta Prałat, Joanna Lubecka, Anna Basińska, Anna, Sebastian Firlik, Piotr Wozny, Dariusz Dębek, Ren Brzozowski, Bartłomiej Marcinkiewicz, Marianna, Anna, AM, Maria Tymowska, Lisok, Antoni, Jaśmina, Marcin, Jerzy Seremak, Anna Gregorowicz, Ania, Małgorzata Pietkun, Maciej, Anna, Pinius, Wojtek Ł., Bartosz Tyrna, Oleg Smyrnov, Aleksander Parkitny, Alicja Koźmińska, Jacek Fitt, Antoni Markowski, Beata Krupa, Lidia Ceitel, Rafał Tyl, Paweł, Dariusz Kopeć, Ievgeniia, Mariusz Snela, Bartosz Janukiewicz, Małgorzata Ratajczak, Natalia Drelich, Sydonia Małkowska, Mateusz, Małgorzata Kwiecińska, Marta Karpińska, Katarzyna, Józef Dziedzic, Mirosław Mederski, Marzena, Karolina Bogdańska-Serowy, Symon Pakuła, Krzysztof Rosiński, Marta, KS, Krzysztof Szelkowski, Natasza, NT, Natalia Szotrowska, Marlena Harasim, Misia, Roksana Woźniak, Michał Namirowski, Magdalena Bączyk-Gorzelańczyk, Maciej Jaśniewski, KingAdam88, Mateusz Hanula, Michał Pods, Bartek Gryglik. ISBN-978-83-288-7345-2