Elżbieta Drużbacka Wiersze światowe Awersya pewnej Damy całe życie bawiącej u wielkich Dworów, przy których gdy nie tylko same próżność, nieszczerość, zazdrość i wiele defektów uznała, waletę życiu takiemu wypowiada, a na spokojniejsze się wybiera Wszystko, co stworzył Bóg ręką i słowem, Ustąpić czasy muszą stare nowem, I nic trwałego nie zostawił światu, Z wiekiem człowieka nie czyniąc traktatu. Dla tego, żeby z odmian oczywistych Nie zatapiał się w fortunach ojczystych, Ojczyznę raczej bez końca trwającą Szacował drożej nad przemijającą. Rozum nas uczy i oczy otwiera, Że kto się rodzi, ten pewnie umiera. Dzierżawcą jesteś tylko, nie dziedzicem, Oddaj, coś nadto wydarł komu z licem. Sam pan Bóg wieczny bez czasu, bez końca, Stateczny w łaskach, w nieszczęściu obrońca. W tym jednym połóż gruntowną nadzieję, Gdyż to, co świat dał, wiatr z plewą rozwieje. Przebież obszerny okrąg ziemi całej Ujrzysz ruiny w machinie nietrwałej. Pyszny Babilon, wyniosłe kolosy, Że były słyszysz, oczy widzą stosy. Miasta, fortece, zamki niedobyte, W twardych opokach, w żywych skałach ryte, Spytaj kto zburzył, kto rozsypał w prochy? Czas, co z wszech rzeczy zwykł czynić motłochy. I tak cokolwiek rodzi się pod słońcem, Ledwie żyć pocznie, aż początek końcem; I co dopiero z ziemie wierzch pokaże, W tęż samę drogę czas się wybrać każe. Przypatrz się wiośnie, jak pięknie nastaje W pęczu list kryjąc wnet odziewa gaje; Pokrywa nagość drzew przez zimę zdartą W nową je barwę stroi niewytartą. Cóż gdy niedługie w tych strojach pociechy? Nastąpi jesień, wiosna dudy w miechy. Czując, że ją wnet do siebie zawoła, Obedrze z sukni, aż ta znowu goła. Zielone trawy co w jednym kolorze, Z szmaragdem chodzą, ledwo nie w polorze, Też same skutki z swej własności mają, Że wzrok patrzących na się naprawiają. Długoż wam służy ta żywość wesoła? Ta piękność kwiatów, te pachniące zioła? Które w swych miętkich jedwabiach kryjecie, Zieloność dobrą nadzieją zowiecie. Ale jak długo te cieszą nadzieje? Póki szkodliwy wiatr was nie zawieje. Bo skoro słońce osuszy was z rosy Wnet zwiędłe, blade, pójdziecie pod kosy; Na cóż mam bawić pióro, rękę, myśli, Im głębiej wchodzę, tym mi wybrnąć ściśli. Każdego uczy codzienna praktyka Co dziś jaśniało, jutro z cieniem znika. W takowym lata całe bawiąc błędzie, Poczne raz myślić, co też dalej będzie, Gdy po skończonych tańcach, muzyk, lutnie, Czas nożycami stronę moję utnie. Spyta mię potem, kędy czas strawiłam, Na jaką wieczność sobie zarobiłam. Wstyd mówić głośno, cicho brzęczę z muchą, Że całe życie żyłam dworską juchą. W której dopiero dobrawszy się smaku, Właśnie tak jakby w wyszeptanym raku. Więc odtąd zacznę poprawiać errorów, Tracąc appetyt do dworskich saporów. Teatrum ci to na rozliczne sceny, Tu śmiech, tu żarty, jużci smutne treny; Ten się uskarża, że został w afroncie, Ta urażona słowem, płacze w kącie. Zacznie się taniec na przestronnej sali Świec w lustrach pełno, każdy chojność chwali. Ci mówią, wnet nam rozrywka uroście, Niech tylko wszyscy poschodzą się goście. Więc dwóch albo trzech sprzysięgłych kompanów Z daleka stojąc od siedzących panów, Taką zabawę biorą złej natury, Żeby nikt nie był z ich wolny cenzury. Jeden drugiego w bok trącając rzecze: Patrz jak się za tą ogon długi wlecze. Na tej opięto, kuso, graty stare; Znać w wodzie stała, gdy jej brano miarę. Ta jak żółw głową albo bażant chwieje, Ta zaś pod żaglem, leci, gdy wiatr wieje. Szum szelest za nią, ni bies kogo niesie, Czyli więc zwierza uganiają w lesie. Ta jak sikorka lub czeczotka drobna, Ta z nóg wysokich do czapli podobna. Za tą garb stoi okryty płaszczykiem, Tak kształtna, jakby wielbłąd pod dywdykiem. Ten w ogród cudzy musiał albo w żyto Często zaglądać, że mu biodro zbito. Powłóczy nogę, znaczna za nim ściszka, A w opasaniu jak wątrobna kiszka. Ów z taką miną w korwetach się sadzi, Ledwo o ścianę tyłem nie zawadzi. Rozumi, że to przed karytą pląsa, Gdy w kawalkacie jadąc kręci wąsa. Otoż tych skutków specyały dworskie. Lepiej gryść suchar i pić wody morskie, Niż przy biszkoktach i trunkach gustownych Na targowisko przyść ludzi obmownych. Piękna zabawa na strawionym czasie: Gdybyś postawił pilność przy kompasie, Żadna godzina w pracy nie wakuje; Ten szyje buty, ów suknie nicuje, Niektóry rano wstał jak na pańszczyznę, Pracuje głową, co za robociznę Dzisiaj potrzebną zacząć na pożytek: Myśli, mózg suszy, w zadumianiu wszytek. Bierze paciorki, sto ścieszek udepce, W rękach pacierze, w ucho djabeł szepce: Tych jeno bracie chwytaj się przekupi, Bierz jako mądry, kiedyć daje głupi. Kontent z konceptu swojego ministra Chwaląc poradę, że w biegłości bystra, Spieszy z napchanym za pokoje worem, Trząsa z judaszem bliźniego honorem. Powraca wesół, zyskał na frymarku, Nie śpi, nie żyłby lepiej na jarmarku. Za wypróżnione sakwy ludzkiej sławy, Wynosi tłomok podobień do nawy. Więc to przypiszę Bozkiej opatrzności; Modlitwa rzecze, w wielkiej gorącości Którą codziennie klepiąc to przyznaje, Że kto wstał rano, temu pan Bóg daje. Mylisz się, żebyć Bóg za to miał płacić Zdzierstwa twojego występek bogacić. Jużeś sam sobie uczynił nadgrodę Hołyszaś pokrył przez bliźniego szkodę. Są tacy co się przyjaciółmi liczą, Przychodząc z radą, że im dobrze życzą. Przyjaciel w radzie, szczera w ustach mowa Cóż gdy wąż chytry w zanadrzu się chowa. Zaczyna dyskurs, już o sekret prosi, Pogląda w kąty i głowę podnosi Jeźli kto z boku nie nadstawia ucha: To co dwaj mówią, niech trzeci nie słucha; Ledwie doczekać może odpowiedzi Swego kompana, jak na węglach siedzi. Chcąc słówko złapać jak ptaszka w swe siatki. Złapawszy skubie, dusi, sadza w klatki. Otoż tak czynią z przyjaciółmi właśnie: Sam zaczął dyskurs, prawiąc różne baśnie. O to co prosił, by było w sekrecie, Do wszystkich chodzi, tyle troje plecie. Gdyby mi czasu wystarczyło tyle, Opisać stratę w próżnem życiu chwile. Żałuję tylko, że wiek uszedł marnie; Wstyd mię w korzyści częstokroć ogarnie. Niech kto chce w dworskiem życiu smaki czuje, Niech w odebranych respektach góruje, Niech się zaszczyca wszelkiemi fawory, Niechaj mu wszyscy oddają honory; Mnie zazdrość siedząc w kąciku nie bierze, Życie osobne, że szczęśliwe wierzę. Życie kochane bez gminu, bez zgraje, Nikt mnie nie zdradzi, nikt mnie nie połaje. Cichość spokojna, książka i robota; Z tymi rozrywka, gdy przyjdzie ochota. Tych się nie strzegę, choć z nimi rozmawiam, One nikogo, i ja nie obmawiam. Więc póki Bozka wola żyć mi każe, Póki śmierć mego imienia nie zmaże, Póki grób z ciałem mem się nie powita, Osobność kochać będę, z dworem kwita. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/druzbacka-wiersze-swiatowe-awersya-pewnej-damy-dworskiej. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Poezye Elżbiety Drużbackiej, Tomik I, Lipsk, u Breitkopf et Haertel, 1837 ([s.l. : s.n.]) Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Ołtusek, Aleksandra Sekuła.