Spis treści

    1. Ciemność: 1
    2. Czas: 1
    3. Dom: 1
    4. Gość: 1
    5. Gwiazda: 1
    6. Jedzenie: 1 2
    7. Ksiądz: 1
    8. Muzyka: 1
    9. Noc: 1
    10. Obyczaje: 1 2 3 4 5
    11. Szczęście: 1
    12. Tęsknota: 1 2
    13. Uczta: 1
    14. Wieczór: 1
    15. Zima: 1 2
    16. Śpiew: 1
    17. Światło: 1 2 3
    18. Świt: 1 2
    19. Święto: 1 2 3 4

    pisownia łączna / rozdzielna: niemniej > nie mniej

    Maria DąbrowskaBoże Narodzenie

    1

    Czas, Tęsknota, ZimaBardzo tęskniliśmy do gwiazdki.

    2

    Dnie były coraz krótsze, a pogoda wilgotna i ciepła. Wszystkie odgłosy dawały się słyszeć miękko i donośnie. Koguty piały i biły skrzydłami. Wiosna wychylała się ze swego ukrycia nieśmiało i żałośnie, a Gwiazdka oddalała się zasmucona. A potem przychodził mróz i słychać było, że ona znów nadchodzi, tupiąc i dudniąc po zmarzłej ziemi. Padał śnieg i miękką ścielił jej drogę.

    3

    Światło, ŚwitObyczajeRano widać było śród[1] bledniejących mroków, jak drogą za stawem długim rzędem idą ludzie na roraty[2]. Latarnie i kaganki, które nieśli, rzucały długie czerwone smugi poprzez staw, aż prawie do okien dworu. I wielkie cienie kroczyły również do kościoła.

    4

    WieczórWieczorem, zanim okiennice zamknięto, dzieci przybliżały się niezupełnie pewnym krokiem do okien i patrzyły, jak tam za nimi śni noc prześliczna, obojętna, wyraźna; jak na bladozłotym śniegu leżą granatowe cienie drzew i gałęzi, jak wysoko między białymi konarami wiszą drżące gwiazdy — a na największej wysokości, niedosiężny płynie złotosrebrzysty księżyc.

    5

    Nareszcie zamykano okiennice. Wtedy dzieci zasiadały przy wielkim stole i zaczynały się roboty na choinkę. Klajstrem z żytniej mąki kleił się pasek do paska. Żółty z fiołkowym, czerwony z granatowym, zielony z szafirowym, srebrny ze złotym. Długie, szeleszczące łańcuchy zarzucaliśmy sobie na szyję i siedzieliśmy dumni przy stole niby królowie dzikich plemion.

    6

    Opłatki zjawiały się w pierwszej połowie grudnia. Przynosił je organista, którego poznawali wszyscy, ledwo się tylko ukazał w kasztanowej alei ze swym ogromnym koszem i ze swym kijem sękatym.

    7

    — Idą opłatki, dzieci.

    8

    — Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus — mówił organista, wchodząc prosto do jadalnego pokoju. Wiało od niego śniegiem i mrozem, a od jego słów pachniało kolędą, choinką, Wigilią. Na stole rozkładał opłatki. Najpierw była gruba paczka dla rodziców, a złoty pasek papieru wyciskanego w gwiazdki przewiązywał ją na krzyż. Na skrzyżowaniu jaśniała wielka gwiazda złocista, siedmioramienna. Środek był z żelatyny, pod którą widniała betlejemska stajenka, ustawiona z papierowych figurek. A po wszystkich rogach miała ta paczka złote gwiazdki i aniołki, podparte jedną rączką na obłoku. Potem wydobywał pięć paczek dla dzieci. Były to małe opłatki na specjalnej formie robione. Wierzchni opłatek ozdobiony był także gwiazdkami i aniołkami, ale nie taki już paradny. Wreszcie była paczka dla służby.

    9

    Ale obowiązkowo musiały być we wszystkich paczkach opłatki kolorowe — żółte, niebieskie i czerwone — na światy[3] i gwiazdy choinkowe.

    10

    Opłatków było tyle, żeśmy je potem długo jedli jak łakocie, przypalając nad lampą. Dzieci przepadały za przypalanymi opłatkami.

    11

    GośćAle też nie mniej zabierał organista do swego kosza — jajek, słoniny, sera, kiełbasy, chleba. Uginał się pod ciężarem, gdy odchodził z powrotem.

    12

    KsiądzNiedługo potem przyjeżdżał ksiądz proboszcz po kolędzie. O, to już Gwiazdka była blisko.

    13

    Ksiądz Augustyn był stary i zgarbiony. Sutanna jego zdawała się być jeszcze starsza i na plecach świeciła jak zwierciadło, a kolor miała całkowicie zrudziały, tak że czerwieniła się pod światło.

    14

    Ksiądz proboszcz zasiadał w salonie na starej kanapie i stukał w tabakierkę z czarnej laki, a potem niuchał długim czerwonym nosem, o przepaścistych nozdrzach. Dzieciom, które chrzcił wszystkie, przywoził ksiądz co roku stale i nieodmiennie paczkę całusków. Siedział długo i do późnego wieczora opowiadał o diabłach i czarownicach. Opowiadał rzeczy tak straszne, że dzieci potem bały się spać.

    15

    Niebawem przyjeżdżał jeszcze ksiądz Eugeniusz, kwestarz[4] od reformatów[5] z miasta. Był tam stary klasztor i trzech ostatnich zakonników, skazanych na wymarcie.

    16

    Ksiądz Eugeniusz był to tęgi, czerwony człek, mówił głośno i nigdy nikogo nie zasmucił swoimi gawędami.

    17

    Gdy przyjeżdżał, wino pokazywało się na stole, a opowiadania jego były weselsze niż opowiadania księdza proboszcza. Każdemu umiał coś miłego powiedzieć. Rady jego, proste i pełne czarującej trafności, wszystkim dopomagały. Odjeżdżał niepróżną bryczką — a wtedy Gwiazdka nadchodziła już szybkimi krokami.


    18

    DomKtóregoś dnia rodzice jechali do miasta po zakupy. Gdy wyjeżdżali oboje, dom stawał się zaraz duży. Nie można było dojrzeć końca pokojów, kuchnia i stancja służby wydawały się o sto mil odległe. Wracali o zmroku i z głębi ciemnej nocy, jeszcze zanim się z karety wydobyli, szły do jadalnego pokoju bez końca paczki, paczki i paczki. Wszystko to znikało w wielkim kredensie i w szafie jesionowej, a wreszcie ukazywała się matka i wołała przez wszystkie pokoje:

    19

    — Zimno! zimno!

    20

    Wnętrze domu stawało się znowu malutkie i ciepłe.


    21

    Święto, ObyczajeNa dwa dni przed Wilią posyłano do boru po choinkę. Czasem był już zmrok, a choinka nie przybywała jeszcze. Dzieci smuciły się wtedy i przeczuwały tysiące nieszczęść. Przychodził ojciec, zasiadał z dziećmi o szarej godzinie i pocieszał je.

    22

    — Już wyszedł stary Józef z nieba. A tu śnieg po kolana. Idzie, idzie starowina powoli…

    23

    Dzieciom serca biły jak dzwony.

    24

    Ale wnet dudniło coś za oknem. To choinka jechała z lasu — i w aksamicie nocy słychać było przed domem donośne głosy, gdy ją ściągano z wozu.

    25

    Nazajutrz rano wnoszono choinkę do jadalnego pokoju. Przynosiła ze sobą zapach lasu i zimy. Stała mroźna, ciemna i zamyślona, wysoka — od podłogi do sufitu.

    26

    Dzieci chodzą koło niej i raz po raz dotykają ostrych zmarzniętych igieł.

    27

    Wieczorem po kolacji matka otwiera kredens. Wstrzymujemy oddech.

    28

    Jedzenie, Obyczaje— Macie tu figi, pierniki… Cukierków chyba starczy, a orzechy się zaraz przyniesie. A tu marcepanowe owoce. Dzieci, nie zjadać!

    29

    Matka wysypuje na tacę część kredensowych skarbów. Marcepanowych owoców jest tylko funt i nie wolno nikomu zjeść ani po jednej sztuce, aż póki przynajmniej dwa dni na choince nie powiszą.

    30

    — Przynieście mi koszyczek! — woła matka.

    31

    I dzieci lecą po koszyczek. Zabierają go razem z włóczkową podstawką pod lampę i z matki szydełkową robotą.

    32

    Matka rozdzieliła między dzieci kolorową włóczkę, zaczyna się robota. Do każdej sztuki przywiązać trzeba kawałek włóczki i zrobić pętelkę, żeby można było na choince powiesić.

    33

    A teraz ojciec idzie na górę po jabłka i orzechy. Słychać go długo, jak chodzi tam i myszkuje, a nam serca się tłuką, gdy myślimy o ciemnych i zimnych czeluściach poddasza, o jego nieprzebrodzonych wertepach.

    34

    Potem ojciec sam lakiem klei złocone orzechy, po dwa, po trzy, po cztery, i wiąże jabłka.

    35

    Późno wieczorem matka odnosiła tace ze słodyczami do salonu i przykrywała je serwetą.

    36

    Zima, ŚwiętoDzieci drżały wewnętrznie od przeczuć. Cieszyły się straszliwie i bały się, że się coś stanie. A nuż jutrzejszy dzień okaże się nie Gwiazdką.

    37

    Był jednak Gwiazdką.

    38

    Noc, Świt, ŚwiatłoJeszcze za oknem stała noc ciemna, śnieżna, gdy dzieci już się zrywały ze snu. Otwierały okiennice i noc patrzyła w ciche nagrzane wnętrze domu, po którym snuły się i pełzały rubinowe blaski od zapalonych w piecu i na kominku ogni. Przez okno z salonu widać było gwiazdę zaranną, jak brylantową lilię, z czarnych niebios kwitnącą.

    39

    Lampa, wisząca w jadalnym pokoju, kołysała się z lekka, a gdy kto przechodził, dźwięczały cieniutko wszystkie czarki, kieliszki i szklanki, wystawione odświętnie na kredens, jakby i one dygotały ze wzruszenia razem z dziećmi. Za oknem noc bledniała, topiła się w pomarańczowych i fiołkowych mgłach i ogród wyłaniał się z cieniów, stojący sztywno w swych jasnobłękitnych śniegach, nieśmiały i uroczysty.

    40

    ObyczajeGdy rozwidniło się zupełnie, a wszystkie lampy pogasły, przyjeżdżały siostry cioteczne ze swym ojcem. Wyciągały z pudełek złotolice cacka na choinkę. To było hasło. Choinkę wnoszono do salonu, a jeszcze zanim ją postawiono, trzeba było umieścić na szczycie srebrzystą gwiazdę i anioła dmącego w puzon.

    41

    Potem zawieszało się jabłka, pod którymi z wolna i leniwie gięły się gałęzie choinki.

    42

    A gdy choinka była już ubrana i omotana w złote i srebrne nici, od ciepła w pokoju zaczynały wirować wielobarwne świecidła, pachnieć pierniki i figi. Ach, figi! — Czy wy pamiętacie jeszcze, jak pachną figi i daktyle wespół z igłami choinki?


    43

    Tymczasem znad stawu słychać już było głos ojca i matka brnęła po śniegu okutana od stóp do głów, między klombami róż owiniętych w słomę.

    44

    Dzieci nadziewały[6] na siebie pośpiesznie włóczkowe kamasze[7] i watowane szubki[8] i biegły także.

    45

    Na stawie ludzie wlekli pod lodem sieć, krzycząc i nurzając ręce w przeręblach. Wszystkim przywodził[9] stelmach[10]. W ogóle nie było ważniejszej czynności we dworze, do której by nie używano stelmacha. On zabijał wieprze, robił kiełbasy i kiszki, pilnował ważnych robót, jeździł za interesami, kierował połowem ryb, malował podłogi i tapetował ściany we dworze, kiedy zaszła potrzeba.

    46

    Gdy wszystko nad stawem ucichło, a ryby, klaszczące po wodzie cebra[11], zaniesiono do kuchni, ojciec szedł ze strzelbą na polowanie, żeby mieć szczęście cały rok.

    47

    ŚwiętoDzieci biegły jeszcze na łąkę, w podwórze, do ogrodu zobaczyć, jak jest wszędzie, kiedy przychodzi Gwiazdka.

    48

    Zbiegały się wszystkie psy i tańczyły przed dziećmi. Kury chodziły ostrożnie w śniegu, wysoko podnosząc nogi. Indyki, jęcząc, pochylone nieco w bok, wyciągnąwszy głowy, uciekały wielkimi, niezgrabnymi susami.

    49

    Wróciwszy do domu, dzieci stawały przed choinką zadziwione i nieśmiałe, tak była cała iskrząca i uroczyście piękna.

    50

    Na drugie śniadanie dawano śledzie, a potem zaczynało się popołudnie długie bez końca.

    51

    Dzieci chodziły z kąta w kąt, siadały przy oknach niespokojne, ciche i rozmarzone.

    52

    CiemnośćŚwiatło, Tęsknota, GwiazdaZmrok nadchodził tak powoli. Zdawał się już być blisko i cofał się znowu. Dzieciom ćmiło się w oczach wytężonych. Zamykały je i liczyły do stu, do dwustu, i myślały, że gdy je otworzą, będzie już ciemniej. Było jaśniej.

    53

    Matka wciąż wychodziła do kuchni. Ojciec siedział nieruchomo i milcząco w salonie. Zdawał się nie widzieć domu i dzieci. Myśli jego odlatywały daleko do dawnych lat, kiedy dwie Gwiazdki z rzędu spędzał w powstaniu i do lat jeszcze dawniejszych, szkolnych.

    54

    Nareszcie ojciec mówił: — Widzę już gwiazdę.

    55

    A jeśli było pochmurno, mówił:

    56

    — Muszą już być gwiazdy na niebie — i wstawał.

    57

    Wtenczas cicho i niespodziewanie zamykały się drzwi do salonu. Teraz nadchodził święty Józef. Jego dzieci nie mogły widzieć. Siedziały w pokoju coraz to ciemniejszym, zestrachane i pełne lubych oczekiwań.

    58

    Drzwi otwierały się wreszcie. Salon jaśniał, pachniał i krążył przed naszymi oczyma. Szelest anielskich skrzydeł snuł się po całym domu, a choinka gorzała[12], tak jak goreje niebo gwiaździste — oczy mrużyły się, a serce topniało.

    59

    Dzieci wchodziły nieśmiało, zupełnie oszołomione.

    60

    Rodzice tak samo onieśmieleni przyciągali je za ręce i całowali.

    61

    Okiennice były otwarte i we wszystkich oknach jaśniały czarodziejskie choinki. Dużo chwil cudnych upłynęło, zanim dzieci wreszcie spostrzegły podarunki pod choinką dla wszystkich ułożone.

    62

    MuzykaOjciec ujmował wtedy skrzypce, przygrywał na nich i śpiewał:

    A wczora z wieczora, a wczora z wieczora
    z niebieskiego dwora…
    63

    A gdy zaintonował pieśń:

    Bóg się rodzi, moc truchieje…
    64

    dzieci wszystkie razem wybuchały nagle śpiewem, jak płaczem.

    65

    Obyczaje, ŚwiętoW drzwiach od jadalnego pokoju stała już cała służba, a także każdy, kto o tej porze do kuchni przyszedł.

    66

    Wobec tego ojciec kładł skrzypce, brał talerz, na którym leżały opłatki i wszyscy szli do kuchni. Na wielkim stole były porozstawiane miski, a na nich piętrzyły się jabłka, orzechy i pierniki. Musiała być porcja dla każdego — i z dworskiej kuchni, i z czeladniej[13]. Wszyscy się cisnęli, żeby się przełamać opłatkiem. Potem dostawali ogromny kielich wódki, a ojciec do nich przepijał. Przychodzili też włodarze[14], stelmach, ogrodnik, ale ci tylko opłatkiem się łamali i życzenia składali.

    67

    Nagle wszystkie dziewuchy, jakie były w kuchni, zaczynały wrzeszczeć, jakby je kto ze skóry obdzierał, a w oknach pokazywały się pyzate, czerwone gęby. Nie były one straszne, kiedy wisiały jako maski na straganach w miasteczku, ale teraz, gdy się ruszały okropnie i wykrzykiwały za oknem, mogły się niejednemu włosy zjeżyć na głowie. Dzieci uciekały co sił do pokoju. Po chwili jednak wracały znowu i z jedną nogą na progu, patrzyły, jak wchodził do kuchni „gwiazdor”[15] z wielką siwą brodą i pytał dzieci kucharki o pacierz.

    68

    Jedzenie, UcztaPóźniej myśmy się z rodzicami dzielili opłatkiem i nareszcie zasiadaliśmy do wieczerzy, podczas której matka drżała, aby dzieci nie udławiły się ością, a dzieci jadły ryby ze strachem i zdawało im się czasem, że się dławią. Wtedy ojciec kazał im jeść dużo kartofli, i były zachwycone. Do wieczerzy dzieci dostawały słodkiego muszkatołowego wina i prosiły o jeszcze. W końcu zjawiały się bakalie — sen całego roku — słodycz daktyli pachnąca i ostra słodycz fig, aromatycznie szczypiące rodzynki, zimne marmoladki, wonne korzenne pierniki, a na końcu orzechy.

    69

    Duże włoskie orzechy jedliśmy z miodem, a małymi laskowymi graliśmy z ojcem w cetno i licho[16].

    70

    SzczęścieŚpiewPo wieczerzy jeszcze raz zapalano świeczki — słodka nuda ogarniała wszystkich, jak zawsze po nasyceniu się wielkim szczęściem.

    71

    Półśniąc nad naszymi zabawkami — słyszeliśmy, jak we mgle, z obszarów nocy i mrozu płynie kolęda:

    Gdy się Chrystus rodzi i na świat przychodzi
    ciemna noc w jasnościach promienistych brodzi.
    72

    W blaskach tej nocy zaczynała tańczyć czerwona gwiazda — i chłopcy wszczynali pieśń o sianie.

    Wynidź[17] ty, książę, z złotego pokoja,
    niech Go okryje sianem ręka twoja.
    O siano, siano, o nieprzepłacone[18],
    godne, byś w raju było pokoszone.

    Przypisy

    [1]

    śród (daw.) — wśród, pomiędzy. [przypis edytorski]

    [2]

    roraty — pierwsza msza o wschodzie słońca w okresie adwentu, tj. okresu poprzedzającego Święta Bożego Narodzenia w kościele katolickim. [przypis edytorski]

    [3]

    światy — daw. na wsi ozdoby wycinane z opłatka, najczęściej w formie kuli lub krążka, podwieszane na belce pod sufitem, tak lekkie, że obracały się pod wpływem ruchów powietrza. [przypis edytorski]

    [4]

    kwestarz (daw.) — tu: ksiądz, którego funkcją jest zbieranie datków na potrzeby zakonu. [przypis edytorski]

    [5]

    reformaci (daw.) — jedna z frakcji zakonu franciszkanów. [przypis edytorski]

    [6]

    nadziewać (tu daw., reg.) — tu: wkładać na siebie. [przypis edytorski]

    [7]

    kamasz (daw.) — but, kapeć. [przypis edytorski]

    [8]

    szubka (daw.) — kożuszek; tu: gruba i długa zimowa kurtka. [przypis edytorski]

    [9]

    przywodzić — tu: przewodzić, dowodzić. [przypis edytorski]

    [10]

    stelmach (daw.) — majster zajmujący się budową i naprawianiem wozów. [przypis edytorski]

    [11]

    ceber (daw.) — szerokie drewniane wiadro. [przypis edytorski]

    [12]

    gorzeć a. goreć (daw.) — płonąć; lśnić, świecić. [przypis edytorski]

    [13]

    czeladni a. czeladny (daw.) — przeznaczony dla czeladzi, tj. dla służby. [przypis edytorski]

    [14]

    włodarz (daw.) — tu: pracownik zarządzający robotnikami rolnymi w folwarku. [przypis edytorski]

    [15]

    gwiazdor (reg.) — w tradycji zach. i płn. Polski (Lubuskie, Wielkopolska, część Kujaw, Kaszuby) najważniejszy z kolędników, noszący gwiazdę i rozdający dzieciom prezenty. [przypis edytorski]

    [16]

    cetno i licho (daw.) — gra, w której losuje się liczby parzyste (cetno) i nieparzyste (licho), przy czym cetno oznacza wygraną, a licho przegraną. [przypis edytorski]

    [17]

    wynidź (daw.) — wyjdź. [przypis edytorski]

    [18]

    nieprzepłacony (daw.) — bardzo wartościowy, bezcenny. [przypis edytorski]