Tytus Czyżewski Śmierć Fauna Obrazek ISBN 978-83-288-6497-9 OSOBY: * FAUN, stary bóg leśny * PROBOSZCZ STARY * PAN DZIEDZIC * PANI * ORGANISTA * WÓJT * PAROBEK KUBA * BABA STARA * DZIEWCZYNA I * DZIEWCZYNA II * PASTUCH — CHŁOPI — BABY — DZIEWCZĘTA — PAROBCY Rzecz dzieje się wiosną, gdzieś daleko na wsi. Faun jeden stary — samotny — stęskniony za życiem i uciechą — błądząc gdzieś po lasach, przylazł jednego wiosennego dnia na granicę polskiej wsi. Słońce — zapach leśny — śpiewy — wokół życie i miłość — rozmarzyły starego Fauna. Wygrzewając się do słońca — snuje wspomnienia swoich dni młodych. — Czasem wzdycha i skarży się, że to już taki stary, samotny. Ale że to jeszcze dowcipny, krotofilny, przychodzi mu do głowy, żeby od czasu do czasu beknąć przeraźliwie — nastraszyć śpiewające po lesie dziewczyny albo może zwabić do się — o, bo on jeszcze — jak to mówią — „stary, ale jary”. One, słysząc jego beczenie, biegną na polanę — patrzą — widzą jego kosmate cielsko — a myśląc, że to diabeł, pędzą do wsi opowiedzieć. Co i jak się stało i co z tego wynikło — akcja wykaże. Poranek — las. Słońce wiosenne zalewa blaskiem zieloną polanę. Ciemnozielony las rzuca cienie na kraj polany. Bujna trawa rośnie na polanie, gdzieniegdzie białymi, żółtymi i różowymi kwiatkami przetykana. W lesie słychać śpiewy ptaków. Czasem wiatr zrywa się, porusza ciemnymi konarami jodeł… Czasem zakuka kukułka… Na słonecznej zielono-złotej polanie cicho i spokojnie. Gdy znów raz wraz słychać z lasu śpiew. Głos rozchodzi się echem po lesie i milknie. Głos młodej dziewczyny leci z dala… ŚPIEW Ej kukułecka kuka, Ej ojca matki suka. po chwili Ej ojciec matka — w ziemi, Ej kukejze nad niemi hu ha! / Cisza. / / Po chwili głos innej dziewczyny gdzieś bliżej polany. / ŚPIEW Ej zielone podwórko, Ej zielony trawnicek, Ej na siwym koniusiu Ej jedzie mój Jasicek — / „Hu ha” — milknie w lesie — potem chwila ciszy. / / Na polanę z lasu wyłazi stary zgarbiony Faun — nasłuchuje, przeciąga się, patrzy w słońce. / FAUN Zieleni się polana, Pachną zioła — Cała natura rozgrzana Słońcem! Jakieś śpiewy od sioła Lecą czy z lasu; Może to śpiewy Dryjad, Może leśne Nimfy Tyle hałasu czynią? Niegdyś za moich młodych lat, Po lesie za nimi goniłem — Za bosej Dryjady ślad Dałbym był wina czarę — Dzisiaj, gdy lata młode roztrwoniłem, Na słońcu się wygrzewać muszę, Do chłopskich cisnę się chat, Na miłość tylko patrzeć mogę; I siedząc tak w gąszczu leśnym Nieraz widzę, Jak się parobek z dziewką chodzą, Jak kozioł za kozą goni, Jak się kuny albo lisy płodzą, Albo w jeziora toni Ryby trą — łyskając do słońca ………………… / Z głębi lasu słychać znów śpiew. / ŚPIEW Szumi las, szumi las, Szumi gałązecka — — — — — Ej kto mi wyszuka Mojego Jasiecka, hu ha! FAUN O jak to tam wyśpiewuje, A może to ona wabi?!… — — — — — z wolna, melancholijnie, o potem namiętnie Legła w gąszczu śród paproci I liść paproci zerwała I liściem ciało swe chłodzi I nuci z cicha i śpiewa — Głosem wabi i przyzywa: «Pójdźże do mnie w gąszcz paproci, Pójdź i użyj mego ciała, I krwi skosztuj mej gorącej, Potem w kosmate ramiona Porwij mnie i pędź tak przez las, I mnie od rozkoszy drżącej Nie pozwól tchu w piersi złapać, A ja tym szałem zmęczona, Przechylę głowę ku ziemi I włosami niby miotłą Zmiatam liście suche, zioła… W najciemniejszą pędź ze mną gąszcz». ………………………… / po chwili / To była wizja rozkoszy, Sen cudowny, sen miłosny, Wizję lada szmer płoszy; To był sen, to była wizja mej wiosny. cisza — las z wolna szumi — słychać daleko śpiew Nie płaczze dziewczyno, Nie płaczze malino, Powróci jedyny do swojej dziewcyny, Jeno se konisie napoi we Wiśle — Głos bliżej polany: Przyjedzie, przyjedzie I u ciebie bedzie Co nockę w kumorze, Moje ty nieboze, hu ha! ………………….. FAUN E, to te dziewczyny ze wsi, W czerwonych spódnicach, żółtych chustkach, To one się tak drą po lesie. Myślałem — — Myślałem, że to tamte z mojej wiosny — Raz spotkałem jedną taką, Głupia uciekła ode mnie z krzykiem: Diabeł, diabeł — — — — — — Trzeba im napędzić strachu. Beknę: głośno Mee-e-e — … / Po chwili z lasu wychodzi dziewczyna, staje, patrzy pod słońce, przysłania ręką oczy, zdumiona, przerażona — żegna się, z krzykiem ucieka w las. / FAUN E, jak się przestraszyła, Beknę drugi raz: Be-e-e-e… …………….. / W lesie słychać wołania: Maryś! Jaguś! Kasiu! / / Chwila ciszy, słońce dogrzewa coraz bardziej — od czasu do czasu zrywa się cichy szum w lesie. / / Faun kładzie się na ziemi do słońca — po chwili: / O słońce ogniste Jak pali — — — — — — / po chwili — melancholijnie / Na niebie słońce gore, A rzeką iskry płyną, Gaje oliwne cicho w słońcu marzą. Na pól zieloną morę, Na gaj krasny brzoskwinią Ognisto-złotą ciska słońce żarzą. W zielonym tam ogrodzie Przy szeleście fontanny, Stary Horacy siedzi zadumany; Trudzi się przy swej odzie I pięknej szuka «skandy» I rytm by gładko był w wierszu dobrany… I czasem patrzy długo Na te słoneczne pola, Marzące przesuwa po nich oczy — Na lasy biegnące smugą, Na wysmukłe topole, Na błękit gór ginących w przeźroczy. I rozmarzył się stary… I ożywił bogami Lasy, łąki z szmaragdu, rzek wodę. — W tych lasach głos fanfary… Dyjana szczuje psami Łanię — na jej niepomna urodę, Łania mknie jako strzała, Biegnie nad strumień w dolinę — Tu ją dopadła zażartych psów zgraja… Tam łąka od kwiatów biała, Na nich stado owiec sine, Pod bystrym okiem czujnego rataja. To bóg Feb dalekocelny, Swe trzody wygnał na błonie — — Przygrywa sobie na lutni… … … Tam znów orszak weselny Bakcha — w zieleni lasu tonie, Krzyczą, gwiżdżą Faunowie rezolutni I Muzy tańczą pijane, Aż Sylen śmieje się gruby, I echa budzą się w lesie — A Fauny skaczą, rozgrzane Winem — aż dymią im czuby. Ich śpiewy echo w las niesie… Tak stary poeta marzy: O bogach, słońcu i łąkach kwiecistych, Aż zasnął — znużony marami. A nad nim dźwięcznie owad gwarzy W konarach drzew cienistych, I obłok szumi białymi skrzydłami — — — — — — — — — — — — / Chwila ciszy. / / Słychać z głębi lasu kroki i rozmowę ludzi idących gromadą — Faun nasłuchuje. / / Z głębi lasu wychodzą na polanę: ksiądz w komży — organista z kropidłem i wodą święconą, — a za nimi gromadą chłopi — parobcy — dziewki — baby z motykami na ramionach — stają na brzegu polany — rozglądają się. / FAUN / patrzy / Cóż to za gromada ludzi, Faunalie odprawiają?! PROBOSZCZ No, a gdzież on jest? Głupia narobiła strachu. Gdzież ten diabeł? DZIEWCZYNA Tu go widziałam, stał, Rogi miał kozie I na kozich nogach stąpał I cały taki kudłaty, Ale już bardzo stary. Weszłam między te chojary, Słucham, a tu cosik becy — Wyzieram, patrzę, a tu cosik siedzi… Ledwiem od strachu nie padła. PAROBEK KUBA Ej baje, baje, Coześ ty smentka zjadła, Takie bajdy gadać; Gdzieby tez ta dyjabeł miał cas siadać. JAKAŚ BABA STARA / z gromady krzyczy / O Jezusie, dyć tam się cosik rusa, Dy on tam siedzi — LUDZIE Gdzie, gdzie — … … … …?! STARA BABA O tam pod jodłą. / Wszyscy spostrzegają Fauna przerażeni. — Ksiądz z organistą zbliżają się trwożliwie — ludzie przerażeni żegnają się — cofają. / PROBOSZCZ / podchodzi do Fauna — drżącym głosem / Exorciso te in… FAUN / wstaje / Jestem Faun, Leśny bóg, Z klasycznej pochodzę krainy. Powiedziały ci pewno te głupie dziewczyny O mojej tu bytności; Jestem starością zmęczony — I wygrzewam ciało moje na słońcu, A że teraz wiosna I słońce dogrzewa, Budzą się we mnie wspomnienia Mej młodości. Marzę… PROBOSZCZ / zdziwiony / Jak to, więc ty jesteś Faunus, Ów w klasycznych opiewany wierszach? Aha — coś pamiętam — — — Owoż ty jeszcze za czasów Graeciae et Romae istniałeś. Ale że się ty nie bałeś W tak dalekie zapuszczać strony. — Jakże tu przyszedłeś I po co — ?! Może za ewokacją czyją, Może jakiemu artyście pozować?! Bo wiem i widzę, że diabłem nie jesteś; Diabły zresztą teraz pod inną postacią się kryją; Mamy na to dowody wcale kanoniczne. FAUN Wyszedłem z italskiej krainy, Gdzie wymarli Faunowie, Nimfy się rozpierzchły, Driady na zwykłe zmieniono dziewczyny, Dni mego życia zmierzchły. I tak się wlokę lasami W nadziei Że może znajdę kogo z mej drużyny. PROBOSZCZ / zdziwiony / Ale skądże ty, Faunie, mówisz naszą mową, Przecieżeś ty z rzymskiej mitologii, Przecież, zdaje mi się, do ciebie Horacy mówi po łacinie?!… Zaraz… pamiętam jeszcze z Poetyki, Zaraz… Aha… / deklamuje / Faune, Nympharum fugientum amator per meos fines et aprica rura lenis incedas abeasque parvis Aequus Alumnis… si tener pleno cadit haedus anno larga nec desunt Veneris sodali vina craterae, vetus ara multo fumat odore. …………………… A potem kończy się: Inter audaces lupus errat agnos… Zaraz… ale sam koniec zapomniałem… …To po łacinie — ale skądże ty umiesz naszą mowę — — ?! FAUN Idąc lasami i ziemią tutejszą, Słyszałem waszą mowę. Chłop, gdy orze, gada z rolą. Pasterz z bydłem, gdy pasie. Dziewczęta w lesie — słońcu wiosennemu Śpiewają… Drzewa szumią, Potoki szepcą Waszą mową… Wy Barbari — I ziemia, gdy ją burza smaga, Ona się skarży waszą mową. Czy od ziemi, waszej uczyliście się mowy, Wy Barbari?!… Cóż to za kraj? / do proboszcza / Któż ty jesteś?! PROBOSZCZ Jestem proboszcz tutejszej parafii, Lud nauczam i wszelkie wykorzeniam wady, Nieczystość, pijaństwo, złodziejstwo I inne łajdactwo. Uspokajam butę ludu, godzę zwady Między chłopy a pany. Ten las zwykłych jodeł, To własność pana naszego dziedzica; Owóż ten pan kochany, Wielki miłośnik sztuk i twojej ojczyzny, Włoch — kocha sztukę, często tam jeździ, A potem o tym pisze pamiętniki, Aby coś kraj skorzystał. O, bo jeszcze daleko z kulturą nam do zagranicy… A co do tego kraju, ma on blizny Po awanturach i to wcale niepotrzebnych, Co nawet o tym niektórzy mówią historycy — Zresztą całkiem zwyczajny kraj, Gdzie się gnieżdzi: Wrona, sroka, bocian i ptak tym podobny, A nazywa się ten kraj Polonia. FAUN A — Polonia, Poloni, coś o was słyszałem, Pono czuli jesteście na cudze pochwały I zresztą bardzo weseli ludzie. Pono tańczyć i pić lubicie dużo… Zresztą wiem o was mało… Zajęty byłem sobą, mym życiem, Kiedy grono winne dojrzewa I gdzie najpiękniejsza Dryjada zabawia, I na jaką nutę szpak gwiżdże albo drozd zaśpiewa, O tym myślałem I tym tylko żyłem. Człowieku, możesz wyobrazić Mnie — któremu las huczał życiem, Mnie — któremu każdy zakąt lasu Dyszał rozkoszą — Ja wesoły, zwinny Faun… / po chwili / Teraz patrz…. Starość zła jako Gorgona, Patrz — włosy z brody, A rogi od głowy odłażą; Patrz: na to mi przyszło — Ja, który żyłem miłością i pięknem, Patrzaj — na to mi przyszło — / zasłania twarz rękami / / Tymczasem schodzi się coraz więcej ludzi — bab, parobków, dziewcząt — cisną się koło Fauna, gapią. / / Nadchodzi wójt. / WÓJT Niech bedzie pochwalony! Dobry dzień Jegomości. / całuje proboszcza w rękę / PROBOSZCZ Na wieki wieków — Jak się macie, wójcie? WÓJT / wielce zdziwiony / Ady lece pendem — prosę Jegomości — Ady niedaleko stąd orzę, A przylatuje do mnie dziewucha I godo że się cosi w lesie objawiło — Lece w dyrdy… … … … … … … … … … A cóz to takiego — niecysto siła cy co, Cy przebroł się kto — cy co?!! PROBOSZCZ Widzisz, to jest zbiedzony Stary Faun z kraju włoskiego. WÓJT E cóz to takie —?! E i racice mo… / przypatruje się bliżej — dziwi się bardzo — kiwa głową / A może to jaki obieżyświat, Może dać znać do urzędu, Bo to teroz… PROBOSZCZ E nie, nie, E widzisz, to jest, Jakże to wytłumaczyć… To taki staroświecki bóg w dziwnej postaci; Ja wam to zresztą powiem W innej porze. Bo to i człowiek — widzisz, może się przeinaczyć. WÓJT E może to jancykryst, Bo pisali w gazetach, Ze koniec świata bedzie. PAROBEK KUBA / macha lekceważąco ręką / To jakisiś palamanter, Przebrany ciarach, Co się mu kumedyi zachciewa; Gdzie to dyjabeł — Jakem ci był na Saksach, To w jednym mieście Taki som był wyrobiony Cy ta z żelaza, cy z miedzi. Siedział, a wodę gębą puscoł — ORGANISTA Co też to Kuba bredzi, To jest… ale ty zresztą nie zrozumiesz tego. / ogląda się / Patrzcie, co się tu narodu Zeszło z wsi całej! PROBOSZCZ No cóż tak wystawiacie gały, A do roboty — za darmo płacę!? / Wypędza ich — gdy raptem na polanę wbiega dziewczyna, woła zdyszana. / DZIEWCZYNA Ej jegomość, jegomość, prosę jegomości, Bo się Krasula cieli, Nijak nie mogą dać rady; Gospodyni przysyłają, żeby jegomość śli — — — — — — — — — Nijak nie mogą dać rady, Jeszcze się stéro. PROBOSZCZ Idę zaraz — cicho, głupia — / do Fauna: / A ty tu, Faunie, zostań, Zaraz wrócę. FAUN Nie odchodź — z kimże mówił będę, Z tymi ludźmi? Chciałbym mówić tobie O moim smutku, Chciałbym mówić o mojej żałobie, Wygadać się, wynurzyć, Nie odchodź! Zostawiasz mnie chłopstwu, Tej hołocie! PAROBEK KUBA / rozgniewany / No no, widzis go! Ty ciarachu rogaty, Tylko z hołotą nie wyjezdzoj, Bo my są też naród ślachetny! Wynoś się, skądeś przysed — nic nom tu nie przegaduj, Bo my ta obstoimy sami za siebie… / zamierza się ręką — zirytowany / Bo jak cię lunę — psio krew — To ci zaroz te rogi odlecą! PROBOSZCZ No cicho, cóż znowu, Patrzcie go…! Cóż ty myślisz, że to w karczmie —! PAROBEK KUBA A to niech nie poniewiera naszego stonu!! PROBOSZCZ / do Fauna / Ja się tu jeszcze nawrócę, To wezmę cię do siebie: Przenocujesz u mnie. BABA STARA E, to ta jegość robią nierozumnie Takiego stracha. Dyć to nie przymierzając takie, Jak ten dyjobuł, Co to w kościele na obrazie, Co to smaży dusze w piekle, A drugi pod kotłem podpolo; Ale jak już jegomości tako wolo, No to… PROBOSZCZ Nic wam do tego — cicho. / do organisty / Pilnować, żeby co złego Nie zrobiły mu te chamy; Ja wnet wrócę! Druga DZIEWCZYNA wbiega, woła Jegomość, jegomość, Bo gospodyni przysyłają, Co jakieś państwo przyjechało… PROBOSZCZ Jakie państwo?! DZIEWCZYNA A ponoć dziedzice — Idę już. Ciekaw jestem, co na to powiedzą? To jednak szczególna rzecz. / odchodzi pospiesznie / / Faun wstaje — przeciąga się — patrzy ku słońcu. Słońce idzie w górę — rozświetla polanę — parzy. Tymczasem ludzie przysuwają się bliżej ku Faunowi, baby, parobcy, chłopi, pastuchy wiejskie — ten dotknie rogów, ten pociągnie za kosmyk — pierwotna nieśmiałość ustępuje humorowi, który ich ogarnia na widok śmiesznego Fauna. / WÓJT Zebyście nie taki stary, Tobym pedzioł, zeście psebrany. Ze te rogi — te kopyta bierze go za rogi i — patrzy na racice Toście tak z figlów wdziali. — — — — — — — — drapie się po głowie — kręci głową A kiz was ta dziadzi nadali. BABA STARA Dajcie spokój, musi to honorna osoba, Skoro go do się jegomość prosił. Ja bo się ta już na świecie nicemu nie dziwię, Każdy se ta żyje po swojemu — osobliwie. E, to musi być komedyant, Co śtuki rózne udaje; Spytom się go, czy zonaty. / do Fauna / A masz ty babę —?! FAUN Co on mówi? ORGANISTA Pyta się, czy pan ma żonę. FAUN Żonę… Wolnej miłości byłem ja oddany, Byłem kochany Przez boginie piękne — W cienistych gajach śpiewały mi one Pieśni rozkoszy. A my W pląsach namiętnych nabierali szału, W chichotach gonili po lesie — A potem noc rozkoszy — Ciało oddaje się ciału, A potem — winnic urodzajnych spijaliśmy plon, Soki z winnych wyciśnięte gron: — Wino! Wino — o ja mam wino, / wyciąga z kieszeni butelkę / Dobre kościelne wino nie fałszowne; Sam pan dziedzic pije, Jak przyjedzie w odwiedziny do jegomości. Właśnie miałem odnieść do kościoła… / Faun porywa butelkę — pije długo — ludzie się oburzają — niektórzy wyciągają ręce — lecą do Fauna z pięściami, oburzeni — organista zasłania go. / / zgorszony / Ej panie organisto, nie trza było dawać, Dyć to obraza boska: Wino, co jest do kościoła, Dawać takiemu pokrace — — — LUDZIE Ano, ano, patrzcie go, Dyć na to pomsty boskiej wołać! Będzie się jegomość gniéwoł. ORGANISTA Ale ludzie, dajcie spokój, Dyć o tym jegomość nie musi wiedzieć — Niech sie ta stary pokrzepi. FAUN / pije ponownie — odurzony trunkiem deklamuje — jego deklamacja przechodzi w śpiew i taniec / O boski ty napoju Dionizosa, Ty wlewasz siłę w kości me, Teraz czuję, żem jeszcze Faun: Jak pantery zwinne moje ciało I czuję zwinność moich nóg Evoe liber bóg, he ha — I gdy tak napój szumi w głowie, Po kościach idzie dziwna moc I chciałbyś pomknąć w lubym szale Ze swą samiczką w cichy las, Bo czuję siłę moich nóg: Evoe liber bóg, he ha! I taniec zawieść mogę w krąg, I z jaką muzą w pląsy puścić, Niech jeno zagra kto do taktu: Tanecznik jeszcze ze mnie dobry, Wino mi dało siłę nóg Evoe Liber bóg he ha…. / Ludzie dziwią się, a potem śmieją — coraz bardziej ogarnia ich wesołość. / PAROBEK KUBA A on ci wcale zgrabnie tońcy, Żeby mu zagrać, toby lepiej skokoł. FAUN Hej, ma tam który fletnię lub piszczałkę, Niechaj mi zadmie, jeno co skocznego — Adyć jest tu Antek, pastuch Chodźże, masz piscołkę?! / Z gromady wychodzi mały pastuszyna — ludzie popychają go ku Faunowi, on wyciąga fujarkę zza paska, poczyna grać po swojemu, jak to zwyczajnie przy bydle. / BABA STARA A wybierzze sobie dziewkę do tońca. PAROBEK KUBA A wybier se jaką ładną. FAUN / idzie do gromady ludzi / No pójdźże która ze mną w tan, Obrócisz się ze mną, A potem skacz tak, Jak i ja, Hop ha! / Bierze jedną — wyrywa się — inne uciekają. / BABA STARA Nie bójże się, Jaguś, Przecie ci korona z głowy nie spadnie; Zatończze — / Jedna zdecydowana — nieśmiało podchodzi do Fauna. / FAUN Dobrze — graj — / poczyna skakać — pastuch gra / Czegóż tak smutnie grasz? Do tańca zagraj mi!… Zagraj mu do taktu Na taką nutę, jak to w karczmie Grywają — walca albo tramlampolkę Abo śtajera — / Pastuch gra — Faun skacze, obejmuje dziewczynę i kręci się w kółko — ludzie rozochoceni przytupują — Faun śpiewa. / Fletnie mi grają, a ja skaczę, hu ha — Chociażem stary, ale mocny, hu ha — To Bakchus z Florą tańczy, hu ha — Jak pięknym i lekkim się stał, hu ha — Ziemia drży, bogi się radują, hu ha! — / Tańczy coraz namiętniej — nareszcie w tanecznym szale porywa dziewczynę na ręce — ucieka w las. / FAUN W las! w las!! / Dziewczyna krzyczy. / PAROBEK KUBA / przypada, łapie za rogi / A ty ciarachu, ja ci tu dom! Dziewuchy ci się zachciéwo, Ty psiokrew jedna… / bije go / LUDZIE / krzyczą / A wolze tego odmieńca! — Bij psią parę —! — I wino kościelne pił! — Spił się, a potem do dziewki się zabiero! — Pierz po pysku! / Przypadają do Fauna — biją motykami, kijami — czym kto może. / ORGANISTA / biegnie ratować przerażony — woła / Ludzie, bójcie się Boga, co robicie! WÓJT Przestać, przestać! / biegnie na pomoc / LUDZIE / biją Fauna, krzyczą / — A naści, masz! — W łeb go, w łeb go! — Odtrąć mu te rogi! — Wal cornego —! — Bij strzygonia! / przewrócili na ziemię — biją, tratują / BABA STARA / przypada / Ej ludzie, uciekajcie, jegomość idzie!! / Uciekają ze strachem wszyscy — na polanie zostaje tylko Faun skrwawiony — kona. / FAUN / słabnącym głosem / Umieram — Żegnaj mi słońce — Żegnaj mi lesie; Idzie po mnie śmierć — Na obcej ziemi umieram, Faun ostatni — A zabił mnie niewolnik chłop, Do czynu skory…. Żegnaj mi lesie, Żegnaj mi łąko, Żegnaj mi słońce: …………. Nie zobaczę już letnich żniw Ni winobrania — Umieram, A zabił mnie niewolnik chłop, Barbarzyńca. / umiera / / — — — — — — — — / / Na polanę wchodzą ksiądz, wójt, organista, pan dziedzic i pani (pod parasolką). / ORGANISTA / opowiada / …a potem bili Kijmi, motykami, Czym kto mógł. Potem kopali nogami… My oba z wójtem bronili. WÓJT Broniliśmy, prosę jegomości, Ale co poradzi z narodem, jak się rozhuka, A im niby markotno było, ze się Za przeproseniem do dziewuchy broł! PROBOSZCZ A chamy, bydło! I żyj tu z takimi ludźmi — Doprawdy strach bierze — Pokazuje się, że ich nie można Ani na chwilę samych puścić. Żem tylko odszedł, Już sprawili szelmowską sprawkę! / Pan dziedzic i pani oglądają Fauna. / DZIEDZIC A to ciekawe, Skąd on się tutaj wziął. I że właśnie nasz go zabił chłop, To wstyd… Zawsze to osobistość sławna i nietutejsza. Trzeba do dzienników podać, Jak i co było, Żeśmy temu niewinni, jeno chłop. A przecież się ich oświeca, naucza — Ale wójt, wójt, od czegóżeś tam był!! WÓJT Prosę wielemoznego pana, Myśmy temu niewinni, jeno Kuba, Ten parobek… Ze taki zdroźliwy na honorze i nogły, Jak zacon bić — — —!! ORGANISTA E — że to, proszę jaśnie pana, Podobno był cudzy bóg… jakiś?! DZIEDZIC Ale właśnie, że był kulturny, Nie powinni byli zabijać. Ale chłop to się tylko bić a bić! PANI / patrzy na leżącego Fauna / E, on już taki stary, I tak niewiele się mu należało. E, chodźmy stąd, zawsze to nieprzyjemnie przy trupie; Gorąco, wnet pocznie cuchnąć, chodźmy. DZIEDZIC Trzeba przysłać po niego ludzi, Wziąć go stąd — — — — — — No i tak zginął ostatni, Na ziemi polskiej Faun! / Odchodzą. / / Na polanę wychodzi dziewczyna — staje nad trupem Fauna — patrzy. / DZIEWCZYNA E, nie zyje — zabili…. A tu taka wiosna piękna, Słoneczko tak grzeje — ej wiosenka!! / Z lasu słychać śpiew — daleko. / Rekrucie, rekrucie, Nie chodź mi po rucie, Ostre podkówki mas, Rutkę mi sprzecinas, hu ha-a! DZIEWCZYNA / śpiewa ile siły w głosie / Wiosenka, wiosenka, Słonecko na niebie, Przeczekałam zimę, Jasieńku, na ciebie, hu ha-a! / Śpiewka milknie stopniowo w lesie — potem cisza. Słońce wyszło w górę. We wsi w kościele dzwonią na południe. — Gorąco i parno — w lesie słychać łomot i tętent goniącego bydła. / DZIEWCZYNA / woła / Antoska, bo już na południe dzwonią, Zganiaj bydło, bo się gzije!… KONIEC ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/czyzewski-smierc-fauna/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Tytus Czyżewski, Śmierć fauna. Obrazek, G. Gebethner i spółka, Kraków 1907. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć-Gryz, Angelika Kuch, Aleksandra Sekuła, Maria Świetlik. ISBN-978-83-288-6497-9