Spis treści

      Artur BartelsPiosnki i satyryWarszawa

      1
      Niedowiarki, czcze umysły,
      Pletą nam rozprawy,
      Że na tamtym brzegu Wisły
      Niema już Warszawy.
      5
      Że ździczała, jak nie swoja,
      Wszędy chwast i trawy,
      Że nec locus ubi Troja
      Z tej dawnej Warszawy:
      10
      Że o los biednego miasta
      Pełni są obawy,
      Że pleśnią i mchem porasta
      Każden gmach Warszawy.
      Ale byłem sam, widziałem.
      15
      Choć tęskniejsza, łzawa,
      Choć nie taka jak ją znałem,
      Ale jest Warszawa!
      Wszędy ludno, wszędy tłumnie,
      20
      Aż oczom ciekawie.
      I król Zygmunt na kolumnie
      Jak dawniej w Warszawie.
      Nie zgniecona do ostatka,
      Nie Płock to, nie Mława,
      25
      Tem mniej Symbirsk, albo Wiatka,
      Zawsze to Warszawa!
      Czy w powszedni dzień, czy w święta
      Na ulicach wrzawa,
      30
      I choć biedna, choć ściśnięta
      Zawsze to Warszawa!
      I choć strudzisz twoją stopę
      Do znużenia prawie,
      Zawsze znajdziesz Europę,
      35
      Nie Chiny w Warszawie.
      Gdzie nie spojrzeć dziś na twarze,
      Babuleńki żwawe,
      Staruszkowie gawędziarze
      40
      Na całą Warszawę;
      Krzepkiej młodzi grono liczne
      Na każdej zabawie,
      A kobiety takie śliczne
      Jak zawsze w Warszawie!
      45
      A poczciważ to natura:
      Co krok taniec prawie,
      A tak samo rżną mazura
      Jak dawniej w Warszawie.
      50
      Choć ją nieraz srodze nęka,
      Uciska dłoń krwawa,
      Łzę uroni, lecz nie stęka
      Poczciwa Warszawa.
      55
      To też nie źle sobie żyją,
      Stroją w pióra pawie,
      Jedzą smacznie, tęgo piją,
      Bo jest co w Warszawie;
      Trudno tam o kęsie chleba
      60
      I o lichej strawie,
      Lecz bogatym czego trzeba
      W rozkosznej Warszawie?
      Czy ci kieszeń tylko starczy
      65
      O to bądź w obawie,
      A wszystkiego ci dostarczy
      Stępkowski w Warszawie.
      Bo gdzie znajdziesz takie raki,
      I gdzie taka kawa,
      70
      Pieczeń z rożna albo flaki,
      Jakie ma Warszawa?
      Nieraz słyszeć się zdarzyło:
      Plotkarska, ciekawa, —
      75
      Lecz gdyby plotek nie było
      Byłażby Warszawa?
      Zawsze jak w cenzurowanym
      Ktoś siedzi na ławie,
      Wyjdzie jak z łaźni skąpanym
      80
      I… cicho w Warszawie.
      Choć zabawka ta dla śmiechu
      Smakuje gorzkawie,
      Ale w świecie któż bez grzechu?
      85
      Tembardziej w Warszawie!
      Niechże się wesoło bawią
      Ku ludzi poprawie,
      Choć tem nigdy nie naprawią
      Nikogo w Warszawie.
      90
      Mimo wszelkich wykrzykników
      W moralności sprawie,
      Zawsze swoich zwolenników
      Diabeł miał w Warszawie.
      95
      Żeby ludzkość była płocha
      Chce, bo sam ciekawy,
      A że ktoś tam w kim się kocha
      Co to dla Warszawy!
      100
      Albo to, że ktoś próżniaczy
      Po dniach całych prawie,
      Tych w rachunkach swoich znaczy
      Bouquerel w Warszawie;
      105
      Jednak z pewnych nieba znaków
      Sto za jeden stawię:
      Za sześć wieków mniej próżniaków
      Będzie już w Warszawie!
      110
      Także nierzadko się zdarza
      Przy nabytej wprawie,
      Rozpoznać typ pieczeniarza
      Zwykłego Warszawie!
      Gościnności któż nie ceni
      115
      Danej nam łaskawie?
      Ja sam na cudzej pieczeni
      Żyłbym rok w Warszawie.
      W teatrze stary Żółkowski
      120
      Wywołuje brawa,
      U nóg ślicznej Modrzejowskiéj
      Calutka Warszawa.
      Gdy Moniuszko lutnię trzyma,
      Pod ton jego łzawy
      125
      Wzniośle śpiewa Deotyma
      Mieszkańcom Warszawy.
      Są odczyty mądrych rzeczy,
      Sztuk pięknych wystawa,
      130
      Słowem nikt mi nie zaprzeczy,
      Że to jest Warszawa.
      I choć nieraz wszystkich więzi
      Brak wszelkiej ustawy,
      Zdolności w każdej gałęzi
      135
      Znajdziesz wśród Warszawy.
      Choć pozornie nietroskliwa,
      Ale w gruncie prawa,
      I na litość się zdobywa
      140
      Najchętniej Warszawa.
      Zacni ludzie, piękne panie,
      Bez ujmy zabawie
      Rozdają obiady tanie
      Ubogim w Warszawie.
      145
      I nie jeden siwobrody
      Tułacz w nędzy prawie,
      Znalazł domowe wygody
      I pomoc w Warszawie.
      A studenci owi biedni,
      150
      Może płaszcz w zastawie,
      Ale mają chleb powszedni
      W tej zacnej Warszawie.
      Przebaczasz im, że tańcują
      155
      I stroją jaskrawie,
      Gdy tak robią i tak czują,
      Ludziska w Warszawie!
      Sam sobie nie zdajesz sprawy
      I znika obawa,
      160
      Bo mówią: niema Warszawy!
      A tu jest Warszawa!
      Jest dobra, jest niespodlona,
      Pracowita, żwawa,
      165
      Ucząca się i uczona
      Słowem jest Warszawa.
      Szczęść ci Boże, dobrym bytem,
      Szczęść ci dobrą sławą,
      I wytrwaniem w bólu skrytym
      170
      Poczciwa Warszawo.