Spis treści

      Artur BartelsPiosnki i satyryPochwała przyjaźni

      1
      Wiele mówią o przyjaźni,
      Jej potrzebie, jej świętości,
      Lecz ja, bez żadnej bojaźni
      O zarzut zbytniej stronności,
      5
      Wyznam, chociaż w przyjaźń wierzę,
      I choć mam przyjaciół wiele,
      Że nie wierzę, mówię szczerze,
      Że są jeszcze przyjaciele. —
      Za czasów mitologicznych
      10
      Dawnej Grecyi, gdy ofiary
      Składano dla bóstw rozlicznych,
      Znano przyjaciół trzy pary!
      I jak to już mało pono,
      W Grecyi tego dobra mieli,
      15
      Kiedy jak półbożków czczono,
      Rzecz tak rzadką: przyjacieli!
      Wierzę wreszcie, że Pylady,
      Te Oresty, i tam dalej,
      20
      Bez zawodu, i bez zdrady
      Aż do śmierci się kochali;
      Ale mi się jakoś roi,
      (Czy kto zdanie to podziela)
      Że już od zdobycia Troi,
      25
      Nikt nie widział przyjaciela!
      Wreszcie, cóż ich różnić miało
      Owych greckich w sercu braci,
      Interesów mieli mało
      30
      Wszyscy byli nie żonaci,
      Więc kiedy nie było miary
      Zrobić z siebie nieprzyjaciół,
      Cóż dziwnego, że trzy pary
      Świat stary liczył przyjaciół?
      35
      Niechby Orest był dostatni
      Pylad goły, dajmy w nędzy,
      I chciał już w biedzie ostatniej
      Wziąć u Oresta pieniędzy;
      40
      Cóż byłoby? — ze chciwością
      Orest brudną by się zaciął,
      Pylad splamił niewdzięcznością,
      I przepadło dwóch przyjaciół!
      Niechby który z nich miał żonę
      45
      Z cokolwiek ładną twarzyczką,
      Lub co gorsze jeszcze pono
      Przyjaciółkę baletniczką,
      Prędkoby przyjaźń ustała,
      I zawziętych nieprzyjaciół
      50
      Historja by cytowała
      Zamiast tych kilku przyjaciół!
      Niechby z sobą graniczyli
      Suchą miedzą, lub przez rzeczkę,
      55
      Nimby rok z sobą przeżyli,
      Jużby mieli jakąś sprzeczkę;
      Orest by się worał w grunta,
      Pylad w lesie chrustu naciął;
      I nie warta kłaków funta,
      60
      Cała przyjaźń tych przyjaciół!
      Niechby Orest na Marszałka
      Chciał iść, o! nic pewniejszego,
      Że i Pyladowa gałka,
      Padłaby na stronę jego,
      65
      Lecz broń Boże, gdyby obu
      Jednakowe były cele.
      Już zgody ani sposobu,
      I przepadli przyjaciele!
      70
      Niechby oba do jednego
      Posagu wzdychać zaczęli,
      A Oresta szczęśliwego
      Wybrało serce Anieli;
      Pylad przeklnie tak ja sądzę,
      75
      I Oresta, i Anielę,
      Bo gdzie idzie o pieniądze
      Tam już giną przyjaciele.
      Niechby wierszem, albo prozą,
      Oba cokolwiek pisali,
      80
      Kastor z Poluksem, o zgrozo!
      Jak psy by się ujadali;
      Niechby Orestowa siadła
      Przed Pyladową, w kościele…
      Natychmiast kłótnia zajadła…
      85
      I przepadli przyjaciele.
      A dziś pytam, kto cię łaje?
      Kto cię męczy? — kto cię nudzi?
      Kto pożycza, nie oddaje?
      90
      Czemś zawsze przykrem utrudzi?
      Złą wieścią pierwszy zasmuci,
      A wymaga Bóg wie, wiele!
      Kto ci żonę bałamuci?
      Nikt więcej, jak przyjaciele!
      95
      Z tego też wnieść się ośmielę,
      Ztąd jasna prawda wynika,
      Że najlepsi przyjaciele
      Pomagają nam jak w ćwika;
      Zatem wierzmy temu święcie,
      100
      Że ze wszystkich nieprzyjaciół,
      Którzy nas nudzą zawzięcie,
      Nie ma gorszych, nad przyjaciół?
      Przyjaciele są, jak kwiaty,
      105
      Które kochaj, lecz nie zrywaj,
      Podziwiaj ich kształt bogaty!
      Lecz broń Boże, nie używaj!
      Bo jak w kwiecie obumiera
      Za użyciem krasy wiela,
      110
      Tak użycie poniewiera
      Najlepszego przyjaciela!
      Jeśli więc człowieku młody,
      Chcesz uniknąć nieprzyjaciół,
      Strzeż się, jak ognia i wody,
      115
      Zbyt wielkiej liczby przyjaciół
      Bo co w nas uczucie gasi
      Kto to są: nieprzyjaciele?
      Są to zwykle, dawni nasi
      Jak najlepsi przyjaciele!
      120