Artur Bartels Piosnki i satyry Panienki Śliczna to rzecz te panienki, Takie wdzięczne, takie miłe, Mają powab, mają wdzięki Nie zbyt chude, nie otyłe. Wszystko w porę, wszystko w miarę, Zacne, skromne, czułe, tkliwe, Nie zbyt młode, nie za stare, Chcesz, są ciche, chcesz są żywe. Słowem, takie to stworzenia Że trzeba być chyba głazem, By nie ginąć z zachwycenia I nie kochać dziesięć razem; Próżno mówią, żeśmy trzpioty (Trudno naturę przemienić), Ale jak nie mieć ochoty Z sześciu na raz się ożenić. I niejeden by to zrobił, Lecz naprzód, za to wieszają, A potem, nad tem porobił Uwagi, które zmiękczają Ten jego zapał szalenie, A głównie ma to na względzie: Dobrze, lecz jak się ożenię, Żona już panną nie będzie. Panną, to jest tą istotą, Co żyje ambrozją świata, Karmi się uczuciem, cnotą, Nie chodzi, po niebie lata; Ssie rosę z kwiatów kielicha, Subtelną mgłą się okrywa, Smutna — jak anioły wzdycha Wesoła — jak ptaszek śpiéwa. Żona inaczej niestety! Jej ambrozyą wołowina, Rostbef, befsztek lub kotlety A rosą, butelka wina; Lata, lecz po ziemi koczem, A do tego czwórką koni, A jej wdzięków, mgły przeźroczem Dwustu łokci nie osłoni! Smutna — to ci łeb świdruje, Wesoła — dalejże skakać, Za granicę chętkę czuje, A nie zechcesz — zacznie płakać; Ofukniesz się — to cię złaje, Nazwiesz to głupstwem, warjacją, Wtedy już spazmów dostaje I to jest ultima ratio… Nikt kobiety nie przekona W tym stanie pełnym słodyczy, Choćbyś sprowadził Newtona I z Newtonem nie wyliczy Że kupić, lub zrobić czego Nie można. — Masz rubli trzysta? — Nie mam.. — No to cóż wielkiego? Daj mi tymczasem czterysta… I ty sam o własnej sile I z Newtonem, mógłbyś zgłupieć Nimbyś dowiódł, że za tyle, Czegoś tam nie można kupić; Bo na wszystko jest gotowa Racja, co wszystko przecina, Że tak robi marszałkowa, I to ma pani hrabina. Marzyłeś biedny człowieku, O cichem szczęściu domowem… A żyjesz wśród plotek steku I codzień w warchole nowym! Diabeł ci się w życie wcielił, Patrzysz okiem pełnem grozy, Na dom, co ci się podzielił Na dwa przeciwne obozy; Garderobna faworyta, Osoba zasad tak stałych, Klucznica, zacna kobiéta, Psują ci krew po dniach całych. Wypchnąłeś za drzwi klucznicę, I stałych zasad osobę, Masz na trzy dni we łzach lice, I spazmów na całą dobę. I tam dalej — i tam dalej A to wszystko idzie z tego, Że ją głupio wychowali W domu papy rodzonego; Ten siał hreczkę safanduła, Mama gęś jakich dość widać, Tę tylko potrzebę czuła, By córunię za mąż wydać. Z pomocą więc kilku ciotek Z głupoty powszechnie znanych, W gwarze parafialnych plotek, I z teoryj niesłychanych, Dowiaduje się panienka, Że kobieta jest *aniołem*, Przed którym świat cały klęka Uderzając w prochu czołem. I odbiera wychowanie, Jak je wszystkie odbierają, Śpiewa, gra na fortepianie Kiepsko, tak jak wszystkie grają, Wie, że Paryż nad Sekwaną, Po francusku paplać może Tańczy es, ce, byle grano, Rachuje!.. pożal się Boże! Mama wielka gospodyni, Co to liczy każde jaje, Ale na karm jednej świni Sześć beczek zboża wydaje; Wyuczyła się smażenia Dwustu gatunków konfitur I w istocie, podziwienia Wart jej tortowy garnitur. Na tem koniec, wprawdzie może Ona i więcej by chciała Nauczyć, ależ mój Boże, Kiedy sama nie umiała. A miała to przekonanie, Niczem w świecie niezwalczone, Że przez takie wychowanie Cudo wyda, nie zaś żonę. To też się za cudo miała, A dzieląc mamuni wiarę, Wychodząc za mąż mniemała, Że robi z siebie. . ofiarę! Wynalazek to jest nowy, I to arcy głupie zdanie, Jak bukiet fajerwerkowy Kończy panien wychowanie. Z tem, z wyprawą, z duszą rzewną Krasą młodości na licu, I z posagiem, który pewno Znajdziesz kiedyś na księżycu, Ze skrofułami w dodatku Szczęsny człeku chwytasz żonę I masz w zysku naostatku Życie powyżej skreślone. Z dodatkiem jeszcze śmieszności, I od samego początku Scen romansowej zazdrości, Wśród śmiecia i nieporządku. Bo choć panienki najchętniej, Stroją się, mizdrzą, i czubią, I piękno lubią namiętnie, Lecz pyłu ścierać nie lubią. I odznaczają się miernie, Mimo ukształcenie mądre, Porządkiem — z czego niezmiernie Przypominają nam flondrę — Będą miały zalet wiele Nawet i talentów trochę, Lecz rzadko, oprócz w niedzielę, Czystą na nogach pończochę. Znajdzie zatem mąż w niej mnóstwo Zalet różnego gatunku, Ale rzadko ochędóstwo, Nigdy żadnego rachunku Praktyki nadzwyczaj mało, Logiki nie wiele więcéj, A kaprysów furę całą, I pretensyj sto tysięcy. To, z domowej edukacyi, Lecz weź pannę wychowaną W instytucie, tysiąc racyi Znajdziesz codzień, w wieczór, rano, Kląć minutę, w której dzika Myśl ci przyszła szukać żony, Bo to będzie dobrodzika, Chryste Jezu umęczony! Tamta wie choć, że śmietana Z mleka krowiego pochodzi, Wie że słońce wschodzi z rana A popołudniu zachodzi, Wie, że żyto rośnie w polu I że chleb się robi z żyta Pozna ziarno od kąkolu A nie pozna, to się spyta. Ta nic zgoła — lecz zna za to Wszystkie małżeństwa tajniki, Pragnie wyjść za mąż bogato, Miesza się do polityki, Wie już kto z kim romansuje Zna intryg miejskich zasady, I powołanie już czuje Pójść w znajome sobie ślady. Taka jejmość, nie dość że cię Zagryzie, zmęczy, zadręczy, Że ci struje życie w świecie, Jeszcze cię w rogi uwieńczy; Takich proszę najgoręcej Na sąsiadki, w każdej porze, Na sąsiadki, co najwięcej, Lecz na żony — chowaj Boże! Czy przyjdzie kiedy do głowy Tym co raczą nami władać, System jeden myślą zdrowy Pensyony na wsi zakładać. Gdzieby się panny kształciły W przyszłych zatrudnień praktyce I nie zawsze wychodziły Na same gęsi, lub lwice. Gdyby obok francuzkiego, Któremu nie przeczę wcale, Było coś i praktycznego, Coś o krowach, o nabiale, O bieliźnie, o okryciu, I o kuchni choćby mało, Coby w przyszłem panny życiu Nadzwyczajnie się przydało!.. To wszystko z rachunkowością Potrzebną nader do tego, Bez czego z całą mądrością Panny będą, do niczego. Myśl to jasna, prosta, czysta, Niezbita trudnością żadną, Rzecz więc nader oczywista, Że na nią nigdy nie wpadną. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/bartels-piosnki-i-satyry-panienki/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Artur Bartels, Piosnki i satyry, Kraków 1888 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) na podstawie tekstu dostępnego w serwisie Wikiźródła (http://pl.wikisource.org). Redakcję techniczną wykonała Marta Niedziałkowska, natomiast korektę utworu ze źródłem wikiskrybowie w ramach projektu Wikiźródła.