Bartels, Artur
2014-10-28
1956
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) na podstawie tekstu dostępnego w serwisie Wikiźródła (http://pl.wikisource.org). Redakcję techniczną wykonała Marta Niedziałkowska, natomiast korektę utworu ze źródłem wikiskrybowie w ramach projektu Wikiźródła.
xml
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/bartels-piosnki-i-satyry-bodaj-to-kompletne-waryaty/
pol
Fundacja Nowoczesna Polska
Domena publiczna - Artur Bartels zm. 1885
Artur Bartels, Piosnki i satyry, Kraków 1888
http://pl.wikisource.org/wiki/Piosnki_i_satyry
Wiersz
Romantyzm
Liryka
Bodaj to kompletne waryaty!
text
L
0.3http://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/3471.jpg
Webtreats Orange Violet Grungy Photoshop Patterns 3, webtreats@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/3471
Artur Bartels
Piosnki i satyry
Bodaj to kompletne waryaty!
To, co się zowie waryacyą,/
Mniej dowodzi głowy ciasnej,/
Ile jest exageracyą/
W człowieku miłości własnej.
Lecz exageracyą, która/
Ma przynajmniej dobrą stronę,/
Że ją kończy ciasna dziura,/
Miejsce szczelnie ogrodzone ---
I okłady z zimnej wody,/
Zamiast codzień nowych trudów,/
Ciągłych w interesach szkody,/
I zadanych ludziom nudów.
To też ja zeznaję głośno,/
Że jak miłość własna dla mnie/
Stała się plagą nieznośną,/
Tak znów waryacya, bynajmniej./
Bo co mi to proszę szkodzi,/
Że z zwykłym sobie kurażem,/
Waryat w szpitalu dowodzi/
Że jest królem, lub cesarzem?
Albo prześliczną kobietą,/
Albo dotąd niepojętym,/
Ale genialnym poetą,/
A choćby i duchem świętym?/
Wolę to, jak tych kochanych,/
Co mi mówią: Przyjacielu ../
I tych mędrców okrzyczanych,/
Jakich znam nadzwyczaj wielu.
Którzy wychodząc z zasady,/
Że działają najprzytomniej,/
Mnie zimne dają okłady,/
Sto pretensyj mając do mnie.../
Okładają mię, jak króle,/
Rozlicznemi podatkami,/
Jak kochanki chcą, bym czule/
Żył ich tylko uściskami.
Wmawiają mi swą genialność,/
Słuchać mi swych bredni każą,/
I przez wzgląd na mą moralność,/
Duchem mię swym świętym darzą./
Z tymi, czas mój drogi tracę./
Chcąc sens jakiś z bzdurstw ich zlepić,/
A nieraz i coś zapłacę,/
Byle się od nich odczepić.
Zawsze w końcu zmuszon sobie,/
(Policzywszy wszystkie straty),/
Powiedzieć: Otóż, masz tobie,/
I to także są waryaty./
Na takich to próbach życie/
Zmarnowawszy swoje całe,/
Musi człowiek nieodbicie/
Zdobyć przekonanie stałe.
Że z owych wszystkich waryatów/
Którzy mu wątrobę jedzą,/
Najlepsi są, do stu katów,/
Ci, co już pod kluczem siedzą./
I dojść do smutnej pociechy/
Wszelkiego zaś złego racyi,/
Że wszystkie na świecie grzechy,/
Zasadę mają w waryacyi,
Która starym obyczajem/
Od wiek wieków wstrząsa światem,/
Bo bodaj, czy nawet Kaim,/
Nie najpierwszym był waryatem?/
Niech więc kto chce ludziom wierzy,/
Zasłuży się Bogu pewno,/
Lecz wyjdzie, mówię najszczerzej,/
Jak Osman basza pod Plewną.
To jest, że każdy kęs chleba,/
Każdy ruch w lewo, lub w prawo,/
Zdobywać mu będzie trzeba/
Walką z głupstwem, pracą krwawą!/
Zdaje się, choć wyrachować/
Dość to jest trudno, na lata,/
Że ludzkość musi zwaryować/
I to będzie końcem świata.
A zmilkną przecież kolizye,/
Na tej nieszczęsnej planecie,/
Jak Thiers ostatni odgryzie/
Nos ostatniemu Gambecie./
Ostatni padnie dziennikarz,/
Na straży ducha narodu,/
A z nim ostatni kronikarz/
Z braku materyi i głodu.
Tak wreszcie w uścisku bratnim/
Zejdą się spokój i cnota,/
Gdy za zdobywcą ostatnim/
Zamkną się szpitalu wrota./
1877 r.