Baczyński, Krzysztof Kamil
Święto umarłych
Fundacja Nowoczesna Polska
Współczesność
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) na podstawie tekstu dostępnego w serwisie Wikiźródła (http://pl.wikisource.org). Redakcję techniczną wykonała Paulina Choromańska, natomiast korektę utworu ze źródłem wikiskrybowie w ramach projektu Wikiźródła.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/baczynski-swieto-umarlych
http://polona.pl/item/26358515/6/
Krzysztof Kamil Baczyński, 1942, 1943, 1944 (rękopis autora).
Domena publiczna - Krzysztof Kamil Baczyński zm. 1944
2015
xml
text
text
2015-06-30
pol
0.3
http://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/7346833044_96030f585d_o_rceBQKh.jpg
Rain is falling cham-a-cham, KittyKaht, CC BY-SA 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/4412
Krzysztof Kamil Baczyński
Święto umarłych
Smutek jakże ogromny. Zmierzch duszny dławi./
Drzewa i dymy rosną, ziemia się łączy z przestrzenią;/
zachodzą w sobie jak włosy deszczu białymi kwiatami,/
to znów, jak sięgnąć, światło porasta brunatną ziemią.
Ludzie i zioła jesienne zmieszani, splątani drżą,/
wiatr niemi targa i dzwoni, nie wiedzieć w serca, czy w liście,/
a oni coraz bledsi, a drzewa rumienią się, gną,/
jakby po kropli z nich piły, syciły swój kolor ich krwią.
Jak ciężkie statki spływają na dno milczenia domy./
W tym kraju ludzie żywi po jednym schodzą do ziemi,/
mieszkają w głębi ciemności coraz to niżej i niżej,/
a rude niebo zwolna zaludnia szelest cieni;/
nie wiedzieć, czy glina tak miękka, że stopy pochłania, gdy liże,/
czy taka przestrzeń już gęsta, że wchodzą powoli w śmierć/
po szarych stopniach powietrza. O co uderza pierś,/
kiedy w szumieniu cmentarza spotyka łodyg ruch./
umarli to są, czy żywi tak przemieniają się w puch?
I widać matki skośnie schodzące po murze jak cień;/
ich usta otworzą się, zamkną, lecz nie uchodzi krzyk./
Nie wiedzą, czy to się zaczął ciężki jak kamień dzień,/
czy to jak sznur szary dusząc wloką się jeszcze sny,/
w których wydarto im dzieci, a może poprostu wzrok,/
bo już nie widzą i ślepe powietrze trzepotem tną/
jak ptaki, aż wreszcie spadają, dymy i szum je oddala.
Powietrze porusza skrzydłem, napędza ciemności jak fala,/
a z niej dziewczyna wyrasta pianą, szumi i świeci,/
nabrzmiewa kształtem, szeleści, ręce jak gałąź kwitnącą/
wyrzuca, jak woda opada, wiruje w liści zamieci,/
szuka, dłonie obraca, zaklina powietrze i ziemię,/
ale się cień nie zjawia, a cisza jeszcze jest głębsza
więc znowu wiruje jak strumień, zamienia się w wielką łzę./
I spada milcząc boleśnie. To wszystko, co jeszcze umie./
I tylko pachnie po niej cisza jak kwiatów pęk.
Znów deszczu szare różyczki pryskają, zmywają ślad,/
aż się z nich chmura wyłania ciężka, a może to zdołu/
pieni się obraz jak morze pochmurny, huczy jak koło./
Oni ciągną powoli jak czarnej kurzawy bór,/
ciemnością dmie, czaszki trzeszczą, hełm uderza o kość./
To się tak wieki zsuwają jak czarne warstwy gór/
i spada ciężar w morza, topi się, parska jak wosk.
I idzie pomruk lwi zarytych w ziemię dział,/
a oni ślepi suną żywi i martwi razem,/
dłoń potrąca o piszczel, serce o żeber chrzęst,/
idą omackiem, ciemność macają dłońmi jak mur./
Ciężki toczy się poszum coraz to głośniej, już głazem,/
Aż świśnie, grzmotem się zwali i pęknie pieśń jak sznur: ---
Nocy --- śpiewają --- nocy, straszliwa duszna powłoko/
lepisz się gliną do stóp, a skuwasz pewniej niż stal./
Tak się wypiętrzać jak morza powałą, aż ku obłokom/
i runąć znowu, i runąć. Cóż pozostaje? --- żal?/
Żal tylko --- chyba zamało --- na pragnień lawinę huczącą,/
Żal tylko --- chyba za śpiewnie --- na śmierci oddech ogromny./
Nocy straszliwa, nocy, gdzie ty się kończysz --- tam/
rosną jak drzewa szumiące miasta błękitne i domy./
Nocy, gdzie ty się kończysz? Bo nawet u grobu bram/
płaszcz twój do rzeki podobny wieje --- to rzeka stracenia./
Ziemio --- odpowiedz! --- śpiewali. Milczała gorzka ziemia./
I jeszcze szereg, i jeszcze, sztandarów trzepotał liść./
Aż się zwaliły stulecia, cisza zapadła bez przemian/
jak toń spokojna i obca, nawet nie marszczył jej wiatr./
I tylko serce słychać jak dudni, jak głuchym gra krokom,/
gaśnie, podrywa się, tłucze: dokąd to? dokąd to? dokąd?
16. V. 44 r.