Spis treści

    1. Cmentarz: 1 2

    Modernizacja pisowni: niemi > nimi, zwolna > z wolna, po prostu > po prostu, zdołu > z dołu, zamało > za mało.

    Krzysztof Kamil BaczyńskiŚwięto umarłych

    1
    CmentarzSmutek jakże ogromny. Zmierzch duszny dławi.
    Drzewa i dymy rosną, ziemia się łączy z przestrzenią;
    zachodzą w sobie jak włosy deszczu białymi kwiatami,
    to znów, jak sięgnąć, światło porasta brunatną ziemią.
    5
    Ludzie i zioła jesienne zmieszani, splątani drżą,
    wiatr nimi targa i dzwoni, nie wiedzieć w serca, czy w liście,
    a oni coraz bledsi, a drzewa rumienią się, gną,
    jakby po kropli z nich piły, syciły swój kolor ich krwią.
    Jak ciężkie statki spływają na dno milczenia domy.
    10
    W tym kraju ludzie żywi po jednym schodzą do ziemi,
    mieszkają w głębi ciemności coraz to niżej i niżej,
    a rude niebo z wolna zaludnia szelest cieni;
    nie wiedzieć, czy glina tak miękka, że stopy pochłania, gdy liże,
    czy taka przestrzeń już gęsta, że wchodzą powoli w śmierć
    15
    po szarych stopniach powietrza. O co uderza pierś,
    kiedy w szumieniu cmentarza spotyka łodyg ruch,
    umarli to są, czy żywi tak przemieniają się w puch?

    *

    I widać matki skośnie schodzące po murze jak cień;
    ich usta otworzą się, zamkną, lecz nie uchodzi krzyk.
    20
    Nie wiedzą, czy to się zaczął ciężki jak kamień dzień,
    czy to jak sznur szary dusząc wloką się jeszcze sny,
    w których wydarto im dzieci, a może po prostu wzrok,
    bo już nie widzą i ślepe powietrze trzepotem tną
    jak ptaki, aż wreszcie spadają, dymy i szum je oddala.
    25
    Powietrze porusza skrzydłem, napędza ciemności jak fala,
    a z niej dziewczyna wyrasta pianą, szumi i świeci,
    nabrzmiewa kształtem, szeleści, ręce jak gałąź kwitnącą
    wyrzuca, jak woda opada, wiruje w liści zamieci,
    szuka, dłonie obraca, zaklina powietrze i ziemię,
    30
    ale się cień nie zjawia, a cisza jeszcze jest głębsza,
    więc znowu wiruje jak strumień, zamienia się w wielką łzę.
    I spada milcząc boleśnie. To wszystko, co jeszcze umie.
    I tylko pachnie po niej cisza jak kwiatów pęk.

    *

    Znów deszczu szare różyczki pryskają, zmywają ślad,
    35
    aż się z nich chmura wyłania ciężka, a może to z dołu
    pieni się obraz jak morze pochmurny, huczy jak koło.
    Oni ciągną powoli jak czarnej kurzawy bór,
    ciemnością dmie, czaszki trzeszczą, hełm uderza o kość.
    To się tak wieki zsuwają jak czarne warstwy gór
    40
    i spada ciężar w morza, topi się, parska jak wosk.
    CmentarzI idzie pomruk lwi zarytych w ziemię dział,
    a oni ślepi suną żywi i martwi razem,
    dłoń potrąca o piszczel, serce o żeber chrzęst,
    idą omackiem, ciemność macają dłońmi jak mur.
    45
    Ciężki toczy się poszum coraz to głośniej, już głazem,
    Aż świśnie, grzmotem się zwali i pęknie pieśń jak sznur: —
    Nocy — śpiewają — nocy, straszliwa duszna powłoko
    lepisz się gliną do stóp, a skuwasz pewniej niż stal.
    Tak się wypiętrzać jak morza powałą, aż ku obłokom
    50
    i runąć znowu, i runąć. Cóż pozostaje? — żal?
    Żal tylko — chyba za mało — na pragnień lawinę huczącą,
    Żal tylko — chyba za śpiewnie — na śmierci oddech ogromny.
    Nocy straszliwa, nocy, gdzie ty się kończysz — tam
    rosną jak drzewa szumiące miasta błękitne i domy.
    55
    Nocy, gdzie ty się kończysz? Bo nawet u grobu bram
    płaszcz twój do rzeki podobny wieje — to rzeka stracenia.
    Ziemio — odpowiedz! — śpiewali. Milczała gorzka ziemia.
    I jeszcze szereg, i jeszcze, sztandarów trzepotał liść.
    Aż się zwaliły stulecia, cisza zapadła bez przemian
    60
    jak toń spokojna i obca, nawet nie marszczył jej wiatr.
    I tylko serce słychać jak dudni, jak głuchym gra krokom,
    gaśnie, podrywa się, tłucze: dokąd to? dokąd to? dokąd?

    16 maja 1944