Spis treści

      Krzysztof Kamil BaczyńskiPolacy

      1
      Oto rozmawiam z cieniami rycerzy
      w głuchej, wygasłej urnie mojej ziemi,
      a głosy jak organy rosną i strudzeni,
      tyle wieków zwalając, co nad nimi leżą,
      5
      tyle serc w jeden kamień skutych, nim odwalą,
      jak ciemność stygną we mnie i jak wiatr się żalą.
      O! Straszne, straszne dzieje. Widzę morza głuche,
      ziemię z niebem złączoną, a jak step w posuchę,
      i tętent burz pod ziemią, i tłumy wśród ogni
      10
      wijące się jak węże pocięte w kawały,
      i twarze, twarze groźne, o! twarze podobne
      obliczom w śnie zabitych. To znów nagle wały,
      mury, miecze się wznoszą, krzyk rozcina ziemię;
      a potem cisza. Tylko stoją nieme
      15
      posągi bohaterów — trzech lub dwu herosów,
      a popod nimi przepaść zieje — do dna głosu.
      Jeszcze, jeszcze pochody na dalekich lądach,
      gdzie huragany armat rwą na strzępy ziemię,
      na morzach lśniących, gdzie zamknięci w prądach
      20
      mocują się z żyłami golfstromów pod niemi.
      I jeszcze, jeszcze dalej — gdzie stąpną — zwycięscy,
      I tam jeszcze, w ojczyźnie, z dłońmi zgorzałemi,
      tam zawsze podeptani, tam zawsze na klęsce
      jak na trumnie orkanu — wieniec serc na ziemi.
      25
      I tak mijają lata: rzeki, miasta niosą
      jak czarną krę pożogi odbitą aż do dna,
      i ciemność, ciemność głuchą. Wyje ziemia głodna
      rykiem z pól wyoranym, wydartym z pogromów,
      a na niej stoją widma rozrąbanych domów,
      30
      gdzie na zgwałconych sercach pohańbione ciała,
      jakby się męka boża w ludziach ciałem stała.
      0 straszne, straszne dzieje. Huczy czas nad nami.
      Kiedy z szubienic dzwony sinych ciał zagrają,
      wywloką nas na bruki pokrajane łzami,
      35
      na oświęcimskie każnie i warczącą zgrają
      do gardeł nam przypadną. My będziemy żyli
      i tysiąc lat po śmierci w gałęziach szubienic,
      płoszący życie z ślepi tych, co nas zabili.
      Ja rozmawiam z cieniami umarłych rycerzy
      40
      nad grobowiskiem ziemi, sam jak krzyż zgorzały,
      i mówię: „O, przeklęty ten, który nie wierzy
      wystygłym prochom ludu i serc żywych grozie;
      bo kto na swojej klęsce — klęskę ducha mierzy,
      o! tego nie wybawi płomienisty orzeł.
      45
      Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył
      chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem,
      chociaż i dniu potopu w tę miłość nie wierzył,
      to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem”?
      O, wybudujcie domy, o, nazwijcie wreszcie
      50
      Polskę — Polską, nie krzywdą, a miłość — miłością,
      i niechaj biegną rzeki, a na każdym mieście
      niech słup srebrzystych skrzydeł tryśnie jako kościół,
      kościół ciał odkupienia. Każdy jako posąg
      śród liści, nie z marmuru, stoi — sobie mały,
      55
      ale rosnący w kształtach jak jabłka dojrzałe,
      wszyscy razem w kopulę, co odbije glosy
      walnych trąb archanielskich jak lawiny nieba,
      by chleb był dla miłości, nie miłość dla chleba,
      by czas był tym rosnącym, a nie krwi łakomym.
      60
      O, wybudujcie domy, jasne, wielkie domy.
      23. XII. 42 r.