Spis treści

    I
  1. II
  2. III
  3. IV
  4. V
  5. VI
  1. Cisza: 1
  2. Kondycja ludzka: 1
  3. Matka: 1
  4. Noc: 1
  5. Oko: 1
  6. Samotność: 1
  7. Serce: 1

Krzysztof Kamil BaczyńskiSerce jak obłokPoemat

Matce

I

1
NocW takich nocach się lęgną
same mary tylko i skrzydła nawałnic.
Takie noce się karmi
przez wiatr oderwaną ręką.
5
Takie noce dymią padliną —
gnijącym runem obłoków;
błądzący po nich giną
w lęku i mroku.
Takie noce rodzą tylko zwierzęta:
10
konie bez głów i koty ziejące płomieniem,
i płynie w nich ziemia przeklęta
głuchym strumieniem.
Jakże te noce przemógł[1],
które rosną jak trupi obrzęk
15
i jak ryby duszą się niemo?
Jakże w nich zrodził się olbrzym?

II

OkoA miał Tytan ramion dwoje — gałęzi,
jak mosiądz, co się w słońcu wygina,
i oczy, jakby w nich niebo uwięził
20
albo jakby mu błękit spojrzeniem
przez głowę na wylot płynął.
A nad głową koronkę włosów
do ptaków podobną, koloru róży czy rtęci,
spadającą na wysmukły pomnik twarzy,
25
kiedy w drogach złocistych brodził,
w płomieniami płynącym zachodzie,
i tętniące cyklony marzył.
Kiedy świt jak owoc mleka dojrzewał
w kolorowych szybkach jaskiń,
30
ruszał Tytan przez dzwoniące jaskry
jak przez gwiazdy wdeptane w trawę,
i melodie echem śpiewał,
a przed sobą pędził jak korabie[2]
zamyślone, koczujące jak owce
35
w szczerym srebrze wykute lodowce.
A spod stóp się sypały lawiny
jak odłamki kroków wędrujących
przez pustynie planet innych,
przez kotliny zatopione słońcem,
40
poprzez ziemię jak wielką przyczynę
zgasłych studni i źródeł bijących.
Parły trąby miedziane wichury
w kolorowy codzienny zachód,
pędził Tytan bezimienne góry
45
nad koralowy wodopój,
gdzie jak senne zwierzęta — łapą
przecierały znużone oczy,
zanurzały pyski w spokój —
w aksamitne fale nocy.
50
Czegóż więcej potrzeba, gdy głos twój
budził gór żelazny obryw?
Czegóż więcej trzeba oczom modrym,
że tak w smutek patrzyły prosto,
że aż śmiercią lodowatą wiało od nich?
55
SerceNosił Tytan w piersiach mocnych
wyrojone w groźną noc narodzin
smutne serce wykarmione na wyjących wichrów głodzie,
smutne serce wybujałe na lamentach ptaków nocnych,
na modlitwach psów — rzucanych w tarczę snów okrągłą —
60
— dziwne serce — zamiast serca — obłok.

III

Dojrzewały w sadach śliwy, śliwy złociste, jakby
kto krople słońca w powietrzu ostudził nagle jak wosk.
Tańczyły siostry kołem, od tej wesołej jazdy
migało pod powiekami, drażniło nozdrza jak kłos.
65
Dudniły warkocze, tak lśniące, że prawie w słońcu białe,
jak ulew jasne sploty rzucane z nieba ukosem.
Dudniły deszcze owoców poprzez rozwiane włosy,
żeś już nie wiedział na pewno, czy włosy, czy śliwy dojrzały.
Tańczyły siostry kołem, a Tytan przystanął; od żaru
70
oczy ręką ogarniał jak od lśniącego bąka:
«Weźcie mnie, siostry, będziemy po kolorowych łąkach
tańczyć pośród jesieni zielonożółtych pożarów».
Śmiały się siostry, śpiewały głosami
jak zielonymi wilg owocami:
75
«Jakże będziesz tańczył z nami
pod jesieni namiotami,
kiedy ręce masz jak stal i mosiądz?
Strącisz z gór sokoły lawin,
huk lodowców słońce zdławi,
80
kiedy pieśń zaśpiewasz mocnym głosem.
SamotnośćJakże bratem naszym jesteś,
kiedy my jak płomień lekkie,
który biegnie po płonącej słomce,
a ty wiatrem noc zalewasz,
85
piorunami płoniesz w drzewach,
rozdmuchujesz w kolorowy zachód słońce?
Jakże mamy tańczyć z tobą,
kiedy zamiast serca obłok
w piersi burzą wypełnionej nosisz?»
90
I wesoło się siostry śmiały,
w świergot ptaków coraz bardziej zanikały,
aż pozostał po nich lot pajęczyn
rozwieszony w powietrzu dźwięcznym.
Został Tytan sam na brzegu żalu
95
jak na brzegu najsmutniejszej wyspy,
gdzie na drzewach nawet ptaki wszystkie
są z zimnego złocistego metalu.

IV

Kąpali się chłopcy w rzekach,
których prąd podobny dłoniom żylastym,
100
gdzie czekała ich polana niedaleka
i mijały ich wyśnione obce miasta
napełnione kopułami z kolorowych szkiełek,
które w słońcu się wzdymały i gięły.
I widzieli w lasach ciemnych, wilgotnych
105
wirujące tęcze z purpurowych kamieni.
Wśród zielonych kołysek cieni
migotały im dziewcząt loki.
Ale jakże je było uchwycić,
kiedy były z snów przejrzystych nici?
110
Stanął Tytan nad rzeką i zawołał,
aż się kręgi kręciły po wierzchu,
jakbyś kamień w wodę rzucił — coraz dalsze koła
«Chodźcie, chłopcy, popłyniemy o zmierzchu
i zamkniemy w rąk brązowych kleszczach
115
kraj błękitny, gdzie gwiazda mieszka».
Ale śmieli się chłopcy białemi —
jak orzechy wyłuskane — zębami:
«Jakże płynąć chcesz, Tytanie, z nami
do tych bujnych jak burze ziemi,
120
kiedy my szukamy w nich dziewcząt —
jedwabnego jeziora pieszczot,
kiedy chcemy wydrzeć drogie kamienie
tęczom barwnym i zazdrosnym ziemiom?
A ty nie masz soczystego serca,
125
w którym dudni krew chciwa klejnotów.
Czy w lodowcach swych ukryjesz złoto?
Czy w cyklonach swych poszukasz mu miejsca?»
I płynęli, przepływali obok:
«Przecież ty masz zamiast serca obłok».
130
Poszedł Tytan od chłopców wesołych,
wielkie stopy ostrożnie stawiając wśród drzew.
Jeszcze za nim, pogłos rzeczny wołał
i płynących daleki śpiew.

V

Czesała Światłołuna włosy ciemne
135
przed zwierciadełkiem strzaskanym potoku,
zanurzała wąskie ręce głęboko,
ku swym oczom zielonych tajemnic,
które w wodzie się tliły i gasły
jakby z mroku utkane, a jasne.
140
Zeszły sarny do strumienia, wodę
tuląc miękko do wilgotnych twarzyczek,
przybliżały kosmaty policzek
do jej dłoni błękitnych od chłodu
i wznosiły nozdrza mokre i czarne,
145
jakby w piersiach jej przeczuły sarnę.
Widział Tytan Swiatłołunę i pokochał,
rzucił stada gór lodowych i gromów
i co rano przed płynącym lasu domem
dzwonił pieśni na wydętych wiatru konchach,
150
aż z przestrzeni taki żal wywabił,
że na liściach osiadało łzami.
CiszaTylko z dali ryczały porzucone lodowce
przystanąwszy w zasłuchane stada
i skręcone orkany jak owce
155
pobekując zawisły w powietrzu,
nawet ostre pociski deszczów
zwisły z nieba — stanęły nad ziemią,
w kręgi pieśni zasłuchane niemo.
Tytan grając śpiew smutny w ciszę długo snuł,
160
jakby ciemną nicią żalu niebo rozciął wpół:
«Szybują bąki wiecznych burz
chmurami w dół, chmurami w głąb.
Spadają deszcze szklanych róż
pośród mosiężnych wiatru trąb.
165
Widziałem w twoich oczach las
wiodący sarnim rytmem w świat,
gdzie zamyślone ryby gwiazd
nad nawałnicą lat.
Uchroń mnie lotem swoich rąk
170
jak białych ptaków snu
od wędrujących za mną łąk,
od wędrujących gór.
Szybują burze, w burzach drży
mój własny groźny krok.
175
O, schroń mnie w namiot swoich snów
przed stalą moich rąk».
Wyszła wtedy Światłołuna na brzeg światła,
pół się śmiejąc, pół po wietrze ręką wodząc
jak po grzbiecie zbudzonego pieśnią bawoła,
180
i uniosła smutne oczy jak lecących chmur zwierciadła,
jak jaskółki zabłąkane późną nocą
w wirujących planet kołach.
Pół się śmiejąc, pół śpiewając zawołała,
jakby strumień ciepłym altem w niebo lała:
185
«Jakże ty mnie chcesz, Tytanie, kochać,
zadumaną w moich białych potokach?
Jakże chcesz mnie w mocne dłonie uchwycić,
kiedy nie wiesz, czy to ja, czy moje odbicie?
Bo ja jestem na wpół prawdą, na wpół ciszą,
190
jakby liście, co w powietrzu — zanim spadną — wiszą.
Boję ja się twoich gór tętentu,
twoich wichrów jak lecące zwierzęta.
Kiedy rykną twe lodowce lawiną,
moje oczy znikną w liściach, w kwiaty się rozpłyną.
195
Za wysoka będzie miłość z tobą,
kiedy ty masz zamiast serca obłok».
Za wysoko było podjąć płacz z tej nuty,
gdzie go piersi wyrzuciły ponad przestrzeń,
gdzie go taki lodowaty wylał smutek,
200
aż zamarzły nieruchomo wszystkie ptaki na wietrze.
Tylko z powiek Tytanowi łabędź spłynął
zamiast łzy — i w chmurach zginął.

VI

Kondycja ludzkaDudniły rzeki po zboczach. Pełzały żółtym płomieniem
ogniska ludzi w dolinach, kiedy się do snu kładli
205
nic nie widzący powyżej, niż biegły z ognisk cienie,
nie szukający ponad to, co już od dawna odgadli.
Ryczały krowy mleczne i rogi nurzały w senność,
a ptaki spały mocno jak wyrzeźbione w gałęziach.
Piersi zwierzęce i ludzkie wznosiły, zniżały ciężar
210
ogromnej kuli nocy, którą zamknęła ciemność.
Wtedy z pieczar głos się piętrzył i tak urósł,
jakby nie był lotem ptasim, ale czarną górą.
Wołał Tytan w puste studnie nocy,
aż mu oczy wypalone troską zgasły,
215
a od głosu ziemia stała w gromach jasnych,
złote kule na doliny tocząc.
A lawiny lały się jak srebrne rzeki,
jakby starte kołem czasu — wieki.
Właśnie świt nad nocą przysiadł; jakby ptak
220
skrzydłem mlecznym gwiazdy z wolna ścierał,
kiedy drogą bladą jak we snach
MatkaMatka szła o twarzy wyrzeźbionej
w smugi smutku, jakby się nią przelał
czarny płomień zamknięty we łzach.
225
A łzy były za Tytanem tęsknione
i nie gorzkie już, a tylko czerwone.
Wtedy w piersi Tytana obłok
tak się dźwięcznie w białą chmurę skłębił,
że po halach posypał się pogłos
230
cekinami mieniących gołębi.
I w ramionach Matki zamilkły
jego oczy jak zamarzłe wilki.
Tylko skrzydła jej srebrnych włosów
długo wiały na porannym wietrze
235
i sypały się w błękitną przestrzeń,
zastygając w konstelacje i znaki,
nie wiadomo, czy łzy, czy ptaki?

ukończone 30 sierpnia 1941 r.

Przypisy

[1]

przemóc (daw.) — przezwyciężyć, pokonać. [przypis edytorski]

[2]

korab (daw.) — statek. [przypis edytorski]