Spis treści

    I
  1. II
  2. III
  3. IV
  4. V
  1. Duch: 1
  2. Grób: 1
  3. Ptak: 1
  4. Łzy: 1
  5. Śmierć: 1

Krzysztof Kamil Baczyński[Ach, umieram, umieram…]

I

1
ŚmierćAch, umieram, umieram. Jesień
cień unosi na ciepłe ogrody.
Jabłka tak już, śliwy, ciemne wody
namarszczają się w znużenia pieśń.
5
O! Nie trzeba mi tu było więcej
ponad drzewa, ponad serca czułość.
O! Nie trzeba było lat, miesięcy,
tylu skarg nadaremnych i słów.
O! Nie trzeba było tylu twarzy,
10
tratujących wozów czarnych miast.
Ach, umieram, umieram. Wiem:
wyje za mną ciemny, wielki czas.

II

Duch«Podaj mi rękę» — mówił anioł,
a był to świt jak uśmiech dziecka blady.
15
«Oto się unosimy z daleka wołaniom».
Słychać było powietrza srebrne wodospady
i cichy duchów poświst teraz mi wiadomy.
Płynęliśmy. Pod nami stały mokre domy
w chłodnym deszczu zastygłe. Szelest cichy mył
20
zielone okiennice i dachy znajome.
Spali jeszcze. Przed oknem tylko długo wył
pies — czując rękę świata, co stał nad znikomym
krajobrazem przedmieścia. Muzyki nieznane
grały słodko u chmurek wąskich. Niedaleko
25
spadały białe kwiaty i cień płynął rzeką.

III

«Kochani, o, kochani! Czy jest takie serce,
które przeżyje miłość na świecie kainów[1]?”
Anioł przykładał dłonie liliowe do ust
i mówił: «W takie serce będę teraz niósł
30
twoje zmęczone imię, w proste serce Boga,
co jest jak gór zielonych dolina dla owiec
i jest jak sen nagrzany i biały grobowiec».
Już widziałem motyle w powietrzu wykute,
skinieniem jego ręki z kwiatów ciepła tkane
35
i posągi ogniste nie dotknięte dłutem,
rosnące, jak je wiatry składały, i same
gwiazdy na strop puszczone jak litery praw.
I spadła wtedy pierwsza przezroczysta łza
z powieki na te kształty ziemi, gór i drzew,
40
łza, żem zrozumiał jasność. O, jaki to gniew,
jaka nienawiść była, co zamknęła wzrok
i jeno[2] złe kamienie wkładała do rąk,
każde pragnienie jak grób kładła przy mnie,
abym nie widział światła w każdym ptaka hymnie,
45
w każdym liści schyleniu, łaskawości łąk.

IV

A tam się dzień zaczynał. Na fujarce dął
proste pieśni aniołek u kościoła wrót,
a potem się rozkładał dym i mówić jął[3]
anioł bladoliliowy: «Oto widzisz głód,
50
oto widzisz nienawiść i tę pychę złota».
Słyszałem — płakał jęk jak jęk bolesny młota,
który z uporem obok przy kowadle bije
i gniecie, a żelazo boleśnie omija.
GróbSzli czarni, wychudzeni, z błyskiem żądzy ślepym,
55
jak nędzne i żałosne, milczące pogrzeby,
i tratowali łąki, i nie znali wrót,
aż im się pod nogami ocknął nagle grób
i tak jak stali patrząc, wytężeni w gniewie,
spadali w chłodne studnie. A ten, który nie wie,
60
bo nie pragnie przerażeń, stał i patrzył syty,
jak mu się obracali pod wzrokiem w granity,
jak kruszeli, pragnący, w gorzką, czarną glebę.
I była ciemność. Nie wołał nikt pod niebem.
Widziałem jeszcze owe madonny i dzieci,
65
napadnięte w ulicach, odarte z uśmiechów,
z miłości i spojrzenia. O! Czułem, czy wiecie?
ciężar ziemi na sobie, ciężar wszystkich grzechów.
ŁzyI wtedy spadła druga łza, jak ognia płomyk,
na te uśpione jeszcze w mgle i grzechu domy
70
i wspomniałem się, grzeszny i skrzywdzony razem,
i ta łza nie płomieniem już była, a głazem,
głazem boleści. «O, czy jestem jeszcze
tyle martwym człowiekiem, a nie duchem żywym,
że ja tej wagi ciemnej w Bogu nie pomieszczę —
75
— najgorszego z grzeszników płaczącego z krzywdy?»
Anioł dłonie w kwiat złożył i nie mówił nic,
jeno mu z włosów jasnych splot muzyki płynął,
a ja widziałem miasta pękające w pył
i ludzi w proch idących, a na nich jaśminy
80
rosły, a potem wody kładły się pierzaste,
a na nich ludzie nowi płynęli i miasta.
I pokład na pokładzie, jak schody wieczności,
piął się z wolna ku górze ten milczący kościół.
I mówił anioł: «Nie płacz, nie płacz czasów złych,
85
ni dobrych nie płacz czasów. Oto idą w pył,
nim się troską poniżą, podźwigną miłością,
są z niebem rozdzielone wieczną wysokością.
Jeno słupy ogniste, długie nici wiary,
są jako tryskające z tej ziemi pożary,
90
które stoją nad czasem od ziemi do nieba,
wykołysane światłem łodyżki snów bożych,
które się nie ulękną gwiazd ni śmierci trwożą».

V

I lecieliśmy dalej. «Podaj — mówił — dłoń».
I szły potoki iskier na górach obłoków,
95
i rzeki w dole pełzły na kształt siwych smoków.
Nie śpiewali już ludzie ani krople łez
nie parzyły mi dłoni. Było cicho.Ptak Wtedy
zobaczyłem skrwawione ptaki, pod tym niebem
szukające schronienia. Mówił anioł: «Patrz,
100
oto jest nadaremny twoich bliskich płacz,
oto są ptaki serca nie przyjęte w miłość.
Zobacz, jak krwawią cicho. Ile to ich było,
których ty nie dojrzałeś, któreś przebił w locie
i nim cię doścignęły, nim osiadły w tobie,
105
były jeszcze grające pieśni, a już w grobie.
Oto ulatywały ptaki dobre, miłe
bożemu światu pragnień, a już je przebiły
złe, podejrzliwe oczy, a serce namiętne
zmieniało je w kamienie Bogu tylko święte».
110
I widziałem ich loty jak smugi zbłąkane
znaczone krwi poświatą. Wtedy anioł z dłoni
wypuścił sznury świateł na nie i przemienił
w białe gwiazdy, krążące z daleka od ziemi.
I wtedy spadłą trzecia łza, żelazna,
115
na smutek krążeń ludzkich, na huczące burze
i stała się tam, w dole na kuli jak gwiazda
wykuta pożegnaniem ostatnim — w marmurze.
Grało niebo spokojne. Fałdy morza
przelewały się z wolna w głąb milczenia
120
i został tylko cichy pożar —
— bolesna w dole ziemia.
Jeszcze dzwonek na wieży,
sarny w locie i obłok,
wietrzyk dzwonił i gasł.
125
«Podaj mi rękę — mówił anioł —
oto się stajesz zapatrzeniem gwiazd».

ukończone dn. 12 października 1942 r.

Przypisy

[1]

Kain (bibl.) — pierworodny syn Adama i Ewy, zabił swojego brata Abla (Rdz 4,1–8). [przypis edytorski]

[2]

jeno (daw.) — tylko. [przypis edytorski]

[3]

jąć (daw.) — zacząć. [przypis edytorski]