Baczyński, Krzysztof Kamil
Pieśń o ciemności
Fundacja Nowoczesna Polska
Współczesność
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) na podstawie tekstu dostępnego w serwisie Wikiźródła (http://pl.wikisource.org). Redakcję techniczną wykonała Paulina Choromańska, natomiast korektę utworu ze źródłem wikiskrybowie w ramach projektu Wikiźródła.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/baczynski-piesn-o-ciemnosci
http://polona.pl/item/26358519/0/
Krzysztof Kamil Baczyński, I część: krzyż człowieczy (rękopis autora).
Domena publiczna - Krzysztof Kamil Baczyński zm. 1944
2015
xml
text
text
2015-07-16
pol
0.3
http://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/12234762764_d590b347e4_k.jpg
Into darkness, Mark Freeth, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/4456
Krzysztof Kamil Baczyński
Pieśń o ciemności
Sny leżą na mnie warując milczenia/
jak lwy z pomników co warują śmierci/
i liść opada czasem, śnieg, albo i obłok,/
albo ptaków pióropusz wzbije się i przyjdzie./
I niebo stoi. Wtedy mam podobną/
twarz do nieba, choć cienia niema w niej, ni żalu/
słyszę jak się sodomy w cichym trzasku palą./
O nie sędzią ja czekam! Dzień płonie jak listek/
na płytę pieca opadły i zwija/
sieć żyłek delikatną, a z nim giną wszystkie/
chwile nerwem łączone. Noc i dzień przemija./
I w katakumbach czasu od sklepień odbija/
głos, może napomnienie, może bitwa walna ---/
--- wszystko nierozróżnione i rozdarte wszystko./
I noc przechodzi górą jak śmierć --- triumfalna/
i spływa obraz do mórz wrzących pysków.
W huku werbli, w burz wrzawie, w łoskocie pokoleń/
idą chłopcy o oczach z największych przeznaczeń,/
idą, aż za daleko przechodzą --- do ziemi,/
idą, kiedy za nimi świt nie zapłacze/
mlekiem błękitnym. I tak stygną z niemi/
i przechodzą żelazem --- karty czarnej ziemi.
A tyle rzeczy czeka jak spod dłoni --- nowych/
na nadawanie imion. Jak zwierzęta stoją,/
tak smutnieją mijane i schylają głowy,/
aby przeżuwać zapomnienia zmierzch.
O zatrzymać! Płacz milknie. Znów przywala grób,/
znów sen się kładzie głazem mruczący jak lew/
i niebo jak kolumna. Stygnie w urnach krew,/
a burza ciężko pełznie nad doliną.
Noc. Po nocy powstają upiory i z ciała/
wychodzą, aby truć oczy i zmieniać je w popiół,/
aby smutnym dziewczynkom twarz jak orzech gnieść,/
i słuchać w płaczu cichym zwycięstwa i śmiechu/
swojej strasznej postaci jak uschnięty badyl/
natchniony śmiercią, lub serc wodospadem,/
który się w ciemność toczy. Znowu dym spowija/
i snem przybitą leżąc umieram. Wiek mija.
O! Zatrzymać! Milczenie. Widzę jeszcze ludy/
i naród pod kopułą, gdzie szalone wozy/
wypruwają z obłoków deszcze krwawych nożyc./
I pada mór i ludzie wypłoszeni/
do bram łomoczą, a bramy z kamieni/
więc przypadają do stóp drżącej ziemi,/
a ta otwiera paszcze, całuje i wchłania,/
a niebo drga, nie woła żaden głos.
Milczenie. Sny ziewają. Puszcze płyną górą/
i leżą tak, a w dłoniach kolumny z marmuru/
wbite warują ciszy. Nie przychodzi śmierć/
i tylko niebo błyszczy oparte o pierś,
a ciało jeszcze raz zmienia się w sypki popiół.