Baczyński, Krzysztof Kamil [Książka leżała na stole...] Kozioł, Paweł Rajski, Maciej Katarzyna Walichnowska Tomasz Kolinko zby sroczka Piotr Skirski animal Jan Marcinkiewicz Sławomir Czarnecki Joanna Stępień Alkina Daga Justyna Sławik 10 Beata i Gabrysia Wcisło Agnieszka Bielawska Fundacja Nowoczesna Polska Współczesność Liryka Wiersz Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska. http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/baczynski-ksiazka-lezala-na-stole Krzysztof Kamil Baczyński, Poezje, wybór K. Wyka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1977. Domena publiczna - Krzysztof Kamil Baczyński zm. 1944 2015 xml text text 2015-01-29 pol http://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/4365082385_765f2ef6bd_o.jpg Water art: no rules, Peggy Reimchen, CC BY 2.0 http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/4228 Poezja Krzysztof Kamil Baczyński [Książka leżała na stole...] 1 Książka leżała na stole. Na książkę upadł promień/ słońca pełnego jak jabłko i zeszliśmy z obrazka/ jako chrzęszczący rycerz i jak okuty płomień/ kochać czułe zwierzęta i kreślić na piaskach/ złotych pustyń --- figury, miasta i kanały,/ a ludziom dać do ręki owoce nabrzmiałe,/ z których, gdy ścisnąć --- tryśnie anioł, młot i potok/ krwi jak obłok płynącej, i śpiew samolotów,/ które by popłynęły lądom, kontynentom... 2 Zbudziliśmy się rano. Był świt. Było święto./ W doniczkach trąb żołnierskich dojrzewały róże,/ a postaci obłoków wykute w marmurze/ uśmiechały się biało, zastygły tak cicho,/ że zdawało się: klasztor pełen jasnych mnichów/ patrzy w pierwszy dzień zimy na ptasi lot śniegu,/ i byliśmy jak konie zatrzymane w biegu/ i zakute w pomniki. Właśnie zapadł wieczór. 3 Ślepe dzieci epoki, biegliśmy. Od przeczuć/ zachodziły nam oczy gwiazdami i szronem./ Ślepe ptaki epoki. Kondycja ludzkaTen, co jest człowiekiem,/ jest dzieckiem i zrzucając skrzydła jak powieki,/ z oczyma otwartymi zawsze pójdzie ziemią,/ aby nagle przystanąć i z ustami niemo/ otwartymi połykać wielkimi haustami/ krew, drogi i obrazy./ Wtedy wielkie ramię/ uniosło się i nagle wielki strop rozcięło/ na tysiąc krajobrazów jak stłuczonych szkiełek. 4 My wszyscy razem ludzie. My wdeptani w cmentarz/ wielką stopą tygodni i my, gdy nam dłonie/ przymarzły do roboty jak w zamarzłej rzece./ Nie ma ziemi i grobu, jakby dwa obrazy/ nałożone na siebie przenikły się razem./ I tylko prześwituje czasem szkielet albo ciało,/ albo ścierwo gnijące, albo piersi pałąk./ A myśmy dalej poszli. Aż nam kaszel suchy/ tak uszy zakuł, żeśmy już nie słuchem,/ ale rękami dzierżąc pióra i kowadła/ pustej drogi szukali jakby u zwierciadła,/ macając, czy to grób już, czy to jeszcze ziemia./ I śpiąc w objęciach trupów, znamy już na pamięć/ wyspy śmierci, jak kamień i krok ciężki znamy,/ którym się idzie mimomimo (daw.) --- obok. po ciałach jak drzewa/ obalonych czy wyschłych na ziemi przeklętej,/ i nikt nam już nie bliski, i nikt nam nie święty,/ tylko czasu skorupa, płynąc górą, śpiewa/ jak rzeka nad topielcem, a gdy snem wgnieceni/ w poduszki własnych czaszek, słyszymy od ziemi/ oddech węszących nozdrzy przywartych do powiek./ Ślepe dzieci epoki. Tak się rodzi człowiek,/ któremu, kiedy serce pęknie, rozcięte toporem ---/ --- nie zadrży. Nie ma żadnych powrotów. Popękane urny,/ z których wiatr wywiał ludzi, zdarzenia i słowa,/ to wszystko zatrzaśnięte --- jakby wieko trumny,/ i ty tylko krwawisz sam jak ścięta nagle głowa.