Asnyk, Adam
2014-07-17
1968
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) na podstawie tekstu dostępnego w serwisie Wikiźródła (http://pl.wikisource.org).
xml
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/asnyk-z-obcych-stron-vi-na-polach-kartagi/
pol
Fundacja Nowoczesna Polska
Domena publiczna - Adam Asnyk zm. 1897
Adam Asnyk, Pisma, tom III, wydanie nowe zupełne, w układzie i z objaśnieniami F. Hoesicka, nakładem Księgarni F. Hoesicka, Warszawa 1924.
http://pl.wikisource.org/wiki/Pisma_T._III_%28Adam_Asnyk%29/
Wiersz
Pozytywizm
Liryka
VI. Na polach Kartagi
text0.3
http://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/3266.jpg
Temple of Segesta, Sicily, Paul Stephenson@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/3266
Adam Asnyk
Z obcych stron
VI. Na polach Kartagi
Przedemną pola milczące Kartagi/
Wciśnięte między dwie zatoki morskie:/
Grunt pogarbiony, zdziczały i nagi,/
Po którym przeszły pęki rózg liktorskie.
Ruń wschodzącego jęczmienia zielona/
Pokrywa gmachy, które w gruzy legły;/
Gdzieniegdzie z ziemi otwartego łona/
Piętrzą się warstwy kamieni lub cegły.
Odkryte doły, zaklęśnięte jamy/
Bezkształtne wnętrza ukazują zwalisk;/
Po polach leżą strzaskane odłamy/
I bezimienne szczątki wykopalisk.
Gdzieniegdzie mignie znienacka w pobliżu/
Twarz ludzka pośród odsłoniętych ruin,/
W framudze cegieł, jak posąg ze spiżu,/
Stoi poważny Arab, lub Beduin.
Posępna plemion zginionych kotlina,/
Ściegiem zielonych haftowana grządek,/
Ostrym trójkątem ku morzu się wspina/
I w górujący wystrzela przylądek.
Na jego stoku coś bieleje niby,/
Wężem zieleni przepasane w kółko:/
To białe, nizkie Arabów siedziby/
I groty świętych z okrągłą kopułką.
Szerokie, płaskie kaktusów łodygi/
W koło lepianek tworzą płot kolczasty,/
Wśród nich aloes, lub krzywy pień figi/
Wznosi ramiona nad piasek i chwasty.
Przed lepiankami zasiedli na ziemi/
Piękni liniami i wyrazem chłopcy/
O śniadych twarzach: oczyma czarnemi/
Patrzą zdziwieni, gdy nadchodzi obcy.
Słońce ku morzu zeszło gorejące,/
A przez kaktusów dzikie żywopłoty/
Wybiegło naraz promieni tysiące.../
Przedarł sie pożar czerwony i złoty...
Poza skał szczytem wybuchając w dole,/
Odbity w górze przez chmur ciemne wstęgi,/
Ogniem swym objął kartagińskie pole,/
Coraz to szersze zataczając kręgi.
A mnie się zdało, iż przedemną płonie/
Olbrzymie miasto, gdzie wre bój zajadły.../
I widzę mieczem uzbrojone dłonie,/
I stosy trupów, które w walce padły.
Goreją gmachy, świątynie, portyki,/
A orły rzymskie ulatują górą:/
Wzniosły się dumnie ponad zamęt dziki,/
Oblane łuny ognistą purpurą.
Tłum zrozpaczonych niewiast prosto leci,/
Gdzie w żarach krwawe topnieją bożyszcza/
Rzucają w płomień skarby swe i dzieci,/
I same skaczą w walące się zgliszcza.
Męże polegli, niema już narodu,/
Jeźdźcy tratują nikczemnego zbiega,/
A nad gruzami zburzonego grodu/
Rzymskie Vae victis! głośno się rozlega.
Po drugiej stronie, u pagórka stoku,/
Na swym rumaku siedzi Scypio blady;/
Duma zwycięzcy błyszczy w jego oku/
I patrzy chciwie na dzieło zagłady...
Nagle twarz jego groźna, nieużyta,/
Troski, czy smutku wyraz na się wzięła;/
Aż go zdziwiony towarzysz zapyta:/
«Wodzu, czy żal ci spełnionego dzieła?»
A Scypio rzecze: «Serce Rzymianina/
Na szalę wrogów litości nie kładzie:/
Gdyby powstała z gruzów Kartagina/
Sam bym na nowo wydał ją zagładzie.
Lecz pomyślałem, iż dzień nadejść gotów,/
W którym dla Rzymu zajdzie chwały słońce,/
Kiedy mu zbraknie rycerskich przymiotów/
I gdy ostatni wymrą mu obrońce.
Może tak samo w krwi, ogniu i dymie/
Mściwej Nemezis karcące narzędzie,/
Dzicz barbarzyńska, hańbiąc jego imię,/
W gruz go obróci, gdy już nas nie będzie».
Wtem słońce zaszło, i wszystko zagasło:/
Widmo przeszłości w noc grobów zapada;/
Tylko, jak dawniej, bezlitosne hasło,/
Brzmi w górze okrzyk: «Zwyciężonym biada!»