Adam AsnykWśród przełomu
1Na niebie odblask łun ognistych płonie
I ciemne noce opromienia krwawo,
Skrwawione widma wyciągają dłonie,
W poświcie wichru lecą z mgieł kurzawą,
5Powietrze jęków wypełniając wrzawą;
Nad krwią przelaną, która świeżo dymi
Z ciemności kształt się wynurza olbrzymi…
Coraz wyraźniej z cieniu się wychyla,
Jak geniusz wschodnich powieści złowrogi,
10Jak nowy Xerxes lub nowy Atyla,
Na tle czerwonem mordów i pożogi
Z wozu swym mieczem w świat zakreśla drogi,
A wysyłając hordy swe na rzezie,
Łańcuchy światu w podarunku wiezie.
15Wyciąga rękę, a ta dłoń straszliwa
Po coraz nowe sięga wciąż zabory,
Na bój śmiertelny ludzki ród wyzywa,
Ten ród leniwy, rozbity i chory,
Co do podziemnej chce się ukryć nory,
20Byle choć jedną przedłużyć godziną
Ten żywot zbiegów, co bez walki giną.
Ale napróżno w strachu się poniża,
Czyha nań hańba, niewola, zatrata,
Rydwan zwycięzcy powoli się zbliża
25I piersi ofiar dyszących przygniata;
Coraz to groźniej tocząc się wśród świata,
W dziejach ludzkości robi nowy przełom,
I ku straszliwym popycha ją dziełom.
Próżno się cofa i wzdryga i chowa:
30W obronie życia musi dobyć miecze;
Mszcząc przeszłe winy Nemezis dziejowa
Strwożone ludy już za włosy wlecze,
A wszystkie prawa boskie i człowiecze
Padają w gruzy, więc iść naprzód muszą
35Zabijać ręką… i myślą… i duszą…
Kości rzucone! już się losy ważą,
Losy narodów na wypadków szali,
I przyszłość świata z zasłoniętą twarzą;
Nieznane bóstwo na ognistej fali
40Pośród rozruchu posuwa się dalej…
A przeszłość smutna, miesięczna i blada
Topnieje przed nią i w ciemność zapada.
Świat dawny tonie w legendowym mroku
Z całą rozwianą swoich marzeń tęczą,
45Jak księżyc w czarnym nurza się obłoku
Pokryty siecią srebrnej mgły pajęczą,
I tylko po nim smutne skargi dźwięczą,
I tylko jeszcze jasność po nim błyska,
Co czarodziejsko oświetla zwaliska.
50Na widnokręgu gasnących pokoleń
Snują się jeszcze idealne mary;
Brzmią dotąd hasła duchowych wyzwoleń,
Hymny poświęceń, braterstwa i wiary;
Jeszcze gdzieniegdzie jaki rycerz stary
55Nad głową wznosi sztandar swój niezłomnie,
I na wyłomie ginie bezpotomnie!…
Jeszcze gdzieniegdzie jaki sługa boży
Chwałę zmartwychwstań głosi z nad mogiły,
W blask się wpatrując zachodzącej zorzy;
60Ale już nowe, rozkiełznane siły
Światła niebiańskich widzeń pogasiły,
I nad mdlejącem dziś królestwem ducha
Noc się rozszerza, ponura i głucha.
W zaćmieniu ducha, w dzikich żądz zamęcie,
65Pod tajemniczą ciemności zasłoną,
Nastaje nowych żywotów poczęcie,
Co rozdzierają macierzyńskie łono,
By mieć narodzin chwilę przyspieszoną,
I prędzej zgarnąć po przeszłości spadek,
70I szereg ciemnych rozwiązać zagadek.
Tak więc ludzkością wstrząsają do głębi
Męki, konania i bóle porodu,
Rój nowych tworów wichrzy się i kłębi:
Zrodzone z matki nędzy, z ojca głodu
75Straszliwe widmo dźwiga się ze spodu,
I gdzie zwycięzców dojrzy przy biesiadzie,
Dłoń im kościstą na ramieniu kładzie.
Gość nieproszony wciska się do koła,
Płosząc pijane zdobywców zachwyty:
80«Zróbcie mi miejsce», grzmiącym głosem woła,
«Wy macie sławę, wielkość i zaszczyty,
Wy ucztujecie, a jam nie jest syty!
Dajcie mi zaraz waszą część grabieży:
Wszystko, co macie, do mnie dziś należy!…
85Co? wy własności chcecie być stróżami,
Wy mi mówicie, że ja prawo gwałcę!
Siła przed prawem! nauczacie sami,
Ta sama słuszność w mieczu, co i w pałce…
Ja waszą mądrość rozwijam i kształcę,
90I chcę mieć przystęp do uczty swobodny,
Bo jestem silny… i chciwy… i głodny!»
Ten krzyk podziemne powtarzają chóry,
I po przepaściach huczy wciąż wymownie;
Tłum barbarzyńców dźwiga się ponury
95I gwałtem wkracza na świata widownię,
Wstrząsając w ręku zapalone głownie,
Aby ślad swego pochodu na ziemi,
Ogniami zaraz znaczyć czerwonemi.
Na przedzie biegnie nagiem świecąc ciałem
100Nawpół bogini, nawpół zalotnica,
Bachantka wiedza, dzikim tchnąca szałem;
W bezwstydny uśmiech przystroiwszy lica,
Tłumów namiętne pragnienia podsyca,
I wiodąc naprzód zbuntowane zgraje
105Nowe swym uczniom przykazania daje:
«Precz z marzeniami dziecinnego wieku,
Co ponad ziemskie wzlatują wybrzeża!
Precz z urojonem anielstwem w człowieku!
Górą konieczność, co losy odmierza
110Wedle sił, zachceń, i zmyślności zwierza!
Precz z ideałem! dziś przewodzą światom
Bóg ślepej woli… bóg chaos… bóg atom!…
W imię tej trójcy, w imię tej nicości,
Która jak Saturn pożera swe plemię…
115Idźcie rozdzierać matczyne wnętrzności!
Pługiem zniszczenia idźcie zorać ziemię!
Zrzućcie z swych ramion obowiązków brzemię,
Stargajcie więzy przesądów dziejowe,
I burzcie starą społeczeństw budowę!…
120Kościół, ojczyzna, własność i rodzina,
Niech wszystko znika w wezbranej powodzi:
Niech ginie wielkość, zasługa i wina
Dawny dzień minął, nowy już nadchodzi!
Wy go zwiastujcie, wyzwoleńcy młodzi,
125I zamieniajcie świat cały w pustynię,
By nowe życie wzeszło na ruinie!…
Niech runie gmach ten społecznej obłudy,
Chytrych kramarzy podpierany dłonią,
Co blichtrem swobód wyzyskując ludy
130Własnego tylko samolubstwa bronią,
I wietrzą zdobycz, i sięgają po nią…
A gdy w niej szpony zatapiają sępie,
Prawią o cnocie, sumieniu, postępie!…
Dość tej komedyi harmonii i zgody!
135Którą świat bawią wolności fałszerze,
Gdy uciśnione sprzedają narody,
I wchodzą w tajne z bezprawiem przymierze!…
Dość hipokryzyi, co porządku strzeże,
A wobec gwałtu korzy się i płaszczy,
140Ofiarom zionąc przekleństwa z swej paszczy!…
Precz z ową maską moralnego ładu,
Co twarz rozpusty pokrywa skalaną;
Precz z marzycielstwem nikczemnego gadu,
Co kwiaty uczuć brudzi swoją pianą:
145Niechaj do walki z nagą piersią staną,
Ludzie i czyny, myśli i uczucia,
I mierzą głębię własnego zepsucia!…
Potrzeba formę rozkruszyć przeżytą,
Gdy się w niej brudne robactwo zasklepi,
150I strumień życia w nowe pchnąć koryto,
Gdzie będzie płynął i silniej i lepiej…
Więc śmiało naprzód, wykonawcy ślepi!
Bezwiednych potęg, co w ciemnościach drzemią,
Burzcie kształt dawny i równajcie z ziemią!…»