Adam AsnykWieczyste piękno

    Stanisławowi Krzemińskiemu

    1
    Wieczyste piękno daremnie dla ślepych
    Roztacza wkoło barw i blasków przepych;
    Daremnie jasne promienie, jak gońce,
    Posyła ziemi to duchowe słońce,
    5
    Gdy niema oczu, którym światła promień
    Mógłby otworzyć drogę uwidomień,
    I ponad błotem skrwawionych trzęsawisk,
    Ponad prądami mijających zjawisk,
    Ukazać bytu zdrój słoneczny, złoty,
    10
    Przenikający kolejne żywoty,
    I ciągły przypływ tej świetlanej fali,
    Co łańcuch istnień wiecznie doskonali.
    Lecz chociaż dotąd jeszcze ziemskie rody
    Nie widzą wyższej harmonii i zgody,
    15
    I błądzą w cieniu bezsłonecznych krain,
    Z piętnem przekleństwa, jakie nosił Kain:
    To wciąż powoli istniejąca siła
    Potrzebne zmysły będzie im kształciła.
    I tak, jak niegdyś pod fal światła wpływem,
    20
    Ślepy twór na świat błysnął okiem żywem,
    Tak ślepa ludzkość w przyszłości zdobędzie
    Do wyższych zadań konieczne narzędzie.
    A gdy do światła otworzy swe oczy,
    Ze wstrętem spojrzy na krew, co ją broczy,
    25
    Na posiew zemsty, który się odnawia
    Z ziarn jadowitych krzywdy i bezprawia;
    Na barbarzyństwa szalejący nierząd,
    Co świat napełnia walką dzikich zwierząt;
    Na źródła szczęścia zatrute tak marnie
    30
    Przez dobrowolnie stwarzane męczarnie…
    Spojrzy ze wstydem i, jak z snu zbudzona,
    Ku czystym blaskom wyciągnie ramiona,
    I pokieruje swoje przyszłe dzieje,
    Gdzie piękno, dobro i prawda jaśnieje…