Adam AsnykŚwiat się ogniami zapala
1Świat się ogniami zapala
Do wnętrza swego wstrząśnięty;
Burzliwa wezbrała fala
I z rykiem leci w odmęty;
5Bóg dzikie rozkiełznał siły,
Więc będą z sobą walczyły.
Powstaje w ogniu i dymie,
Co dotąd kryła noc głucha;
Jakieś widziadła olbrzymie
10Rwą się ze swego łańcucha:
Z otchłani podnoszą głowę,
Znów na śmierć walczyć gotowe.
W powietrzu pełno okrzyków,
Pobudka brzmi już straszliwa;
15Zwycięzców i niewolników
Krwawe szaleństwo porywa;
Choć nie chcą, wściekłość i nędza
Tłum cały naprzód popędza.
W przeczuciu groźnych przewrotów
20Strwożone zbroją się ludy,
Czują, że runąć im gotów
Ów gmach społecznej obłudy,
A wszystkie święte przymierza
Krew ofiar zaleje świeża.
25Czują, że tajna potęga
Nurtując ziemię do gruntu,
Dawny porządek rozprzęga,
Podnosi chorągiew buntu,
I wszystkie przeszłości ślady
30Chce zrównać pługiem zagłady.
Więc wiedzą, że bronić muszą
Całej dziejowej zdobyczy,
Przed własną zatrutą duszą,
Przed nowym najazdem dziczy,
35By choć ocalić z rozbicia
Podstawy przyszłego życia.