Spis treści

      Tadeusz MicińskiZatoka tęczWiteź Włast

      1
      Wśród nocy głuchej zagrał dzwon,
      nikt nie wie skąd przychodzi on —
      kościół zamknięty, proboszcz w śnie —
      a cóż tam w mroku leci — mknie?
      5
      pogrzeb? lecz co te mary konne
      znaczą — i jęki — i śpiewy studzwonne?
      Zawrzyjmy drzwi i okna chat —
      będzie to dżuma albo grad,
      ale upiory gonią w las —
      10
      sznur niewidzialny wlecze nas —
      i my za nimi — połą kryjąc
      twarz — idziemy nawpół żyjąc.
      Przez wądół leśny, grzęzaw ług,
      gdzie się nie wrzynał nigdy pług,
      15
      przez bór, gdzie szumi skrzydłem strach,
      jak dusze błędne idziem w snach.
      Stare zamczysko, drzewiej gród,
      ponoć olbrzymów był tu lud —
      czepia się mszały z głazem głaz —
      20
      płomień wybuchnął i zgasł.
      O czem że gęślarz gra?
      w ciemnościach zejdzie Bóg —
      i w kim nie żywie skra —
      ten się obali z nóg.
      25
      O, widzim otchłań już —
      stoi w łachmanach król —
      i krwią napełnia kruż —
      może to lek? a może ból?
      Na tronie Dziewa śni,
      30
      chochliki w wieńcach róż —
      jak w one idziem dni
      do Chrystusowych zórz.
      Obudźcie, Panie, ją —
      obudźcie z onych mar,
      35
      w których się dusze rwą,
      gdy je skamieni czar.
      I podchodzim mrący do zmarłej,
      i całujem gnijącą tę dłoń —
      sine wargi się bólem rozwarły,
      40
      a robaki żłobią jej skroń.
      Odór — stęchlizna —
      na sercu blizna —
      żali morderce? że w pokutnych
      giezłach — do cieniów pielgrzymujem smutnych?
      45
      Czemu na czole mym krew?
      a czemu w oczach Twych srom?
      a czemu łamie się śpiew —
      to w hymn, to w jęk — to w grom?

      Hej, hej! ze smoczych gniazd
      50
      wypełza czarny gad —
      w koronie siedem gwiazd,
      kwitnący wokół sad.
      Dębowe grube pnie
      żelazną łuską gnie,
      55
      płomieniem krwawym lśni —
      krótkie są człeka dni —
      serce zamiera nam —
      u śmierci stoim bram;
      w sercu się mroczy grób,
      60
      węża jesteśmy łup.
      Nijak zmarznięte krzewiny
      ścięte szronem —
      prężą się lwie drużyny
      przed zaskronem.
      65
      On jeden zwolna paszczę
      zwraca wkrąg —
      i toczy nas, jak praszczę,
      w mgliwie łąk.
      I grają nam, jak skrzypki,
      70
      zielska pól —
      wije się przy nas hybki
      czarny ból.
      Aż tam gdzie w bagnach okno —
      bez dna toń —
      75
      i gdzie rosiczki mokną,
      łamiąc dłoń —
      topią się i nurzają
      duchów ćmy —
      skrzypeczki śpiewne grają:
      80
      tęskne — śmy!
      A duch w koronie gędzi
      niemą pieśń —
      i szlocha na krawędzi,
      patrząc w pleśń.
      85
      I zepchnął go tam dłonią
      Witeź Włast,
      odziany złotą bronią
      z klętych gwiazd.
      I przeciw smoku dumnie
      90
      zagrał w dzwon —
      a młoda pani w trumnie
      krwawi szron.
      A cały srebrem tkany
      śpiżów król —
      95
      jak słońce — gdy tumany
      kurzy z ról —
      tak on roztęczył smoka
      aż do chmur —
      a noc szafirooka
      100
      schodzi z gór.
      I tam na nieba morzu
      skrzy się gad,
      a my — jak na przestworzu
      bujny kwiat.
      105
      A pieśń ogniami błyska —
      wichrem wiar —
      jakby przez uroczyska
      wionął żar.

      Orły! niechaj wam ukażą szlaki w błękitach —
      110
      w lesie tur, w stepie sumaki —
      a potoki na granitach,
      a w morzu wiry Malsztromu —
      a w chmurach — śpiew gromu.
      Na poboju legło sto tysięcy
      115
      młodzianów —
      każdy jęk — każda rana więcej
      mówi, niż mądrość brahmanów,
      bo umierał wszechświat w każdem łonie,
      a bóg — słońce szydziło na tronie.
      120
      Oto wyschły w posusze las dębów —
      zapalę —
      i tryśnie z ożywionych zrębów
      ognia zachwyt, a nie żale —
      kto się dotknie mego mroku —
      125
      wzleci jak Perkun w obłoku.
      Ja nie będę wam grał pieśni smutnej,
      o Cienie!
      lecz dam tryumf dumny i okrutny,
      co zawali błękitów sklepienie
      130
      i zdruzgoce —
      waszych bogów tęskniących bezmoce.
      I powiodę was w kraj zórz polarnych
      z dźwiękiem rogów —
      i zakrwawię u kamieni ofiarnych —
      135
      i przekuję was ludzi — w półbogów —
      dziką pieśnią serca wam zachwycę —
      a do ręki dam grom — i orlicę.
      Ognie! niechaj was wśród mroków rozżarzą,
      Ocean! niech was wichrami napoi —
      140
      jak archanioł z łańcuchem w gwiazd zbroi
      zejdźmy się z Bogiem twarz z twarzą.

      I cały ogromny lud —
      jak w burzy lecący śnieg —
      rwał się na szczyty gór —
      145
      w siedmio — płomieniu gwiazd.
      Pamięci rycerskiej Sewera.